poniedziałek, 28 lipca 2014

Proszę, proszę, proszę

Tylko jeden komentarz od każdego z was <3
Muszę wiedzieć, czy chcielibyście coś takiego jak stronka na Facebooku dotyczącą tego bloga.

Napiszcie chociaż: "TAK" lub "NIE".
Czy to takie trudne ? ;_;
Oto co by się na niej znajdowało:
- na pewno pisałabym tam, że niedługo dodam nowy rozdział lub nowe opowiadanie,

- dodawałabym zdjęcia miejsc pojawiających się w opowiadaniach,
- udostępniałabym piosenki i pisała w jakiej scenie odsłuchiwane były przez głównych bohaterów,
- dodawała kilku-zdaniowe sceny, które byłyby zapowiedzią nowych "przyszłych" opowiadań,
- pisałabym również sceny ze starych opowiadań np. z "Akademika z Zaynem" tak dla przypominania :)
Jeszcze mogłabym coś wymyślić, ale to od was zależy.

Chociaż czasami jest mi przykro ;/
Weszłam ostatnio na jakiegoś bloga o 1D i pod jednym rozdziałem zauważyłam około 15 komentarzy ;_;
Dziwne jest też to, że u mnie jeden rozdział ma np. 70 wyświetleń i 1 komentarz....Chociaż i tak jestem wdzięczna osobą, które je piszą :)
Więc pod tym postem napiszcie chociaż (tak jak pisałam wyżej)  "TAK" lub "NIE" w zależności od tego, czy zainteresowałaby was ta stronka czy nie.
To niewiele, proszę was <3
30.000 wyświetleń <3
Dziękuję, że jesteście :')

niedziela, 27 lipca 2014

His Inferno, Rozdział 11

Siedzieliśmy po turecku naprzeciwko siebie, a w rękach mieliśmy miseczki z sałatką grecką.
-Wiem, że nie jest tu zbyt wygodnie, ale...
-Jest świetnie, Julianno. - przerwał mi Zayn, uśmiechając się ciepło. - Skoro ci się tu nie podoba, dlaczego nie zamieszkasz w akademiku ? Albo poszukaj innego miejsca. Ja również uważam, że to mieszkanie jest dla ciebie zbyt małe. Ogrzewanie nie działa, okno się nie domyka, a twoja kołdra nie spełniłaby roli posłania dla psa. Już zaczął się wrzesień, zamarzniesz tutaj w grudniu.
Mówił tak oschle, że aż skuliłam się pod jego słowami. Miał rację, tutaj jest okropnie. Odstawiłam miskę, tymczasem gdy on nadal jadł, i podciągnęłam kolana do brody. Podniósł wzrok.
-Hej... - również odstawił sałatkę i usiadł obok mnie - Przepraszam. Nie powinienem tak oceniać tego miejsca.
-Nie stać mnie na nic innego. Żyję ze stypendium, które dał mi Harvard, a w akademiku nie ma już miejsca. - spuściłam wzrok i zagryzłam wargi.
-Rozumiem cię. - potarł mnie czule po plecach.
-Nie rozumiesz. Jesteś bogaty, masz wszystko.
-To tylko pieniądze. Zapewniają jedynie wygodniejsze życie. - posadził mnie sobie na kolanach, prostując nogi. - Znajdę ci nowe mieszkanie. U mnie zwolnił się apartament i...
-Co ? Nie, nie mogę tam zamieszkać. Nie mam tylu pieniędzy.
-Ale ja mam. - spojrzał na mnie znacząco.
-Nie, Zayn. - wstałam i zaczęłam chodzić po całym pokoju - To za dużo. Zapomnij o tym, okej ? Tu jest dobrze. Może nie ma ogrzewania...
-I prądu.
-Działa jednej kontakt, mam lampkę nocą. - poprawiłam go, krzyżując ręce na piersi.
Wstał, wzdychając ciężko i również skrzyżował ramiona.
-Nie potrzebujesz zbyt wiele do szczęścia, co ? - uśmiechnął się.
-Przyzwyczaiłam się do skromnych rzeczy. - wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. - Skromne mieszkanie, skromne ubrania...po prostu skromne życie.
Reagując na mój nagły smutek, podszedł do mnie powoli, wpatrując się we mnie intensywnie.
-A ja ? - zapytał, kładąc sobie moje ręce na ramionach - Też jestem skromny ? - uśmiechał się uwodzicielsko.
-Ty ?
-W końcu jestem twoim chłopakiem.
Otworzyłam szeroko oczy. Co on właśnie powiedział ?
-Julianno, chyba w to nie wątpiłaś. - zmarszczył czoło.
-Cóż...Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym.
-Powinnaś to wiedzieć. - przysunął mnie bliżej siebie, zmniejszając przestrzeń między nami - Od momentu, gdy znalazłaś mnie pijanego w kuchni: ja. już. byłem. twój. - nachylił się tak blisko, że nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry.
Zamknęłam oczy oczekując pocałunku, ale na marne.
Zayn przeniósł swoje usta wyżej, na czubek mojego nosa i tam cmoknął mnie delikatnie.
-Czekam na odpowiedni moment. - wyjaśnił, uśmiechając się znacząco.
-Rozumiem... - zarumieniłam się.
Po chwili powiedział:
-Dziękuję ci za obiad. Był pyszny, uwielbiam grecką sałatkę.

-Martha nauczyła mnie gotować. Mama zwykle nie miała czasu.. - spuściłam wzrok, krzywiąc się.
Gdy do oczu naszły mi łzy, uwolniłam się z jego uścisku i zaczęłam zmywać naczynia. Niestety w pewnym momencie przestałam odróżniać wodę od łez spływających na moje ręce.
-Julio. - usłyszałam tuż obok mojego ucha, tymczasem gdy ciepłe dłonie pieściły moje ramiona - Opowiedz mi o swojej mamie.
-Nie ma sensu o niej mówić... - szlochałam cicho - Znasz najistotniejsze fakty.
-Nie o to chodzi. Powiedz mi co lubiła, jaka była, czym zajmowała się na co dzień.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, zaczęłam szlochać jeszcze głośniej. Schowałam twarz w dłoniach, czując jak Zayn sztywnieje.
-Mężczyźni. - powiedziałam w końcu - Codziennie robiła to z co najmniej sześcioma. Nie pamiętam, by jej dzień wyglądał inaczej; seks, picie i narkotyki. Nie obchodziło ją to czy w lodówce jest jakieś jedzenie, czy poszłam do przedszkola, odrobiłam lekcje... - wycierałam łzy - Musiałam sama nauczyć się ubierać. Czasami pomagała mi wziąć kąpiel, ale gdy była pijana, musiałam sama nalewać sobie wody do wanny co zwykle kończyło się tym, że parzyłam się gorącą wodą, albo kąpałam się w zimnej.
Odwrócił mnie w swoją stronę i przytulił mocno do piersi.
-Moja biedna Julia... - szepnął, z desperacją błądząc dłońmi po moich plecach - Dlaczego mnie tam nie było...
-Byłeś za daleko. - jęknęłam, wtulając się. - Mieszkałam dwanaście kilometrów od Selinsgrove. Gdy miałam dziewięć lat babcia zabrała mnie do siebie, do domu obok waszego. Wtedy studiowałeś.
-A twoja mama ?
-Była w klinice. Taty nie było, babcia zmarła więc mama musiała się wprowadzić. Było mi łatwiej, ponieważ miałam twoją rodzinę. Martha była dla mnie drugą mamą, już po dwóch latach odkąd się wprowadziłam miała nade mną prawną opiekę.
-Jak poznałaś Marthę ?
-Przyjaźniła się z babcią. Spędzaliśmy razem każdą niedzielę. Bywałam tam częściej, ponieważ przyjaźniłam się z Anabel.
Posadził mnie na szafce i stanął pomiędzy moimi nogami.
-Więc twoja mama jednak wróciła ?
-Tak, ale na okrągło trafiała do aresztu lub więzienia. Mieszkałam wtedy u Marthy.
-Dlaczego nie zaadoptowała cię od razu ? - zmarszczył brwi.
-Mama by oszalała. Psycholog i sąd zdecydowali, że podczas nieobecności mamy będę u Marthy, ale gdy wróci do domu ja też muszę wracać.
-Idioci... - pokiwał głową, po czym parsknął.
-Nie ograniczyła picia ani narkotyków, ale nie sprowadzała już mężczyzn do domu. Kiedy miałam 12 lat nawet sobie kogoś znalazła.
-Naprawdę ?
-Tak. Okazało się, że był to brat mojego taty. Podobno od zawsze kochał mamę, nawet gdy była z tatą. Traktował mnie jak córkę. - uśmiechnęłam się do siebie - Troszczył się o mamę, gotował, sprzątał...A gdy jej nie było zabierał mnie na ryby. - zachichotałam - Miał na imię Jack. W zeszłym roku, gdy byłam jeszcze na Harvardzie wybrał się z kolegą na jeden ze swoich wypadów na ryby. Jechali wtedy motocyklami i....i jakiś pijany facet, który jechał w pobliżu stracił panowanie nad kierownicą.... - przełknęłam ślinę - Zginęli na miejscu. Mama była wtedy w więzieniu. Zapytałeś mnie czy była chora, pamiętasz ?
Skinął głową.
-Umarła, bo przedawkowała. Ktoś dostarczył jej kokainę i jakieś tabletki do celi. - wzruszyłam ramionami - I zostałam sama na świecie...
-Nie jesteś sama. Masz nas. Masz mnie. - objął moją twarz dłońmi.
-Też tak myślałam. Ale gdy poznałam cię takiego jaki jesteś na uniwersytecie, bałam się, że nie zaakceptujesz faktu, że jestem przyjaciółką twojej rodziny.
-Nie jesteś przyjaciółką. Jesteś częścią tej rodziny. Lecisz do nich w czwartek, prawda ?
-Nie mogę. Nie mam pieniędzy na bilet.
-Dlaczego nie wyleciałaś dzisiaj rano z Anabel ? Mówiła, że kupi ci bilet.
-Nie chcę jej pieniędzy.
-Więc ja to zrobię.
-Zayn, nie...
-Wiem, że chcesz tam jechać i ich zobaczyć. 
Patrzyłam w jego ciemne oczy, zagryzając wargi. Miał rację, chcę jechać do Selinsgrove...
-Pod jednym warunkiem. - powiedziałam cicho. - Polecisz ze mną.
Spuścił głowę, zamykając oczy.
-Nie wiem czy chcą mnie oglądać. Na ostatnich urodzinach Marthy rozwaliłem Austinowi nos.
-I spotkałeś mnie. - uśmiechnęłam się.
Spojrzał na mnie.
-Proszę, Zayn. Martha będzie szczęśliwa.
-No nie wiem...Zjawiać się tak nagle po trzech latach ?
-Ja zjawiłem się po takim czasie w twoim życiu, więc ty też możesz.
Zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.
-A zostaniesz dzisiaj u mnie na noc ? - zapytał.
-Tak.
-Więc lecę z tobą.
-Tak, dziękuję ! - przytuliłam go, zarzucając ręce na jego ramiona.
-Ale robię to dla ciebie. - pocałował mnie w czubek głowy.
-Jasne, jasne.
-Naprawdę.
Przewróciłam z uśmiechem oczami.
-Niech ci będzie.



   -Jak wino ?
-Przepyszne. - odparłam - Naleśniki też. Słodki syrop.
-Tu masz rację. - oblizał wargi - Można go w pewien sposób wykorzystać. - puścił mi oczko i zaczął pić wino, nie spuszczając ze mnie płonącego wzroku.
-Chyba nie rozumiem.
-Urocza jesteś. - zaśmiał się. - Pozwól.
Przysunął swoje krzesło do mojego i położył moją nogę na swoje kolana, bym była jeszcze bliżej. Wziął w dłoń butelkę z syropem.
-Co chcesz zrobić ?
-Spokojnie. - uśmiechnął się ciepło - To będzie...Przyjemne. Ale muszę cię przy tym trochę dotykać.
-O... - spuściłam wzrok.
-Jeśli się boisz lub nie chcesz to...
-Nie, nie. - odparłam, podnosząc na niego wzrok - W porządku. Ale...nigdy czegoś takiego nie robiłam.
-Nie musisz nic robić. - odkręcił butelkę - Po prostu się odpręż. - spojrzał na moje włosy - Zaraz wrócę.
Wyszedł z salonu, zostawiając mnie wpatrzoną w dwie czerwone palące się świeczki, spoczywające na stole. Dają naprawdę intymny nastrój, co pewnie podsunęło Zaynowi jakiś dziwny pomysł. 
W pokoju pali się jeszcze jedynie lampa stojąca w kącie obok fotela. Wyobraziłam sobie tam Zayna z okularami na nosie siedzącego z gazetą i popijającego kawę ze śmietanką. Co jakiś czas oblizywałby swoje pełne wargi. 
Kompletnie nagi...
Z prośnych myśli wybudziła mnie...muzyka.
Cichy, spokojny rytm czegoś w rodzaju stukania. Tak się zaczynała. Po chwili do salonu wrócił Zayn, a razem z nim rozbrzmiał cichy, dziewczęcy głos. Słowa piosenki były ciche, a cała muzyka naprawdę...
...zmysłowa.
Zrobiło mi się ciepło w brzuszku.
Zayn miał w dłoni gumkę do włosów, co bardzo mnie zaniepokoiło.
Skąd on ma gumkę, albo raczej która z panienek ją u niego zostawiła...?
-Jest moja. - wyjaśnił, zatrzymując się w miejscu. 
Jakby czytał mi w myślach.
-Twoja ? 
Poczochrał lekko czarne włosy.
-Czasami jest tu piekielnie gorąco i spinam je w kucyk.
-Serio ? - zachichotałam.
-Inaczej mam zapocony kark. - dodał z uśmiechem.
-Mogę to zobaczyć ? 
-Co ?
-Jak wyglądasz, gdy je spinasz.
-W sumie to tak samo, tylko z tyłu głowy mam cztero-centymetrowego kucyka. - wzruszył ramionami.
-Pokarz mi.
-Nie teraz. - uśmiechnął się kusząco i stanął za mną - Na razie zepniemy twoje włosy.
Zamknęłam oczy, gdy palcami przeczesywał moje włosy i co jakiś czas muskał szyję.
-Piękne fale. - skomplementował - Jak kasztanowe morze.
-Kasztanowe ? Myślałam, że są ciemniejsze.
-Nie są. - nachylił się i zanurzył w nich nos - Pachną kokosem.
-To przez szampon.
-Więc nie przestawaj go używać. Podoba mi się ten zapach.
W końcu wziął moje włosy w dłoń i wciąż używając palców jako szczotki, spiął je w luźnego kucyka.
-Przypominam, że nie jestem fryzjerem. - cmoknął mnie w skroń - Ale to tylko na chwilę.
-Co będziesz robił ?
-Zobaczysz. - złapał za guzik mojej blado różowej koszuli - Mógłbym ją trochę rozpiąć ? Nie odsłonie twoich piersi.
-W porządku.
Wciąż stojąc za mną, rozpiął cztery pierwsze guziki, po czym pociągnął za kołnierzyk by odsłonić całe ramię.
Ponownie sięgnął po butelkę.
-Odchyl głowę w bok. - powiedział.
Zrobiłam co chciał, a po chwili delikatnie rozlewał syrop po mojej szyi. Muzyka wciąż grała. Nagle on nachylił się i musnął językiem moją skórę, oczyszczając ją z syropu. Zrobił to samo z resztą płynu, całując i ssąc moją klejącą się szyję.
-Jesteś pyszna. - wydyszał w moje ucho po czym przejechał po nim językiem. - Lubię czekoladę. - zerknął na butelkę - Ale ciebie zaliczam do ulubionych smaków.
Jęknęłam, gdy ponownie zaczął muskać językiem moją skórę. Nawet gryzł ją delikatnie...Mrr.
Kiedy byłam już czysta, ponownie podążył ustami do ucha:
-Mógłbym zostawić po sobie pamiątkę ? - przejechał lekko palcem po mojej szyi, gdy nagle nachylił się i wpił w nią usta, ssąc dosyć mocno. Po chwili odsunął się, oblizał tamto miejsce i usiadł tam, gdzie siedział na początku kolacji.
-Smacznego. - wydyszałam oszołomiona.
-Już jestem najedzony. - oblizał wargi, kiedy nagle burknął jego telefon.
Przeczytał wiadomość i pokiwał z rezygnacją głową. Coś go zdenerwowało.
-Coś nie tak ? - zapytałam, dotykając lekko dotknięte miejsce na mojej szyi, które było jeszcze wilgotne od jego śliny.
-Wszystko w porządku. - odparł z uśmiechem - Co powiesz, by wylecieć jutro przed południem ?
-Tak wcześnie ? A uczelnia ?
-To się da załatwić. - wzruszył ramionami.
-Nie jestem spakowana.
-Więc pojedziemy do ciebie jutro rano i pomogę ci się spakować.
-O której chcesz wylecieć ?
-O 10:00.
-Och.. - pomyślałam chwilę - No cóż, dobrze.
Uśmiechnął się szerzej.
-Świetnie. - rzekł, gdy nagle jego telefon zaczął dzwonić.
Rozłączył się, ale po kilku minutach zadzwonił jeszcze dwa razy, na co Zayn zareagował tak samo.
W pewnym momencie wstał, pilotem wyłączył muzykę i wyciągnął do mnie rękę.
-Lepiej chodźmy już spać. Jutro wcześnie wstajemy.
Gdy wstałam, pocałował zaróżowione miejsce nad moim obojczykiem.
-Przygotuję ci kąpiel, a potem posprzątam. 
Po tych słowach zaprowadził mnie na górę.


Gdy wanna była już pełna, ja stałam przed dużym lustrem i wpatrywałam się w malinkę na szyi. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. 
iPhone Zayna leżał obok umywalki. Najwyraźniej musiał go tu położyć i zapomniał zabrać.
Wzięłam go w dłoń i spojrzałam na wyświetlacz.
Melanii.
-Halo ? - odebrałam, nim zdążyłam pomyśleć.
-Halo ? Kim jesteś ? - usłyszałam wściekły, kobiecy głos. - Gdzie jest Zayn ? Daj mi go do telefonu !
-Kim jesteś ? Jest teraz zajęty.
-Co, jeszcze nie doszedł ? - parsknęła - W tej chwili podaj mu telefon albo...
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon.
Cholera, kto to był ?

poniedziałek, 21 lipca 2014

His Inferno, Rozdział 10

Następnego ranka spotkałam Travisa przed drzwiami do auli, gdzie miało za piętnaście minut odbyć się seminarium. Wciąż wstrząśnięta wydarzeniami dzisiejszej nocy czułam się dosyć niekomfortowo, co zapewne chłopak zauważy.
-Jak ci idzie szukanie tematu na pracę ? - zapytał, podczas naszej pogawędki.
-Na razie stoję w miejscu i szukam promotora. A tobie ?
-Znalazłem promotorkę i chyba już wiem o czym napiszę. - powiedział, ukazując szereg białych zębów w szerokim uśmiechu.
-Promotorkę ? Kogo ?
-Profesor White. Proponuje bym napisał o "pożądaniu na średniowiecznym dworze". - zachichotał - Zastanawiam się nad tym, ponieważ może mi wiele pomóc. Zna się na tych sprawach.
-Domyślam się. - uśmiechnęłam się lekko.
Travis spojrzał na wyświetlacz telefonu, po czym schował go do kieszeni.
-Lepiej już wejdźmy. Malik przyjdzie za trzy minuty.
Jak zawsze wpuścił mnie pierwszą do sali. 
-Gotowa na twoje "ulubione" zajęcia z "ukochanym" profesorkiem ?
Wzdrygnęłam się. 
Stary, nawet nie wiesz jak bardzo.
-Może dzisiaj humor mu dopiszę i nie będzie cię nękał. Czasami myślę, że powinnaś złożyć na niego skargę o ciągłe "przypierdalanie się". - spojrzał na mnie nagle - Przepraszam. Nie powinienem się tak wyrażać, domyślam się, że nie lubisz przeklinania.
-Nie za bardzo. - uśmiechnęłam się cierpko - Ale w porządku.
-Nie przeklinam zwykle. Tylko wtedy gdy jestem zły.
-Nie musisz się mną przejmować. 
-Ten facet działa mi na nerwy. - usiadł obok mnie.
-Więc czemu jesteś jego asystentem ?
-Julio, nie chodzi o to, że go nie lubię, tylko o to jak cię traktuje. Wtedy mam ochotę mu przyłożyć.
Zaśmiałam się.
-Skoczymy dzisiaj na kawę w czasie przerwy ? - zaproponował.
-Jasne. Zjadłabym jakieś ciasto.
-Ja tak samo.
Zachichotaliśmy, gdy nagle do sali wszedł Zayn zamykając za sobą drzwi. Poprawiając okulary, otworzył teczkę i zaczął przeglądać jakiś dokument. Położył wszystko na biurku po czym z westchnieniem odwrócił się do nas i oparł o duże biurko. 
-Witam wszystkich. Macie szczęście, dzisiaj nie będzie pisania. 
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Kilku chłopców przybiło sobie piątkę, a inni podziękowali profesorowi. Kiedy wszyscy przez te kilka sekund byli zajęci sobą, mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam uśmiech, czując, że się rumienię i spuściłam wzrok.
( Uwaga ! Historia o której będzie opowiadał Zayn jest prawdziwa ;> )
-Sądzę, że słyszeliście o Dantem i Beatrycze. - zaczął.
Jak zawsze Caroline pierwsza podniosła rękę. O nie małpo, ja też ich znam.
Również podniosłam rękę, czego nigdy tutaj nie robiłam. Zdziwiony Travis patrzył z wyczekiwaniem na Zayna, który z uśmiechem zwrócił się do mnie, ignorując Caroline.
-Proszę, panno Peterson. - rzekł, krzyżując ramiona na piersi.
-Beatrycze Portinari i Dante Alighieri spotkali się w młodości, jeszcze jako dzieci. Dante był starszy od Beatrycze, więc ich znajomość szybko się skończyła. Dante kochał dziewczynę z daleka. Spotkali się jeszcze raz, na moście Trójcy Świętej, gdy Dante był już dojrzałym mężczyzną, a Beatrycze młodą kobietą.... - przerwałam, gdy dotarło do mnie dlaczego ten temat wybrał na dzisiaj Zayn.
-Znakomicie. - powiedział z uznaniem, po czym przeniósł wzrok na resztę osób - W wieku 24 lat Beatrycze umiera i trafia do Raju, w przeciwieństwie do Dantego, który wylądował w Piekle. Wirgiliusz, przyjaciel Dantego pomógł przejść Beatrycze przez Piekło by mogła ocalić ukochanego.
W tym momencie rękę podniósł Travis.
-Tak Travis ?
-Ale nie udało jej się to, prawda ? Dante pozostał w Piekle ?
Malik chyba spoważniał, po czym oblizał pełne wargi w zamyśleniu, po czym odrzekł:
-Tak. Dante na zawsze pozostał w Piekle.



Gdy chowałam podręcznik dobiegł mnie surowy głos.
-Panno Peterson, proszę zostać na kilka minut.
-Oczywiście, profesorze.
Spojrzałam na Travisa. Obdarzył mnie współczującym uśmiechem.
-Widzimy się później. - z ciężkim westchnieniem spojrzał na Zayna, po czym kręcąc z rezygnacją głową wyszedł z auli.
-Stało się coś ? - zapytałam, ubierając plecak na ramiona.
Zdjął okulary i podszedł do mnie, po czym ostatni raz spojrzał za mnie, gdzieś nad moją głową.
-Jesteśmy już sami. - uśmiechnął się szeroko i objął swoimi dłońmi moje. - Chciałem się tylko przywitać. Pięknie wyglądasz pomimo niewyspania.
Zarumieniłam się.
-Wyspałam się. Miło mi się z tobą leżało.
-Starałem się zachować dystans i nie dotykać cię za dużo. Gdy spałaś głaskałem jedynie twoje włosy i ramiona.
-Sądziłam, że poszedłeś, gdy zasnęłam. 
-Zostałem dłużej. Nie miej mi tego za złe, ale pięknie wyglądasz, kiedy śpisz i nie mogłem tak po prostu wyjść.
-Kiedy wróciłeś do siebie ?
-Około piątej. - puścił mi oczko, co było oszałamiające.
-Byłeś ze mną trzy godziny ?!
-To i tak mało. Chciałbym tulić cię do snu co wieczór.
-To słodkie. - zachichotałam.
-Ty jesteś słodka. - uśmiechnął się szerzej.
Odwróciłam się by upewnić się, że jesteśmy sami.
-Mogłabym cię przytulić ? Wiem, że robiłeś to wiele razy, ale teraz chciałabym byś to zapamiętał.
-Słuszna uwaga.
Przyciągnął mnie bliżej siebie i owijając ręce wokół mojej tali wtulił się we mnie i pocałował w skroń.
-Z niecierpliwością czekam na nasz pocałunek, Julianno.
Odsunęłam głowę by coś powiedzieć, ale jedyne co mogłam zrobić to ją opuścić i przygryźć wargę.
-Co się stało ? - kciukiem uwolnij ją z moich zębów i spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Ja...nikt jeszcze... - jąkałam - Nikt jeszcze mnie nie całował.
-Całował. - poprawił mnie z lekkim uśmieszkiem.
Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego ponownie.
-Wtedy w ogrodzie, gdy obudziłem się obok ciebie skorzystałem z tego, że spałaś jak dziecko.
-Całowałeś mnie ?
-Odrobinę. Masz słodkie, miękkie usta.
-Szkoda, że wtedy spałam.
-Też tego żałuję. Ale nadrobimy stracone trzy lata, obiecuję.
-To był najgorszy okres w moim życiu... - wtuliłam się w jego pierś - Też cię całowałam, wiesz ? Wczoraj w nocy, gdy byłam jeszcze u ciebie. Ale tylko w czoło. - położyłam ręce na jego bokach, by osunąć się trochę bardziej, ale wciąż go dotykając - Podobała mi się ta lekcja. Wybrałeś idealny temat.
-Dla nas dwojga.  - odgarnął z moich ramion włosy. Zrobiłam to samo z jego włosami, ponieważ były na tyle długie. Zaśmiał się po czym nachylił się do mojego policzka. - Mogę ? - zapytał cicho.
-Mhm. - mruknęłam, oczarowana nutą mięty w jego ciepłym oddechu i jego bliskością. 
Przyłożył usta do mojego policzka i przytrzymał je tam dosyć długo, po czym spojrzał mi w oczy.
-Słodka Julianna. - szepnął - Chciałbym zaprosić cię na kolację.
-Och.. - rozpromieniłam się, lekko zdziwiona - To bardzo miłe.
-Może dzisiaj wieczorem ? Albo nie, zjedz ze mną obiad. Nie wytrzymam do wieczora. Chcę z tobą porozmawiać o tym co się stało. O nas.
-Może obiad zjemy u mnie ?
Zawahał się.
-Mam działającą kuchenkę i lodówkę. - dodałam. - Wiem, że moje mieszkanie nie jest w najlepszym stanie, ale....w końcu to moje lokum. Dobrze mi w nim i chciałabym, żeby tobie też... - przerwałam.
-Przyjadę do ciebie. Chętnie zjem u ciebie obiad, pod warunkiem, że ty zjesz ze mną kolację.
-Oczywiście.
-Możesz ubrać się nieco swobodniej. To ma być zwykłe spotkanie.
-Rozumiem.
-Aha, Julianno..
-Tak ?
-Podasz mi swój numer telefonu ?
-Emm...Jasne. - podyktowałam mu, po czym oznajmiłam, że muszę już iść, ponieważ za kilka minut zaczyna się kolejna lekcja.
-Więc widzimy się po południu ? - upewnił się, gładząc dłońmi moje policzki.
-Tak. - skinęłam z uśmiechem głową, po czym stanęłam na palcach i pocałowałam jego podbródek, szorstki od delikatnego zarostu. - Do zobaczenia.


*


Patrzył na wcięcie w jej plecach, które opinała kremowa bluzeczka i z westchnieniem, które świadczyło o jego zadowoleniu odprowadzał Juliannę wzrokiem. Patrzył jak jej małe dłonie pchają gigantyczne w porównaniu do niej drzwi auli, martwiąc się, że sobie z nimi nie poradzi. Jednak po chwili wyszła, a kilka sekund sprowadziło go na ziemię; Julia go jeszcze nie poznała.
Bał się powiedzieć jej całej prawdy o sobie. Zdradził fakt o narkotykach, ale on wydawał się być niczym w porównaniu do reszty całej jego przeszłości.
Zacisnął pięści tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Przetarł oczy i ciężko wzdychając, uświadomił sobie, że Julia nie była już jego Calineczką.
Ona jest moją Beatrycze. 
On jest moim Dantem.
Beatrycze, która ruszyła za moją rozpustną duszą w głąb Piekła.
Ocalę go. Obiecałam.
Moja Betrycze.
Mój Dante.

niedziela, 20 lipca 2014

His Inferno, Rozdział 9

Zawsze podczas solidnego kaca towarzyszył mu okropny ból głowy.
Tak samo było wtedy, gdy obudził się na ciepłym kocu pod gwiazdami, a w jego bok wtulało się miękkie ciało. Zerknął na swojego anioła, gdy nagle dotarło do niego, że nie może wyjechać. Musi zostać i starać się o jej względy, ale na początku przeprosić za swoje pijaństwo poprzedniego wieczoru.
Chęć pocałowania tych różowych, pełnych ust stała się silniejsza i ciało zwyciężyło nad rozumem; przyłożył swoje wargi do jej słodkich warg i pocałował ją delikatnie, w nadziei, że się nie obudzi.
I tak się właśnie stało.
Nadal spała, więc złożył na jej twarzy i ustach jeszcze kilka niewinnych pocałunków, gdy nagle usłyszał burczenie w jej brzuchu.
Wstał, łapiąc się za głowę i usiłując zachować równowagę. Wyprostował się i jeszcze raz zerknął na Calineczkę, której nagle imienia zapomniał.
Zmarszczył brwi. 
Juliet ? Jessy ? Jasmine ?
Pieprzony alkohol, pomyślał i poszedł w głąb ogrodu gdzie znajdował się sad gruszek. Pozbierał kilka, nie chcąc by dziewczyna była głodna, po czym wrócił z kilkoma owocami do swojego anioła.
Którego już nie było.


-Julianna ! - zerwał się, gdy wrócił do rzeczywistości a sen, który prześladował go co noc już minął - Ma na imię Julianna. Pamiętam. - spojrzał obok siebie, ale dziewczyny nawet tutaj z nim nie było.
Mógł przysiąc, że ją do siebie przytulał. Że czuł jej miękkie ciało pod dłońmi. Czuł jej oddech na piersi.
-Nie... - wstał, zrywając z siebie pościel - Julianno ! Julianno, gdzie jesteś ?
Ale dziewczyna nie odpowiadała. Przeszukał całe mieszkanie, w nadziei, że znajdzie ją czytającą gazetę, biorącą kąpiel lub jedzącą śniadanie.
I nic.
Z krzykiem uderzył ręką o ścianę w salonie po czym z rękami wplecionymi we włosy, oddychał głęboko, czując, że zaczyna panikować.
-Julia... - szepnął, wypowiadając jej imię, jakby było modlitwą. Jakby była jego muzą. Jego Calineczką. Drobną, malutką, Calineczką. - Moja Julia.
Padł na kolana, pogrążając się w ciemnościach własnego lokum i swej pustej, rozpustnej duszy.
Pozostał sam w swoim piekle.


*


-Ojcze nasz, któryś jest w niebie...
Szepcząc modlitwę i zaciskając w ręku medalik Matki Bożej na mojej szyi, powoli zbliżałam się do drzwi.
Była druga w nocy, więc byłam pewna, że teraz te ćpuny chcą napaść moje mieszkanie. W zeszłym tygodniu zaatakowali pana spod czwórki. 
Robili to samo co teraz; pukali głośno i szarpali za klamkę.
Czym mam się bronić ? Wiadomo, co te zboczeńce robią z takimi jak ja.
Nie chcąc popadać w panikę i od razu dzwonić na policję, wolałam się upewnić, czy to na pewno oni.
I było to błędem.

Gdy otworzyłam drzwi ciężkie ciało wpadło na mnie, zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na zamek.
Krzycząc, padłam na ścianę, gdy tymczasem facet przycisnął mnie do ściany i zasłonił dłonią moje usta.
-Uspokój się ! - syknął.
Znam ten szept. Wiem do kogo należy. Do mężczyzny, który niemal na każdym seminarium nachyla się do mojego ucha i karci mnie za to, że źle rozwiązałam zadanie.
-Wybacz. - odsunął się ode mnie, upewniając się, że mu nie ucieknę. Oparł dłonie po obu stronach mojego ciała, zagradzając mi drogę.
-Pan oszalał, profesorze ?! - mój głos był cichy, ale stanowczy. - Chcę pan, żebym zadzwoniła na policję ?! Prawie dostałam zawału, myślałam, że to włamywacze !
-Przykro mi. Nie chciałem cię wystraszyć, Calineczko.
Calineczko. Naprawdę mnie tak nazwał, czy nadal jest pijany ?
-Profesorze, ja...
-Nie nazywaj mnie tak. - przerwał mi - Chcę słyszeć jak wymawiasz moje imię.
Najeżyłam się i powiedziałam z sarkazmem:
-Myślałam, że tylko zasłużone kobiety mogą tak do pana mówić.
-Jesteś zasłużoną kobietą. Jedyną kobietą, która na mnie zasługuje.
-O czym pan mówi ?
-Nie jestem już pijany. Wiem kim jesteś. - westchnął i odwrócił się by zapalić światło.
Zasłoniłam usta dłonią, gdy go zobaczyłam.
Tak samo potargane włosy. Takie same blade usta. Tak samo podkrążone oczy i zaróżowiona twarz.
To był mój Zayn. Mój Zayn, którego spotkałam trzy długie lata temu.
-Opowiedz mi co się wtedy stało. Wtedy w ogrodzie.
Nie mogłam uwierzyć, że mówi do mnie błagalnym tonem. Jego wzrok był przepełniony strachem, który stał się aż namacalny. Trząsł się.
Dotarło do mnie, że muszę być naturalna, czyli łagodna.
I współczująca.
-Usiądziesz ? - wskazałam na kanapę - Może zrobić ci coś do picia ?
-Nie mów do mnie jakbym był chory psychicznie.
-Cóż, nie wiem czy jestem tej chwili bezpieczna.
-Jesteś. - powiedział niewinnie - Ze mną zawsze, Calineczko. Nie zrobię ci krzywdy.
-Byłam u ciebie wczoraj wieczorem.  - patrzyłam jak siada na kanapie, więc zajęłam miejsce na krześle w kącie.
-Wiem. Myślałem, że to sen, ale ty...ty mnie ocaliłaś. Nie wiem co bym zrobił. I do tego Caroline w Lobby.. - potrząsnął głową - Julianno, przebacz mi. Byłem dla ciebie okropny przez cały semestr.
-To nie semestr mam ci za złe. - mruknęłam.
Zmarszczył brwi, więc wyjaśniłam:
-Zniknąłeś na trzy lata, bez pożegnania. Do tego to JA szukałam ciebie, a ty o mnie zapomniałeś z powodu pijaństwa. Po prostu mnie zignorowałeś. Tamtego ranka obudziłeś się, ale widziałeś, że leżę obok. Co sobie myślałeś ? - moje oczy wypełniły się łzami - Byłam w tobie zakochana. I znalazłam cię, wypełniłam obietnicę. Ale co z tego, jeżeli ty mnie masz gdzieś ?
-Nie pamiętałem cię, Julianno. Twoja twarz była mi bardzo znajoma.
-Bzdura. Jak to się stało, że o mnie zapomniałeś ? Zayn, ja tam byłam tego ranka ! Leżałam obok ciebie !
-Poszedłem dla nas po coś do jedzenia. W sadzie rosły gruszki, więc zniknąłem na parę minut, ale gdy wróciłem ciebie już nie było.
-Co ? - otworzyłam szerzej oczy.
-Wróciłem do ciebie. Nie było mnie zaledwie przez moment, ale ty zdążyłaś zniknąć. Poszedłem do domu, ale zastałem tam jedynie rozzłoszczonego Jery'ego i Marthę. Zapomniałem twojego imienia, pytałem więc o Calineczkę.
-Jak mogłeś zapomnieć moje imię ! - zerwałam się na równe nogi - Znałeś je już wcześniej !
-Bo byłem naćpany ! - wstał gwałtownie - Byłem na takim haju, że dziwię się, że nie zdjąłem ci leginsów w tym ogrodzie !
-C....c-co ? - szepnęłam - Bierzesz narkotyki ?
-Już nie. - wypuścił powietrze z płuc - Chodziłem na leczenie, odkąd przyśnił mi się pewien anioł. - spojrzał na mnie z utęsknieniem - Od tamtej pory nie tknąłem kokainy. Chociaż myśl, że wezmę ponownie, a ty znowu mi się przyśnisz była kusząca. Jednak nigdy tego nie zrobiłem. Wierzyłem, że wrócisz. Że nie jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, Julianno.
-Trzy lata... - jęknęłam.
-Szmat czasu. - odparł.
Usiadłam, szykując się na strumienie łez.
-W każdą noc wyobrażałam sobie, że leżysz obok mnie. - głos mi się załamał, a łzy nie ustąpiły - Myślałam o tobie dzień w dzień. Tak bardzo różniłeś się od siebie jako profesor. To nie był Zayn jakiego zapamiętałam.
-Już więcej nie będziesz miała do czynienia z profesorem.
Spojrzałam na niego.
-Nie rzucę twoich seminarium. Są mi potrzebne do napisana pracy magisterskiej, a ten uniwersytet jest dla mnie bardzo ważny i nie możesz mnie z niego wrzucić bo ja bym...
-Julianno. - przerwał mi, szepcząc. - Będę twoim wykładowcą. Ale teraz masz mnie. Mężczyznę, który tulił cię do piersi w ogrodzie rodziców.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Wróciłeś do mnie ?
-Nie. - uklęknął przy mnie - To ty wróciłaś do mnie, mój aniele. Śliczny, brązowooki aniele.
Czułam jak róż wpływa mi na policzki. Nie przestawałam się uśmiechać.
-Mogłabym ? - wskazałam palcem na kosmyki włosów, przyklejone do jego policzka.
-Oczywiście.
Odgarnęłam je na jego ramiona, po czym patrzyłam jak wtula policzek w moją dłoń i zamyka oczy.
-Czy wczoraj robiłem coś niestosownego ? Uraziłem cię w jakiś sposób ?
-Chciałeś uprawiać ze mną seks w łazience. - widząc jego wzburzenie, kontynuowałam - Ale nic nie zaszło. Prawie mnie pocałowałeś, kiedy...
-Kiedy co ?
-Zwymiotowałeś.
-Na ciebie ?! Chryste, Julianno.. - zamknął oczy, chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam cię. Jestem ci wdzięczny za pomoc, nie wiem jak ci to wynagrodzę.
-Po prostu tu bądź. I nie odchodź więcej.
-To ty ode mnie dzisiaj odeszłaś. Zacząłem panikować.
-Przepraszam cię.
-Nie. - pokiwał głową - Nie przepraszaj mnie. Nie jesteś niczemu winna. Rozumiem, że mogłaś się bać. W końcu byłem pijany, a ty sama i bezbronna.
-Nie bałam się. Zawsze czuję się z tobą bezpiecznie.
Uśmiechnął się.
-Ale.... - zaczęłam - Nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać. Byłeś dla mnie okropny przez te półrocze. Upokarzałeś mnie przed uczniami. Caroline zawsze czuła się taka dumna, a twoja nienawiść do mnie sprawiała jej przyjemność. Była pewna, że cię zdobędzie.
-Po pierwsze, nie czułem do ciebie nienawiści. Tak naprawdę to nigdy nie zastanawiałem się czy lubię jakiegoś studenta czy nie.  Nie zdawałem sobie sprawy, że cię upokarzam. Nie chciałem tego, ale moje ego mi na to nie pozwalało.
-Dlaczego byłeś taki niemiły ?
-Bo jako profesor nigdy nie pragnąłem swojej studentki.
-Pragnąłeś mnie ?
-Tak. A moja praca jest częścią mojego życia. Wiedziałem, że jak będę czegoś z tobą próbował to mogę ją stracić. Nie zważałem na to, że mogę stracić coś ważniejszego. Że mogę stracić ciebie.
-Nie przypuszczałam, że możesz być...wrażliwy.
-Wiele przeżyłem, Julianno. Ale przez to całe życie nigdy nie rozmawiałem z kobietą o swoich uczuciach. Nawet z Marthą lub Anabel. Jesteś pierwsza.
-Naprawdę ?
-Przyrzekam.
-To...to słodkie. - powiedziałam, po czym zaczęłam ziewać, zasłaniając usta dłonią.
-Obudziłem cię. - powiedział do siebie, po czym wstał i zdjął kurtkę. - Chodź.
Wziął mnie na ręce, a jego szara bokserka sprawiła, że widziałam jak mięśnie jego dużych ramion napinają się. Wstrząśnięta tą nagłą reakcją na moje zmęczenie, czułam jak ściska mi się serce gdy kładzie mnie na łóżku i owija kołdrą.
-Julianno ?
-Tak ?
-Czy mógłbym cię pocałować ? 
Zawahałam się i spuściłam wzrok.
-Rozumiem. - powiedział, nim zdążyłam się odezwać.
-Wiesz, jestem w szoku po tym wszystkim i...
-Wiem. - uśmiechnął się, gładząc mój policzek. - Masz jeszcze jedną kołdrę ?
-Nie, tylko tą. Dlaczego ?
-Jest strasznie cienka. I nieprzyjemna w dotyku. Dostaniesz ode mnie nową.
-Jest w porządku.
Westchnął i sięgnął po kurtkę, którą również mnie okrył. 
-Teraz będzie ci cieplej. Spotkamy się jutro na seminarium.
-Już idziesz ?
-Nie. - usiadł obok mnie - Poczekam aż zaśniesz. Tylko nie wystrasz się znowu, gdy rano mnie nie będzie.
-Dobrze.
-Śpij już.
Po dłuższej chwili, powiedziałam:
-Zayn ?
-Tak, Julianno ?
-Cieszę się, że się odnaleźliśmy.
Nachylił się i pocałował mnie delikatnie w czoło.
-Ja również, Julianno. Śpij słodko, mój aniele.

piątek, 18 lipca 2014

His Inferno, Rozdział 8

Caroline zawsze dostawała tego czego chce. Może dlatego, że była rozpieszczana przez rodziców, których była jedynym dzieckiem. Tak czy inaczej, nie pragnęła tylko rzeczy materialnych; chciała mężczyzn.
Starszych mężczyzn.
Odkąd straciła dziewictwo ze starszym o pięć lat bratem swojej przyjaciółki i nabrała seksualnego doświadczenia uwodzenie zawsze jej wychodziło. Dostawała każdego mężczyznę, nawet księdza, który uczył ją religii w szkole średniej. 
Oczywiście za odpowiednią cenę...
Każdy musiał coś od siebie dać. Najpierw błagali ją o seks, ale zawsze wszystko kończyło się tak, że proponowali jakiś drogi zegarek, biżuterie czy może ubranie. Nasuwa się na język jedno określenie: dziwka.
Ale teraz było inaczej.
Po pierwszym roku studiów we Włoszech została wyrzucona, więc drugi rok zaczęła na studiach w Toronto. Od pierwszego seminarium sztuki włoskiej miała jeden cel: uwieść Zayna Malika.
Najmłodszy i zdecydowanie najseksowniejszy z profesorów na tym uniwersytecie. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak mężczyzny. Za cholerę nie wiedziała dlaczego nie patrzy na nią, tak jak na Julię Peterson. Była pewna, że nic pomiędzy nimi nie ma, ale i pomimo tego czuła zazdrość.
Zawsze obserwowała Malika, podczas jego "połowów" w Lobby. Obserwowała mowę jego ciała, gdy uwodził kobiety.
Wiedziała, że uwielbiał seks i na początku miała pewność, że skusi się na Caroline.
Ale to się nie stało.
Zawsze patrzył na nią beznamiętnie. Jego chłodne spojrzenie zawsze było utkwione w jej twarzy i wyrażało wobec niej obojętność.
Teraz, gdy kupiła najdroższą ze swoich kreacji zauważyła, że dzisiejszego poniedziałkowego wieczoru profesor siedzi przy barze i zamawia kolejne whisky. Przyszła tu ponieważ miała ochotę na uwiedzenie jakąś szychę, gdy nagle widzi profesora, pijanego w cztery dupy.
Siedziała z nim jakieś piętnaście minut, głaskając jego kark i włosy, tymczasem gdy on jej chyba nawet nie poznał i mówił coś o jakiejś dziewczynie. Niedosłyszała imienia, ale wiedziała, że była ona dla Zayna kimś ważnym. Mówił też, że nikogo jeszcze tak nie pragnął. Że spieprzył całą sprawę i teraz dziewczyna się pewnie do niego nie odezwie.
Po raz drugi miała zaproponować mu seks oralny w łazience, gdy nagle kelnerka wylała na nią napój.
-Proszę, pomogę pani w toalecie. - nalegała, przekrzykując muzykę.
Gdy wróciły, Caroline rozglądała się za Malikiem, a dokładniej to wypatrywała czarne, lśniące włosy i ciemny garnitur.
Niestety już go tam nie było.
Kelnerka kontem oka spojrzała na parę wychodzącą z Lobby; dziewczyna podtrzymywała chwiejącego się mężczyznę, który pomimo pijaństwa był wyraźnie zadowolony z jej towarzystwa.
I uśmiechnęła się do siebie.



*



Cudem wepchnęłam profesora do taksówki, dziękując przez okno Bredowi, że mi w tym pomógł.
-To ja ci powinienem podziękować. - zerknął na Zayna siedzącego obok mnie - Dobrej nocy, profesorku.
-Arrivederci ! - pożegnał się po włosku, chichocząc i machając do ochroniarza.
Przewrócił oczami po czym oddalił się, a ja zaczęłam rozmawiać ze starszym taksówkarzem o gęstym, siwym wąsie i czapce baseballowej.
-Bay Street. - powiedziałam.
-Oczywiście. - odparł i odpalił silnik.
-Nie, nie ! - wtrącił się Zayn - Yorkville !
-Profesorze, ja mieszkam na Yorkville, a pan na Bay Street.
-Myślałem, że jedziemy do ciebie. - oparł głowę na moim ramieniu - Chcę spać.
-Mam za małą kanapę.
Rozpromienił się.
-Więc będziemy musieli się do siebie przytulić. - błądził palcami po moim brzuchu.
-O nie, zawożę pana na Bay Street.
Wydął dolną wargę i przytulił się do siedzenia kierowcy.
-Ale ja chcę Yorkville. - mruknął.
Westchnęłam i spojrzałam w okno, opierając głowę o dłoń.
-Juliannooooo. - mówił, chowając twarz w moich włosach - Ależ Juliannoooo.
-Coooo ? - przewróciłam oczami.
-Tęskniłem za tobą. - ponownie mnie przytulił.
-Świetnie.
-A ty za mną ?
-Nie.
-Ciągle o tobie myślę.
-Aha.
W pewnym momencie zamknął oczy i z rozchylonymi ustami zasnął na moim ramieniu.
-Pani chłopak ? - zapytał kierowca, łapiąc mój wzrok w lusterku.
-Nie. Wykładowca.
-Studia pozwalają na takie relacje pomiędzy uczniami a nauczycielami ? 
-Nic nas nie łączy. 
-Z tego co mówi pani wykładowca, nie sądzę, żeby nic was nie łączyło.
-On nic do mnie nie czuje. Jest pijany.
Uśmiechnął się do siebie.
-Proszę zapamiętać: Słowa pijanego, to myśli trzeźwego.
Zagryzłam wargi i zerknęłam na Zayna. Oparłam swoją głowę o jego i czułam jak wtula się we mnie coraz mocniej.



Wchodząc do mieszkania Zayna, chciałam go jak najszybciej zaprowadzić do sypialni i zniknąć z jego życia, czyli wyjść i już tu nie wracać.
-Jeszcze kawałek. - mówiłam, gdy staliśmy w korytarzu prowadzącym do drzwi sypialni. W pewnym momencie złapał mnie za ramię i przycisnął do ściany, opierając się na mnie całym ciałem. Zszokowana patrzyłam jak jego ręce podnoszą się, a dłonie zaczynają pieścić moje policzki.
-Jesteś piękna, Julianno. - nachylił się i musnął nosem mój podbródek - Ale... - zaczął znowu chichotać - Nie możemy iść do łóżka tak bez całowania. No dalej Julianno, pocałuj mnie.
-Panie profesorze, my... - przerwałam, kiedy się przybliżył, a kiedy próbował pocałować coś go odrzuciło do tyłu.
Nie czekając, wzięłam do pod ramię i zaczęłam prowadzić do sypialni, kiedy zaczął wymiotować.
-O matko, matko... - zamknęłam oczy, czując na sobie jego wymiociny. 
Jeszcze chwila i ja zrobiłabym to samo.
-Oj.. - mruknął.
-Nieważne, chodźmy.
Cudem doprowadziłam go do łazienki, gdzie tam na całe szczęście zdążył dojść do muszli klozetowej, by po raz kolejny zwymiotować, tym razem intensywniej i dłużej.
Znalazłam gąbkę, namoczyłam ją i starłam z siebie wymiociny.
-Fuj... - krzywiłam się, po czym odłożyłam wypłukaną gąbkę na miejsce. - Okej, więc...Poczekaj tu na mnie, okej ? Usiądź sobie, a ja zaraz wrócę. - skoro i tak nic do niego nie dociera, postanowiłam mówić do niego po imieniu, ponieważ tak będzie mi wygodniej.
Patrzyłam jak spuszcza wodę i grzecznie siada na opuszczoną deskę.
-Muszę cię przebrać.. - powiedziałam do siebie. Był zapocony i też trochę brudny.
Podreptałam szybko do jego sypialni i znalazłam moją, a właściwie to jego szarą bluzę z logo Harvardu, która leżała na fotelu. Wyglądała tak, jakby ją dosyć często nosił..
Zdjęłam z siebie bluzkę i obok łazienki znalazłam pralnie. Wrzuciłam tam swoje brudne ubrania i wsunęłam na siebie bluzę, która sięgała mi ponad kolano i na całe szczęście zasłaniała pupę.
W szafie Zayna znalazłam koszulkę z Nike i czarne spodnie od piżamy. Wróciłam do łazienki, bojąc się, że sobie gdzieś poszedł albo, że zasnął co byłoby straszne, ponieważ mógłby po raz kolejny zwymiotować i się udławić.
Tak byłoby, gdybym go zostawiła w Lobby. Dopiero teraz dotarło do mnie to co zrobiłam.
Brawo, Julek ! 
Zayn siedział zgarbiony z dłońmi wplecionymi we włosy. Podniósł głowę, gdy mnie usłyszał.
-Julianno, zniknęłaś. - zmarszczył brwi - Tęskniłem za tobą.
-Muszę cię przebrać.
-Nie chcę się ubierać... - marudził i oparł głowę o mój brzuch - Julianno, co za nogi. - powiedział z uznaniem.
Pierwszy raz usłyszałam komplement dotyczący moich kształtnych nóg.
A co do ubierania, wolałam nie ryzykować i nawet nie próbować wcisnąć go w te rzeczy, bo zapewne by protestował.
Westchnęłam ciężko i zabrałam się za marynarkę.
-I to mi się podoba. - uniósł delikatnie brew - Seks w łazience może być interesujący.
-Nie będziemy uprawiać seksu.
Chociaż bardzo bym chciała.
Skrzywił się.
-Ale ja chcę.
Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Zobaczyłam coś kolorowego, a mianowicie...
...cholera, tatuaż !
Profesor Malik miał tatuaż !
Było to czerwone serce otoczone ciemnymi cierniami. Krwawiło, a w środku znajdował się napis S.O.P.H.I.E
Sophie ? A może rzeczywiście chodzi o jakieś S.O.P.H.I.E  ? Jego dziewczyna ? Chyba, że to nie chodzi o imię ?
Miał zamknięte oczy, więc nie widział, że wpatruje się w jego pierś. Zdjęłam koszulę i położyłam ją na podłodze. Zdjęłam jego buty i skarpetki, chcąc następnie zabrać się za spodnie.
Uklęknęłam i zsunęłam je z niego, odrzucając na bok, gdy nagle złapał mnie za ramiona i podniósł gwałtownie.
Przyłożył usta do mojego ucha.
-Nigdy więcej przede mną nie klękaj. - rzekł - Inne mogą, ale ty masz się szanować.
Za bardzo nie wiedziałam o co chodzi, więc zaprowadziła  go do sypialni.
Muszę przyznać, że profesor ma zgrabną pupę.
Rumieniąc się, patrzyłam jak siada i drapie się po głowie.
-Muszę już jechać do domu.
-Nie... - spojrzał na mnie błagalnie.
-Ale ja...
-Julianno. -  złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę, zmuszając bym usiadła mu na kolanach. 
Zupełnie jak trzy lata temu...
-Calineczko... - szepnął, uśmiechając się i muskając palcami mój policzek. - Znam cię.
Wyprostowałam się i spojrzałam na niego wielkimi, przepełnionymi łzami oczami.
-Wróciłaś, aniele. - uśmiechnął się szerzej - Znalazłaś mnie.
-Zayn... - wtuliłam się w jego szyję.
Obrócił się i położył mnie na łóżku, wtulając się w moje plecy.
-O Boże... - zasłoniłam usta dłonią.
-Dlaczego zniknęłaś ?
-To ty zniknąłeś. Nie było cię przy mnie, gdy się obudziłam.
-Ja tylko nie chciałem, żebyś była głodna... - wyszeptał, po czym zasnął, oddychając głęboko.
Pokój był przepełniony ciszą. Leżałam zszokowana, zastanawiając się czy to wszystko ma jakikolwiek sens. Muszę stąd iść. On jest pijany, gdy obudzi się rano już nie będzie mnie pamiętał.
Nie chciał, żebym była głodna ?  Zniknął rano, ponieważ nie chciał, żebym była głodna ?
Co ?
Odwróciłam się w jego uścisku i spojrzałam na jego wypoczętą i rozluźnioną twarz. Teraz w ogóle nie wyglądał na 32 lata. Kosmyki czarnych włosów na jego czole były jeszcze wilgotne od potu. Moje nozdrza zdążyły się przyzwyczaić do zapachu whisky. Jego policzki były zaróżowione, a usta uchylone.
Spał jak dziecko.
Wygramoliłam się z jego uścisku i usiadłam obok. Mruknął coś i zmarszczył brwi. Nachyliłam się i delikatnie pocałowałam zmarszczkę na jego czole, sprawiając, że rysy jego twarzy złagodniały. Odetchnął i spał dalej. Przesunęłam jego ramię, które zasłaniało pierś. Patrzyłam na tatuaż, który znajdował się pod nią.
S.O.P.H.I.E
Nieważne. Muszę stąd jak najszybciej iść. Poszperałam w jego szafkach i znalazłam kartkę i długopis. Zostawiłam mu liścik i tak jak on trzy lata temu...
...zniknęłam.