Nie, nie, stop. Nie mógł powiedzieć, że drobne, krągłe ciało Julianny było mało atrakcyjne. Wręcz przeciwnie, było baaardzo atrakcyjne. A przynajmniej tak uważał. Znowu to cholerne uczucie, gdy jego spodnie zrobiły się za ciasne. Zdezorientowany spojrzał w dół i zauważył niewielką wypukłość.
-Cholera. - szepnął i zaczął naciągać ubranie na krocze, gdy nagle poczuł, że wpada na niego miękkie ciałko a jego kawa rozlewa się na kaszmirowy sweter, który miał ukryć jego podniecenie.
*
Moje łzy skapywały na kamienną posadzkę. Zayn wstał jak wryty i rozglądał się nerwowo, czy w pobliżu nie przechodzi żaden dziekan lub inny nauczyciel.
-Panno Peterson, proszę się uspokoić. - powiedział dosyć łagodnie, ale brzmiało to jak rozkaz.
-Prze...przepraszam. - wycierałam łzy, gdy nagle zauważyłam w oddali odjeżdżający autobus. - O nie, znowu.. - jęknęłam.
Westchnął ciężko i spojrzał na oddalający się pojazd.
-Zawiozę panią do domu. - położył rękę na moich plecach. Ten delikatny, niewinny dotyk sprawił, że zaczęłam drżeć, nie tylko z powodu płaczu, ale jego bliskości.
-Mogłabym się przejść. - wydukałam. Mój głos drżał.
Otworzył drzwi od strony pasażera.
-Wsiadaj. - powiedział.
Wiedziałam, że nie ma sensu się z nim kłócić. Wołałam już przebywać z nim, moją pijaną miłością z ogrodu sąsiadów, niż tylko z jego zdjęciem, pomimo tego, że za mną nie przepadał i mnie nie pamiętał.
-Yorkville ? - upewnił się, gdy odpalił silnik.
-Tak. - mruknęłam, zdziwiona tym, że pamiętał. - Dziękuję, profesorze.
Jego odpowiedzią było szybkie skinienie głową.
-Mogłabym teraz pana do siebie zaprosić ? Nikt się nie dowie.
Wypuścił powietrze przez nos i spojrzał na mnie z ukosa.
-Chyba, że woli pan jechać... - przerwałam
-Wiem, że potrzebuje pani czyjegoś towarzystwa, przez to co się stało. Jednak nie wiem, czy będę odpowiednią osobą.
Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na niego.
-Myślę, że będzie...miło. - spuściłam wzrok - Postaram się niczego nie zepsuć.
-Nie przejmuj się tamtą filiżanką. - powiedział nagle.
Odchrząknęłam i spojrzałam na swoje kolana.
-Przykro mi z powodu swetra...Mogłabym go wyprać, gdy będziemy już u mnie ?
Koszulą pod spodem też mogłabym się zająć, zauważyłam, że też przemokła.
-Poradzę sobie z nimi.
-Proszę, profesorze. - powiedziałam błagalnie - Chciałam to panu jakoś wynagrodzić.
-Nie mogę siedzieć u ciebie pół nagi. - zmarszczył brwi.
-Mam jedną....mam jedną męską bluzę. - twoją bluzę, pomyślałam.
-No dobrze. - rzucił mi szybkie spojrzenie. - Co to za bluza ?
Oh, no oczywiście, że musiał wiedzieć czy nie dam mu jakiegoś taniego starocia..
-Sądzę, że się panu spodoba.
*
Jej mieszkanie było zbyt ciasne dla dwóch osób. Gdyby wiedział w jakim jest stanie przenigdy nie dałby się namówić na wizytę w tym miejscu.
Tylko dwa pokoje, czyli łazienka i miejsce, w którym stała o dziwo dobrze działająca, dość spora lodówka, rozkładana kanapa na której leżały dwie poduszki i biała kołdra (wszystko było nakryte fioletowym kocem). Znajdowały się tam również stolik do kart, jedno krzesło, szafa i szafka nocna.
-Cóż, jest troszkę ciasno... - powiedziała, gdy zniesmaczony profesor rozglądał się i zauważył plamę wilgoci na suficie. - Kawa, tak ?
Spojrzał na nią, gdyż nie usłyszał pytania, ale po chwili dotarły do niego ciche słowa dziewczyny.
Bardzo cichutkie i delikatne słowa...
-Tak. - odpowiedział skinięciem głowy.
-Proszę się rozgościć. - mówiła, gdy tymczasem profesor podziwiał z jaką delikatnością odpinała guziczki sweterka, po czym złożyła go i włożyła do szafy.
Zastanawiał się, czy te małe rączki byłyby tak samo delikatne gdyby...
Szybko otrząsnął się z brudnych myśli, ponieważ nie mógł sobie wyobrazić panny Peterson obciągającej mu na kolanach, ale też dlatego, że właśnie się odwróciła i spojrzała na niego ukazując niewinny uśmiech i lekkie rozbawienie w dużych oczach.
-Nie usiądzie pan ? - zapytała pogodnie.
Oh, tyle szczęścia w tym głosie...
-Hm ? - uniósł brwi, rozbudzony z zamyślenia - Ah, no tak. - starał się zachować kamienny wyraz twarzy i nadal być jak on to mówi "sukinsynem", ale przy tak niewinnej postaci nie mógł być sobą.
Zastanawiał się, czy oblicze nachmurzonego, "wszystko mi wolno" profesora to tak naprawdę jego prawdziwe "ja".... Przy Juliannie czuł, że może się rozluźnić (być może nawet w jej drobnych ramionach), ale przecież nie mógł uwolnić emocji przy swojej studentce.
-Jutro przyjeżdża pana siostra.. - powiedziała dziewczyna, nastawiając elektryczny czajnik, po czym zabrała się za wyciąganie filiżanek.
-Tak, jej przyjaciółka ma jutro urodziny. - wzruszył ramionami - Wie pani może o kogo chodzi ?
Zatrzymała rękę na jednej ze szklanek i odwróciła w jego stronę głowę.
-O mnie. - uśmiechnęła się lekko - Przyjaźnię się z Anabel od kiedy tylko pamiętam. - wróciła do swoich czynności.
-Jutro są pani urodziny ? - zapytał, bo o dziwo go to obchodziło.
-Tak. - mruknęła - Nigdy ich nie obchodzę, ale mama..... - zagryzłam wargę - Mama umarła, więc Anabel postanowiła mnie odwiedzić...
-Bardzo mi przykro z powodu pani matki. - nie mógł uwierzyć, że to co mówi jest prawdą.
Westchnęła i podeszła do stolika by położyć na nim cukier. Profesor nawet nie powstrzymał się od spojrzenia na jej pełne piersi gdy się nachyliła. Na całe szczęście nie zauważyła tego i wróciła do czajnika zabierając ze sobą już bezpieczny biust.
Niestety teraz jej pośladki były w centrum zainteresowania i pobudziły penisa pana profesora...
-Miło to słyszeć, panie profesorze. - kontynuowała temat - Ale niepotrzebnie.
-Nie jest pani przykro ?
Pokiwała przecząco głową.
Zamarł i przez moment nic nie odpowiadał.
-Na uniwersytecie płakałaś jak dziecko, dosłownie zalewałaś się łzami i to JA mogłem ponieść konsekwencje za to, że doprowadzam studentkę do płaczu, a teraz mówi mi pani, że śmierć twojej matki nie sprawia ci przykrości ?
Położyła na stoliku tacę z dwiema filiżankami kawy i łyżeczkami po czym zajęła miejsce na krześle, tymczasem gdy Malik wybrał kanapę.
Spuściła głowę i zaczęła bawić się tanim zegarkiem.
-Przepraszam za kłopot. - mruknęła. Wyglądała jak mały, zraniony aniołek co doprowadzało profesora do szaleństwa - Mogłabym to panu wytłumaczyć ?
Wie, że jeśli się zgodzi będzie skazany na słuchanie o jej życiu prywatnym co pewnie sprawiłoby, że poczułaby się lepiej, ale ona NADAL była jego studentką i NADAL obowiązywały go pewne zasady, dlatego powiedział....
-Tak, Julianno.
Poprawiła się na krześle i założyła pasmo ciemnych włosów za ucho.
-Więc... moja mama bardzo często miała pewne problemy. Odkąd byłam dzieckiem. - odchrząknęła - Mówiąc "problemy" miałam na myśli narkotyki... - podniosła oczy na sufit i zarumieniła się - Nie wiem jak to powiedzieć.
-Tak jak potrafisz.
-Cóż....dużo mężczyzn bywało u nas w domu i...
-Rozumiem. - z wyraźnym obrzydzeniem dał znak ręką, żeby nie kończyła zdania.
Spojrzała na niego dużymi oczami. Poczuł się jak jeszcze większy skurwiel.
Przecież nie zapomniał o swoim dzieciństwie i o s w o j e j biologicznej matce...
-Przepraszam, kontynuuj.
-Emm...Przede wszystkim chodziło o alkohol. Miała duże problemy z uzależnieniem i odkąd skończyłam dziewięć lat prawie w ogóle jej nie widywałam. Mieszkałam wtedy u babci, a mama była w jakiejś klinice....Później kilka razy w więzieniu.
Podrapał się po podbródku i spuścił wzrok. Nie wiedział, że ma z tą dziewczyną tyle wspólnego.
Uśmiechnęła się smutno, po czym spojrzała na niego.
-Cieszy mnie to, że....że kiedy ostatni raz odwiedziłam ją w więzieniu powiedziałam, że ją kocham. Że zawsze ją kochałam i, że jest wspaniałą matką...Jak na swój sposób. - ocierała gorące łzy.
Profesor powstrzymywał się, by nie wstać i nie zetrzeć ich z jej zaróżowionej twarzyczki. Po chwili namysłu podał jej chusteczkę.
-Dziękuję. - otarła poliki - I przepraszam, ale....Płaczę dlatego, że tak naprawdę już nikt mi nie został.
-A ojciec ?
-Wyjechał, gdy poszłam na studia. Mama mówiła, że pewnie już nie żyje. Moja babcia zmarła na zawał trzy lata po tym gdy mnie adoptowała. Dobrze, że jest Martha i..... - przerwała.
-Martha ? - szepnął. - Mówisz o mojej matce ?
Skinęła głową.
-Więc to ty jesteś tą dziewczyną.
-Nie rozumiem, profesorze.
-Zawsze opowiadała mi o dziewczynie z sąsiedztwa kiedy... - przerwał.
Chciała dopytać o co chodzi kiedy właśnie zadzwonił telefon.
-Przepraszam. - wstała by odebrać - Hej Ann. Tak, wszystko w porządku. Emm..Teraz ? Piję kawę z twoim bratem. Tak. Ann, proszę cię... - wywróciła oczami. Malik domyślił się, że Anabel wyciąga jakieś pochopne wnioski - Co? Dlaczego ? W niedzielę, tak ? - westchnęła - Cóż...w porządku. - widział, że zmusza się do uśmiechu - Dam radę. Co ? Po co ? - spojrzała na mężczyznę - Chcę z panem rozmawiać. - szepnęła.
Zmarszczył brwi i wyciągnął rękę po telefon.
-Cześć, Anabel. Nie, jutro nie ma zajęć, dlaczego pytasz ? Co ? Anabel, wiesz przecież, że... - przewrócił oczami, gdyż przyrodnia siostra nie dała mu dojść do słowa - Wiesz, że nie mogę. Jaki niby powód ? - zamknął oczy - Okej. Tak, obiecuję. Cześć. - oddał Julii telefon, po czym wziął szklankę z już chłodną kawą (czajnik Julii nie był zbyt drogi, więc nie działał jak trzeba) i wypił wszystko jednym haustem - Muszę coś jeszcze załatwić, ponieważ jutro nie znajdę czasu. Przyjadę po ciebie o 18:30.
-Co ? O czym pan mówi ?
-Zabieram cię na kolację z okazji urodzin. Skoro Anabel nie przyjeżdża wyświadczam jej przysługę i postaram się umilić ci czas.
-Panie profesorze, nie trzeba...
-Dziewczyna by mnie zabiła gdybym jej tego odmówił. Chcemy czy nie i tak to zrobię.
-A sweter i koszula ? Miałam je wyprać.
Westchnął ciężko.
-Daj mi bluzę.
Patrzył jak idzie do szafy, po czym zdjął z siebie sweter i koszulę. Dziewczyna pisnęła, gdy się odwróciła.
-O Boże... - dyszała -Znaczy...proszę. - podała mu bluzę i spuściła wzrok. Oszołomiona jego nagim torsem nie mogła wydusić z siebie słowa.
-Trochę ciasna. - spojrzał na swoją pierś - Nosiłem taką samą na Harvardzie. Skąd ją masz ?
-Spotkamy się jutro. - zmieniła szybko temat, zabrała jego ubrania i zaniosła do łazienki.
-Julianno, skąd masz tę...
-18:30, tak ? - zaprowadziła go do drzwi.
-Tak. - rzekł, patrząc jak się rumieni - Do zobaczenia i dziękuję za kawę.
Wyszedł z mieszkania, a Julia zanim zamknęła drzwi zawołała za nim.
-Profesorze.
-Tak ? - odwrócił się.
-Przeglądał pan mój zeszyt ?
Oblizał wargi.
-Jeszcze nie, Julianno. - skłamał.
Uśmiechnęła się.
-Do widzenia. Miłego wieczoru.
Zmarszczył brwi, ale się uśmiechnął. Kiedy ostatnio ktoś powiedział mu coś miłego ?
-Dziękuję. - wydukał i patrzył jak jej uśmiech znikał za drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz