sobota, 28 maja 2016

Sometimes, Rozdział 41

-Na pewno wszystko w porządku? - zapytał Zayn po raz setny dzisiaj, gdy leżeliśmy w łóżku i jedliśmy żeberka.
Dochodziła 12:00 więc zbliżała się pora obiadu, a my pozostaliśmy w piżamach.
Nie rezygnowaliśmy z pieszczot, ponieważ nikogo nie było w domu oprócz nas.
-Tak, wszystko okej. - powtórzyłam mu - Nie mogę przejmować się tamtą nocą. Nie cofnę czasu. I to nie jest moja wina. - wzruszyłam ramionami - Po prostu wtedy powstałam i już. Ważne, że mama na nas patrzy i się uśmiecha. 
Uniósł kąciki ust.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, znowu się odezwałam:
-A gdzie mój sosik ?
Westchnął i zebrał w sobie siły, żeby wstać i ruszyć do kuchni przez setki schodów specjalnie po mój sos.
Wtedy właśnie zadzwoniła do mnie Rachel.
-Co jest ? - odebrałam z pełną buzią.
-Ty się przestań obżerać tylko szykuj kieckę i lecimy w sobotę do LAbowling.
-Po co ? Nie gram w kręgle.
-To zaczniesz! Kojarzysz Ashtona Greeka ze szkolnej drużyny ?
-Nie za bardzo. A czemu ?
-Bo zaprosił mnie i "moje znajome" do kręgielni w sobotę i musze przyjść z kimś bo będzie grupka jego kumpli i nie mogę być jedyną dziewczyną. Już nie chodzi o jakiś podryw czy coś no ale to będzie głupio wyglądać... Poza tym powiedział, żebym przyszła z kimś.
-Rachel, ja raczej..
-Wiedziałam, że to powiesz dlatego wcześniej obdzwoniłam wszystkie laski jakie mam kontaktach i nie uwierzysz, wszystkie jadą na te cholerne weekendowe targi mody czy co to tam jest ughh... - jęknęła przez zaciśnięte zęby - Musisz ze mną pojechać.
Skrzywiłam się. Zayn mnie zabiję.
-Nie mam wyjścia ?
-Jako moja najlepsza przyjaciółka - nie kochanie, nie masz.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Dobra. Pojadę z tobą.


     Zaraz po tym jak odłożyłam telefon do sypialni wrócił Zayn z moim sosem do żeberek.
Ten człowiek we wszystkim wygląda dobrze, ale gdy jest cały ubrany na czarno tak jak teraz to już przechodzi ludzkie pojęcie.
-Rozmawiałaś z kimś ? - zapytał kładąc niewielki metalowy pojemnik z sosem na moją tacę.
-Tak, Rachel zadzwoniła. Idziemy jutro na kręgle. - odparłam nie mówiąc nic o Jasonie i jego kumplach. - O której jutro wracasz z pracy ?
-Koło 16, mam jutro ważne spotkanie i jeśli mi się nie przedłuży będę wcześniej. - spojrzał na mnie po chwili - Idziecie same ?
Ugryzłam żeberko. Obawiałam się, że padnie to pytanie.
-Tak. - skłamałam.
Skinął głową i jadł dalej, nic nie mówiąc.
Czułam, że jestem cholernie spięta. Nie mówię mu prawdy, czyli kłamie, czyli Zayn się wkurzy, czyli...
Czyli co?
Czemu tak bardzo boję się, że się wścieknie ? Bo się obrazi ? Albo się do mnie nie odezwie..
Chwilunia, przecież on mnie uwielbia, więc ani jedno ani drugie. Czyli chyba mogę go skłamać..
Tak?


      Tamten dzień minął właściwie zwyczajnie.
Kąpiele, seks, prysznic, seks podczas kąpieli itp. Czyli dzień jak co dzień.
Oczywiście nikt nie narzekał...
Tyle, że nie mogłam się rozluźnić. Ciągle myślałam o tym cholernym wypadzie na kręgle, gdzie miało być kilku chłopaków (duuużych chłopaków), których Zayn w ogóle nie zna, do tego nie chce, żebym się z jakimkolwiek spotykała.
Chociaż trzeba przyznać, że ja sama ich nie znam.
Nie mogłam odmówić, przez ostatnie tygodnie spotykałam się tylko i wyłącznie z Rachel. Nie lubię czuć się taka "aspołeczna". 
Kocham Zayna nad życie, ale ostatnie dni spędzałam głównie z nim, nam obojgu przyda się malutka przerwa bo w końcu się sobą znudzimy.
W południe jadłam płatki przy blacie w kuchni i obserwowałam jak Susan miesza sałatkę. Ze sto razy pytałam, czy jej pomóc, ale ta jak zwykle musi robić wszystko sama. Wyjdzie na to, że będę umiał robić tylko kanapki i parzyć herbatę.
-Mamo... - zaczęłam - Idę dzisiaj na kręgle z Rachel i paroma kolegami.
Ta, "koledzy". Na oczy ich nie widziałam.
-Znam ich ?
-Nie, ale są z ostatniej klasy czyli nie musisz się o nic martwić, są bardzo sympatyczni.
-Używki ? - zapytała wycierając dłonie w różowy fartuch.
-Żadnych. - przewróciłam oczami - Grają w football w szkolnej drużynie, nie mogą pozwalać sobie na "używki".
-Dobrze, dobrze, idź. - spojrzała na mnie - Wiesz, że się tylko troszczę.
-Wiem, wiem. - dojadłam płatki - Powiedz tacie, okej ? Żeby się nie martwił czy coś.
-Zadzwonię do niego jak skończę.
-Okej.  - odstawiłam naczynia do zlewu.
-Ej, ej. - powstrzymała mnie gdy już chciałam wyjść. - Zmywarka.
-No tak, zawsze zapomnę.


     -Mówię ci.... to są takie ciasteczka!
Zmarszczyłam brwi słuchając Rachel, gdy szłyśmy w stronę kręgielni.
-Wszystko, tylko nie "ciasteczka". - poprosiłam.
-No co, nie powiem "słodziaki" bo to czysty testosteron ! - skakała podekscytowana, ale mimo tego jej bujne loki zaciśnięte w ogromnego koka nawet nie drgnęły.
Widać było po niej, że zaplanowała co ubierze i jaki makijaż zrobi. Dawno nie widziałam jej tak mocno pomalowanej, do tego założyła neonową, różową sukienkę, która ściśle opięła jej szczupłe ciało.
Idziemy na randkę czy jak ?
Ja założyłam zwykłe, czarne spodenki z wysokim stanem do tego zwiewną, białą bluzeczkę, ponieważ dzisiaj było wyjątkowo ciepło i nie chciałam wciskać mojego tyłka w nich ciasnego.
-A Ashton... - westchnęła i spojrzała na mnie - Oh Ashton...
Na miejscu cały Ashton okazał się być wysokim, oczywiście dobrze zbudowanym czarnoskórym zawodnikiem, którego ramiona ledwo co zmieściły się w wejściu do kręgielni.
Gdy po nas wyszedł ukazał się nam szereg jego białych zębów w szerokim uśmiechu.
-No witam. - przywitał się ciepło. - Myśleliśmy, że przyjedziecie. Czemu nie dzwoniłyście ?
Uff, jest miły...
I tak na marginesie, sądziłam, że mężczyźni ogoleni na kolano nie wyglądają zbyt ciekawie, ale Ashtonowi to naprawdę pasowało.
-Nie, nie, przyjechałyśmy moim autem, ale zaparkowałyśmy nieco dalej w cieniu.
-A, rozumiem. - skinął głową - Jay, tak ? Jestem Ashton. - zwrócił się do mnie i wyciągnął dłoń.
-Miło mi. I już troszkę o tobie słyszałam. - spojrzałam ukradkiem na Rachel, która natychmiast poczerwieniała.
Ashton to zauważył, ale byłam pewna, że wie jak działa na moją przyjaciółkę. Czułam również, że to działa w die strony, tyle, że on w przeciwieństwie do Rachel potrafił to ukryć.
-Zapraszam do środka. - otworzył drzwi i zrobił nam miejsce, żebyśmy mogły wejść.
-Nie jest zbyt tłoczno. - zauważyła Rachel.
-Tak, więcej ludzi jest tutaj wieczorem. Wolą tu pić niż grać w kręgle, robią tu naprawdę świetne drinki. A właśnie, pijecie ?
-Ja prowadzę. - skrzywiła się - A ty Jay ? Napijesz się, prawda ?
-Nie, ja też dziękuję. - powiedziałam, gdy akurat weszliśmy na schody ruchome.
-Ale w sobotę chyba nam nie odmówisz. Słyszałem, że będziesz.
-Powinnam. - zaśmiałam się - I nie, wtedy nie odmówię.
-No i super!
Gdy dojechaliśmy na górę znalazły się przed nami szklane drzwi przez które mogliśmy dojrzeć kręgielnie.
-Dlaczego akurat ta sala ? - spytała z ciekawością Rachel.
-Jak to czemu ? - otworzył nam drzwi i wpuścił do środka - Jest najwieksza.
O mój Boże.
Szczęki nam opadły gdy z Rachel ujrzałyśmy, nie "grupkę chłopców", tylko całą drużynę.
Zayn mnie zbije. Zayn mnie zabije. Zayn mnie zabije.
-Grupka znajomych? - rzekłam do Rachel - Znienawidzę cię za to.