czwartek, 25 września 2014

His Inferno, Rozdział 18

Sobotę zaczęliśmy pakować się wcześniej niż oczekiwałam. Zayn chciał wrócić jak najszybciej do Toronto, ponieważ musiał popracować nad wykładem który ma wygłosić za kilka dni.
Nie byłam tego ranka zadowolona, ponieważ ani trochę się nie wyspałam, chociaż starałam się tego nie okazywać. Właśnie gdy zamykałam walizkę, do sypialni weszła Anabel. Stanęła w progu drzwi i ze smętnym uśmiechem obserwowała jak zdejmuję walizkę z łóżka.
-Miałam nadzieję, że zostaniecie jednak trochę dłużej. - rzekła smutno.
-Chciałabym. - odparłam, siadając na łóżku. - Zayn musi dokończyć przemowę.
-Jak zawsze ma coś lepszego do roboty. - pokręciła głową i zbliżyła się by usiąść obok mnie.
Wypowiedziała te słowa w taki sposób, że wolałam się nie sprzeczać i nie kontynuować tematu.
-O której macie samolot ? - zapytała po chwili wpatrywania się w podłogę.
-O jedenastej. - odparłam.
-Cóż.. - westchnęła - Obiecasz mi, że zadzwonisz jeśli mój braciszek coś ci zrobi ?
-Ann, proszę cię. - zachichotałam - Wszystko jest między nami w porządku.
-Spotykacie się od kilku dni ! - otworzyła szerzej oczy - Nawet nie minął tydzień. Nie da się poznać człowieka w tak krótkim czasie.
Poznałam go już wcześniej...
-Obiecuję. - odparłam by nie zacząć się z nią kłócić, gdy nagle do pokoju wszedł Zayn.
Uśmiechnął się ciepło do przyrodniej siostry i wskazał ręką drzwi.
-Tak, tak, wiem: "Wypierdalaj". - przewróciła oczami i wyszła z pokoju.
-Dziękuję. - rzekł i zamknął za nią drzwi. - O co chodzi ? - zapytał, zauważając moją smętną minę.
-O nic. - uśmiechałam się delikatnie.
Odkąd zaczęliśmy się spotykać nie wszystkie rzeczy się zmieniły; nadal jest moim o dziesięć lat starszym, seksownym profesorem przy którym ciężko mi się nawet oddycha.
Nachylił się i cmoknął mnie w czubek nosa. Niby niewinny gest, ale sprawił, że zaczęłam drżeć. Odkąd jego palce sprawiły, że przeżyłam orgazm życia czuję się jeszcze dziwniej.
-Powiedz mi. - usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Anabel jest przykro, że tak wcześnie wyjeżdżamy. - tak naprawdę nie chodziło mi o to, no ale chyba go nie okłamałam ?
-Możemy wrócić w każdej chwili. - rzekł, ale po chwili dodał - O ile znajdziemy na to czas.
-No właśnie. - spuściłam wzrok.
-Hej, hej.. - objął mnie w tali i posadził sobie na kolanach. - Nie smuć się. Wiem, że oboje mamy obowiązki, ale na pewno znajdzie się wolny tydzień i przyjedziemy do Selinsgrove.
Obowiązki.
W głowie pojawiły mi się rzeczy, które czekają na mnie gdy nie będę spędzać czasu z Zaynem; studia, nadęta Caroline, nauka, egzaminy, brak Rachel, brak wsparcia rodziny oddalonej o tysiące kilometrów, tęsknota za Zaynem do którego aż za bardzo się przyzwyczaiłam, puste i zimne mieszkanie...
Zalałam się łzami. Wstałam z jego kolan i poszłam do łazienki cicho szlochając.
Nawet nie słyszałam, że idzie za mną. Dopiero w lustrze zobaczyłam, że właśnie staje za mną i patrzy na mnie zmartwiony.
-Co się dzieje ? - stanął obok, objął mnie i starał się złapać moje spojrzenie, które odwracałam.
Zaczęłam się trząść. Przypomniała mi się moja depresja, którą miałam gdy chodziłam do gimnazjum. Na okrągło byłam sama, nie miałam w szkole włoskiego więc uczyłam się rzeczy, które nie były mi potrzebne w przyszłości. To mnie za bardzo przytłaczało. Do tego Nathan, mama w więzieniu...
Byłam wyśmiewana przez większość uczniów. Zawsze się od nich różniłam, zawsze byłam inna.
Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić po prostu odwróciłam się w stronę Zayna i wtuliłam się mocno w jego pierś. Objął mnie silnymi ramionami i pocałował w czubek głowy. Szybko powiedziałam mu to nad czym przed chwilą myślałam, zaciskając dłonie w pięści na jego podkoszulku.
-Skarbie... - szepnął całując mnie w skroń. - Nie będziesz więcej sama, rozumiesz ? - objął moją twarz dłońmi i spojrzał mi w oczy, ocierając kciukami łzy - Od teraz będziemy spędzać razem każdy dzień. I nie. Nie mów mi nawet, że to jest niemożliwe. - niepewnie wpatrywał się we mnie, aż w końcu przycisnął swoje wargi do moich warg i pocałował, długo i czule.
-Jesteś słodka. - wydyszał, lecz całował mnie dalej.
-Jadłam naleśniki z syropem, może dlatego. - odparłam.
-Nie mówię o tym. - przycisnął mnie do ściany i zaczął obcałowywać prawy policzek - Jesteś taka niewinna, bezbronna. - zsunął dłonie z moich pleców na pośladki i zacisnął je w dłoniach.
Trochę zbyt mocno.
-Nawet nie wiesz jak mi się to podoba. - szeptał - Czasami boję się, że stracę przy tobie kontrolę.
Otworzyłam szeroko oczy, na szczęście tego nie widział, ponieważ zajmował się pieszczeniem mojej szyi.
Co miał na myśli ?
Zesztywniałam i przestałam trzeźwo myśleć. Straci kontrolę ? Czyli co zrobi ?
Wyprostował się, wciąż masując dłońmi moje pośladki. 
-Mam cię dla siebie na całe dziesięć godzin. - uśmiechnął się łobuzersko, co doprowadziło do mojego chichotu.
-Już nie mogę się doczekać tej podróży.
Dopiero dzisiaj rano dowiedziałam się, że Zayn ma prywatny samolot. Właściwie to moglibyśmy wylecieć o każdej godzinie, ale Zayn wybrał idealną.
Nie mogę się chyba kłócić z perfekcjonistą.
-Nie leciałam nigdy prywatnym samolotem. - mówiłam podekscytowana, bawiąc się jego włosami osłaniającymi kark. Nagle wpadło mi coś do głowy - Czy jest tam gorąco ?
Zmarszczył brwi. Widziałam rozbawienie w jego oczach.
-Jest klimatyzacja, możemy sami ustawić temperaturę.
Zagryzłam wargę, by ukryć uśmiech.
-Więc ustawmy na najwyższą. - powiedziałam.
-Wtedy będę musiał się rozebrać bo będzie mi za gorąco. I tobie zapewne też, więc oboje będziemy nadzy. - uniósł brew, ale nie przestawał się uśmiechać.
-Hmm więc nasz lot stanie się jeszcze przyjemniejszy....Ale...
-Ale co ?
-Ale chodziło mi o coś innego.
Zmrużył oczy i spojrzał na mnie z ukosa.
-Poddaję się. - rzekł w końcu.
-Zepniesz włosy w kucyk ! - klasnęłam w dłonie, chichocząc.
Odchylił głowę w tył i wybuchnął śmiechem.
-O nie. - spojrzał na mnie znowu.
-Mam cię ! - w podskokach wróciłam do naszej sypialni.
-Nie uciekniesz mi tak łatwo. - szedł za mną.
-A jeśli ucieknę ? - uniosłam brew.
Gdy zrobił kolejny krok w moją stronę rzuciłam się do drzwi a następnie do schodów.
-Mała, uważaj bo się potłuczesz ! - wołał za mną.
-Spotkamy się w ogrodzie, profesorze ! - odwróciłam głowę gdy biegłam po schodach, ale nie widziałam za mną Zayna.
Myślałam, że jestem już na dole, ale okazało się, że zostały mi jeszcze cztery schodki i...
.....bam.
-Au ! - piszczałam - Moja kostka ! Aua ! ! 
Gdy upadałam dosłownie usłyszałam jak pęka mi kość. Drżałam z bólu i....z obrzydzenia.
Spojrzałam w dół na wykrzywioną stopę. Nie mogłam się ruszyć, zrobiło mi się ciemno przed oczami, myślałam, że zemdleję, albo zwymiotuje.


                                                                               *


Śmiał się gdy chichotała truchtając do drzwi. Patrzył jak biała spódniczka unosi się w podskokach i odsłania jej koronkowe, różowe majteczki, gdy nagle znikła z jego pola widzenia czyli wybiegła z pokoju.
Zatroskany zawołał by uważała. Rozejrzał się jeszcze za telefonem, gdy nagle usłyszał pisk co doprowadziło go do natychmiastowego ruszenia tyłka i pobiegnięcia do ukochanej.
Stanął na szczycie schodów i zauważył zapłakaną i wystraszoną Julię zaciskającą dłonie w pieści i krzywiącą się z bólu.
Przysiągłby, że jeszcze nic nie wywarło na nim tak silnego uczucia smutku, współczucia i troski.
Natychmiast zbiegł do ukochanej.


                                                                               *


-Zayn... - jęknęłam, odwracając się w jego stronę.
-Jestem, skarbie. - uklęknął obok mnie - Prosiłem, żebyś uważała.
-Przepraszam, ja....Au ! - pisnęłam, gdy dotknął mojej kostki która już zdążyła spuchnąć. - Boję się, to bardzo boli.
-Spokojnie. - wziął mnie na ręce i zszedł do kuchni.
-To obrzydliwe... - zacisnęłam powieki - Ja... chyba zwymiotuje.
-Wytrzymaj, pójdziemy do łazienki.
Posadził mnie obok muszli klozetowej i przytrzymał moje włosy, gdy naleśniki wydostały się z mojego żołądka.
Gdy skończyłam namoczył papier i delikatnie wytarł moje usta. Na moment zapomniałam o bólu, ale po chwili z moich oczu znowu popłynęły łzy.
-Jedziemy do szpitala. - rzekł Zayn i ponownie wziął mnie na ręce.


Lekarz nastawił kość i gdy właśnie kończył zakładać gips do gabinetu weszła Martha.
-Kochanie, w porządku ?
-Teraz tak. - spojrzałam na Zayna, który stał obok i przez cały czas trzymał moją dłoń.
-To nic poważnego. - rzekł mężczyzna w białym fartuchu - Za dwa tygodnie można już zdjąć gips.
-Dziękuję, doktorze. - powiedziałam i patrzyłam jak wychodzi.
Po chwili dołączyła do nas pielęgniarka i Anabel. Czarnoskóra kobieta miała w ręku dwie kule, które postawiła obok łóżka.
-Zdjęcie USG. - podała kopie Zaynowi, a następnie pomogła mi wstać z łóżka.
Pomimo nalegań Zayna wolała zrobić to sama, z czym się niechętnie zgodził.
-Jak to się stało ? - spytała Ann.
-Upadłam na schodach. Gdzie Jerry i Austin ?
-Jeszcze na zakupach. - odparła Martha. - Na którą przełożyliście lot ? - zapytała, gdy już byliśmy w drodze do samochodu.
-Raczej wylecimy po weekendzie. - rzekł smętnie Zayn.
-Co ? A twoja przemowa ? - zapytałam.
Wzruszył ramionami.
-Twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Najwyżej będę pracował wieczorami.
-Nie. - zatrzymałam się.
-Julio...
-Proszę. Chcę wrócić dzisiaj.
-Dopiero chciałaś zostać. - zmarszczył brwi.
-Ale zależy mi na tym, żeby twój wykład wypadł świetnie i, żebyś się wysypiał a nie siedział do późna nad laptopem.
-Ale twoja noga i...
-Dam radę polecieć dzisiaj. - powiedziałam z uśmiechem - Proszę.
Westchnął ciężko. 
-Dziękuję ci. - nachylił się i pocałował mnie mocno.

czwartek, 18 września 2014

Sweet Dreams, Rozdział 51

-W prawo. - powiedziałam - Jeszcze troszkę. Okej, idealnie. - uśmiechnęłam się zachwycona, patrząc na świeżo wyremontowany pokoik na Zoe.
Ściany były kremowe, pomimo tego, że Zayn uparł się na róż. Malutkie meble były w kolorze białym, tak samo jak ramy okien; ich zasłony były różowe, tak jak firanki.
Do tego dywanik w króliczki, sterta różnych pluszaków i szmacianych lalek.
"Bo plastikowymi może zrobić sobie krzywdę", jak stwierdził Zayn z moją mamą.
W tamtym momencie wpatrywałam się w nowe łóżeczko z jasnego drewna, które miało wyróżniać się przy reszcie mebli.
Miało "daszek" i śnieżnobiały baldachim w różowe kwiatuszki. W środku był mały materac, poduszki i różne kocyki - tak jak na kołyskę przystało.
Wewnątrz z czubka baldachimu zwisały nitki a na nich gwiazdki świecące w ciemności.
-Pasuje ? - zapytał spocony Eliot, ocierając czoło, gdyż właśnie skończyli ustawiać z Zaynem łóżeczko.
Stanęli obok mnie, opierając dłonie o biodra i patrzyli na swoje dzieło.
-Nieźle. - stwierdził Zayn.
-Mhm. - przytaknął Eliot - Skoczę po lemoniadę. Chcecie też ?
-Poproszę. - powiedziałam.
-Ja też. - dodał Zayn - Mógłbyś sprawdzić, czy Henry i Marry nie wyjedli nam wszystkich pierników ? - zapytał z rozbawieniem w oczach.
-Jasne. - odparł Eliot chichocząc i zszedł na dół.
Zamknęłam szybko drzwi i oparłam się o nie, uśmiechając się do Zayna.
Zbliżył się do mnie natychmiast i pocałował namiętnie, mrucząc z zadowolenia.
-Właściwie to chciałam zapytać czy prezent dla Eliota jest już gotowy.
-Wiesz, że tak. - cmoknął mnie w nos - Spodoba mu się.
-Mam nadzieję. - westchnęłam i zachęciłam go do ponownego pocałunku.
Przyłożył swoje usta do moich, ale po kilku sekundach skrzywiłam się i jęknęłam.
-Ach... - położyłam ręce na brzuchu.
Uśmiechnął się cierpko.
-W porządku ? - zapytał, głaszcząc mój policzek.
-Patrz. - uśmiechałam się pomimo bólu i pokazałam na stópkę prześwitującą przez materiał bluzki. - Chyba chce już do nas wyjść.
-Niecierpliwa. - stwierdził, głaszcząc mnie po brzuchu.
-Tak jak Henry i Mary, którzy postanowili ożenić się po trzech miesiącach znajomości.
-Prawie jak my. - puścił mi oczko - Chwila, czy ty sugerujesz, że Zoe ma w sobie coś po Henrym ? - uniósł brew.
Wybuchłam śmiechem, ale on mówił dalej.
-Wiem, że coś kiedyś pomiędzy wami było, ale mam nadzieję, że to jednak jest moje dziecko. - zmrużył oczy.
Stanęłam na placach i pocałowałam go w policzek.
-28 sierpnia. - szepnęłam tuż przy jego uchu.
-Niezapomniana noc w Pokoju Zabaw. 
-I ostatnia. - wydęłam wargę.
Złapał mnie za podbródek i zrobił to samo.
-Już go nie ma. A pieniądze reszty mebli z apartamentu...
-....poszły na szczytne cele. - dokończyłam z uśmiechem - To był piękny gest. Teraz te dzieci są o wiele szczęśliwsze. - pocałowałam go w tors.
-Wiem, jak to jest w domach dziecka. - westchnął - Niestety.
-Ale..?
-Ale to przeszłość. - nachylił się i cmoknął mnie delikatnie w czoło - A ty i Zoe to moja przyszłość. Cieszę się, że możemy spokojnie żyć.
Przełknęłam ślinę.
-Amelia. - powiedziałam.
Dopiero teraz sobie o niej przypomniałam. Przyznam, że po weselu często o niej rozmyślałam, nawet podczas miesiąca miodowego w Georgii. 
Potem było już Boże Narodzenie, Nowy Rok i wiele innych okazji, które sprawiły, że Amelia wyleciała mi z głowy.
Ale to był już 9 miesiąc.
-Kochanie, minęło sporo czasu. Może Amelii już nie ma.
-Skąd możesz to wiedzieć ?
-Bo przez wiele wiele miesięcy nie dała znaku życia.  - przytulił mnie - Nie martw się. Jesteś ze mną bezpieczna.
-Póki śmierć nas nie rozłączy ?
Odsunął głowę by spojrzeć n mnie z uśmiechem na twarzy.
-Będę z tobą nawet po śmierci. Jesteś moja w tym życiu i w następnym.
Po tych słowach nachylił się i pocałował mnie czule, trzymając mocno w ramionach.



Wieczór spędzaliśmy w domu mojej mamy i Richarda. Była tam rodzina Zayna i moja, wliczając w to oczywiście Eliota.
-Powiedz mi, bo nie wytrzymam ! - śmiał się Eliot, gdy dopytywał się Amy o swój prezent urodzinowy.
Mama oczywiście zapewniała go, że jutro na pewno wszystkiego się dowie, ale to go nie uspokoiło.
Padł na oparcie fotela i uniósł ręce w geście poddania.
-Okej, okej. - westchnął - Teraz dolejcie mi białego wina.
-Nie ma sprawy. - rzekł ojczym Zayna i wykonał prośbę Eliota, a następnie zaczął napięcie o czymś rozmawiać z Richardem.
-Słonko, nic nie zjadłaś. - rzekł mój ojciec, siadając obok mnie na sofie.
-Boli mnie. - skrzywiłam się - Zjem później.
-Jesteś pewna ? Słabo wyglądasz.
-Jest w porządku. - uśmiechnęłam się do niego - Dziękuję.
-Wiesz, że się martwię. 
-Wiem. I za to cię ko.... - przerwałam.
Mój wzrok powędrował w stronę Zayna stojącego w drzwiach. Jęknęłam, łapiąc się za brzuch.
-Jay. - podbiegł do mnie natychmiast.
Rozmowy ucichły a wszystkie pary oczu powędrowały w moją stronę. Zaczęłam się bać, pomimo tego, że patrzyłam na wspierających, kochanych przeze mnie ludzi.
-Ja...Ja chyba.... - wstałam gwałtownie, trzymając się za brzuch - Wody mi odeszły !


Karetka przyjechała naprawdę szybko. Ostatnie co pamiętam to panika naszych mam i Eliota krztuszącego się winem.
Teraz, gdy starałam się otworzyć oczy widziałam obok mnie lekarza i pielęgniarki a pomiędzy nimi głowę Zayna.
-Gdzie jesteśmy ? - wyjąkałam.
-W szpitalu, skarbie. Miałaś skurcze, Zoe do nas idzie, wiesz ? - mówił, trzymając mnie za rękę tymczasem gdy jechałam na czymś co przypomina nosze.
Uśmiechnęłam się lekko i zacisnęłam jego rękę.
-Kocham cię. - powiedziałam.
Łzy stanęły w jego oczach. Gdy zatrzymaliśmy się w sali pochylił się i ucałował moje dłonie.
-Kocham cię całą duszą, aniołku. Jesteś wyjątkowa, najlepsza.  - mówił, zaciskając mocno moją dłoń - Poradzisz sobie, tak ? Jesteś silna, będziesz wspaniałą mamusią. - pocałował mnie mocno.
-Panie Malik, lepiej byłoby gdyby poczekał pan na korytarzu. - rzekł lekarz.
-Rozumiem, doktorze. - spojrzał na mnie pytająco.
-Idź. - uśmiechnęłam się, dysząc głośno.
Odwzajemnił uśmiech.
-Będzie dobrze. - pocałował mnie w czoło.
-Zayn...- zaczęłam, po czym jęknęłam czując ból - Chciałabym, żeby....Żeby Nancy ze mną była.
Patrzył na mnie, jakby rozumiał.
-Powiem jej. Kocham cię. - mówił, oddalając się. - Poradzisz sobie.
Po tych słowach wyszedł. Zacisnęłam powieki i dyszałam rytmicznie, gdy po kilku minutach do sali weszła Nancy.
-Kotku... - złapała mnie za rękę.
-Nancy.. - jęknęłam cicho - Boję się.
-To normalne. - mówiła spokojnie - Pomyśl o dzidziusiu. Ból, przez który przejdziesz nie dorówna uczuciu, gdy już weźmiesz swoje maleństwo na ręce. Patrzenie w oczy dziecka jest czymś wspaniałym. Patrzenie jak dorasta, jak cię przytula, jak stawia pierwsze kroczki. - w jej oczach stanęły łzy. Wystarczyło mrugnięcie by wylały się na jej policzki.
Jednak Nancy wciąż się uśmiechała.
-Skąd wiesz jak to jest ? - szepnęłam, powstrzymując sapanie. - Nie miałaś dzieci.
-Ale miałam ciebie. - odparła, zaciskając moją rękę - A teraz ty zobaczysz jak to jest mieć swoją małą dziewczynkę.
-Nancy, ja....Ja zawsze będę twoją małą dziewczynką. - mówiłam, płacząc.
-Muszę ci coś jeszcze powiedzieć. - wytarła łzy - Jestem w ciąży.
O cholera. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odezwał się lekarz:
-Pani Malik, musimy zaczynać. - rzekł, tymczasem gdy pielęgniarki przygotowywały pozycję w której musiałam leżeć.
-Stop ! - do sali wpadła Amy.
-Mama ? - zdziwiłam się.
-Przepraszam, ale ja...Ja muszę przy tym być. - stanęła po drugiej stronie łóżka i złapała mnie mocno za rękę - Moja córeczka w końcu zostaje mamą. 
I o to pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się blisko z Amy Peterson, moją rodzoną matką. Podziękowałam jej uśmiechem i kilkoma łzami, kiedy zaczęłam mieć kolejne skurcze.
-Ach ! - krzyknęłam, odchylając głowę w tył.
Męczyłam się tak przez 40 minut. Niby niewiele jak na rodzenie dziecka, a czułam, że zaraz zemdleję.
-Doktorze... - jęknęłam - Ono chyba...
-Widzę główkę ! - przerwał mi.
-Tak szybko ? - zdziwiła się Amy - Ja rodziłam przez siedem godzin !
-Widocznie mamy szczęście. - odparł - Przyj ! - rzekł do mnie, na co ja opowiedziałam kilkoma krzyknięciami i jękami.
Nie wiem ile czasu minęło. Sekundy, czy może minuty. Tak czy inaczej pomiędzy nogami poczułam wielką ulgę a moje uszy dobiegł cichutki płacz.
Gdy po paru minutach dotarło do mnie co się dzieje, podniosłam głowę i spojrzałam na lekarza. Mama i Nancy stały obok mężczyzny i wpatrywały się ze łzami w oczach w zwinięty, biały ręcznik.
Chwila to nie ręcznik. To moja córeczka.
-Moje gratulacje. - rzekł lekarz, podając mi maluszka - Śliczna jak mama.
-Dziękuję. - szepnęłam i spojrzałam w duże, ciemne oczka.
Zoe gryzła paluszka i wpatrywała się we mnie. Zachichotałam i zalałam się łzami, tymczasem gdy do sali wszedł Zayn.
Pielęgniarki, mama i Nancy zniknęły. Lekarz uśmiechnął się ciepło do Zayna i zostawił nas samych.
Spojrzałam na niego. Usta miał rozchylone i oczy szeroko otwarte.
-Jest śliczna. - rzekłam cicho - Ma twoje oczy.
Nadal zszokowany, podszedł do łóżka i spojrzał na małe ciałko skurczone w moich ramionach.
Najdelikatniej w świecie, bez słowa odebrał ją ode mnie, a gdy jej główka znajdowała się obok jego piersi z jego oczu popłynęły łzy.
Zauważyłam, że się szeroko uśmiecha.
-Jest....Boże, cudowna. - rzekł, śmiejąc się cicho. - Hej laleczko. - muskał kciukiem jej policzek - Jesteś przepiękna. Całkiem jak mamusia. - uśmiechnął się do mnie.
Zoe mruknęła pod nosem i wyciągnęła rączkę w stronę podbródka Zayna.
Pocałował ją delikatnie, a następnie odwrócił się w moją stronę i podał mi dziecko.
-Jest taka malutka. - powiedziałam z uśmiechem, tymczasem gdy Zoe zaciskała w dłoni mój palec - Już ją kocham. Aty ?
-Ja kochałem od momentu gdy znalazłem zdjęcie USG, które ci wypadło. 
Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
-Pocałuj mnie. - powiedziałam.
Wpoił się w moje wargi i całował przez długie sekundy.
-Kocham cię. - wydyszał tuż przy moich ustach.
-Wiem. - odparłam - I nie przestawaj.

środa, 17 września 2014

Chciałam przeprość ale narazie wstrzymam się z nowym opowiadaniem (Double Bliss) bo dotarło do mnie że przez szkołę nie wyrobię się aż z trzema opowiadaniami :c
Pozdrawiam i przepraszam <3

środa, 10 września 2014

His Inferno, Rozdział 17

Wtulałam się w Zayna coraz mocniej, kiedy wspomnienia sprzed 8 lat powracały. Niby tak dawno, ale codziennie czułam jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.
-Kim jest Nathan ? - pytał Zayn, trzymając mnie na kolanach i odwzajemniając uścisk - Julio. Nie płacz, powiedz mi. - przycisnął usta do mojego czoła.
-Był jednym z kochanków mamy. - mówiłam, trzęsącym się głosem. Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w dłoń Zayna przykrywającą moje dłonie.
-Co ci zrobił ? - dopytywał - Julio, bo zaraz sam zacznę płakać. Błagam cię, powiedz.
-Nie zgwałcił mnie, jeśli to masz na myśli. - czułam, że się rozluźnia - I o dziwo nie dotykał.
Wypuścił powietrze przez nos, myśląc przez chwilę.
-Ale jednak coś ci zrobił. - kontynuował. Widziałam w jego oczach troskę i wielkie zmartwienie, ale dominowała w nich wściekłość.
-Gdy mama już zaczęła swój związek z Johnnym (zapomniałam jakie dałam mu imię ^^ Powiedzmy, że "Johnny" :D Chociaż nawet nie wiem czy już pisałam o chłopaku mamy Julii ;> Zostajemy przy "Johnnym" ^^) i gdy....I gdy wracała z więzienia a go nie było przychodził do niego Nathan. Był jego siostrzeńcem, dużo młodszym niż moja mama... - przełknęłam ciężko ślinę - Ona kochała Johnny'ego ale on nie podawał jej alkoholu. Nathan robił odwrotnie, upijał mamę by mieć do niej dostęp. I kazał... - wycierałam łzy - I kazał mi patrzeć jak...Jak to robi, gdy mama jest nieprzytomna. Nie wiedziała, że musiałam na to patrzeć. Nie chciałam by cierpiała jeszcze bardziej, więc jej nic nie powiedziałam.
Zayn spiął się jeszcze bardziej. Rysy jego twarzy zrobiły się ostrzejsze, widziałam jak zaciska szczęki.
Jednak chciał bym mówiła dalej.
-Dotykał mnie jedynie po pośladkach... - zagryzłam wargi.
-Julio..
-Mówił, mam pupę po mamie. - schowałam twarz w dłoniach - Czułam go tylko tam. Nie ważył się dotknąć mnie w inne miejsce, ponieważ lubił dojrzałe, starsze kobiety. Dlatego przychodził do mamy, pod nieobecność Johnny'ego...
Zacisnął  ręce mocniej i przycisnął mnie do siebie. Następnie zanurzył nos w moich włosach i składał na nich delikatne pocałunki. Tymczasem ja mówiłam dalej.
-Nigdy nie zdjął ze mnie spodni. Zaciskał moje pośladki, dawał klapsy, masował... Do ucha zawsze szeptał mi okropne rzeczy. Zboczone, obleśne słowa..
-Ile to trwało ? - zapytał Zayn twardo.
Podniosłam na niego wzrok.
-Co ?
-Jak długo, Julio.
-Rok. - odparłam - Potem wyniósł się na dobre. Skończyłam piętnaście lat i w tym samym miesiącu mama dostała 8 lat wyroku. Wplątała się w jakieś kradzieże czy coś.. - wzruszyłam ramionami - Już nawet nie pamiętam.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Julio, ona....Ona miała wyjść w...
-W tym roku. - skinęłam głową - Za miesiąc. - szepnęłam, ponieważ ponownie zaczęłam szlochać. - Nathan zanim odszedł powiedział, że przyjdzie w dzień moich 18 urodzin i zabierze mnie do łóżka, nie interesując się tym czy będę tego chciała czy nie. - uśmiechnęłam się lekko - Nie pojawił się. Od tamtej pory go nie spotkałam.
Zapadła długa dosyć nieprzyjemna cisza. Zaczęłam się wstydzić, policzki mi płonęły. 
-Przepraszam że mówię ci o tym dopiero teraz.. - nadal się nie odzywał więc kontynuowałam - Nie mogłam nic wtedy zrobić. Nathan miał 20 lat a ja tylko 14. Wiedziałam że Johnny go kocha i uważa za dobrego chłopaka więc nic mu nie powiedziałam. - po dłuższej chwili powiedziałam: - Rozumiem, że teraz możesz czuć do mnie obrzydzenie ale ja...
-Aniołku... - położył mnie na łóżku i zaczął składać na mojej twarzy delikatne pocałunki - Nawet tak nie myśl, rozumiesz ?  - wpoił się w moje usta. Całował mnie namiętnie i gorąco, ale zarazem delikatnie. Ten gest był pełen czułości i troski.
-Żyłam w strachu. -mówiłam gdy skończyliśmy. Leżał na mnie, wciąż muskając moją twarz ustami - Przez pięć lat. Aż Anabel pokazała mi twoje zdjęcie. - uśmiechnęłam się, łzy stopniowo wysychały - Widać cię na nim od pasa w górę. Masz zieloną bluzę z małym logo Harvardu na piersi. - podniósł się ale tylko trochę , by na mnie spojrzeć. Zaczęłam się bawić jego włosami i mówiłam dalej - Też masz taką fryzurę. Włosy są nieco rozwiane. Uśmiechasz się. Musiałeś się śmiać gdy robiono ci to zdjęcie... Chociaż patrzysz prosto w obiektyw. - wzdycham lekko - Czułam się wtedy bezpiecznie, chociaż cie jeszcze nie znałam. Wyglądałeś na silnego. Już wtedy byłeś dużym mężczyzną. Wiedziałam że obronisz mnie przed Nathanem gdy przyjedziesz do miasteczka i gdy on się pojawi.
-Zrobiłbym to natychmiast, gdybym tylko wiedział.
Odwzajemnia mój uśmiech i wpatruje się we mnie. Po chwili inne wspomnienia powracają i odwracam się do niego bokiem, jednak wciąż znajduje się w jego ramionach.
-Co się stało ? - zapytał zmartwiony.
-Mam to zdjęcia - uśmiecham się cierpko. Wiem że go tym zaskoczyłam - Trzymam je pod poduszką i tulę to piersi gdy zasypiam. Od tylu lat... - spuszczam wzrok - Czuje się wtedy lepiej.
Odwraca mnie w swoją stronę i patrzy mi w oczy:
-Zatrzymaj je. Ale teraz chce byś do snu tuliła prawdziwego mnie. 
-To wspaniała myśl, ale niestety niewykonalna. Ty pracujesz, ja się uczę i...
-Wiem że wszystkich dni nie możemy że sobą spędzać. Ale chociaż noce. Proszę, obiecaj mi ze będę obok ciebie zasypiał i się budził. 
Zagryzłam wargę. Przecież też tego pragnę. W końcu odpowiadam.
-Obiecuję ci.

piątek, 5 września 2014

Sweet Dreams, Rozdział 50

-Nadal nie rozumiem o co się obrażasz. - zamknąłem na moment oczy by powstrzymać złość - Natalie, tłumaczyłem ci raz. Żadnych cholernych związków. - powtórzyłem ostro. Zerknąłem na Bena stojącego przy samochodzie. Uśmiechnął się, bo pewnie wiedział, że  znowu chodzi o "kompleks uległej".
-W takim razie zrywam kontrakt. - powiedziała, niby niewzruszona.
-Świetnie. - i niby co myśli, że będę nalegał ? Cholera jasna, ja nigdy ich nie proszę by zostały bo tego nie chcę - Mój szofer podrzuci do ciebie twoją bieliznę jutro rano. Było miło, trzymaj się. Mam nadzieję, że blizny po kajdankach zejdą. - rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni, czując nagłą potrzebę napicia się czegoś. Tak jak zwykle zapomniałem o kolejnej uległej mniej więcej w ciągu ułamka sekundy.
-Zakochana ? - spytał Ben, wyciągając papierosa z kieszeni.
Wzruszyłem ramionami.
-Ta. - odparłem - Daj jednego.
Odebrałem od niego papierosa. Paliliśmy przez minutę, aż zaczęliśmy oboje słyszeć muzykę. Spojrzałem na klub po drugiej stronie ulicy.
Dotarło wtedy do mnie, że naprawdę potrzebuję porządnego drinka.
Zerkam na limuzynę. Później na swój samochód.
-Możesz jechać. Zostaw mi Audi.
-Tak jest. - skina głową i wyrzuca papierosa, a następnie wsiada do samochodu i odjeżdża.
Ja tymczasem idę w stronę fioletowych świateł i muzyki. Upewniam się, czy w kieszeni mam tabletki nasenne i wchodzę do środka.
Jak zawsze ochrona mnie wpuszcza. Kilka zapitych panienek wiesza mi się na ramieniu i mówi mi o swoich "talentach" i proponuje naprawdę miłą zabawę w łazience lub w samochodzie.
O dziwo olewam wszystkie i idę do baru. Jakoś nie mam ochoty na jakiegokolwiek rodzaju pieprzenie.
Zmieniam zdanie gdy siadam na końcu baru a po zamówieniu martini zauważam burze gęstych brązowych włosów.Dziewczyna siedzi mniej więcej po środku. Nie widzi mnie, jest już chyba trochę podpita i z uśmiechem wpatruje się w blat. Zamawia drinka a później zaczyna chichotać.
Jej śmiech nie jest spowodowany pijaństwem, tylko jakimś żarcikiem od barmana.
Czy ja jestem zazdrosny ? To chyba u mnie powinna chichotać...
Krzywię się, ale nie spuszczam z niej wzroku. Po jej buźce i ubiorze widać, że to jeszcze nastolatka.
Uśmiecha się do kogoś na parkiecie. Obserwują ją już dobre 15 minut, ale nadal nie spojrzała w moją stronę.
Chyba trzeba zacząć działać. Schodzę ze stołka i podchodzę w jej stronę powoli, ale jej zgrabne udo i krągły tyłeczek zmusza mnie by stanąć i wpatrywać się w to niezwykłe ciało.
Mrowienie przeszło po moim fiucie. Zerkam w dół.
-Nie teraz. - mówię.
Ale cholera, ja chcę ją przelecieć. Nie, nie przelecieć...Zamknąć w domu. Mieć ją na własność. Codziennie chcę oglądać ten uśmiech. Czuję nagłą potrzebę przytulenia jej.
Kuźwa, od kiedy taki ze mnie romantyk ?
Ale jest taka słodka. Chcę ją. Muszę ją mieć.
Przez tę chwilę wpatrywania się w to piękno siedzące przy barze, zauważam, że sporo starszych mężczyzn podeszło do niej i z uśmiechem szeptało coś do ucha. Do każdego jedynie kiwała przecząco głową i zwyczajnie spławiała.
I o to pierwszy raz czuję, że ja również nie dam jej rady. No jasne, że tamtym chodziło o seks. Do tego byli starsi, a ona jest młodziutka, widzę to.
Cholera, co tu zrobić. 
Wplatam palce we włosy i ciągnę za nie mocno. Kurwa. Ja muszę ją mieć. Chcę w niej być, słyszeć jak jęczy, jak wykrzykuje moje imię. Chę by doszła w moich ramionach.
Chociaż jej nawet nie znam. Szlag, po prostu wiem, że jeśli zaraz nie zabiorę jej do samochodu to umrę przy tym barze.
Zamawiam drinka, wypijam go szybko a desperacja wbija mi do głowy chory pomysł.
-Jeszcze jedno martini. - mówię, zerkając ukradkiem na dziewczynę, która macha chyba do koleżanki znajdującej się na parkiecie.
Barman podaje mi szklankę z napojem. Zaciskam powieki.
-Boże, przebacz mi. - mówię, a z kieszeni wyciągam opakowanie tabletek nasennych. 
Zgniatam je w dłoniach, a potem pomagam sobie jeszcze szklanką. Wzdycham ciężko i patrząc na anioła przy barze, wsypuje całą garść do szklaki z martini. Większość się rozpuszcza, więc może niczego nie poczuje.
Wstaję. Widzę, że jest sama więc stawiam przed nią szklankę gdy jest odwrócona do mnie tyłem. Potem wracam na miejsce. Czuję, że pocą mi się dłonie i cały się trzęsę.
Kurwa, co ja robię.
Obserwuje jak się odwraca, śmiejąc się, gdy nagle zauważa drinka. Wzrusza ramionami i wypija wszystko do dona. Odwracam głowę, nie mogę patrzeć jak to robi.
Wzdycham i po kilku minutach gdy widzę, że zaczyna się powoli telepać wstaję ponownie i podchodzę do niej tym razem pewniej.
-Może wyjdziemy na zewnątrz ? - mówię po krótkiej rozmowie z nią, zachwycony jej delikatnym głosem i urodą, pomimo tego, że jest teraz na kompletnym odlocie.
Zgadza się. Podczas drogi do Audi dociera do mnie, że ta dziewczyna mogłaby być świetną uległą.
Wręcz idealną.
Nie wytrzymuje i zamiast otworzyć jej drzwi, popycham ją na maskę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że chcę się z nią pieprzyć.
Jęczy gdy ląduje z rękami przyciśniętymi do samochodu. W końcu udaje mi się zsunąć z niej majtki i cholera jasna, wchodzę w nią.
Wygina się, prosi mnie, żebym ją zostawił, ale po krótkim czasie traci siłę.
Poddaje mi się. Leży na masce bezsilna, zawstydzona.
A ja robię swoje. Gwałcę tego anioła.
I za cholerę nie umiem przestać.