Po drugie, proszę żebyście przypomnieli sobie co było w ostatnim rozdziale Sometimes, ponieważ zakładam, że po takim czasie mało kto pamięta co się ostatnio wydarzyło.
Miłego czytania :>
-Zayn ?
Rozejrzałam się. Nie było już w salonie na kanapie, pod ciepłym kocykiem. Wręcz przeciwnie, byłam w zimnym, pustym miejscu które przepełniała jedynie ciemność.
-Zayn! - zawołałam jeszcze raz, gdyż okropnie bałam się ciemności. Co gorsza, to był mój najgorszy lęk, mimo to, że byłam już dorosła - O Boże... - jęknęłam i padłam na kolana.
Schowałam twarz w dłoniach.
-Obudź się, obudź się.... - mówiłam do siebie błagalnie a moje dłonie zmokły od łez.
Od roku nie udało mi się zasnąć. Teraz to potrafię, ale nie mogę poradzić sobie z najgorszym; Koszmarami.
Tego Zayn nie zdążył mnie nauczyć. Nie wiem też, dlaczego tak nagle poczułam się śpiąca i zasnęłam momentalnie, do tego wręcz sparaliżowana.
-Zayn! - krzyczałam - Za... - urwałam gdyż coś pchnęło mnie i wylądowałam na plecach.
Przez ciemność mogłam dojrzeć coś co przelatywało nade mną gwałtownie. Pchało mnie i za każdym razem pozostawiało na moim ciele przecięcię.
-Ahh! - krzyczałam, a krew skapywała na ziemię.
Nagle pojawiło się więcej Koszmarów. Przecięcia, którymi mnie traktowały pozbawiły mnie bluzki. Czułam jak moje plecy krwawią pod wpływem cięć.
Zaczęły wyć, a raczej się śmiać. Zatkałam mocno uczy, wtedy jeden pchnął mnie od tylu i wylądowałam na twarzy. Zaczęłam się czołgać w stronę nicości. Wiedziałam, że jeśli zaraz się nie obudzę, umrę.
Wtedy w nicości pojawił się blask. Leżąc na ziemi, odwróciłam głowę w tył by zobaczyć co się właściwie dzieje.
Zayn.
Już nie był ubrany w luźny dres, a jego włosy nie były byle jak rozwiane. Złoto-brązowa zbroja opinała jego klatkę, brzuch i silne ramiona. Jego przedramiona były pokryte grubymi żyłami, napiętymi od nerwów. Na nogach miał glany, ale nie te same w których był u mnie lecz złote, błyszczące z daleka wyglądające na twarde jak stal.
W dłoni trzymał długi miecz, ostro zakończony idealnie grający kolorystycznie z całym jego wyposażeniem. Wbijał go w ciała koszmarów, rozrywał je na kawałki, które póżniej zmieniały się w proch. Na jego twarzy panowała wściekłość, krzyczał za każdym razem, gdy wbijał miecz w ciała Koszmarów. Jego oczy gniewnie patrzyły na przeciwników, całe ciało napięło się i widać było każdy najdrobniejszy mięsień na jego nogach i przedramionach.
Nie widziałam go jako Strażnika, lecz jako boskiego Kapitana Mistrzów Miecza. Widziałam go w swoim żywiole, pierwotnej postaci.
I cholera. Był cudowny.
Gdy ostatni koszmar rozdmuchnął pod postacią pyłu, zmęczony Wojownik wziął głęboki oddech po czym z krzykiem na ustach wbił miecz w czarną powierzchnię znajdującą się pod nami. Ze szpar odchodzących od miecza wyłonił się blask i czerń razem z ciemnością zniknęła.
Zayn rzucił miecz i podszedł do mnie. Wziął mnie na ręce i mówiąc coś w zupełnie obcym mi języku uklęknął i ponownie ogarnął nas blask.
Znaleźliśmy się w mojej sypialni.
Oddychałam głęboko i gwałtownie patrząc na niego. Dopiero teraz czułam, że jestem zalana potem. Czułam, że zwymiotuje. Podniosłam się, wzięłam kilka jeszcze głębszych oddechów i uspokoiłam mój żołądek.
Dotknęłam się. Rany zniknęły. Krwi również nie było.
-Ale jak... - zdziwiłam się. Powinnam być cała pokaleczona.
-Jestem Kapitanem. Żadna blizna ci nie zostanie.
Czyli posiadał taką moc. Mógł momentalnie pozbawić ran i blizn Śniącego, którego ratował.
Objęłam jego również mokrą twarz dłońmi i zaczęłam całować. Objął mnie w talii i przywarł do swojej zbroi odwzajemniając pocałunki. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie odzyskałam bluzki, którą posiekali Koszmary. Mimo tego, że zbroja była zimna, mi wciąż było gorąco.
A w takiej sytuacji, jeszcze bardziej..
Reszta na póżniej ;>