czwartek, 3 lipca 2014

Sweet Dreams, Rozdział 46

-Słu...słucham ? - powiedziałam prawie niesłyszalnie, a właściwie to wydyszałam moje słowa. - Jakiej...jakiej ciąży, ja....my przecież....
-Proszę spojrzeć. - lekarka nachyliła się i przysunęła do mnie zdjęcie USG - Widzi pani tę malutką kuleczkę ? O tutaj. - wskazała palcem w jedno miejsce.
-Ten kamyczek ? - zmarszczyłam brwi.
Zachichotała.
-To nie kamyczek. - uśmiechnęła się szeroko - To pani dziecko.
-M...M-moje dziecko ? - wzięłam do ręki zdjęcie, po czym uśmiechnęłam się sama do siebie. Czułam jak mocno bije mi serce, a do oczu napływają łzy.
Nosiłam w sobie dziecko Zayna.
Szczęście nagle zniknęło, gdy wróciłam do rzeczywistości.
-Mogłaby... - odchrząknęłam - Mogłaby pani o tym nikomu nie mówić ? Nie chciałabym, by ktokolwiek się teraz dowiedział.
-Oczywiście, panno Peterson, ale...nie chce pani powiadomić o tym nawet ojca dziecka ?
-Jeszcze nie. - zniżyłam głos - Proszę mi obiecać, że pani również mu o tym nie wspomni. Ani Sam. Po prostu nikomu.
Skinęła głową.
-Proszę mi zaufać. - puściła mi przyjacielskie oczko.


Gdy wyszłam z gabinetu, mój wzrok powędrował prosto do kanapy pod ścianą. Zayn siedział na niej z głową podpartą o dłoń, marynarką położoną obok siebie i chyba miał nawet zamknięte oczy.
-Zayn. - powiedziałam cicho.
Podniósł głowę i wstał od razu gdy mnie zobaczył.
-Kochanie. - złapał mnie za ramiona - Wystraszyłaś mnie, nie chcieli mnie nawet do ciebie wpuścić. - spojrzał mi w oczy - Wszystko w porządku ?
Przełknęłam głośno ślinę.
-Jay, odpowiedz mi. -  patrzył na mnie z troską - Siostra Sam mówiła, że zrobi ci USG.
-Tak, zrobiła. - odrzekłam - To nic takiego. Jakiś zwykły wirus. - wzruszyłam ramionami - A zemdlałam dlatego, że mało rano zjadłam i po prostu zasłabłam..
Spojrzałam na jego twarz i nie zauważyłam żadnego siniaka ani najmniejszej rany.
Czyli to Max oberwał.
-Co z Maxem ? - zapytałam.
Westchnął ciężko, zapewne słysząc w moim głosie zmartwienie.
-Pojechał do domu. Ma złamany nos. - zacisnął usta w cienką linię.
-Zayn, dlaczego go pobiłeś ?
-Nie pozwolę, żeby szczeniak mnie obrażał. - wziął marynarkę i położył ją na moje ramiona - Rozpadało się. - spojrzał w okno - Zabiorę cię do domu.

-Chcę jechać do siebie.
-Okej. - westchnął - Ale zostanę z tobą.



W domu było naprawdę ciepło. Uchyliłam jedno z okien i rozejrzałam się po salonie, w którym Eliot i Zayn jedli chińszczyznę. Tak bardzo tęskniłam za tym miejscem.
A niedługo mam się wyprowadzić...
Jestem w ciąży. Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale jednak. Pieprzony 28 sierpnia..Co mam zrobić ? Muszę komuś powiedzieć, ale komu ? Na pewno nie mojej mamie, nie wytrzymałaby i w ciągu kilku dni cały Nowy Jork by już wiedział.
-Za chwilkę wrócę. - powiedziałam i zniknęłam w swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Wzięłam telefon i przejrzałam kilka numerów.
-Halo ? - usłyszałam po drugiej stronie.
-Nancy ? - szepnęłam, gdy nagle zaczęłam płakać.
-Skarbie, już wróciłaś ze szpitala ? 
-Mhm... - mruknęłam i nie dałam rady stłumić szlochu.
-Płaczesz ? Jay, kotku, co się stało ?
-Jestem w ciąży, Nancy. - płakałam cicho - Noszę dzieciątko Zayna.
-Kochanie, to wspaniale ! Powiedziałaś mu ?
-Nie..
-Dlaczego ? Ucieszy się !
-Boję się... - szlochałam - Tak bardzo się boję, że go stracę..
-Dlaczego masz go stracić ? Kochanie, zostanie tatą. Będzie wniebowzięty !
-Nie wiem, czy on chce mieć teraz dziecko.
-No wiesz, chyba nie ma wyboru.  - zachichotała - Ale zechce je mając świadomość, że nosi je kobieta, którą kocha ponad życie. Uwierz mi skarbie, będzie dobrze.
-Dziękuję Nancy. 
-Przyjedziecie jutro do nas na obiad ? Ian robi kurczaka.
-Jasne. - uśmiechnęłam się do siebie - Pozdrów go ode mnie. Mamy wziąć Eliota ?
-O tak, uwielbia kurczaki. - śmiała się.
-Do zobaczenia. I dziękuję.
-Kocham cię, Jay. I już kocham twoje małe szczęście.
Odłożyłam telefon i spojrzałam w okno, łapiąc się za brzuch.
-Ja też je kocham.



Przez tydzień ukrywałam przed Zaynem bóle brzucha i wymioty, które towarzyszyły mi na szczęście tylko rano. Starałam się nie spędzać u niego każdej nocy, więc było mi trochę łatwiej. Za dwa tygodnie jest już przyjęcie zaręczynowe, więc postanowiłam przejrzeć kilka kreacji.
Idąc na lunch dobiegł mnie dzwoniący telefon.
-No hej. Idę teraz na lunch. I nie martw się, towarzyszy mi tylko gazeta.
-Bardzo mnie to cieszy. - Zayn miał dzisiaj wyjątkowo dobry nastrój - Chociaż sam chciałbym ci towarzyszyć.
-O nie, obiecałeś Brandonowi, że z nim zjesz. Może chce cię namówić na jakiś nowy produkt ?
-Też tak myślę. Ale zamierzam omówić to jeszcze z tobą.

-A jeśli zaproponuje jakieś narzędzie tortur na które się zgodzę ?
-Więc wyprodukuje narzędzie tortur, ponieważ mojemu aniołkowi się ono spodobało.
Zaśmiałam się.
-Uwielbiam twój śmiech. Po naszym ślubie zamierzam go słuchać codziennie.
-Więc musisz nauczyć się kilku żartów, żeby rozbawić swoją żonę.
-Sądzisz, że żarty są potrzebne ? Myślałem, że z natury jestem zabawny.
-Oczywiście, że tak. - chichotałam -Muszę kończyć. Jestem już pod kafejką.
-Najedz się. Ostatnio wcinasz na okrągło. - zauważył.
Oblizałam wargi.
-Wolisz, żebym się głodziła ?
-Oczywiście, że nie. Uwielbiam twój apetyt. - powiedział z rozbawieniem.
-Ta... A tyłek rośnie.
-Więc ciesze się jeszcze bardziej. Miłego lunchu, widzimy się na obiedzie.
-Kocham cię.
-Ja ciebie bardziej.
Weszłam do kafejki, w której o dziwo było mało osób. Chciałam zająć miejsce pod oknem, gdy nagle dobiegł mnie męski głos o hiszpańskim akcencie:
-Jay Peterson ?

Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wysokiego mężczyznę o długich, kręconych, czarnych włosach i delikatnym zaroście. Był ubrany w czarny garnitur i czerwoną koszulę bez krawatu.
-Tak, to ja. - zmarszczyłam brwi i wyprostowałam się - Znamy się ?
Wskazał ręką na krzesło przed sobą.

-Zapraszam, seniora.
Podeszłam do niego niepewnie i zajęłam razem z nim miejsce przy okrągłym stoliku.
-Pablo Rodriguez. - chwycił moją dłoń i pocałował delikatnie.
-Rodriguez ? - powtórzyłam - Skąd mnie pan zna ? Kojarzę pańskie nazwisko, ale...
-Jestem mężem Eleny.
Zamarłam.
-Właściwie to... - oblizał wargi - Byłym mężem. Miesiąc temu wyjechała z Barcelony i zażądała rozwodu. Słyszałem, że tutaj spotykała się z Zaynem Malikiem. Czy dalej coś ich ze sobą łączy ?
-Nie, już nie. - zaprzeczyłam natychmiast.
-Hmm.. - skinął głową i spojrzał na mój pierścionek - Jesteście zaręczeni, nieprawdaż ?
-Tak. A jego związek z Eleną nie był prawdziwy. Jej matka groziła mi śmiercią.
-Ach, Veronica... - westchnął - Piękna kobieta. Twarz anioła, ale dusza... - pokiwał głową - Piekielna.
-Też tak uważam. - nie byłam co do tego faceta pewna i chyba zauważył moje podejrzliwe spojrzenie - Chce pan jeszcze o coś zapytać ?
-O Elenę. Co się z nią dzieje ? Nie wie seniora gdzie się teraz znajduje ?
-Nie mam pojęcia i mało mnie to interesuje.

-Och, a więc zazdrość... - uśmiechnął się łobuzersko. 
-Jak mówiłam Zayn nigdy nie kochał Eleny, więc nie jestem zazdrosna.
-Tak piękna kobieta jak pani nie powinna być. Wręcz przeciwnie. Elena, jak i jej matka, potrafi być niezrównoważona. Proszę na nią uważać.
-Dała nam już święty spokój panie Rodriguez, dziękuję. - wstałam i wzięłam torebkę.
-Nie zje pani ?
-Zrobię to w biurze. - odrzekłam.
-Mogę mieć do pani prośbę, seniorita ?
Skinęłam głową.
-Może mnie pani powiadomić, gdy dowie się pani czegoś o Elenie ? - podał mi swoją wizytówkę z numerem telefonu - Kocham ją. Chciałbym, by wróciła.
-Oczywiście, panie Rodriguez. Do widzenia.



-Co ci mówił ? - warknął Zayn - Uduszę go za to, że w ogóle się zjawił !
Zdziwiło mnie, że zaraz po całym spotkaniu z Pablo od razu poszłam do gabinetu Zayna. Opowiedziałam mu wszystko i wyraźnie go uspokoiłam.
-Nie chciał niczego więcej ? 
-Nie. - odparłam.
Usiadł obok i wziął mnie na kolana, ciężko wzdychając.
-Wiesz, że się martwię. - pocałował mnie w skroń - Spotkał się z tobą, bo nie odbierałem od niego telefonów.
-Dlaczego ?
Wzruszył ramionami.
-Elena mnie nie obchodzi więc nie zamierzam się nią zajmować. Tak samo jest z jej mężem.
Oparłam głowę o jego ramię.
-Odeszła od niego miesiąc temu.
-Wiem. - szepnął. - Ale co nas to obchodzi ? Mamy siebie, tak ? Tylko ty i ja.
Odchrząknęłam i spojrzałam na niego.
-Zayn..
-Słucham, aniołku ? - założył pasmo włosów za moje ucho.
-Chcesz...chcesz żebyśmy ciągle....no wiesz, byli sami ?
-A kogo jeszcze potrzebujemy ?

-A....a chciałbyś może kiedyś....chciałbyś mieć ze mną dziecko ?
Znieruchomiał.

-Nie myślałem jeszcze o dzieciach... - zmarszczył brwi - Na pewno jeszcze nie teraz.
-Dlaczego ?
-Po prostu, Jay. To nie jest moment na dzieci. - pocałował mnie w skroń - Czemu pytasz ?
Wzruszyłam ramionami.
-Tak z ciekawości...



-Może jeszcze wina ? - zapytał Zayn, leżąc obok mnie w samych dżinsach. W jego sypialni paliły się wszystkie światła, gdyż przed chwilą obudził mnie dziwny koszmar i nie chciałam, żeby ciemność powróciła.
-Już mi wystarczy. - odłożyłam kieliszek.
-Wypiłaś tylko jedną lampkę. - odstawił butelkę i zerknął na zegarek - Wcześnie zasnęłaś. Jest dopiero 20:00, a tobie już zdążył przyśnić się koszmar.
-Wino mi pomogło. - odparłam.
-Opowiesz mi co ci się śniło ? - oparł głowę o moje piersi.
-Nie pamiętam. - mruknęłam.
Małe, czarnowłose niemowlę...
Nagle jego iPhone zaczął dzwonić.
-Kurwa. - szepnął.
-Kto to ?
-Pablo.

-Odbierz ! - uklękłam i patrzyłam na telefon.
Westchnął po czym odebrał.
-Czego chcesz ? - warknął - Co ? Jak to ? - spojrzał na mnie - Już tam jadę ! - rzucił komórkę i sięgnął po koszulkę.
-Gdzie jedziesz ?
-Elena jest w szpitalu, muszę do niej jechać.
-Ale Pablo z nią jest. Mówiłeś, że ona cię nie obchodzi.
Spojrzał na mnie.
-Trafiła tam przeze mnie.
-C-co ? O czym mówisz ?
-Wrócę za niedługo. 
-O nie, jadę z tobą !
-Jay !
-Nie kłóć się ! 
Rzuciłam się po kurtkę i poszłam z nim do windy.



Ben i jeden z ochroniarzy - Ryan - weszli z nami do szpitala. Serce dudniło mi jak oszalałe. Cholerna zazdrość...
Dlaczego Zayn był taki zmartwiony ? Co go obchodziła Elena ?
-Pan Malik ? - złapał nas jeden z lekarzy.
-Tak. Gdzie jest Pablo ?
-Rozmawia z lekarzami. Ratujemy ciąże pani Rodriguez.
-Elena jest w ciąży ? - otworzył szerzej oczy.
-To nie jest rozmowa na takie miejsce jak korytarz. Proszę za mną.
-Zayn... - powiedziałam, gdy puszczał moją rękę.
Elena jest w ciąży. Ona ma jego dziecko. Zdradził mnie, wiedziałam, że mnie z nią zdradzał, a do tego zrobił jej dziecko.
Patrzyłam na cienie, które znajdowały się za kotarą. Cienie Zayna, Pabla i lekarza. Mężczyzna właśnie skończył mówić, gdy nagle Zayn schował twarz w dłoniach a Pablo zaczął krzyczeć i płakać.
-To twoja wina ! - krzyczał do Zayna, który szedł w moją stronę, a tymczasem dwóch lekarzy za nim przytrzymywało Rodrigueza - Zabiłeś je, słyszysz ?!
-Ben, zabierz ją do domu. - mówił do szofera, tak jakby mnie nawet nie zauważył.
-Zayn, co się dzieje ?
-Jedziesz do domu.
-Ona ma twoje dziecko tak ? - zapytałam, gdy się odwrócił i zaczął odchodzić.
-Idziemy, proszę panią. - Ryan złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do wyjścia.
Ja tymczasem odwracałam się i patrzyłam na Zayna siedzącego na krześle z twarzą schowaną w dłoniach.
Skarbie, to ja mam twoje dziecko. Dlaczego z nią zostajesz ? To ja noszę nasze małe szczęście...

1 komentarz: