czwartek, 23 kwietnia 2015

His Inferno, Rozdział 30

Chciało mi się płakać.
Gdy przełykałam ślinę w gardle czułam ogromną gulę, która utrudniała mi oddychanie.  Tyle dni go nie widziałam, dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się jak przetrwałam ten okres.
Patrzyłam w zranione oczy Zayna, chcąc rzucić się mu na szyję i zadusić z miłości. Powiedzieć mu jak bardzo skrzywdził mnie tym, że gdzieś wyjechał. Jak bardzo skrzywdził mnie fakt, że go zostawiłam. Jakie moje życie bez niego jest puste.
-Zimno ci ? - zapytał, zdejmując z ramion cienką, czarną kurtkę.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Trzęsiesz się. 
Skrzyżowałam ramiona.
-Jest dwadzieścia stopni.
-Ale wiatr jest chłodny. - odparł.
-Może...zacznij już lepiej mówić.
Skinął głową, spojrzał w niebo i odetchnął głęboko.
-Miałem 21 lat. To był mój trzeci rok na Harvardzie. Miałem nauki po uszy, nie miałem na nic czasu a moim jedynym odprężeniem i odpoczynkiem od książek i zajęć...był seks. - wydusił to z siebie - Spałem...Cóż, z wieloma studentkami z kampusu.  - gdy to mówił, czułam jak ogarnia mnie złość i zazdrość. Jednak cierpliwie słuchałam. - Od początku studiów uczepiła się mnie niejaka Melanii.  - zamarłam, gdy usłyszałam to imię. Zayn mówił dalej. - Okazało się, że chodziliśmy razem do liceum. Po pierwszym semestrze powiedziała mi, że mnie kocha. - zadrżałam. On jednak obojętnie wzruszył ramionami - Oprócz niej, powiedziało mi to jeszcze kilka dziewczyn. Tak jak na ich, na jej słowa zareagowałem obojętnie. Nie wzruszały mnie jej miłosne wyznania. Zostaliśmy.... - westchnął - Przyjaciółmi od seksu. Nie spotykaliśmy się poza zajęciami. Przychodziła do mnie jedynie wieczorami. Nie pozwalałem jej zostawać na noc... Pod koniec drugiego semestru zacząłem brać różne używki. Między innymi LSD czy kokainę. - podrapał się po podbródku - Kokainy chyba najwięcej. - przyznał - Tak czy siak byłem uzależniony.  Melanii, żeby mi zaimponować, wciągała razem ze mną. Również dużo piła. - pokręcił z rezygnacją głową - Nadal jest mi wstyd. Wciągnąłem w to niewinną, czystą dziewczynę. Cóż, może nie tak czystą, oprócz mnie spędzała noc z kilkoma z moich znajomych, ale mniejsza. Oczywiście narkotykami i alkoholem nie wzbudziła we mnie swojego zainteresowania. - wzruszył ramionami - Nadal była mi obojętna. Na trzecim roku, któregoś z wieczorów.. - spuścił głowę - Przyszła do mnie zapłakana. Powiedziała, że jest w ciąży. - spojrzał na mnie.
Zamarłam.
-Melanii..? - szepnęłam.
-Tak. - oblizał wargi. Po chwili kontynuował - Wystraszyłem się. Zacząłem chyba panikować, pamiętam, że byłem wtedy na lekkim haju. Pozwoliłem jej zostać na noc, żeby się otrząsnęła. Spałam na łóżku, a ja na podłodze w innym pokoju. Nie chciałem na nią nawet patrzeć. Przez pierwsze miesiące jej ciąży nie docierało do mnie, że będę ojcem. Gdy w końcu się z tym pogodziłem, zacząłem dostrzegać lepsze strony... Po prostu pokochałem to dziecko. Nie widziałem go, nie trzymałem jeszcze w rękach, a czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. Wiedziałem, że w moim życiu w końcu pojawi się ktoś, kto wyciągnie mnie z tego bagna.
-...Piekła ?
Spojrzał na mnie.
-Tak. - przyznał. - Prawdziwego piekła. - westchnął ciężko - W ósmym miesiącu wracałem z imprezy. Kompletnie nawalony. Tak przynajmniej myślałem, ponieważ gdy zadzwonił do mnie kumpel i powiedział, że Melanii jest w szpitalu a poród się przyspieszył poczułem, że jestem kompletnie trzeźwy. Od razu pojechałem z nim do szpitala w którym była Melanii.  Dotarłem do niej po jakiś trzech godzinach od telefonu. W między czasie musiałem doczołgać się do akademika, chyba wymiotowałem kilka razy. - wzruszył ramionami - Myślałem tylko o dziecku. W końcu dotarliśmy do szpitala. Lekarz powiedział, że....że ono umiera. Rzekł, że któreś z rodziny musi oddać krew w ciągu najbliższych dwudziestu minut, ponieważ krew dziecka jest za bardzo zanieczyszczona. - po jego policzku popłynęła łza - Powodem były narkotyki. Przeze mnie krew Mealnii i tym samym mojego dziecka była brudna, nie do użytku... Ona nie mogła oddać krwi. Powiedziałem, że ja to zrobię, błagałem lekarza ale...  - pokręcił głową, cicho płacząc - Byłem wypełniony dragami po uszy. Może gdyby nie to, że wcześniej znów coś wziąłem...mógłbym dać mojej córeczce życie. Mógłbym sprawić, że Sophie byłaby zdrowa. - schował twarz w dłoniach i zaczął szlochać.
Płacząc razem z nim, rzuciłam mu się na szyję i tuliłam mocno.
-Nienawidzę się za to. - szlochał - Zabiłem moje dziecko. Zabiłem Sophie.
-Ćśś. - szeptałam mu do ucha i gładziłam jego włosy. - To nie twoja wina.
-Moja. To przez mój nałóg i głupotę. - szlochał.
Objęłam jego twarz dłońmi i spojrzałam w jego zapłakane oczy.
-Nie pokochałabym kogoś kto zabiłby dziecko. - szepnęłam.
Przełknął ślinę.
-Kochasz mnie ? - zapytał.
Założyłam pasmo włosów za jego ucho.
-Kocham. - odparłam.
Otworzył szerzej oczy. Patrzył na mnie zszokowany.
-Kocham cię, Zayn. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko.
-Więc...teraz nie boję się tego powiedzieć.
Zmarszczyłam brwi.
Zayn, wkładając dłoń do tylnej kieszeni ciemnych dżinsów, odsunął się o krok.
Zamarłam, gdy powoli uklęknął.
-Uczyń mi ten zaszczyt i pozwól troszczyć, kochać, zasypiać i budzić się obok ciebie do końca moich dni. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Julianno Peterson, kocham cię. - otworzył czerwone pudełeczko wyciągnięte z kieszeni spodni - Czy zostaniesz moją żoną ?
Otworzyłam z wrażenia usta. Zakładam, że mój rumieniec i mokre oczy błyszczały w promieniach zachodzącego słońca, tak jak piękny uśmiech Zayna i pierścionek w pudełeczku.
-Tak. - odparłam głośno i zaczęłam podskakiwać jak małe dziecko.
Zayn zaśmiał się i wstał by wziąć mnie w ramiona. Podniósł mnie i pocałował namiętnie, trzymając pudełko w dłoni.
-Jeszcze coś. - uśmiechnął się do mnie czule i postawił na ziemi. Z pudełka wyciągnął pierścionek, z śnieżnobiałym, błyszczącym diamentem. Nasunął go na mój palec, następnie objął dłońmi moją twarz i ponownie pocałował.
-Tęskniłem za tobą. - przyłożył czoło do mojego czoła.
-Nawet mi nie przypominaj. - objęłam go w tali i wtuliłam w jego pierś - Nie mogłam spać, płakałam niemal co noc. - spojrzałam na niego - I nie obwiniaj się o śmierć Sophie. Melanii ma swój rozum, gdyby nie chciała to nie brałaby narkotyków, nie zmuszałeś jej.
-Tak myślisz ?
-Jestem pewna. - pocałowałam go w podbródek - Właściwie, to co się teraz z nią dzieje ?
-Jest w zakładzie psychiatrycznym w Bostonie. Po Sophie, umarło jej dwóch mężów, jeden ją zostawił. Oczywiście wszystko zwala na Sophie i muszę dbać o to, czy ma lekarstwa i zapewnioną opiekę przez specjalistów, z racji tego, że byłem ojcem. - westchnął.
-Przykro mi.  - położyłam dłonie na jego ramionach - Ale...poradzimy z tym sobie, tak ?
-Ze wszystkim, kochanie. - nachylił się i pocałował mnie. - Jest jeszcze coś. - szepnął, nie odsuwając się.
-Tak ?
-Teraz ty musisz mi coś dać.  - wziął mnie na ręce i zaniósł pod płaczącą wierzbę. Patrzyłam na dom, za którym się znajdowaliśmy
 -Nikogo nie ma ?

-Będą jutro na obiad. Tata zabrał wszystkich na ryby. - puścił mi oczko.
-Uknułeś to ! - zachichotałam.
-Masz mnie. - posadził mnie na trawie i zaczął rozkładać koc.
-To drzewo było kiedyś mniejsze.  - zauważyłam, patrząc na długie gałęzie wierzby.
-Zdążyło wyrosnąć przez te lata - ponownie wziął mnie na ręce i położył na naszym kocu. 
-Co chcesz zrobić ? - zapytałam, gdy zaczął odsłaniać mój brzuch, odsuwając bluzkę ku piersiom.
-Pokażę ci jak bardzo cię kocham, Julio.  - złożył ciepły pocałunek na moim brzuchu. Zadrżałam.
Potem było już tylko lepiej.


       Ciepły wiatr muskał nagie plecy Zayna, gdy wbijał się we mnie powoli.
Wchodził i wychodził, raz za razem.
Wbijałam paznokcie w jego łopatki, a moje nogi ciasno obejmowały jego biodra. 
-Boli cię ? - dyszał.
Z uśmiechem pokręciłam głową.
Nasze usta się spotkały. Potem wargi Zayna zsunęły się niżej, na podbródek, szyję, dekolt...
-Ach... - jęknęłam nieco głośniej, gdy moje podbrzusze zaczęło niecierpliwie pulsować.
-Teraz uważaj. - wydyszał i zadrżał, a ja wypięłam plecy w łuk, napierając na niego piersiami, tymczasem orgazm wstrząsnął naszymi ciałami. Wierciłam się niespokojnie, Zayn muskał ustami moje piersi, uspokajając mnie.
Pot spływał z naszych ciał, a nasze nosy muskały się delikatnie.
-I po wszystkim. - szepnął. - Poczułaś coś ?
-Hm ? - zamrugałam rozkojarzona - Oj, tak.. - westchnęłam z uśmiechem.
-Pytam, czy cię bolało.
-Nie. - pokręciłam głową - Ani razu.
-Uh.. - uniósł kącik ust - Moje starania nie poszły na marne.
Zachichotałam, a on położył się na plecach i pociągnął mnie na siebie. Położyłam głowę na jego piersi i wtuliłam się mocno w jego gorące ciało.
-Hm...
-Co ? - zapytał, muskając palcami moje plecy.
-Zabawne. Nasz pierwszy raz, tak jak nasze pierwsze spotkanie, odbył się w tym miejscu.
-Teraz wiesz, dlaczego nie chciałem robić tego w Toronto.
-Czekałeś aż tu przyjedziemy ?
-Nie sądziłem, że sprawy potoczą się tak jak się potoczyły, ale tak, czekałem. A wiesz dlaczego ?
Pokręciłam głową.
-Bo kocham cię do szaleństwa i chciałem, żeby twój pierwszy raz był niezapomniany. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Spojrzałam na pierścionek.
-I będę. Razem będziemy.
Pocałował mnie w czoło.
-Kocham cię, Julianno. Śpij już, nikt nas tu nie zobaczy. - naciągnął na nas drugi, nieco grubszy koc, leżący za drzewem.
Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy.
-Zayn ?
-Tak, Julio ?
-Będziesz tu gdy się obudzę ? 
-Oczywiście. Już zawsze przy tobie będę.

środa, 15 kwietnia 2015

His Inferno, Rozdział 28

Nieedytowany, miłego czytania ! <3



Moje mieszkanie było puste.
O ile można było nazwać to miejsce mieszkaniem.
Już zapomniałam jak okropnie się tu czułam. Wszędzie leżał kurz, nawet na krzesłach. Widać było go przez lekkie promienie słońca dobiegające zza koronkowej firanki. Gdy zapalałam światło,w duszy modliłam się, żeby żarówka jeszcze działała.
-Uhh... - zamknęłam oczy, gdy się zaświeciła.
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. 
Jakoś tu pusto..
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że siedzę w bogatym apartamencie.
A gdy je otworzyłam były pełne łez.
Gdy wmawiałam sobie, że u Zayna czuję się lepiej również przez to jak mieszkał, byłam w wielkim błędzie.
Nie potrzebowałam ciepłej wody. Dużych posiłków. Wygodnej wanny.
Rzeczy, których może pragnąć każdy przeciętny człowiek.
Ale ja mogłam żyć nawet na ulicy, byle mieć przy sobie jego. 
Usiadłam na chłodnej podłodze.Podkuliłam nogi i przytuliłam się sama do siebie.
Nie ma babci. Nie ma Johnny'ego. Nie ma mamy, mojej mamusi..
Nie ma Zayna.

       Trzeci dzień na uniwersytecie. 
Noga już nie boli, dotarło do mnie, że to całe skręcenie nie było aż tak poważne. Niecałe dwa tygodnie, a ja mogę nawet biegać.
Dzień był ciepły, słoneczny. Tak jak dwa ostatnie.
Tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju..
Oczywiście Zayn nie opuszczał mojej głowy. Ale dlaczego nie pojawił się w pracy ?
Ani wczoraj, ani przed.
Wpatrując się rozpiskę zajęć wiszącą na ścianie, myślałam o tym czy zamierza się dzisiaj pojawić.
Z resztą, to już nie moja sprawa.. Tak ?
Gdy tak sobie o nim myślę, ktoś nagle łapie mnie za ramię.
Boże, to on. 
Zayn.
-Travis. - uśmiecham się, w głębi duszy czuję rozczarowanie.
Chłopak uśmiecha się do mnie szeroko. Jego jasne oczy cieszą się do mnie razem z nim, a rozwiane, karmelowe włosy sprawiają, że wygląda schludnie i chłopięco.
Wziął mnie w ramiona i mocno uściskał.
-Brakowało mi ciebie. - rzekł, czułam, że nadal się szeroko uśmiecha.
Oh, Travis. Przynajmniej on tu jest...


      Piłam z Travisem kawę w "kampusowym barze". Było tam sporo studentów, ja zaczęłam spędzać tam czas dopiero dwa dni temu. Jakoś nie miałam z kim do niego zaglądać.
Minęło już dziesięć dni odkąd rozstałam się z Zaynem, a on nadal nie wrócił na uniwersytet. Z tego co słyszałam, pojechał na zastępstwo do innego miasta, niektórzy mówili, że odszedł na co zareagowałam dramatycznym płaczem w łazience. 
Uspokoiłam się tym, że to jedynie plotki i, że pewnie go jeszcze kiedyś zobaczę. 
I będę mogła patrzeć. I myśleć, że mógł być kiedyś mój.
Szybko wyciągnęłam zeszyt i napisałam moje słowa ołówkiem na górze jednej z kartek.
-Julio.
-Hm ? - uniosłam brew, patrząc na niego. Zamknęłam zeszyt. - Przepraszam. Jestem rozkojarzona.
-Dowiem się w końcu co ci jest ? - dopytywał - Martwię się.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Miło mi to słyszeć. - odparłam.
-Hej. - położył dłoń na mojej dłoni, spoczywającej na zeszycie. - Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć. Więc jeśli chcesz porozmawiać... - wzruszył ramionami - Wal śmiało. - uśmiechnął się szeroko.
-Dziękuję, Travis. Ale...na razie wolałabym o tym nie rozmawiać.
-Rozumiem. Poczekam. - odparł i stuknął mnie czule palcem w nos.
Zachichotałam, rumieniąc się i wróciłam do picia kawy.
Gdy śmiech ustąpił, przypomniało mi się jak bardzo chcę się schować w łóżku i nigdy z niego nie wychodzić.

   
       Dni mijały. Za nimi tygodnie. Pogodziłam się z myślą, że Zayn zmienił pracę.
29 dni. Nie wierzę jak udało mi się przez ten czas normalnie funkcjonować.
Dostawałam pieniądze od Marthy, w końcu się na to zgodziłam. Zrozumiałam, że bez tego nie pociągnę. Do tego mam za dużo nauki na prace.
Ale oprócz pieniędzy, żadnych wieści o Zaynie..
Wiele razy kusiło mnie, żeby do niego napisać lub zadzwonić. Na całe szczęście skasowałam jego numer...Tak, dobrze, że to zrobiłam.
Powoli zaczęłam szykować się do szukania promotora do napisania pracy magisterskiej.
Gdy w końcu odłożyłam książki postanowiłam przemyć twarz i zaspane oczy. Był późny wieczór, a ja jak zawsze czytałam.
Gdy stanęłam przed lustrem w łazience, spojrzałam na siebie. Twarz, włosy...
Jakoś nie mogłam znieść tego widoku. 
Przypomniał mi się moment, gdy stałam przed lustrem a Zayn całował moją szyję i policzki, stojąc tuż za mną.
Łzy zalały moje policzki. Sięgnęłam po nożyczki leżące obok łóżka i wróciłam do łazienki. 
Trzeba zmienić ten widok.


        Dwa dni później, znowu płakałam. Już nie wiem czy z powodu obcięcia włosów po same policzki, czy z tęsknoty.
Mój szloch przerwał dzwoniący telefon. 
-Cześć kochanie !  - ulżyło mi, gdy okazało się, że to wiadomość głosowa. Nie miałam ochoty na rozmowę, nawet z Marthą. Nie w takim stanie. - Mam teraz chaos i w domu i pracy, nawet nie wiesz ile ludzi zamawia teraz bukiety ! Istne urwanie głowy. No nic, chciałam żebyś przyjechała do nas jeszcze w tą sobotę. I Nie przyjmuje odmowy ! *śmiech*.  Oczywiście, kochanie...Nie zmuszam cię do niczego. Decyzja należy do ciebie. I pamiętaj, cokolwiek się stanie, cokolwiek postanowisz my zawsze będziemy cię kochać. Po prostu chcemy, żebyś była szczęśliwa....Tak czy inaczej, czekamy z niecierpliwością. Trzymaj się skarbie.


       Słowa Marthy totalnie namieszały mi w głowie. 
Do tego stopnia, że w sobotę rano byłam już w samolocie. W końcu było mnie stać na bilet.
Nerwowo bawiłam się krótkimi włosami. Przyznam, że fryzura nie wymagała nawet poprawki fryzjera, wyszło mi całkiem nieźle.
Desperacja i smutek doprowadzą do wszystkiego.
Nie mogłam spać, ponieważ śnił mi się Zayn. Nie mogłam nie spać, ponieważ o nim myślałam, a gdy to robiłam w oczach stawały mi łzy.
A za kilka godzin miałam znaleźć się w miejscu, gdzie kiedyś się poznaliśmy...


    Taksówka zawiozła mnie pod sam dom. Jak na październik w Selinsgrove panował okropny upał, dziękowałam Bogu za grube ściany w domu, klimatyzacje i pełno drzew które dawały sporo cienia.
-Jestem ! - zawołałam, wchodząc do domu.
Drzwi były jak zawsze otwarte, ponieważ zawsze ktoś przebywał w środku.
Po dokładnym przeszukaniu, dom okazał się pusty. Nie znalazłam żadnej kartki, do nikogo nie mogłam się dodzwonić.
Zakładałam, że nikt nie wrócił jeszcze z pracy. Usiadłam przy stole w kuchni, zjadłam miskę płatków i odpoczęłam po locie. 
Następnie stanęłam przy oknie. Słońce zachodziło, tylne drzwi było otwarte.
A przede mną sad. Pusty. Bez tulącej się pary. Bez miłości.
Od Travisa dowiedziałam się, że Zayn wyjechał na jakiś czas do Bostonu.
Jest tak daleko od naszego raju.
Z oka wypłynęła mi jedna łza.
Nie, ja muszę tam iść.
Droga ścieżką była naprawdę przyjemna. Gdy miałam gruszkowy sad, zerwałam kilka gruszek. Gdy dochodziłam do tego głównego miejsca, jadłam jedną z nich.
I oto jest.
Raj.
W tle gruszkowe drzewa. Ogromny kamień na którym zawsze siadałam. Oddalona od reszty drzew płacząca wierzba i....koc ?
Boże, to ten koc. Kraciasty, czerwony koc, na którym...Jezu.
Ale dlaczego tu leży ?
Jest tu wszystko. Wszystko, oprócz jednego...
Spuściłam wzrok. Wtedy usłyszałam za sobą dźwięk łamanego patyka, jakby ktoś się tu skradał.
Tyle przepłakanych nocy, a wszystko czekało na mnie tutaj. Mój raj. Moja miłość.
-Zayn. - rzekłam do zmierzającej w moją stronę postaci.
Ubrany w ciemne dżinsy i biały podkoszulek, stał przede mną z niepewnym wzrokiem i lekko rozchylonymi ustami.
-Jeśli zechcesz, na zawsze odejdę. - zaczął - Tylko proszę, wysłuchaj mnie.
Zadrżałam.
Przeczesałam palcami włosy. Przypomniałam sobie, że są one okropnie krótkie.
Mogę się założyć, że już nie jestem dla niego taka jak kiedyś. To tylko włosy, ale zmieniło się tak dużo. 
Ale tak, chcę z nim porozmawiać.
-Dobrze. - skinęłam głową.
-Julio ?
Podniosłam na niego wzrok. Boże, jak ja za nim tęskniłam.
-Jeszcze nigdy nie wyglądałaś piękniej. - rzekł cicho. 
Uśmiechnęłam się chyba lekko...Chyba.
-A teraz....chciałbym powiedzieć ci coś o sobie.
-O Sophie ?
Przełknął głośno ślinę.
-O wszystkim.



czwartek, 9 kwietnia 2015

His Inferno, Rozdział 27

Ostatni brak weny mnie wykańczał, nie mogłam złożyć prostego zdania ;c
A co do tego rozdziału...Cóż, nie ma to jak płakać pisząc własne opowiadania :")
Miłego czytania <333



-Co ? -zapytał Zayn z szeroko otwartymi oczami.
-Proszę. - wydyszałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Nie. -pokręcił głową. 
-Co? - poczułam w sercu ukłucie rozczarowania. 
-Zejdź. Usiądź na miejscu, Julio.
Ze zmarszczonymi brwiami wróciłam na fotel obok i zapięłam pas.
Zayn odetchnął.
-Nie...nie chcesz? 
Rzucił mi szybkie spojrzenie. 
-To...to nie jest odpowiedni czas.
-Słaba wymówka. - spojrzałam w okno.
-Julio, proszę. 
-Jedźmy już.
Po chwili westchnął głęboko i odpalił silnik.


       Przez resztę drogi  żadne z nas nie starało się zacząć rozmowy. 
Przynajmniej ja. Zayn co jakiś czas zagadywał coś na temat pogody lub obiadu. Nie odpowiadałam mu, nawet na niego nie patrzyłam. Zaczęła mnie boleć szyja od ciągłego patrzenia w bok.
Zayn zaparkował pod budynkiem. Gdy wysiadałam, mówił:
-Jeszcze szybko pojadę do marketu po.... - dalej nie słyszałam,  ponieważ zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Dopiero gdy byłam przy wejściu , Jaguar odjechał. 

        -Obiad gotowy. -rzekł Zayn stając w drzwiach. 
-Dobrze. - odparłam cicho , leżąc na łóżku w sypialni.
-Zjesz ze mną, czy nadal zamierzać leżeć sama, do tego głodna ?
-Nie jestem głodna. - rzekłam cicho. Od razu na moją twarz wpłynął rumieniec, ponieważ wcześniej w samochodzie mówiąc "głodna" miałam na myśli coś całkiem z innej bajki...
-Porozmawiamy ? - spytał.
Wiedziałam, że odmówienie będzie złym pomysłem, bo w końcu i tak dojdzie do jakiejś rozmowy. Wolałam mieć ten wstydliwy temat za sobą.
Oh, jak ja się wstydziłam.
Usiadłam, spuściłam wzrok i patrzyłam na swoje wyprostowane pod kocem nogi.
Zmarszczył brwi, gdy siadał obok mnie.
-Dlaczego płakałaś ?
Spojrzałam gdzieś w bok.
-Julio, aż tak cię zraniłem ? - zapytał z niedowierzaniem -Mówiłem ci, nie jesteśmy jeszcze gotowi.
-Na inne byłeś. - spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
Na te słowa zareagował taką miną, jakbym mu dała w twarz. I to bardzo mocno.
-Jestem dla ciebie za mało atrakcyjna ? Nie dorównuje im ? 
-Przestań tak mówić ! - warknął - Tamte były i są dla mnie niczym. Jesteś idealna, nie dorastają ci nawet do pięt.
-Więc może nie dorównuje tej panience, do której jeździsz i która na okrągło do ciebie wydzwania ?! - krzyknęłam.
Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Był w szoku.
Patrzyłam na niego przez moment, po czym wstałam i zaczęłam kulać w stronę wyjścia kręcąc z rezygnacją głową.
-To dla mnie za dużo. - mówiłam i czułam jak zaczynają piec mnie oczy.
Stanęłam za progiem drzwi, Zayn mnie widział. Położyłam ręce na biodrach i zaczęłam głęboko oddychać.
-Mam dość. - rzekłam. - Nic mi nie mówisz. Masz przede mną za dużo sekretów, do tego nie mówisz mi o jakiejś kobiecie, która jest dla ciebie kimś ważnym.
-Nie jest dla mnie ważna !
-Ale poświęcasz jej zbyt dużo czasu ! - odparłam głośno.
Westchnął i spojrzał bezradny w przeszkloną ścianę.
-Przykro mi, ale.... - zaczęłam, a łzy płynęły po moich policzkach - Boże, tyle lat. - zacisnęłam powieki i spuściłam głowę.
-Julio...
-Tyle lat czekałam. - rzekłam, po czym spojrzałam na niego - A teraz znowu cię stracę. - szepnęłam.
Szybko wstał i zrobił dwa kroki w przód.
-Co ty mówisz ? - zapytał wystraszony.
Stanęłam przodem do niego.
-Wróćmy do stosunków studentki i profesora. I nic więcej.
Zmarszczył brwi, jego wargi były lekko rozchylone.
-Spakuję swoje rzeczy. - dodałam.
-Julianno, błagam.
-Dziękuję ci za opiekę. Wiele dla mnie zrobiłeś przez te dni i... - więcej łez zaczęło płynąć po moich policzkach - Cieszę się, że mnie sobie przypomniałeś i... - szlochałam - ..i że te trzy lata czekania na ciebie nie poszły na marne.
-Aniołku, nie możesz mi tego zrobić. - mówił spanikowany - Nie umiem bez ciebie normalnie funkcjonować, nic się dla mnie nie liczy oprócz ciebie.
Kręciłam głową.
-Nie mogę. Za dużo ukrywasz, okłamujesz mnie, może nawet zdradzasz.
-Jak możesz tak mówić ?
-Podjęłam już decyzję. - rzekłam, zamykając oczy.
Podszedł jeszcze bliżej. Był tuż przede mną.
-Obiecałaś, że przeprowadzisz mnie przez piekło. Co ja zrobię bez mojego Anioła..?
Po chwili odparłam.
-Nie zasługujesz na niego.


           Pozwoliłam Zaynowi odwieźć mnie do mieszkania.
Po moich ostatnich słowach nic więcej od niego nie usłyszałam, jak tylko tą prośbę.
Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się słowem. Oczywiście, że nie odchodzę dlatego, że "odmówił mi seksu". Mam dość jego sekretów, dziwnych telefonów i tych wyjazdów wieczorami. 
Czy nie zasługuje na anioła ?
Zaczęłam się głębiej nad tym zastanawiać. Anioła, czyli mnie.
Nie. Jesteśmy z dwóch innych światów. Oboje coś przeszliśmy w życiu, ale on przebywał w zakładach karnych, brał narkotyki, pił, te wszystkie kobiety...Do tego Sophie, nie poradziłabym sobie z tym wszystkim.
To nie zmienia faktu, że go....Nie, nie mogę.
Zatrzymaliśmy się pod budynkiem, w  którym niestety dane mi było mieszkać. 
Zayn wysiadł pierwszy by wyjąć z tylnego siedzenia moją dosyć ciężką walizkę.
Wyszłam zaraz po nim i gdy wyszłam nerwowo założyłam pasmo włosów za ucho i naciągnęłam sweter na biodra.
Wróciły te nerwowe gesty. Wróciła nieśmiała studentka...
Właściwie zawsze tu była. I to jest jeden z powodów, dla których nie możemy być razem. Zayn potrzebuje silnej, pewnej siebie kobiety, a nie....mnie.
-Poradzę sobie. - powiedziałam, gdy chciał iść w stronę wejścia.
Skinął głową i podał mi torbę. Oczywiście puścił ją po nieco dłuższej chwili, gdy ją od niego odbierałam.
-Zabrałaś wszystko ?
-Tak.
-Jeśli nie, coś ci dowiozę i...
-Mam wszystko, dziękuję. - o nie, żadnych spotkań.
Westchnął i pokiwał głową.
-Będę tęsknił. - rzekł cicho.
-Dziękuję za podwózkę. - odparłam. - I za pomoc. I...wiesz.
-Wiem. - rzekł. przypatrując mi się bacznie.
Po dłuższej chwili powiedziałam ostatnie słowa:
-Dobranoc, profesorze.

Dobranoc, kochanie.
-Dobranoc, Julianno. - odparł smutno.
Dobranoc, słonko. Śpij dobrze.
Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych i słuchałam jak Jaguar odjeżdża. 
A razem z nim moja pierwsza i ostatnia miłość...