piątek, 22 stycznia 2016

Sometimes, Rozdział 36

-Dobranoc. - rzekł Zayn i zamknął drzwi po czy odwrócił się w moją stronę.
Leżałam na łóżku w jego sypialni, obok którego (tak jak mówił) leżał gruby materac na którym miał rzekomo spać.
-Żeby nie zbudzać podejrzeń dzisiaj tylko śpimy. - powiedział nieco ciszej, podchodząc do łóżka.
Minął materac i nie spuszczając ze mnie wzroku położył się, po czym wpoił swoje wargi w moje.
-Jest ciężej niż myślałam. - powiedziałam kładąc dłonie na jego ramionach i ugniatając delikatnie twarde mięśnie - Nie możemy się zachowywać jak wcześniej, brakuje mi tego. Nie mogę być naturalna. - mówiłam a on odgarniał włosy z moich policzków. - Do tego muszę ich okłamywać. - spuściłam wzrok.
-Nikt nie mówił, że będzie łatwo. - położył się obok kładąc głowę na mojej piersi.
-I tak się dowiedzą, prawda ?
-Kiedyś muszą.
-Ale pewnie zbyt szybko niż powinni... - zaczęłam bawić się jego włosami.
-Nie wiem, Jay. Niczego ci nie mogę obiecać. - westchnął - Poza tym mieszkamy w jednym domu.
Są też inne fakty. Carl wie jak bardzo przypominam Zaynowi moją mamę, jego poprzednią miłość. Może również zauważyć jak JA na niego patrzę.
-Wytrzymaj do stycznia. - rzekł cicho - Będziesz pełnoletnia i nikt niczego nam nie zarzuci. Będziemy musieli jedynie znosić ich "fochy".
-Mhm... - zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
-A teraz śpij. - podniósł się i pocałował mnie w czoło - Poczekam aż zaśniesz.
-Jak to poczekasz ? Przecież mieliśmy...
-A jeśli któreś z nich wejdzie tu rano i zobaczy, że śpimy razem ? 
-Nie, nie rób mi tego. - wtuliłam się w jego pierś.
Westchnął głośno.
-Poczekam. Dobrze ? Zaśniesz przy mnie. Potem obudzę cię, również leżąc przy tobie. Nie zauważysz, że mnie nie ma.
-No dobrze...


          Mylił się.
Obudziłam się koło 4:00 cała mokra i wystraszona. Podniosłam się i odruchowo zaczęłam szukać dłonią Zayna, ale go nie znalazłam. Natychmiast wyszłam spod kołdry i ostrożnie zeszłam na podłogę po czym wskoczyłam pod pościel Zayna. Materac był na tyle duży, że pomieścił nas oboje. Wtuliłam się w niego mocno, co sprawiło, że się obudził.
-Hm..? - mruknął - Jay, co robisz ?
-Obudziłam się. - jęknęłam.
Westchnął przez nos i przytulił mnie.
-No jak dziecko... - przyznał cicho.
-Ale mnie kochasz.
-No jasne.


        Następnego ,ranka obudziły mnie kroki.
Otworzyłam oczy, wciąż byłam na materacu. Rozejrzałam się by zobaczyć, że jestem w sypialni Zayna. Myślałam, że się popłaczę, gdy po podniesieniu wzroku ujrzałam Zayna w garniturze zapinającego spinki od mankietu.
-No nie... - wydęłam dolną wargę.
Westchnął i nachylił się. Musiał uklęknąć na jedno kolano by mnie namiętnie ucałować.
-Będę koło 16:00. - powiedział pieszcząc palcami mój policzek - Obowiązki wzywają, ale ty zawsze będziesz najważniejszym. Tak ?
Skinęłam głową.
Pocałował mnie jeszcze raz.
-Do później.
Podniósł się, zabrał walizkę i poszedł.
A ja zostałam sama.


Boże, zero weny.
W mojej szkole jak dotychczas można było poprawiać oceny, a teraz wprowadzili coś takiego, że nie mogę poprawiać sprawdzianów, więc teraz o wiele bardziej muszę zakuwać. Tak mnie to wykończyło, że przyrzekam, przez ostatnie dni na okrągło siadałam do laptopa i próbowałam coś wystukać, ale zero pomysłów, masakra...
Do tego za tydzień bal gimnazjalny to już w ogóle zawrót głowy. Ale również za tydzień mam ferie więc będzie w porządku, odpocznę z laptopem na kolanach :>
Nie chciałam, żebyście dłużej czekali (i tak jest już za długo) więc dodaję takie króciutkie, ponieważ chciałam was powiadomić o czymś bardzo ważnym.
A więc, skończyliśmy His Inferno, więc czas w końcuuu na Everything for you ;) 
Oczywiście pewnie żadne z was nie pamięta wszystkich postaci, więc od dzisiaj za dwa tygodnie (to będzie 5 luty) dodam kolejny rozdział tego właśnie opowiadania, więc będziecie miały czas na przypomnienie sobie i przeczytanie wcześniejszych rozdziałów :) Przyznam, że miło się czyta drugi raz, ja sama zbyt wiele nie pamiętałam xD ale czytałam i robiłam notatki, więc spokojnie.
PAMIĘTAĆ, 5 LUTYYY ! <3



czwartek, 14 stycznia 2016

His Inferno, Rozdział 60

Siedziałam w ogromnej sypialni wypełnionej zapachem wanilii. Delikatny dym z świec unosił się nad łóżkiem, co jakiś czas rozwiewany przez delikatny wiatr dochodzący z balkonu. Mogłam odpocząć. 
Jutro w końcu wielki dzień...
Cieszyłam się, że Zayn przekonał się na kremowy kolor ścian. Wszystko w pokoju było jasne; ściany, kremowe meble, biały dywan i ogromne łóżko z  odrobinę  ciemniejszego drewna, jednak pościel i poduszki leżące na niej były w tych samych kolorach co ściany i dywan. Na szafkach nocnych paliły się świeczki, które miały dać spokojny i przyjemny nastrój. Chciałam się nieco odprężyć, ponieważ dzisiaj w południe złapał mnie stres.
Od dwóch tygodni nie chodzę na uczelnie, więc dzisiejszy dzień również spędziłam z Marthą i Anabel, które dzisiaj nie rozmawiały już o przygotowaniach do ślub, tylko spędzały ze mną mile czas powtarzając, że wszystko jutro będzie dobrze.
Oczywiście, że będzie. Zostanę żoną Zayna.
Człowieka, który jeszcze w zeszłym roku za mną nie przepadał. Który mnie nie pamiętał. Którego mogłam oglądać jedynie na zajęciach. 
A teraz ? Jest za drzwiami obok i bierze prysznic, a za chwilę zapewne będzie się ze mną kochał.
Uśmiechnęłam się na myśl o tym wszystkim. Wcześniej chciało mi się płakać na myśl o tym jak go straciłam, jaki kiedyś dla mnie był. Nie zasmucało mnie już to. Wprowadzając się do Filadelfii zaczęliśmy wszystko od nowa. A jutrzejszy dzień będzie dowodem na to, że już nigdy go nie stracę. Że już zawsze będę się budzić przy nim.
Nieważne czy w bogatym łóżku, czy na cienkim kocu w ogrodzie...
Usłyszałam otwierające się drzwi. Obróciłam głowę w bok.
-Jak się czujesz ? - spytał Zayn z uśmiechem na twarzy. Jego głos był ochrypły, ale ciepły, przyjemny dla uszu.
Zapragnęłam go natychmiast przy sobie.
Wyciągnęłam ręce w jego stronę,  na co zareagował od razu i po chwili tulił mnie mocno, okrywając kołdrą.
Zaczął rozpinać guziki mojej koszuli nocnej całując mnie po szyi i schodząc coraz niżej.
-Oszczędzaj siły na jutro. - wydyszałam łapiąc go za rękę.
Spojrzał na mnie i pocałował delikatnie.
-Wsunę ci pierścionek na palec i przetańczę z tobą całą noc, dla mnie to żaden wysiłek. - cmoknął mnie w kącik ust - Sama przyjemność.
-Mówię o nocy poślubnej. 
Zaśmiał się cicho.
-Racja. - przyznał - Ale nie wytrzymam.


        Moja pierś unosiła się wysoko pod wpływem głębokich oddechów.
Sukienkę miałam już na sobie. Makijaż był perfekcyjny. Niezbyt wysokie, białe szpilki spoczywały na moich stopach i czekały aż zaprowadzą mnie do samego ołtarza. Wysoko upięty kok czekał na wszczepienie długiego welonu.
Było wszystko. Powinno być idealnie. Ale brakowało jednego.
Jednej osoby.
Sharon...
Wpatrywałam się ze łzami w oczach w zdjęcie mojej zmarłej mamy. Siedziała na kanapie w starym mieszkaniu, które teraz w Selinsgrove służy jako sklep lub magazyn. 
Uśmiechała się. Pomimo wystających obojczyków i podkrążonych oczu prezentowała się naprawdę pięknie.
Dobrze widać, że zdjęcie było robione przez Johnny'ego, który dodatkowo ją rozśmieszał. Pamiętam ten dzień. Powtarzałam "jesteś piękna, mamusiu", gdy nie chciała być fotografowana. Stałam obok, tata robił zdjęcie nowym aparatem, który dostał w pracy. Powtarzał, że jest cudowna. Że jest szczęściarzem, że może ją mieć.
Łza spłynęła po moim policzku. W tym samym momencie na odsłoniętych barkach poczułam ciepłe dłonie.
Bardzo znajome dłonie.
-Jest tutaj. - głos Johnny'ego był cichy, opanowany, ale przejęty wzruszeniem - Jest z nami, Julio. I jest z ciebie bardzo dumna. - stanął obok i starł łzę z mojego policzka.
Po chwili dodał:
-No już, Anabel długo nad tym siedziała. - zaśmiał się wspominając o mojej przyszłej szwagierce, która właśnie do nas dołączyła trzymając w rękach welon.
-Gotowa ? - zapytała podchodząc z nim do mnie i stając za moim krzesłem.
-No jasne. - odparłam z uśmiechem.
Tata wystawił dłoń. W końcu to on zaprowadzi mnie do ołtarza.
Odetchnęłam jeszcze i w ułamku sekundy przemyślałam to jeszcze raz.
Po chwili ujęłam jego dłoń.


           Oddychaj, oddychaj, oddychaj.
Muzyka organów odbijała się echem od ścian kościoła. Idąc wzdłuż wąskiego dywanu zamknęłam na moment oczy. Nie przewrócę się. Tata mnie podtrzymuję.
Jednak gdy otworzyłam oczy znowu zachciało mi się płakać. Byli wszyscy. 
Martha, Jerry, Ann, , Travis, o mój Boże, Travis.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Zachichotałam cicho, oczywiście odwzajemniając uśmiech i przebiegłam wzrokiem po pełnym kościele. W końcu spojrzałam przed siebie.
Mina Zayna była bezcenna. Mój kochany, pewny siebie profesor, był w tamtym momencie tak zszokowany, tak zachwycony, że aż mnie samej zabrakło tchu.
A nie...to dlatego, że był zniewalająco przystojny.
No ale o tym to już wszyscy wiemy.
Gdy zdjął welon z mojej twarzy resztę czasu spędziłam na wpatrywaniu się w jego ciemne oczy okalanymi czarnymi kosmykami włosów.
Aż w końcu oboje powiedzieliśmy to na co czekaliśmy tak długo.
-I że cię nie opuszczę aż do śmierci. - dokończyłam cicho zaraz po tym jak na palcu Zayna zalśniła złota obrączka.
-Kocham cię. - powiedział bezgłośnie.
Jedyne co zdążyłam zrobić to uśmiechnąć się jeszcze szerzej, nim ksiądz pozwolił nam się pocałować a cały kościół wypełnił się gwizdami i oklaskami.
Wreszcie zaczęliśmy od nowa.


         -Zatańczyłam ze wszystkimi. - westchnęłam głęboko opierając głowę o ramię Zayna który otwierał dom.
-Chodź tu. - pchnął drzwi i wziął mnie na ręce, tradycyjnie przenosząc przez próg.
-Nie obrażę się, jeśli zaniesiesz mnie do sypialni. - chichotałam - Wypiłam troszkę więcej.
Była piąta rano, słońce już wschodziło. Przetańczyłam większość czasu, byłam wykończona, ale oszczędziłam troszkę sił na resztę nocy.
Tą przyjemniejszą część nocy...
Mój kochany mąż położył mnie na łóżku i pomógł zdjąć baleriny, oczywiście sukienkę również.Gdy oboje byliśmy nadzy pieścił delikatnie ustami moją szyję i dekolt.
-Wymęczę cię jutro. Na razie chcę się nacieszyć tobą jako Julianną Malik. Moją żoną. - muskał opuszkami palców mój policzek.
Uśmiechnęłam się i przyjęłam ciepły pocałunek, który po chwili przerodził się w coś o wiele większego.
-Kocham pana, profesorze. - szepnęłam.
Przycisnął usta mocniej na nieco dłuższą chwilę.
-Ja ciebie również, Julianno. Mój aniele.
-Obudzę się jutro przy tobie ? - powtórzyłam pytanie które zadałam mu cztery lata temu w ogrodzie w Selinsgrove. Wtedy gdy się poznaliśmy.
-Oczywiście. Już zawsze będziesz się przy mnie budzić. - rzekł cicho.
I tak właśnie było.



 3 lata później


 -Ślicznie... - mówiłam cicho pochylając się dość nisko gdy malutkie paluszki zaciskały się na moich dłoniach.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Zayna siedzącego na kanapie z papierami na kolanach. Zdejmował okulary z nosa i z uśmiechem na twarzy spojrzał na prawie samodzielnie idącą w jego stronę córeczkę.
-Moje kochanie. - w końcu wstał i gdy byłyśmy tuż przy nim wziął Sharon na ręce.
-Tata. - zachichotała a jej okrągłą buzię okalały ciemne loczki.
-Czyż nie jest świetna ? - zapytał patrząc na mnie.
-Jutro dziadek weźmie ją na ryby. - pacnęłam dziewczynkę w nos.
-Chyba wolę, żeby robiła bukiety z Marthą. - stwierdził całując małą w usteczka.
Spojrzał na mnie.
-Moje aniołki. - objął mnie ramieniem i przysunął do siebie - Tak bardzo was kocham. - rzekł cicho z ustami przy mojej głowie.
-My ciebie razem jeszcze bardziej. - spojrzałam na niego.
Sharon zamknęła oczy i położyła główkę na silnym ramieniu taty.
-Chyba ktoś pójdzie spać. - powiedziałam, ale mój wzrok przykuło coś jeszcze, czyli oczy Zayna wpatrzone we mnie.
-Kocham cię, Zayn. - powiedziałam. Nie wiem dlaczego. Po prostu chciałam. 
Minęły kolejne trzy lata odkąd się znamy. I były lepsze. Szczęśliwe.
Po chwili Zayn odparł cicho:
-Ja ciebie też, Julio. Już zawsze.

0-.

 Koniec :> 

czwartek, 7 stycznia 2016

Sometimes, Rozdział 35

-Zwiedzaliście miasto ? - pytała mama, gdy  siedziałyśmy w salonie po drugiej stronie schodów.
-Tak, było świetnie. - pokiwałam głową i wzięłam łyk owocowej herbaty - Kiedy tata wraca na budowę ?
-W przyszłym tygodniu. - odparła.
To trochę śmieszne; Carl mieszka w takim pałacu, a pracuje na budowie. Cóż, dziwne, ale wszyscy wiemy, że dom tak naprawdę należy do Zayna, gdyby nie większość jego pieniędzy nie mieszkalibyśmy tu.
-Zayn jutro, prawda ? - zapytała a ja posmutniałam, co starałam się ukryć.
-Tak. - odparłam w miarę uśmiechnięta i odstawiłam herbatę na szklany stolik.
-Dlaczego przedłużył urlop ? 
-Nie chciał, żebym była sama w domu. Ale głównie siedział w biurze i robił coś w papierach. - zmyśliłam wzruszając ramionami.
-Ah, no tak. - uśmiechnęła się - Widziałaś tatę ?
-Chyba śpi.
-Spał całą drogę, mało mu ? - zapytała jakby samą siebie i dopiła herbatę. - Spotykasz się z kimś dzisiaj ?
-Może zadzwonię do Rachel. - mówiłam zdejmując białe paprochy przyczepione do moich leginsów - Albo też się zdrzemnę.
Albo zakradnę się z Zaynem do biblioteki i spędzę z nim kilka chwil na tamtej małej kanapie.
Kilka chwil...Wcześniej było kilka godzin.



          Zerknęłam na zegarek oświetlony żarówką lampki nocnej.
21:00. Okej. Odetchnęłam głęboko i upewniłam się czy drzwi są uchylone i zaczęłam wrzeszczeć.
-Jay ? - usłyszałam głos taty, który zapewne stał na dole schodów.
Nie odpowiedziałam, tylko dodatkowo zaczęłam rzucać się po łóżku.
Do moich uszu dotarł dźwięk szybkich kroków, a właściwie biegu. Carl przeskakiwał co drugi schodek, po sekundzie był już przy moim łóżku.
-Hej hej.... - przytrzymał mi ramiona - Ćśśś.... - szeptał głaszcząc mnie po twarzy.
-Co ? - otworzyłam szeroko oczy. - Co się stało ?
-O Boże.. - odetchnął głęboko - Miałaś koszmar.
-Co to było ? - do mojego pokoju zajrzała mama owinięta w ręcznik - Byłabym szybciej, ale brałam kąpiel. Jay, w porządku ?
-Miała koszmar. - powiedział pocierając mnie czule po ramieniu.
-O matko... - złapałam się za serce - Przepraszam, że was wystraszyłam. Już wszystko dobrze, dziękuję, że mnie obudziliście. - zamknęłam na moment oczy i złapałam się za głowę.
-Dasz radę spać sama ? - zapytał cicho. Dobrze pamiętał o tym, że jako dziecko miałam problemy ze snem i głównie ktoś ze mną spał.
Najczęściej był to Zayn.
-Tak tak.. - pokiwałam głową - Dziękuję.
Godzina przeglądania Instagrama i pisania z Rachel, i powtórzyłam przedstawienie.
-Mój Boże! - dyszałam, gdy tym razem mama była przy mnie.
-Chryste, co ci się śniło ? - zapytała zszokowana.
-Nie wiem...nie pamiętam. Zayn śpi ? - zapytałam.
-W siłowni, pewnie nie słyszał. - głaskała mnie po włosach.  - Na pewno chcesz spać sama ? Nie wiem, oglądałaś jakiś horror ? Wiesz, że nie możesz ! 
-Nie, nie, nie wiem co to było. - odparłam.
Usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
-W porządku ? - zapytał marszcząc brwi.
-Mam koszmary... - westchnęłam łapiąc się na serce - Ale w porządku. Położę się jeszcze raz, przepraszam, że znowu was wystraszyłam.
-No dobrze. - odparła z grymasem na twarzy.
Gdy się odwróciła zagryzłam wargę i zmierzyłam wzorkiem Zayna, co zauważył. Był mokry, na nogach miał ciemny dres a jego podkoszulek podkreślał zarysowane mięśnie brzucha.
Puścił mi oczko i rzekł do Susan:
-Gdybyście mnie potrzebowali będę w łazience. - rzekł i zarzucając ręcznik na ramię wyszedł razem z mamą.

Za pół godziny krzyczałam i rzucałam się po łóżku po raz kolejny.
-Dobra, koniec tego. - westchnął Carl wstając z mojego łóżka - Ja przeniosę się tu, a ty pójdziesz do mamy.
-Nie ! - podniosłam się - Przecież macie ten dziwny materac na wasze "chore kręgosłupy". Nie zasnę na nim nigdy w życiu!
-No to ja przyjdę tu. - rzekła mama.
-Nie zmieścicie się. - odparł tata opierając się dłonią o ścianę.
-Więc Jay może iść do mnie. - rzekł w końcu Zayn.
A teraz chwila prawdy, sprawdzaliśmy czy nasz plan wypalił.
-Do ciebie ? - mama otworzyła szeroko oczy.
No tak, jak niby mam spać z obcym facetem. Niby jeden dom, ale wciąż inne więzy krwi.
-Albo mama i Jay pójdą do twojej sypialni. - zaproponował natychmiast Carl.
Zayn przewrócił oczami.
-Nie zmieszczę się na tym. - Zayn wskazał na moje łóżko - Pójdzie do mnie. Wezmę materac i będę spał obok.
Rodzice spojrzeli na siebie.
-No dobrze. - rzekła Susan. Carl chyba wolał nic nie mówić. - Chodź Jay, dostaniesz tabletki na lepszy sen. - powiedziała i razem z Carlem wyszli z mojego pokoju.
-Nie dali mi skończyć. - rzekł Zayn - Wezmę materac i będę spał obok ciebie w łóżku.
Zachichotałam.
-Więc po co materac ?
-Niech sobie poleży. Może któreś z nas spadnie z łóżka więc będzie dobrym amortyzatorem. - wystawił rękę - Zuch dziewczynka.
Przybiłam mu piątkę.
-Uczę się od najlepszych.

wtorek, 5 stycznia 2016

Sometimes, Rozdział 34

Siedziałam na szczycie schodów i patrzyłam w dół, na drzwi wejściowe i to jak Zayn pomaga mamie wnieść walizki do środka. Susan była ubrana w przewiewną, letnią sukienkę po kostki a tata miał jasne bojówki i hawajską koszulę, a na czubku głowy okulary przeciwsłoneczne. Ich skóra pokrywała ciemna opalenizna a na twarzach spoczywały szerokie uśmiechy.
Nie to co u mnie.
Wstałam i zeszłam powoli po schodach i w końcu zmusiłam się do uśmiechu. Chociaż po chwili dotarło do mnie, że pomimo wszystko tęskniłam za nimi. Nic mi przecież nie zrobili, kocham ich no ale...
Będzie brakowało mi pieszczot przy tych boskich śniadaniach.
Mama ucałowała mnie i przytuliła mocno.
-Ohh, tak tęskniłam. - westchnęłam głęboko tuląc mnie - Opaliłaś się.
-Ty też. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej po czym przywitałam się z Carlem.
-I jak San Diego ? - zapytał odkładając jedną z toreb.
-Ciekawie. - zerknęłam ukradkiem na Zayna, który odstawiał walizkę. 
Zamknął drzwi wejściowe i również się uśmiechnął.
-Zrobiłem obiad. - rzekł do Susan wchodząc do kuchni - Rozpakujcie się i przyjdźcie.
-Zjem później. Nakarmili mnie w samolocie, potrzebuję też drzemki. - mówiła wchodząc po schodach.
-A ja chcę kąpiel. Bardzo długą. - rzekł Carl i poszedł za nią nie mówiąc nic więcej.
Ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami poszłam za Zaynem do kuchni i usiadłam na wysokim stołku barowym przy blacie.
Oczywiście, nachmurzyłam się. I to jak bardzo.
-Hej. - rzekł cicho podchodząc do mnie - Wytrwaj do stycznia. - szepnął.
-Nie wytrzymam tylu miesięcy bez spania z tobą. - powiedziałam, i zabrzmiało to smutniej niż myślałam. 
Westchnął głęboko i oparł się plecami o blat myśląc nad czymś.
-Powiedz coś. - mruknęłam.
-Czekaj. - rzekł cicho i podniósł głowę, patrząc gdzieś przed siebie. - Mam pomysł. - spojrzał na mnie i nachylił się do mojego ucha - Zrobimy tak...



          -Najważniejsze, że wszyscy byli bardzo mili, a zwłaszcza pracownicy hotelu. - mówiła mama po czym włożyła widelec owinięty makaronem do ust - Tatę denerwowały za to upały, ja tam byłam ze wszystkiego zadowolona. - spojrzała szybko na Carla.
-Oh tak. - przyznał po przełknięciu - 35 stopni w cieniu, rozumiecie to ?
Zayn zmarszczył brwi.
-Tato. W Los Angeles jest 40. - mówił jakby nie rozumiał.
Z resztą ja też nie zrozumiałam taty.
-Tego miasta też nie znoszę, nadal jestem za tym, żeby wyjechać na Alaskę. - westchnął i jadł dalej.
-A co u was ? - powiedziała Susan  - Byliście tydzień ?
-Coś około. - rzekł Zayn.
Byliśmy zajęci czymś innym, niż liczeniem dni.
-W centrum nadal tłumy ?
-Tak, ale większość czasu byliśmy w domu. - powiedział, co było wielkim błędem.
Rodzice przestali jeść i spojrzeli na nas, po czym na siebie nieco zaniepokojeni.
Zagryzłam wargę. Domyśliłam się, że spodziewali się czegoś innego.
-Nie mieliście być w hotelu ? - zapytał Carl patrząc na Zayna.
-Po co skoro mamy dom ? - spytałam, ale nie patrzył na mnie.
Nie odzywał się, wciąż wpatrywali się w siebie z Zaynem.
-Cóż... - westchnął.
-Nauczył mnie grać w pokera. - powiedziałam z szerokim uśmiechem - I pływać. Pokazywał mi też stare zdjęcia, które zostały w San Diego. I rysunki sprzed lat. Nawet uczył mnie rysować. - spojrzałam na rodziców - Mówiliście, że kiedyś wygrywał dużo konkursów plastycznych w liceum. Też chciałabym kiedyś spróbować, dużo mi pokazywał.
-Tak, cały dzień babrała się w węgielkach. - zaczął zmyślać razem ze mną.
-Nie mogłam zmyć ołówka z palców w dzień wyjazdu, pamiętasz ? - wymusiłam chichot.
-Wybrudziła klamkę i drzwi jaguara. - dodał.
-Poza tym zbliżyliśmy się do siebie. Lepiej poznaliśmy. - wzruszyłam ramionami. - Sama mówiłaś, jest dla mnie obcym mężczyzną. Dosłownie.
Zayn z wyczekiwaniem wpatrywał się w swoich rodziców, a mówię "swoich" dlatego, że właściwie dla mnie również byli obcy, tak jak on.
Tata odłożył sztućce i oparł się, Susan ukrywała zakłopotanie.
-Cóż. - powiedziałam wstając - Deser ?
-Pewnie. - rzekł Carl z uśmiechem. Chyba mu przeszło...
-Pomogę. - rzekł Zayn i wstał.
-Zrobiłam jabłecznik. O właśnie, jeszcze nauczył mnie gotować ! - zawołałam gdy zniknęliśmy w kuchni. - O cholera... - oparłam się o ścianę i odetchnęłam głęboko - Będzie ciężko.
-Dzisiaj walczymy o wspólną sypialnię - obrócił się upewniając, czy nikt nas nie słucha - Dziś w nocy zrób dokładnie to co ci mówiłem.