poniedziałek, 29 czerwca 2015

Double Bliss, Rozdział 28

Na początek kilka informacji ;)


"(...) wspominałaś coś kiedyś o pomyśle na opowiadanie z 

jakimś rodzeństwem czy coś,pomysł dalej jest aktualny(...)?"


Anonimku :) Otóż nie mogę sobie przypomnieć co miałam wtedy na myśli, ale jestem prawie pewna, że pisząc "rodzeństwo" miałam na myśli Jaixy'ego i Zayna z Double Bliss, więc pomysł (chyba) został już wykorzystany ;)

Może wam się trochę źle czytać, ponieważ tekst mi się bardzo dziwnie ułożył, mam nadzieję, że to nie będzie zbyt duży problem.
I jest nieedytowany.

Jutro (30.06) wyjeżdżam nad morze, wątpię czy będę miała tam dostęp do internetu więc aż przez dziesięć dni nic nie dodam :/

A tak ogólnie to miłych wakacji życzę wszystkim ! :)
Miłego czytania :**


       Tydzień później siedziałam w swoim starym pokoju.
Rozglądałam się i nerwowo pocierałam kolana. 
Zapatrzyłam się gdzieś w ścianę, gdy nagle poczułam uginający się pode mną materac. Wzdrygnęłam się, gdy ciepła dłoń przyległa do mojej - drżącej i chłodnej.
-Jenny.
Cichy głos Zayna odbił się echem w mojej głowie. Zadrżałam i spojrzałam na 
niego, a w moich oczach stanęły łzy.
-Przepraszam. - szepnęłam, zapominając na moment o Celeste.
-Za co ? - zmarszczył brwi.
Zagryzłam wargę.
-Nie pilnowałam się i...i ono.. - złapałam się za brzuch. 
-Nie. - przytulił mnie mocno do piersi - Nie możesz się obwiniać. To nie przez ciebie. - szeptał i składał pocałunki na moim czole.
Nagle usłyszał coś i spojrzał w okno.
-Powinienem już cię iść.
-Gdzie ? - spojrzałam na niego szybko.
-Do pokoju obok. - uśmiechnął się lekko.
Zachichotałam.
-Dobrze. - uniosłam kąciki ust.
Pocałował mnie delikatnie i wyszedł.
Usłyszałam skrzypienie paneli. Odwróciłam głowę w bok. 
W drzwiach stała Celeste.
Wargi zaczęły mi drżeć. I oto ona. Przyszła o własnych siłach. 
Spojrzałam na niej nogi. Potem znów na twarz.
Jezu, to naprawdę ona.
-Ja... - zająknęłam się.
-Ja też. - odparła.
Zaszlochałam.
-Boże, Celeste... - wstałam i wpadłyśmy sobie w ramiona.
Płakałyśmy obie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ma na sobie kwiecistą sukienkę, którą dostała ode mnie na nasze ostatnie wspólne urodziny.
Zobaczyła ją na wystawię w jednym z butików, ale powiedziała, że nie kupi jej, ponieważ na wózku nie będzie prezentować się tak pięknie, jakby chciała.
-Dlaczego nas rozdzielili ? - mówiła przez łzy, chociaż bardzo dobrze znała powód.
-Bo teraz tuląc ciebie nadal bym musiała się schylać. 
Zaśmiałyśmy się obie, a później przeszłyśmy do przyzwyczajania się do siebie na nowo.



     -Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której powinnaś wiedzieć. - powiedziałam, gdy obie siedziałyśmy na łóżku i rozmawiałyśmy już od dwóch godzin. Nie wiem, co robiła reszta osób w tym domu, mam nadzieję, że Zayn jeszcze nie pojechał.
-Ach, i jeszcze jedno. Celeste zmieniła się do tego stopnia, że już chyba nie jesteśmy bliźniaczkami. Jej twarz uległa wielkiej zmianie, może po prostu przez ten czas obie dojrzałyśmy.. 
Tak czy siak, teraz jesteśmy jedynie bardzo podobne.
-Pamiętasz Jaixy'ego ?
-Jest tutaj ?! - zawołała.
-Spokojnie. - położyłam na jej nodze swoje dłonie. - Zakładam, że nie powiedział ci, że ma brata bliźniaka ?
Uniosła brwi.
-Łoo... - westchnęła.
-Nie musisz nic mówić. - poklepałam ją po ramieniu - Najlepsze jest to, że już jutro wprowadzam się do tego drugiego. - szepnęłam.
-No co ty, to z nim ? - zachichotała - A Jaixy ? Ma kogoś ? - zauważyłam, że się zmartwiła.
-Sam ci powie. - wstałam i podeszłam do drzwi - Jaixy, chodź tutaj. Twoja niespodzianka czeka.
-Zayn coś mi mówił, ale wiem, że robi sobie jaja więc... - przerwał, gdy wszedł do pokoju.
Spojrzał najpierw na dziewczynę siedzącą obok mnie, później na mnie. 
-Ty... - zaczął - To ty. - jego oczy zaczęły błyszczeć.
-Zostawię was. - powiedziałam i skierowałam się do drzwi, zamykając je za sobą.
Stanęłam w przedpokoju i spojrzałam przed siebie.
-I co ? - zapytał Zayn, wychodząc z salonu.
Bez żadnej odpowiedzi otworzyłam drzwi do łazienki dla gości i zwymiotowałam.
Wstałam szybko i przepłukałam usta w zlewie, później przemyłam twarz zimną wodą.
-To...z emocji... -wydyszałam, gdy zauważyłam zmartwioną twarz Zayna w lustrze.
Podszedł do mnie i pocałował mnie w kark.
-Jest jeszcze ktoś... - westchnął.



      -Robercie Patricku Peterson, jak mogłeś ! - po raz kolejny rzuciłam w tatę pomarańczą.
-Jenny, nie marnuj owoców ! - wołała mama.
-Kochanie, proszę.. - przeczesał palcami gęste, brązowe włosy i spojrzał na mnie błagalnie.
-Uhh! - schowałam twarz w dłoniach. - Przepraszam.. - odetchnęłam głęboko, zamykając oczy. - Miło, że wróciliście. - rozłożyłam ręce.
-Moja córeczka. - podszedł do mnie i wziął w ramiona, podnosząc przy tym. - Wiesz, że strasznie cię kocham ? I chciałem jak najlepiej dla nas wszystkich. Teraz może być jak kiedyś. - spojrzał na mnie - Wiem, że do tego trzeba trochę czasu, ale uda się nam. A wiesz czemu ?
-Bo jesteśmy rodziną ?
-Bo niedługo wybywacie i mamy z mamą dom dla siebie. 
-O nie ! 
Śmialiśmy się oboje, gdy nagle spojrzał na Zayna.
-Zayn Malik. - westchnął i podszedł bliżej niego - O twoim romansie z moją córką słychać było aż w Walii.
-Ten żaden romans, panie Peterson. Kocham pana córkę jak nikogo innego.
Uniósł kącik ust. 
-No i na to liczyłem ! - podali sobie dłonie - I żartowałem, czekałem tylko na twoją reakcję. Test zaliczony.
Zaśmiali się, gdy nagle przypomniałam sobie o Jaixym i Celeste.
-Za chwilkę wrócę. Mamo, zrobimy sałątkę z kurczakiem?
-Pewnie. - kobieta zwróciła się do lodówki, a ja poszłam do swojego pokoju.
Cicho weszłam do środka, a tam napotkałam Jaixy'ego namiętnie całującego moją siostrę, leżącą pod nim.
Na szczęście na jej łóżku.
Tak cicho jak weszłam, tak też wyszłam by tylko im nie przeszkadzać.
Zamknęłam drzwi i z uśmiechem oparłam się o nie, ciesząc się, że wszystko jest już dobrze. Jeszcze kilka wizyt u dr Gabrielli, a mój brak snu i tkwiący we mnie smutek zniknie. 
Gdy pomyślałam o dziecku, mój telefon zaczął wibrować.
Zastrzeżony. Cholera..
-Halo ?
-No witam witam. Siostrzyczka wróciła, co ? Bez obaw, nie pochodzi sobie za długo na tych tłustych nogach.
-Nie jesteśmy tłuste, Amelio. Nawet jeśli, to Jaixy'emu i Zaynowi się to bardzo podoba. Chcesz się przekonać ? Mogę dać ci go do telefonu. Jedno kliknięcie i policja jest już w drodze do ciebie. A ja z moją siostrzyczką usiądziemy na naszych tłustych tyłkach w towarzystwie naszych ukochanych mężczyzn, tymczasem, gdy ciebie będą prowadzić do brudnej celi. Rozumiemy się ?
Nie czekając na odpowiedź, schowałam telefon do kieszeni dżinsów.
-Suka. - szepnęłam pod nosem i wróciłam do rodziny.

czwartek, 25 czerwca 2015

His Inferno, Rozdział 34

Telefon wypadł mi z drżącej dłoni.
-Ojej..! - odskoczyłam, a po tym Zayn wziął mnie w ramiona.
Martha podbiegła do telefonu i przyłożyła słuchawkę do ucha.
-Halo ? Tak, tak, słyszę. - mówiła do telefonu i poszła rozmawiać na ganek.
-Zayn, to był Johnny.. - mówiłam zszokowana, tymczasem , gdy mężczyzna prowadził mnie do kanapy.
-Spokojnie. Usiądź, strasznie zbladłaś.
-Ale przecież on zginął. Mówili mi, że nie żyje. - powiedziałam spanikowana, a łzy spływały po moich policzkach.
-Na pewno ktoś robi sobie żarty. - powiedział Austin, podchodząc do nas.
-Nie. - pokręciłam stanowczo głową - To był on. Przysięgam na Boga, że słyszałam jego głos.
I wtedy do jadalni weszła Martha. Była blada, oczy miała przeszklone od łez.
Wstałam i patrzyłam na nią wyczekująco.
-Przyjedzie dziś wieczorem.  - powiedziała cicho - Twój...twój tata żyje. - przełknęła ciężko ślinę.
-C-co ? -  wyszeptałam - Jak to żyje ?
-Powiedział, że wszystko wyjaśni, gdy przyjedzie.
-Gdzie teraz jest ? - spytał Zayn, wstając. 
-Za parę godzin będzie w hotelu w Selinsgrove. 
Pokręciłam głową
-Ja nadal w to nie wierzę. - rzekłam. - Przepraszam. - skierowałam się w stronę schodów.


        Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę. -powiedziałam.
-Śpisz ?
Głos Zayna odbił się echem w mojej głowie i całkowicie wybudził.
-Teraz nie. - przetarłam oczy.
-Obudziłem cię ? - podszedł do łóżka i położył się obok mnie.
-Tak. Ale to nic, nie powinnam spać.
-Dlaczego tak mówisz ?
-Bo muszę przygotować się na to co mu powiem. I tak dziwne, że w ogóle zasnęłam. - wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy. - Stresuję się.
-Nie dziwie ci się. - złapał mnie za nogę i przerzucił ją przez swoje biodra, co sprawiało że byłam jeszcze bliżej niego.
-Mamy pewność, że to nie żaden zboczeniec. - westchnął. - Ale nie obiecuję, że nie puszczą mi nerwy.
-Dlaczego miałbyś się wściekać ?
-Zostawił cię w takiej sytuacji. Skoro żyje, to znaczy, że gdzieś uciekł i zostawił córkę samą.
-To nie tak. Mieszkałam już w Toronto, a o jego śmierci dowiedziałam się przez telefon. Nie mogłam nawet przyjechać na pogrzeb, bo byłam zawalona egzaminami... - spuściłam wzrok - Już wtedy byłam sama.
Przytulił mnie mocno do piersi i pocałował w czubek głowy.
-Już nigdy nie będziesz. Masz rodzinę...i mnie.
-Ciebie przede wszystkim. Chociaż bardzo kocham Marthę, Jerry'ego...No i Anabel i A... - przerwałam, bo mnie pocałował.
-Rozumiem.
-Tak samo mówiłam jak mnie przepytywałeś na zajęciach. Nawet nie wiesz jak bardzo się stresowałam.
-Nawijałaś jak szalona, byle bym się na ciebie nie złościł.
-Nienawidzę cię za to. - zmrużyłam oczy.
-Wynagrodzę ci ten cały stres, obiecuję. - położył się na mnie i zaczął namiętnie całować.
Już nawet nie pamiętałam dlaczego się stresowałam...Ah no tak.
Johnny.


        Szczypałam się po nadgarstkach, było to zaraz po tym, gdy usłyszałam, że drzwi na dole się otwierają.
Teraz odbywała się konfrontacja pomiędzy całą rodziną a Johnnym. Oczywiście, Zayn był przy mnie na górze.  Siedziałam na jego kolanach i nasłuchiwałam tego co działo się na dole.
-Spokojnie... - potarł mnie po plecach. - To twój ojciec.
Może nierodzony, ale ojciec. Wychował mnie, nauczył pisać, czytać, jeździć na rowerze i wiele innych podstaw, których nie potrafiła nauczyć mnie mama.
i co najważniejsze; kochał mnie najbardziej na świecie.
Cóż, przynajmniej tak mi się wydawało. Gdyby tak było, nigdzie by nie uciekał.
-Zayn.. - rzekłam cicho.
-Hm? - musnął nosem moje ucho.
-Zostaniemy kilka dni dłużej ? To półrocze mam właściwie zaliczone, wzięłam się za naukę pod twoją nieobecność, więc nie muszę w ciągu najbliższych kilku tygodni nic robić. - wzruszyłam ramionami.
-Pewnie. - pocałował mnie w ramię. - W końcu to twój dom.  
Po chwili dodał:
-I muszę z tobą poważnie porozmawiać o miejscu zamieszkania w Toronto.
Zmarszczy łam brwi. Już chciałam zapytać o co chodzi, ale wtedy do pokoju weszła Martha. gdy zobaczyłam jej uśmiech, rozluźniłam się.
-I co ? - zapytałam, wstając.
-Chciałby z tobą porozmawiać.
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na Zayna.
-Śmiało.
Skinęłam głową i poszłam razem z Marthą.
Gdy zeszłyśmy po schodach, powiedziała:
-Jest w salonie. - po czym skierowała się do kuchni, gdzie zakładam była cała reszta.
Stanęłam na progu wejścia i...
-Tata. - powiedziałam po raz kolejny w tym dniu.
Siwiejący mężczyzna przeniósł na mnie ciepły wzrok. Spojrzałam w te same ojcowskie, zielone oczy i już nie czułam złości ani żalu. Byłam najszczęśliwsza na świecie. 
Ze szlochem na ustach podeszłam do niego szybko, po tym jak wstał i rzuciłam mu się na szyję.
Westchnął ciężko i zanurzył twarz w moich włosach. 
-Julia. - powiedział - Córeczko.
-To ja, tatusiu. - z moich oczu popłynęły łzy - Tak bardzo mi cię brakowało.
-Oh kochanie, wybacz mi. Nawet nie wiesz jaki byłem na siebie wściekły..
Odsunęłam się i spojrzałam na niego.
-Gdzie byłeś przez ten czas ? - zapytałam, a mój uśmiech nieco zbladł.
Westchnął.
-Może nie uwierzysz, ale nie tylko twoja mama miała problemy z narkotykami.
Otworzyłam szerzej oczy.
-Brałeś ? 
-Nie. - zaśmiał się delikatnie - Ale przemycałem. Miałem małe problemy z tym całym szajsem, oskarżali mnie o kradzież i musiałem uciekać z kraju, żeby nie trafić za kratki... - westchnął ciężko - I nie przynieść wstydu mojej kochanej Julii.
Z mojego oka wypłynęła łza. Ponownie go przytuliłam, tym razem jeszcze mocniej.
-Już wszystko w porządku ?
-Tak, skarbie. I nigdzie się nie wybieram. Oh.. - sięgnął do kieszeni dżinsów - Mam dla ciebie jeden drobiazg. - dał mi do ręki niewielkie, różowe pudełeczko - Prosto z Meksyku. - zachichotał.
W środku znajdowała się srebrna bransoletka z małą zawieszką w kształcie gołębia.
-Śliczna. - uśmiechnęłam się i natychmiast zapięłam ją na nadgarstku.
-Przesz ten rok... - zaczął - Zazdrościłem tym wszystkim ptakom. Pomyślałem, że gdybym miał skrzydła natychmiast bym się stamtąd wyrwał i przyleciał do ciebie. - uśmiechnął się.
-Dziękuję ci. - po raz kolejny się w niego wtuliłam. - I bardzo cię kocham.
Poczułam, że poczuł ogromną ulgę, a jego ramiona mocniej owinęły się wokół mnie.
Wiedziałam, że mama patrzy na nas z góry i szeroko się uśmiecha.

sobota, 20 czerwca 2015

Double Bliss, Rozdział 27

Tego samego wieczoru kończąc zmywać naczynia po kolacji, cicho potruchtałam na górę i zajrzałam do sypialni.
Gdy przez długie godziny Zayn z chłopakami zachowywali się jak dzieci, nie dziwię się, że teraz leżał plackiem na łóżku jeszcze w ubraniach i nawet nie drgnął, gdy weszłam do środka nieco głośniej niż oczekiwałam.
Zatrzymałam się w pół kroku, gdy przeciąg dochodzący z otwartych drzwi balkonu zatrzasnął za mną drzwi. Podeszłam powoli do łóżka i wdrapałam się na nie.
Uchylił zmęczone oczy.
-Miałeś się nie obudzić. - szepnęłam i położyłam się na boku.
-Wyczuwam twoją obecność nawet przez sen. - wziął mnie w ramiona i naciągnął na siebie - Śniłaś mi się.
-Naprawdę ? - wtuliłam twarz w jego szyję.
-Mhm. - pocałował mnie w czubek głowy. - Nie pamiętam dokładnie co robiliśmy, ale na pewno tam byłaś.
Przejechałam opuszkami palców po jego ramieniu.
-Która godzina ? - zapytał, gdy skończył ziewać.
-Po pierwszej.
-Dlaczego nie śpisz ?
-Sprzątałam po kolacji. Wczuwam się w rolę, w końcu mam się wprowadzić.
-Więc muszę wynająć gosposię, nie pozwolę, żebyś pracowała w kuchni do późna, podczas, gdy ja się wyleguję. Powinnaś leżeć tu ze mną.
-Ale to była kwestia dziesięciu minut. A ty właśnie tyle tutaj leżysz. Szybko zasnąłeś.
-Nie dziwię się. Jestem wykończony.
-Czyli wyścigi samochodów do północy to jednak zły pomysł ? Już nie mówiąc o tym, że jesteś odwodniony po cudownym leczeniu Martina.
-Racja, to nie było przyjemne. - powiedział cicho, chyba nie było stać go na więcej.
-Mój biedny, tak cię wymęczyli.
-A ty byłaś najlepszym lekarstwem na to wszystko. Gdyby nie ty, już dawno bym nie żył.
Zadrżałam ze strachu. 
-Ale tu jestem. - przytulił mnie, a ja się rozluźniłam - I mam was oboje. - położył rękę na moim brzuchu.


    Nie minęły dwa tygodnie, a wszystko było jak kiedyś.
No prawie.
Mój brzuch był większy i, żeby czuć się komfortowo do pracy chodziłam na płaskiej podeszwie. Często zaglądałam do Malik Tower, do gabinetu przyszłego tatusia mojego dziecka, który namawiał mnie bym wróciła do domu i odpoczywała.
-Zanim wezwę Jasona albo sam zawiozę cię do domu, chcę ci coś pokazać.
Z uśmiechem przewróciłam oczami i patrzyłam jak idzie po coś do swojego biurka. Wrócił z białym brystolem zwiniętym w rulon.
-Co to ?
Odwinął ogromną kartkę, na której znajdował się...projekt pokoju dziecięcego.
-O jejku. - westchnęłam. - Ty to zaprojektowałeś ?
-Z dokładnością do jednego centymetra. - powiedział, patrząc na moją reakcję. - A kolory zostawiłem dla kobiecego oka. No i jeśli to będzie chłopczyk, nie zrobimy mu różowego pokoju, więc jeszcze trzeba zaczekać do pierwszego USG.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
-Tylko nie płacz, chciałem dobrze.
-I jest bardzo dobrze. - przytuliłam go - Dziękuję ci.
-To nasze dziecko, nie masz za co dziękować.
-No tak, ale powinieneś zając się czymś ważnym w pracy, jakieś spotkanie lub...
-Teraz wy jesteście najważniejsi. Cóż, ty byłaś zawsze, ale teraz jest was dwoje. - uniósł kąciki ust.
-A pro po USG, dzisiaj idę na pierwsze. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zobaczymy naszą małą kruszynkę.


        Jedząc kanapkę w moim niewielkim gabinecie, który praktycznie dzieliłam z Mikiem, ponieważ oddzielała nas tylko szklana szyba jako ściana, dostałam smsa z obcego numeru.


           Panno Peterson, jestem zmuszona przenieść wizytę na godzinę 19:00, ponieważ mój syn zachorował i muszę zając się nim przez kilka godzin. Piszę z prywatnego numeru,
Dr Isabelle Davis :)


Zdziwiło mnie to, że napisała do mnie z prywatnego telefonu. Spróbowałam do niej zadzwonić, ale nie odbierała, więc wysłałam tylko wiadomość, w której powiedziałam, że na pewno się zjawie.
Nie mogę się doczekać tej wizyty i zdjęcia USG, które od razu pokażę Zaynowi po przyjściu do domu, więc za nic nie odwołam tej wizyty.
-Nie jemy podczas pracy. - usłyszałam głos Mike'a, który otworzył drzwi. Uśmiechał się do mnie szeroko, a jego oczy błyszczały z podniecenia.
-Zakładam, że dostałeś jakiś miły telefon.
-Jem dzisiaj lunch z najpiękniejszą kobietą w Nowym Jorku, więc żegnam się na całą godzinę ! - zaśmiał się i zamknął drzwi.
Zachichotałam i wróciłam do kończenia kanapki.


  Pojechałam do przychodni, która była już o dziwo pusta. Właściwie to adres i numer dostałam od Zayna, Isabelle jest przyjaciółką jego mamy według której jest ona najlepszym ginekologiem w całym mieście. 
Cóż, potrzebne było mi jedynie USG mojego brzucha, a to chyba nawet najgorszy ginekolog potrafiłby zrobić, ale cóż, zgodziłam się.
Dr Davis kończy dzisiaj pracę o 17:00, ale wcisnęła mnie na 16:30, więc byłam jej ostatnią pacjentką. To bardzo miłe, że nie odwołała wizyty, tylko zgodziła się przyjechać później.
W całym budynku zostało jedynie kilka sprzątaczek. Poszłam na drugie piętro, gdy zadzwonił mój telefon.
-Jenny, gdzie jesteś ? - usłyszałam głos Zayna.
Był zły.
-Oh,  nie chciałam ci przeszkadzać i nie dzwoniłam. Pani Davis przeniosła wizytę na 19:00.
-Przeniosła ? Jak to przeniosła ? Nic mi nie powiedziała.
-Ale napisała do mnie, to chyba wystarczy. Kto nosi dziecko, ja czy ty ? - zachichotałam. - Napisała, że musi zająć się synem, bo zachorował czy coś.
-Jenny, ona nie ma syna. - zamilkł - Kurwa.
-Co ? Jak to nie ma ?
-Natychmiast opuść przychodnię i wracaj do biura, jest bliżej. 
-Zayn, co się dzieje ?
-To podstęp. Cholera, ta kobieta przecież nie ma dzieci..!
Usłyszałam jakiś hałas.
-Jenny ? Jenny jesteś tam ?
-Tak. - zadrżałam i skierowałam się w stronę schodów - Tak, ja..Już wracam do biura.
Potem poczułam jak ktoś bardzo mocno uderza mnie czymś w głowę. A ostatnie to schody, z których się sturlałam nim straciłam przytomność.


     -Brunetka, wysoka brunetka...
-Jak była ubrana ?
-Ja...ja nie wiem doktorze, ratowałam tą dziewczynę. Ona uciekła, bardzo szybko zniknęła.
-Była sama ?
-Chyba tak. Nie wiem, Boże, nie wiem...
Słyszałam rozmowę jakiś ludzi, gdy powoli otwierałam oczy. Gdy zorientowałam się, że jestem w szpitalu, zadrżałam od ostrego bólu głowy.
-Ćśśś.... - ktoś złapał mnie za rękę i delikatnie dotknął policzka.
Ulżyło mi, gdy zobaczyłam burze czarnych włosów i duże ciało pochylające się nade mną.
Jęczałam z bólu i szoku, ale gorące dłonie na moich policzkach stopniowo mnie uspokajały.
-Zayn.. - szepnęłam.
-Jestem. - pocałował mnie w czoło - Już dobrze, nie bój się.  Jesteś bezpieczna.
-Tak się bałam.
-Ćśś. - usiadł na krześle obok mojego łóżka.
Spojrzałam na niego. Zaczęłam już lepiej widzieć.
-Dlaczego płaczesz ? - zapytałam.
Jego oczy były czerwone, a policzki mokre od łez.
-Ach! - jęknęłam i złapałam się za brzuch. - Co ? Co się stało ? - byłam owinięta bandażem, na którym znajdowała się krew. 
Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę Zayna.
-Jenny... - szepnął.
-Ja... ja.... - nie mogłam się wysłowić - P-poroniłam ? - zalałam się łzami.
-Nie płacz. - przysunął się i przytulił - Ćśś...Już dobrze, nie płacz. - szeptał.
-Kto...kto to zrobił ? - szlochałam - Kto zabił moje dziecko...?
Zayn również ponownie zaczął płakać i mocno tulił mnie do piersi. Teraz nie bolała mnie ani głowa ani brzuch.
Teraz cierpiałam, gdyż pękło mi serce.


    Następnego dnia nadal byłam w szpitalu. Zayn nie wychodził z mojego pokoju nawet na pięć minut.  Chyba, że do kuchni po jedzenie dla nas obojga, lub toalety, która była dosłownie obok.
-Kochanie, posłuchaj. - rzekł Zayn, gdy skończyłam jeść rosół. - Jest tu twoja mama. - mówił spokojnie, bardzo cicho - Chce powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Będziesz w szoku, ale obiecaj mi, że cokolwiek ci powie, nie będziesz ją o nic winić. Dobrze ?
-O co chodzi, Zayn ?
Uśmiechnął się.

-Nic złego. - odparł - Ale bardzo cię zaskoczy. Tak jak mnie.
-Ty wiesz ?
-Tak. - wstał - Za chwilę do ciebie przyjdzie. - pocałował mnie i wyszedł.
Po niecałej minucie była już u mnie mama. Właściwie była już tu z samego rana aż do południa, nie wiem tylko co takiego chce mi powiedzieć.
-Skarbie.. - usiadła na miejscu Zayna i złapała mnie za obie ręce. Jej gęste loki były spięte w kok na samym czubku głowy, oczy były załzawione - Wiem, że możesz mnie za to znienawidzić. Mnie i tatę. 
-Tatę ? Jest tutaj ?
-Nie. Ale będzie w przyszłym tygodniu. - westchnęła - Posłuchaj mnie. Dwa lata temu, zaraz po wypadku byłyście z Celeste obie w szpitalu. Bałam się wtedy wszystkiego. Tego, że moje dwie córki będą na wózkach. Tego, że z Celeste będzie jeszcze gorzej, niż po pierwszym wypadku, gdy miała 14 lat a wasz ojciec jechał zbyt szybko i...Została kaleką.  - wytarła jedną z łez - Wasz ojciec wpadł w depresję. Ty nie chciałaś obudzić się przez cały miesiąc, Celeste otworzyła oczy tuż po pierwszej nocy w szpitalu. Gdy minął pierwszy tydzień, bardzo obwiniała waszego tatę o to, że teraz skrzywdził ciebie, po tym co zrobił jej.
I podjął decyzję. Powiedział, że zabierze Celeste do Walii, tam znajdował się ośrodek rehabilitacyjny oraz wiele uzdrowisk.  Powiedział, że nie wróci, póki Celeste nie będzie mogła chodzić. Rozmawiał z lekarzami. Byli pewni, że jeśli będzie ona czymś rozproszona, rehabilitacja pójdzie na marne. Oczywiście mówili o tobie. Cała rodzina była przekonana, że nie pogodzisz się z myślą, że twoja siostra jest gdzieś na świecie do tego tak daleko od ciebie.. - umilkła na moment - Zrobiliśmy nagrobek i...powiedzieliśmy ci, że Celeste umarła. I nie rozwiodłam się z twoim ojcem. Mówiliśmy tak, dlatego, żeby mieć wyjaśnienie na to, dlaczego do nas nie przyjeżdża.... - spojrzała na mnie - Twoja siostra żyje. - zalała się łzami.
A ja chyba znowu straciłam przytomność.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

His Inferno, Rozdział 33

Więcej mogli mi powstawiać jedynek do poprawy, prezentacji, rysunków i innych bzdetów ;-; Ostatnie dwa tygodnie były najgorsze, ale uwaga, uwaga...
Nie mam już żadnej nauki w tym roku szkolnym, więc jestem wolna ! <3
Miłego czytania :***



-Mmm... - mruczałam, rozciągając się w łóżku. 
Przewróciłam się na prawy bok i, gdy ujrzałam przed sobą również nagiego, ledwo do pasa przykrytego kołdrą Zayna, powtórzyłam jeszcze głośniej:
-Mmm! - otworzyłam szeroko zmęczone oczy a na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.

-Hmm? - mężczyzna przetarł twarz i spojrzał na mnie. Również się uśmiechnął - Jak się spało ?
-Nie spało. - zachichotałam i przysunęłam do niego.
-Tak ? - przytulił mnie do piersi i pocałował w czoło - A dlaczego ?
-Pan już wie, profesorze.
-Powinienem ci za to postawić solidne 5. - mówiąc to objął mnie i naciągnął na siebie tak, że leżałam na nim całym ciałem. - Byłaś cudowna.
-Uczę się od najlepszych. - pocałowałam go w dolną wargę -Cóż, nie mam tylko takiego doświadczenia jak ty, więc...
Uszczypnął mnie.
-Nie mówimy o tym.  - pocałował mnie - Było, minęło.
-Chyba nie mówisz o naszej nocy ? 
-Pewnie, że nie. - westchnął - O innych.
-Nocach czy kobietach ? - uniosłam brew i uśmiechnęłam się lekko. Nie muszę być zazdrosna.
Jest cały mój.
-O tym i o tym. - muskał opuszkami palców moje plecy. - Wiesz, że moje jedyne noce, które zapamiętam, będą z tobą ?
-Ja na pewno je zapamiętam. W końcu jesteś moim pierwszym.. - spojrzałam na niego.
-I ostatnim. - powiedział.
Uniosłam kąciki ust i pocałowałam go delikatnie, najpierw w usta, później w kąciki i podbródek.
-Ale z ciebie pieszczoch. -uśmiechnął się i objął mnie w tali mocno.
Zachichotałam i ponownie wpoiłam się w jego wargi, tym razem mocniej.
Przewrócił nasze ciała tak, że teraz to on leżał na mnie.  Również zaczął składać delikatne pocałunki na moim ciele, zaczynając od podbródka, szyi i piersi, a kończąc na brzuchu.
Gdyby nie nagłe pukanie do drzwi, jego usta znalazłyby się jeszcze niżej...
-Tak ? - zawołał, podnosząc się i kładąc obok mnie.
-Wstały gołąbki ? - usłyszeliśmy głos Austina.
Zayn przewrócił oczami.
-O co chodzi, Austin ? - rzekł Zayn.
-Jedziemy z Ann i Willem na zakupy, chcecie coś ?
Zayn spojrzał na mnie. Pokręciłam głową.
-Dziękujemy, wszystko mamy. - odrzekł.
-Okej. Za godzinę będzie śniadanie. - powiedział przyrodni brat, później słyszeliśmy jedynie jego kroki.
Zayn wypuścił powietrze przez nos i padł na poduszkę.
-To co, gruszki ? - zapytał drwiąco Zayn, unosząc brew.
-Już nigdy nie pójdziesz po żadne gruszki do tego cholernego sadu. - powiedziałam, przerzucając przez jego biodra nogę i opierając głowę o jego pierś.
-Cholernego sadu, w którym straciłaś dziewictwo. - zauważył.
-Oh, no tak..
-Już zapomniałaś ? - położył się szybko na mnie i zaczął namiętnie całować.


      Gdy rodzeństwo i Will wrócili z zakupów Martha przygotowała ogromny, szwedzki stół na którym znajdowało się dosłownie wszystko.
Zaczynając od gorzkiej kawy, a kończąc na słodkim koktajlu z owoców.
Nie mówiąc już o jedzeniu, które było tak pyszne, że zapychałam się nim jak prosiak.
-Smakuje ? - zapytała mnie uśmiechnięta Martha. Włosy miała spięte w wysokiego, blond koka, a ubrana była w zwiewną, kwiecistą bluzkę. Wyglądała naprawdę promiennie.
-A nie widać ? - zadrwił Austin z uśmiechem.
Pokazałam mu język i dopiłam koktajl, następnie zerknęłam na Zayna.
-Ja nawet wiem, gdzie to mieścisz. - szepnął, pochylony w moją stronę i pocałował mnie w policzek.
Nikt poza mną tego nie słyszał, ale Anabel widziała, jak do mnie szepcze i całuje w policzek, a świadczył o tym jej szeroki uśmiech, który starała się ukryć.
Usłyszeliśmy dzwoniący telefon.
-Odbiorę. - rzekła Martha, zaraz po dopiciu kawy. -Tak ?.....Tak, przy telefonie, czy mogę w czymś pomóc ? Oh.. - spojrzała na mnie, nieco zmartwiona - Nie. Nie mieszka, ale jest obok mnie, przyjechała na weekend, nie rozumiem dlaczego... - otworzyła szeroko oczy - Nie możliwe. Ale jak,przecież... - usiadła - Co ? Dzisiaj ? Jezu.. - złapała się za czoło jedną ręką - Dobrze, już ją daje.
Podała mi słuchawkę.
-Kto to ? - zapytałam cicho, odbierając słuchawkę.
-Powie ci.
-Emm...Halo ? - wstałam i odeszłam parę kroków od stołu.
-Julia Mitchell ? - usłyszałam bardzo dobrze znajomy mi głos.
-Tak. Kto mówi ?
-Johnny Norris. Twój ojczym.
Zamarłam w bezruchu a serce mi się zatrzymało. Poczułam za sobą ciało Zayna, który był tak samo zaniepokojony jak cała reszta osób w jadalni.
-Tata..?

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Double Bliss, Rozdział 26

Przez was mam ogromną wenę na Double Bliss, a biedne His Inferno tylko czeka, aż napiszę kolejny rozdział xD
Ostatnio (jak na tego bloga) było sporo komentarzy, mam nadzieję, że zawsze tak będzie <3
Miłego czytania :**
Nieedytowany, ponieważ w ciągu dwóch dni muszę poprawić dwie kartkówki i trzy sprawdziany, więc same wiecie ;__;


        -Zayn, ale.... - jąkałam, zasłaniając usta dłonią.
Podszedł do mnie, objął mnie mocno pod pośladkami i podniósł. Wpoił swoje wargi w moje i całował namiętnie. Desperacko objęłam jego twarz dłońmi i pogłębiałam pocałunek.
-Skarbie, ja... - dyszałam.
-Muszę coś zrobić. - padł na kolana i podłożył mnie na chłodnej podłodze.
Zdarł ze mnie spodnie i bieliznę po czym nachylił się nade mną. 
-Teraz ? - otworzyłam szeroko oczy.
-Przez dwa tygodnie ty byłaś na górze. - pocałował mnie w dekolt - Możemy, kiedy jesteś w ciąży?
-Chyba tak, to dopiero pierwszy miesiąc.
Uśmiechnął się kusząco. Nie minęły trzy sekundy a był już we mnie.
-Oh ! - krzyknęłam, wyginając plecy w łuk. Głównie z zaskoczenia. - Ach ! Boże, Zayn ! - spojrzałam na niego zaskoczona, gdy wbił się we mnie z całą siłą.
-Tego mi było trzeba. - wydyszał i zamknął oczy.


      Leżałam na brzuchu na łóżku w sypialni , zgrzana i mokra od potu, z rozchylonymi wargami, po tym jak Zayn wykorzystał na mnie chyba wszystkie pozy jakie zna.
Patrzyłam jak zgrzany siada na skraju łóżka i głęboko wzdychając rozciąga się.
-Jak tam, kwiatuszku ? - zapytał, nie patrząc na mnie.
-Hyy ?  - wyjąkałam.
Odwrócił się i dał mi klapsa.
-Litości. - jęknęłam, chowając twarz w poduszkę.
Położył się obok mnie, również na brzuchu i objął ramieniem.
-Dziękuję. - rzekł cicho.
-Za seks ? - spojrzałam na niego rozbawiona.
-Za to, że ze mną zostałaś.
-Oo.. - położyłam się na boku, a on wtulił się w moje piersi. -Mówiłam, że wszystko będzie dobrze. - szepnęłam i pocałowałam go w czubek głowy.
Złapał mnie za biodra i przeciągnął na ciebie. Teraz leżałam na nim całym ciałem.
-Mam jeszcze siłę. - rzekł.
-Na co ?
-Zobaczysz. - uśmiechnął się tajemniczo.
-O nie.


          -24, 25, 26.... - liczyłam unosząc się w górę i w dół.
Zastąpiłam Zaynowi...sztangę.
Leżał na łóżku, jedną dłonią obejmował mnie za kostki, drugą za kark i unosił w górę i w dół.
-To głupie, puść mnie ! - marudziłam, ale nie ruszałam się, ponieważ nie chciałam spaść i go zgnieść.
-Licz. - wydyszał.
-28, 29, 30, teraz mnie odstaw ! -położył mnie delikatnie na łóżku obok i podniósł się.
-Dzięki, kiciu. - masował ramiona. 
-Czego ty nie wymyślisz ? - uklękłam i przeczesałam palcami włosy.
Sięgnął po czarny T-shirt.
-Teraz mogę jechać.
-Co ? Gdzie jechać ?Jeśli chodzi o śledztwo, rozmawiałam już ze Smithem i...
-Martin mi wszystko powiedział. - zapiął rozporek dżinsów. - Nie mówię o śledztwie.
-A o czym ?
Wyciągnął do mnie rękę.
-Chodź.


      -Pomyślałem, że trzeba zastąpić czymś ten biedny samochód. - westchnął, mówiąc o audi, które prawie spłonęło. Niby ogień ugaszono, ale trafiło na złom.
-Przecież masz cały garaż aut. 
-Tak. Ale to będzie od początku NASZE auto. - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, po czym puścił moją rękę by otworzyć garaż. Wpisał kod, a naszym oczom ukazał się lśniący, czerwony...
-Jaguar ? - otworzyłam z wrażenia usta.
-F-type. - dokończył.
-Łoł. - jęknęłam i podeszłam do tego cudeńka.
-Chyba trzeba go rozruszać - powiedział, a gdy odwróciłam się w jego stronę, rzucił mi kluczyki.
-Mogę ? - zdziwiłam się.
-To też twój samochód. Jak cała reszta. - wzruszył ramionami. - A ja wolę na razie nie siadać za kółko.
-Jej ! - pisnęłam i zaczęłam podskakiwać po czym podekscytowana weszłam do środka.
-Tylko nie zarysuj. - usłyszałam obok siebie głos Zayna, który wsiadł zaraz za mną.
Wycofałam i wjechałam na pustą ulicę. Serce zabiło mi szybciej, gdy usłyszałam charczenie silnika.
-Powinienem się bać. - stwierdził Zayn.
-Czemu ? - zachichotałam, nim ruszyliśmy.
-Baletnica za kierownicą ? Słabo to widzę. - drażnił się.
-Już nie jestem baletnicą. Zawsze lubiłam samochody, aż do.. - spuściłam wzrok, gdy przypomniał mi się wypadek Celeste.
Dlatego też byłam w taki szoku, gdy dowiedziałam się, że Zayna uwięzi wózek. To była druga osoba, którą kocham nad życie i która została kaleką.
Zayn położył dłoń na mojej dłoni.
Gdy na niego spojrzałam, mój smutek minął. Miał ciepło i miłość w oczach. A już całkowicie zapomniałam o wszystkim, gdy powiedział:
-Widzisz tą drogę ? - wskazał przed siebie. Spojrzałam na asfalt, a później na zachodzące słońce. - Dalej nie ma zabudowań. Przekrocz przynajmniej 240.
A później rozległ się pisk opon.


       Samochód stał na jakimś pustkowiu. Słońce zachodziło, a ciepły wiatr muskał nasze ciała. Zayn siedział na masce, ja owinięta nogami wokół jego bioder, topiłam się w namiętnej fali jego pocałunków. 
-Mm.. - mruknęłam, gdy się odsunął i musnął swoim nosem mój nos.
-Kocham cię. - powiedział cicho.
-Ja ciebie też. - szepnęłam, bawiąc się jego włosami.
-Jak bardzo ? - uniósł brew. 
Objęłam ramionami jego szyję.
-Tak bardzo, że postanowiłam się do ciebie wprowadzić.
Zastygł w bezruchu i otworzył szeroko oczy.
-Naprawdę ?
-Mhm. - uśmiechnęłam się.
W oddali zauważyłam zbliżające się, czarne niskie auto, chyba również sportowe.
-Więc masz okazję oznajmić o tym Ethanowi.
I rzeczywiście. Samochód zatrzymał się niedaleko nas, wysiadł z niego Ethan, Martin, Jacob a z miejsca kierowcy  - Jaixy.
-Mówiłem, że dałem radę ? - wołał uśmiechnięty Martin , gdy z Ethanem i Jacobem zmierzali w naszą stronę.
Jaixy zatrzymał się przy samochodzie i zszokowany patrzył na Zayna, gdy ten podawał sobie ręcę z resztą chłopaków i jeszcze raz dziękował Martinowi.
-Przepraszam na chwilę. - postawił mnie i skierował się w stronę Jaixy'ego.
-To chyba była kara za to, że ci dokopałem. - zawołał do brata, który podchodził do niego ze łzami w oczach.
-Ale przecież...
-Tylko nie płacz.
-Ty chodzisz. - wpadli sobie w ramiona, a Jaixy zalał się łzami.
-Nie płacz, bo znowu skopie ci tyłek. 
Spojrzeli na siebie.
-A właśnie..Przeprosiłem cię za tamto ? - zapytał niepewnie Zayn.
-Nie. - zaśmiał się Jaixy.
Zagryzł wargę.
-Przepraszam, braciszku. Nie wiem co we mnie wstąpiło. 
-I ? - dopytywał z uśmiechem.
-I kocham cię. - rzekł bez zastanowienia.
-No widzisz ? - znowu się przytulili.
Dotarło do mnie, że po policzkach płyną mi łzy. Wytarłam je szybko i razem z chłopakami uśmiechałam się szeroko.
-To trochę gejowskie. - powiedział Jaixy.
-Cicho, nie psuj takiej chwili.
Wybuchnęli śmiechem i już było wiadome, że dopiero teraz jest pomiędzy nimi tak jak kiedyś.