niedziela, 30 listopada 2014

Sweet Dreams, Rozdział 54

Nie miałam czasu przeczytać tego rozdziału przed udostępnieniem, więc przepraszam za ewentualne błędy albo jakieś bezsensowne zdania, bo często mi się zdarzają.
Miłego czytania :***


-Hej... - powiedziałam, gdy w końcu znalazłam Eliota siedzącego z tyłu ogrodu na jakimś wielkim kamieniu. - W porządku ? - zapytałam, siadając obok.
-Sam nie wiem... - rzekł cicho, wzruszając ramionami i podnosząc wzrok na rzekę skąpaną w blaskach księżyca i światłach oddalonych od nas wieżowców.
Wśród nich dojrzałam biuro Zayna. Przypomniał mi się dzień, gdy pierwszy raz w nim zagościłam. Odbywała się wtedy konferencja, na której Malik nie spuszczał ze mnie wzroku...
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Jednak teraz co innego było ważne.
-Jak się czujesz ?
-Okropnie. - rzekł, a jego oczy były przekrwione od łez.
Położyłam głowę na jego ramieniu, zamykając na moment oczy.
-Pamiętasz.. - szepnął, a ja znowu patrzyłam przed siebie. - Jak często kiedyś potrafiłaś przez niego płakać ?
Uniosłam kącik ust.
-A teraz.. - pokręcił z niedowierzaniem głową - Gdyby nie on, nie byłabyś tak szczęśliwa jak jesteś przez ostatni rok. Ani razu nie widziałem cię smutnej. Lub zmartwionej.
-Ponieważ wam tego nie pokazuję.  - wyprostowałam się i odwróciłam głowę.
-Jak to ?
-Amelia.. - odparłam, zagryzając wargę - Z każdym dniem czuję, że jest coraz bliżej. - szeptałam, a łzy ciekły po moich policzkach - Codziennie budząc się myślę o niebezpieczeństwie mojego niewinnego dzieciątka. Ale dzisiaj.. - westchnęłam, chowając twarz w dłoniach - Dzisiaj odchodzę od zmysłów. Nie mogłam spać. Nie mogę nawet jeść, tak bardzo boję się dzisiejszego dnia. - szlochałam cicho, łzy spływały po wierzchach moich dłoni.
Eliot przez moment milczał, po czym objął mnie i przytulił do piersi.
-Boisz się dnia, który dobiega już końca. - powiedział, chyba z nutką rozbawienia w głosie - Moja Jay, zawsze taka markotna.
Uśmiechnęłam się.
-Matczyny instynkt. - rzekłam, ocierając policzki i prostując się. - Przepraszam cię.
-W porządku. - potarł mnie pocieszająco po plecach i podał ostatnią chusteczkę jaką na całe szczęście miał w kieszeni.
-Cóż... - mówiłam, wycierając nos - Co będzie z tobą i Lissą ? No i pozostaje jeszcze twoja mama. Czuje się winna.
-Nie powinna. Muszę z nią o wszystkim porozmawiać, pomijając temat Lissy.
-Twoja mama nalegała, żebyś wrócił, ponieważ chce ci coś jeszcze powiedzieć. Właśnie na temat Lissy.
-Nie chcę o tym słuchać. To obrzydliwe.
-Dlaczego ? Wiemy, że sam nic nie wiedziałeś, ale to twoja siostra i..
-No właśnie, Jay. Siostra. - powiedział oschle.
-Eliot, coś cię gryzie. Wiem, że ta sprawa jest dla ciebie wielkim szokiem, ale czuję, że to coś innego.
-Spałem z nią. Okej ? Pieprzyliśmy się. - machnął ręką i przeczesał palcami włosy. - Nie wierzę, kurwa... - syknął, chowając twarz w dłoniach, dokładnie jak ja przed chwilą.
-Ne trzeba się załamywać. Wróćmy do domu.
-Tylko po co ? Już za późno, jestem cholernym, popieprzonym, ćpunem i zbokiem !
Złapałam go mocno za rękę i zaciągnęłam wo stronę posiadłości rodziców, nie zważając na to, że wcale nie mam dużo siły w rękach,a ni na jego marudzenie.


Cristal, bo tak miała na imię matka Eliota siedziała razem z Lissą na kanapie w oczekiwaniu na przyjście chłopaka.
-Eliot. - powiedziała, wstając gwałtownie, gdy razem weszliśmy do salonu.
Chłopak zerknął szybko na Lissę. Potem zwrócił się do Cristal.
-Dwie minuty. - powiedział smętnie.
-To i tak sporo. Dziękuję synku. - objęła go i razem poszli do kuchni, by mieć chwilę prywatności na rozmowę.


* * *


-Rachel... - blada, wychudzona brunetka klęcząc przy swojej przyjaciółce, szarpała ją za ramiona, modląc się w duszy by zdążyła uciec przed policją.
-Zginę w pierdlu, Cris. - powiedziała zdrobniale do swojej przyjaciółki, równie blada i chuda blondynka.
-To się nie stanie. - szeptała zachłannie, łzy ciekły z jej oczu. - Proszę, wstań. Zdążymy uciec, proszę.
-Czy ten pijany alfons już się zmył ? - krzyknęła, podpierając się na łokciach.
-Rachel, wstawaj, proszę. - udało jej się ją podnieść, jednak ledwo stała na nogach.
-Cris, skarbie. - spojrzała na nią poważnie. Obie znieruchomiały.
-Tak ?
-Dlaczego życie jest takie..trudne. - westchnęła - Rodzice tak mnie prosili, bym zostawiła to gówno, i co ? Teraz zdycham. Umieram, Cristal !
-Nie mów głupot, Rachel ! Wszystko się ułoży, zobaczysz. Zrób to dla mnie, przyjaźnimy się. Zrób to dla córeczki !
-A pro po Lissy.  - zamknęła oczy - Zajmij się nią tak jak ja wcześniej nie mogłam.
-Rachel, mamy dopiero po 20 lat, jeszcze tyle przed nami !
-Cris, ja.... - opadła na kolana. Przyjaciółka nie zdołała się utrzymać - Ja chyba wzięłam za dużo.
-Rachel, co ty zrobiłaś ?! - krzyczała.
-Chciałam...chciałam wziąć tabletki na migrenę. Ten miły barman powiedział, że w szklance jest woda. Zapewniał, że w szklance jest woda.
-Nie... - szlochała, całując blondynkę po sinym czole - Nie, Rachel ! Proszę, nie zostawiaj mnie !
-Lissa to śliczna dziewczynka. - szepnęła, półprzytomna.
Cristal otarła łzę.
-Przepiękna. - odparła.
-Niech mówi do ciebie "mamo". - oparła głowę o pierś swojej przyjaciółki i zamknęła oczy - To takie piękne słowo. - szepnęła i zasnęła w ramionach osoby, która od początku byłam jej oparciem.
Zasnęła, by już nigdy się nie obudzić.
Zapłakana brunetka słysząc, że zbliża się policja spojrzała na pomalowaną twarz Rachel i pocałowała ją w czoło.
-Słodkich słów. - szepnęła i delikatnie położyła przyjaciółkę na zimnym asfalcie, bo tylko tutaj mogła to zrobić.
-Mamusiu ! - usłyszała krzyki za sobą.
-Eliot ! - zawołała i pobiegła do synka, który schował się w cieniu za jakiś murem - Kochanie, gdzie jest Lissa ?
Chłopczyk wskazał palcem blondynkę siedzącą w koncie.
-Mama ? - zapytała cichutko. Nie mogła powiedzieć nic więcej gdyż miała dopiero półtora roku.
Cristal bez słowa wzięła w objęcia dzieci i przytuliła do mokrej piersi.
-Śpi, kochanie. Jest już bardzo zmęczona. Kazała się tobą zaopiekować. Możesz nazywać mnie tak, jak kiedyś nazywałaś ją, koteczku. - mówiła, choć wiedziała, że dziewczynka jej nie rozumie...

* * *


-Ale mówiłaś...mówiłaś, że mnie oddałaś. Cristal została z tobą na tyle lat, a mnie zostawiłaś zakonnicą ?
-Tutaj też nie byłam z tobą szczera. Nie chciałam byś zobaczył, jaka nieodpowiedzialna byłam jako matka. Ale proszę, wysłuchaj mnie do końca.


* * *


-Tu wam będzie wygodnie. - mówiła Cristal, kładąc za kontenerem na śmieci dwie poduszki i koc które udało jej się ukraść. Przedtem nakarmiła dzieci piersią, dziękując Bogu, że jeszcze ma pokarm.
Lissa po chwili smacznie spała, jednak dwuletni Eliot nie dawał za wygraną i za wszelką cenę chciał spać przy boku mamy.
Cristal położyła się na plecach, na pustym worku na śmieci, ciesząc się, że ma na sobie ciepły sweter i porządne spodnie które dostała od pewnej starszej krawcowej i położyła dziecko na piersi. Czując, że kręci jej się w głowie po dużej dawce kokainy, zasnęła prędzej niż jej zmęczony synek.
-Wstawać, proszę ! - to słyszała, po przebudzeniu, Te słowa utkwią w jej pamięci do końca życia, która w jej przypadku wydawało się niezbyt długie.
-Co ? - przez narkotyki była tak wykończona, że nawet nie mogła się podnieść.
Słyszała jedynie płacz dziecka i obraźliwe słowa ludzi ubranych w eleganckie stroje. Widziała też policjantów.
-Nie...Eliot, nie ! - podparła się na rękach, ale nie mogła wstać. Nie miała siły.
Widziała jak wysoka, elegancka kobieta trzyma jej dziecko na rękach i wsiada do czerwonego samochodu.
"Opieka Społeczna". To zdołała przeczytać. To widziała najwyraźniej. Napis, który pozostał w jej zranionym sercu po stracie dziecka.

* * *


-Cieszyło mnie jedynie to, że Lissa spała za kontenerem. Nie znaleźli jej.  - westchnęła. Nie płakała, ponieważ zbyt wiele nocy nie przespała z powodu tęsknoty i poczucia winy.
Słuchałam jak Eliot opowiada mi ze szczegółami rozmowę z Cristal. Płakałam, tak jak on robił to wcześniej.
-Nie mogę w to uwierzyć. - szepnęłam. Zerknęłam na Zoe, śpiącą w moich rękach i zastanawiałam się jak Cristal przeżyła utratę dziecka.
Myślałam o Amelii.
-I co teraz ? - zapytał Zayn, stojący za mną razem z Nancy i Amy.
-Umówiliśmy się na obiad.  - uśmiechnął się Eliot - Chciałbym by wprowadziła się do mnie razem z Lissą, skoro i tak już mieszkam sam.
-Właśnie, a co z Lissą ? - zapytała Nancy.
Wzruszył ramionami.
-Skoro nie jesteśmy rodziną, to czemu nie ?
-Mówiłam, że wszystko się ułoży. - uśmiechnęłam się.
Amy spojrzała na zegarek.
-Muszę się zbierać.
-Racja, ja też. - rzekła Nancy.
-Odprowadzę was. - powiedział Zayn i spojrzał na mnie - Położysz Zoe ? Na dole jest jeden z inżynierów zajmujący się budową naszego domu, czeka na mnie, chciałbym zamienić z nim parę słów.
-W porządku. - pocałował mnie w czoło i poszedł z Eliotem, mamą i Nancy do windy.


Zoe była już w kołysce. Czułam się dziwnie, ponieważ to miejsce kiedyś wyglądało inaczej.
Apartament i tak był już dosyć pusty, zostało tylko kilka mebli byśmy jakoś sobie radzili, podczas trwania remontu domu.
Patrząc z uśmiechem na moją córeczkę, usłyszałam kroki.
-Zayn ? - zawołałam z uśmiechem - Wróciłeś już ? - zmarszczyłam brwi i wyszłam z sypialni.
Dźwięki usłyszałam obok miejsca, gdzie kiedyś był Pokój Zabaw.
Zagryzłam wargę. Czyżby mój mąż miał chęć na takie zabawy ?
-Po co tam wszedłeś ? - zachichotałam otwierając pokój.
Ściany były białe, nawet nie było już paneli na podłodze. Zayn pozbył się wszystkiego.
Jednak dziwne było to, że pokój stał całkowicie pusty, chociaż ja coś jednak słyszałam.
Na środku pokoju coś leżało. Podeszłam bliżej.
Pluszowy króliczek Zoe, który dostała od Zayna w dzień narodzin.
-Amelia... - szepnęłam.
A drzwi za mną się zatrzasnęły.
-Nie.. - wstałam szybko łapiąc za klamkę.
Zamknięte.
-Amelia, nie ! Otwórz te drzwi ! 
Kopałam, waliłam, szarpałam. Klamka była zbyt mocna, tak samo jak drzwi.
Ogarnął mnie strach, zaczęłam się trząś, tracąc panowanie nad ciałem.
-Nie ! - krzyknęłam, gdy usłyszałam szlochanie Zoe - Moje dziecko ! Nie moje dzieciątko ! - osunęłam się na kolana, waląc pięściami w drzwi.
Piętnaście minut.
Piętnaście minut by Amelia zdążyła wyjechać z budynku. Piętnaście minut by znowu usłyszeć kroki.
-Zayn ! Zayn, tu jestem ! - płakałam - Błagam, przyjdź tu szybko !
-Jay ! - krzyknął Zayn - Są zamknięte, gdzie jest klucz ?!
-Zabrała ją ! - szlochałam - Zabrała Zoe !
-Skarbie, spokojnie ! - szarpał za klamkę - Kurwa ! - wrzasnął.
Kilka silnych kopnięć wystarczyło by rozwalić zamek, a nawet by klamka odpadła. Podziwiała siłę i desperacje Zayna ale teraz nie miałam na to czasu.
-Kochanie.. - wziął mnie w ramiona, ale ja się wyrwałam i pobiegłam do kołyski.
-Nie ma jej... - szlochałam, padając na kolana - Nie ma Zoe.


sobota, 22 listopada 2014

His Inferno, Rozdział 21

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale jak nie nauka to wciskają mnie do jakiś konkursów, robienia prezentacji, plakatów czy innych bzdur i przez to nie mogę znaleźć czasu na bloga -,-
Miłego czytania :***




-Julio...
Słyszałam nad sobą głos, ale nie miałam siły nawet otworzyć oczu.
-Hm ? - zmarszczyłam brwi - Ach.. - położyłam dłoń na czole, które okazało się gorące.
-Źle się czujesz ? - spytał Zayn, robiąc to samo co ja - Jesteś rozpalona. - powiedział i wstał natychmiast, gdyż wcześniej klęczał przy łóżku.
-Która godzina ?
-10:30. - powiedział i ruszył w stronę drzwi - Przyniosę ci śniadanie. Nie wychodź z łóżka.
-Ale czemu ? - mruknęłam tak cichutko, że sama nawet siebie nie słyszałam.
Zayn wrócił po krótkiej chwili, w rękach trzymał pomarańczową tacę, którą postawił na szafce nocnej.
-Dziękuję, co to ?
-Nie, nie. - złapał mnie za ramiona, gdy próbowałam usiąść. Potem, gdy znów leżałam położył dłoń na moim czole, a następnie jej wierzch przyłożył do mojego policzka. - Źle się czujesz ?
-Boli mnie głowa. - westchnęłam - Właściwie to każda część ciała.
-Masz grypę, skarbie. - skrzywił się, siadając na brzegu łóżka. - Do kościoła pójdziemy za tydzień, dobrze ?
Nie chciałam zostawać w łóżku, ale naprawdę nie czułam się na siłach. Raziło mnie najmniejsze światło dobiegające zza zasłon. Pokój wirował, a powieki same opadały.
-Dobrze. - pokiwałam głową, uśmiechając się cierpko. - Chyba zjem później. Możesz zgasić światło ? - zasłoniłam oczy dłońmi.
-Jest zgaszone.
-Oh.. - zmarszczyłam brwi - To tak boli. - na ostatkach sił odwróciłam się na bok, zakrywając głowę kołdrą.
-Może wezwę lekarza ? - zasugerował. Czułam, że się podnosi.
-Nie, nie, to nie będzie potrzebne. To tylko grypa, a wiesz, że nie ma na nią lekarstwa, muszę to wyleżeć.
-Jesteś pewna ?
-Tak. Dziękuję za troskę. - udało mi się na niego spojrzeć, odwracając głowę.
-Nie dziękuj. - nachylił się i pocałował mnie w czoło - Zajmę się tobą, wkrótce wyzdrowiejesz.
-Mhm.. - mruknęłam - Noga już mnie nie boli. - dodałam.
-Cieszę się. Ale już nic nie mów, musisz odpoczywać. - złożył na moich ustach ciepły pocałunek - Przeniosę tutaj moje rzeczy i popracuję nad wykładem, okej ?
-Nie będę ci przeszkadzać ?
-Będziesz spać. - uśmiechnął się - Za chwilkę wrócę. Zrobić ci herbatę ?
-Może później. - zamknęłam oczy i już po chwili odpłynęłam w błogi sen.


-Ach... - odrzuciłam głowę n bok, wijąc się niespokojnie i czując, że powoli wybudzam się ze snu.
-Julio. - Zayn był już przy mnie, a dokładniej siedział obok i nachylał się do mnie.
-Noga... - jęknęłam - Boli. Bardzo.
Zerwał ze mnie kołdrę i natychmiast zdjął z mojej stopy bandaż. Była nadal opuchnięta, okazało się, że moje niespokojne przewracanie się z boku na bok zacisnęło opatrunek jeszcze mocniej, stąd ten silny ból.
Zayn poszedł do kuchni, stamtąd przyniósł zimny okład, który delikatnie przykładał do spuchniętej kostki.
-Jeszcze boli ? - zapytał zmartwiony.
-Już lepiej. - dyszałam ciężko, ocierając mokre czoło.
Mężczyzna położył na kostce nowy bandaż, zmoczony w zimnej wodzie, następnie owinął ją suchym bandażem a na koniec dał jej delikatnego buziaka.
-Już w porządku. - szepnął, nachylając się nade mną i pocałował mnie w czoło - Położyć się z tobą ?
Pokiwałam głową, pragnąc jego bliskości po koszmarze. Tak, miałam koszmar. Gdy bandażował moją nogę, przypomniałam sobie o nim.
-Coś ci się przyśniło ? - zapytał, jakby czytał mi w myślach. Położył się przodem do mnie i wziął w ramiona. Miał na sobie znoszone ciemne jeansy i niebieski sweter, tyle przynajmniej zdołałam dojrzeć.
Byłam wyczerpana.
-Śniła mi się mama. - szepnęłam, wtulając się w jego tors. - Żegnała się ze mną. Była straszna.. - schowałam twarz gdzieś w jego piersi i zacisnęłam powieki. - Zwykle nie miewam koszmarów..
Milczał przez moment.
-Mnie śniły się często. - rzekł cicho.
-Opowiesz mi ?
-Ale co ?
-Kto w nich był.
Przełknął głośno ślinę.
-Sophie ? - zapytałam. Moje oczy były zamknięte.
-Między innymi.
-Opowiesz mi kiedyś o niej ?
Przytulił mnie mocniej.
-Może. - rzekł, a jego gardło było zaciśnięte. Czułam, że drży.
-Kiedy zmarła ?
Wciągnął powietrze przez nos.
-Zaraz po porodzie.
-A jej mama ?
Milczał przez chwilę.
-Żyje. 
-Kochasz ją jeszcze ?
-Nie. I nie kochałem.
-Więc skąd Sophie ?
Wzruszył ramionami.
-Wpadka. - westchnął - Której nie mogę sobie wybaczyć.
Na moją skroń skapnęło coś mokrego. I to nie była  m o j a  łza.
-Teraz jest jej dobrze. Anioły się nią opiekują.
-Szkoda, że ja nie mogłem. - szepnął. Po chwili dodał - Ale masz rację. Tam na pewno jest jej lepiej, niż byłoby tutaj.
-Byłbyś dobrym ojcem.
-Skąd wiesz ?
-Troszczysz się o mnie. I robisz to lepiej niż ktokolwiek inny. Jestem pewna, że z Sophie również by tak było, a nawet lepiej.
Wytarł łzy.
-Dziękuję, Julio. - szepnął.
Leżeliśmy w ciszy przez kilka minut. Czułam, że Zayn jest nadal spięty.
-Jutro chyba zostanę tutaj.
-Zostajesz tu na dwa tygodnie.
-Tak, ale chodzi mi o uniwersytet. Nie wiem czy będę w stanie wyjść z łóżka i pójść na zajęcia.
-Sądziłem, że to oczywiste. - westchnął - Zadzwonię do nich i powiem, żeby ktoś mnie zastąpił. I żadnych "ale". - rzekł, a ja zamknęłam usta - Zostanę z tobą.
-Więc jedynie co mi zostaje to podziękowanie.
-Nie, jedyne co ci zostaje to odpoczynek. - pocałował mnie w czoło i wstał - Zrobię ci herbatę.
-Może być z miodem ? Rozbolało mnie gardło.
-Co tylko zechcesz. - puścił mi oczko i wyszedł z sypialni.



We wtorek, trzeciego dnia mojej choroby czułam się odrobinę lepiej. Przynajmniej na tyle, żeby siedzieć i samodzielnie zjeść śniadanie. Po zjedzeniu rosołu, który zawsze podawał mi Johnny gdy chorowałam, a mama była w więzieniu, powoli sączyłam herbatę.
Zayn siedział obok na krześle, gdy nagle sięgnął po niewielki, fioletowy kocyk leżący u moich stóp.
-Oh, znowu ? Nie jest mi zimno. - mówiłam, gdy zarzucił mi go na ramiona. 
-Jest. - rzekł - Wygodnie ? - poprawił poduszkę o którą opierałam się plecami.
-Jest dobrze. - uśmiechnęłam się lekko. 
Już i tak byłam przykryta dwiema kołdrami, obok mnie leżało setki poduszek z pierzem i koce. Było mi aż za dobrze.
Zayn przyłożył dłoń do mojego czoła.
-Dalej jesteś rozpalona. Przyniosę lekarstwa.
-Nie trzeba.
Nie słuchając mnie poszedł do kuchni, a stamtąd przyniósł tabletki do ssania na gardło, krople do nosa i proszek na ból głowy.
-Dziękuję ci, ale wezmę je gdy poczuje się gorzej.
-Chociaż tabletkę na gardło. - prosił i podał mi jedną, odbierając ode mnie pusty kubek po herbacie.
-Co mówili, gdy powiedziałeś, że bierzesz wolne ?
-Nic. Nie pytali, wiedzą, że to nie ich sprawa. - wzruszył ramionami, padając na oparcie fotela. Uznał, że będzie mu wygodniej niż na krześle, a jego wygoda była tu bardzo ważna, ponieważ siedział przy mnie całymi dniami. - Jesteś głodna ?
Zaczyna się..

-Mamy może winogron ? - zapytałam.
-Pani Morgan ! - zawołał, wstając z krzesła. 
Pani Morgan była niską brunetką w podeszłym wieku. Zayn poprosił ją, żeby przychodziła przez pełny tydzień, bo chce mnie przez ten cały czas trzymać w apartamencie. Wiedziałam, że ponownie chce ją wysłać do sklepu.
-Zayn, jeśli nie ma to w porządku ! - zawołałam za nim.
Jego głowa wychyliła się zza drzwi sypialni.
-Nie wyślę pani Morgan po winogrona. - powiedział ciepło.
-Dziękuję. - zachichotałam.
-Na dole jest bufet, za chwilę wrócę. - wysłał mi buziaka i zniknął.
-Oh.. - zamknęłam oczy.
Po chwili otworzyłam je, zaniepokojona.
-Wykład. - szepnęłam.
Co z jego wykładem ?
Przecież miał odbyć się w tym tygodniu. Chyba nie powiedział, że nie zamierza przyjechać.
Nie z mojego powodu.
Sięgnęłam po telefon i napisałam do Travisa. Odpowiedź dostałam natychmiast, okazało się, że wszystko przeniesiono na poniedziałek, z powodu choroby wielu wykładowców.
Widać nie jestem jedyna. Oddychając z ulgą odłożyłam telefon, ale wcześniej podziękowałam za odpowiedź i za to, że zapytał jak się czuję i życzył powrotu do zdrowia.
-Z kim ty piszesz ? - usłyszałam głos Zayna, który na moje wielkie zaskoczenie był pełen gniewu.
Spojrzałam na niego, odkładając telefon. Stał ze ściągniętymi brwiami, w ręku trzymał reklamówkę winogron.
-Do Travisa. Coś się stało ? - zapytałam zmartwiona.
-Po co ? - warknął.
-Chciałam się zapytać kiedy odbędzie się bankiet, na którym miałeś wykładać.
-Nie mogłaś zapytać o to mnie ? - zapytał, odkładając winogrona obok szafki nocnej.
-No ja...Mogłam, ale...Ale ja...
-Ale co ? - skrzyżował ramiona - Coś cię z nim łączy ?
-Oczywiście, że nie. - zmarszczyłam brwi.
Westchnął, nie spuszczając ze mnie wzroku. Potem zerknął na zegarek na nadgarstku.
-Musisz się zdrzemnąć, już popołudnie.
Zagryzłam wargę.
-Dobrze. - powiedziałam cichutko, kiwając głową.
Położyłam się, a on podszedł do mnie, przykrył kołdrą i pocałował czule w czoło.
-Daj mi swój telefon.
-Co ? Dlaczego ?
-Chcę coś sprawdzić. - wziął moją komórkę i schował do kieszeni.
-Nie ufasz mi.
-Tobie tak. To jemu nie ufam. - zasłonił rolety i zostawił włączoną lampkę nocną. Potem bez słowa wyszedł z pokoju, a mnie zostawił samą i oszołomioną
Nie dość, że traktuje mnie jak dziecko, to jeszcze to.
Jest zbyt zaborczy. I zazdrosny. Boję się co może z tego wyniknąć...


niedziela, 9 listopada 2014

Double Bliss, Rozdział 10

Drżąc pod wpływem delikatnego powiewu wiatru, nasłuchuję odchrząkiwania Jaixy'ego, które świadczy o tym, że jest chyba zdenerwowany.
-Coś nie tak ? - pytam zmartwiona. 
-Nie, nie.  W porządku. - mówi pogodnie.
-Na pewno ? - staram się spojrzeć na Zayna ale stoi za daleko.
-Wyglądasz wspaniale, nie trzęś się tak. - mówi, stojąc obok brata z rozbawieniem w głosie. 
Jednak słyszę, że coś jest nie tak...
Po dobrej godzinie pozowania mam już dość.
Świadomość, że mam za sobą dwóch pięknych mężczyzn, których spojrzenia błądzą po moim nagim ciele, nie dorównuje bólowi ramion i nóg.
-Przerwa ? - pytam, bo wiem, że zaraz mamy kończyć.
-Sekundka... - mówi Jaixy błądząc ołówkiem po płótnie, robiąc początkowy szkic - Okej. - mówi.
-Och.. - wzdycham z ulgą i opuszczam ramiona. - Muszę się położyć.
Zayn uśmiecha się do mnie szeroko i podaje mi szlafrok.
-Chociaż nie było tak źle. - mówię, gdy mnie przytula i całuje w czoło. - A teraz chcę do łóżeczka.
Bierze mnie na ręce i idzie do miejsca którego potrzebuje najbardziej. Kładzie mnie na delikatnej pościeli, gdy poły szlafroka na moich piersiach rozchylają się delikatnie.
Zayn patrzy na mnie pożądliwie, błądząc przez moment wzrokiem po moim biuście, a potem po twarzy.
Wiem, że gdyby nie Jaixy rzuciłby się na mnie. Ja, żeby rozładować atmosferę ciągnę Zayna za koszulkę tak, żeby się na mnie położył i całuje go delikatnie a później zaczynam chichotać. Również się śmiejąc, kładzie się obok podpierając się na łokciu.
-Oh.. - wzdycha zmęczony Jaixy i kładzie się obok mnie po drugiej stronie na plecach.
Dosłownie pada na łóżko.
-Nie wiem co cię tak zmęczyło. - mówi Zayn.
-To męczące, nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiada, nie patrząc na niego i odwraca się w moją stronę, również podpierając się na łokciu. Tylko ja leżę teraz na plecach.
Zapachy ich ciał i perfum otaczają mnie jakby w ciepłej, jedwabistej chmurce. 
-Zmęczona, co ? - pyta Jaixy. Wiem, że Zayn również nie spuszcza ze mnie wzroku.
Uśmiecham się niepewnie do Jaxy'ego i odwracam głowę w stronę Zayna.
Łapie mnie za podbródek i całuje delikatnie, ale czule i długo.
I mokro.
Podkurczam nogi.
-Hej, hej, jestem tu. - śmieje się jego brat.
Chichoczę i odsuwam usta od Zayna. 
-Oj... - mówi Jaxy patrząc na moje odsłonięte udo - Masz tutaj piórko.
-Pewnie z kołdry. - mówię, gdy tymczasem on wyciąga rękę i zdejmuje piórko z mojego uda, muskając tym czasem opuszkami palców moją skórę.
Patrzę na niego, a on podnosi na mnie wzrok wyrzucając gdzieś piórko.
Potem jednak jego dłoń wraca. Powoli kładzie ją na moim udzie i głaszcze je delikatnie. 
Patrzę na Zayna,  który po chwili niepewności wyciąga rękę do poła mojego szlafroka i wsuwa pod niego palce, muskając moją pierś, aż odnajduje sutek.
Zagryzam wargę by stłumić jęk. Nie wierze, że oboje pieszczą moją skórę, bojąc się, że zaraz to wszystko przerodzi się w coś więcej.
Wstrzymuję oddech i nie reaguję. Widzę jak bracia patrzą na siebie przez moment. Potem Jaixy nachyla się do mojej szyi i całuje ją delikatnie.
Zaciskam dłoń na koszulce Zayna i odwracam głowę w jego stronę.
Cholera. Nie wytrzymam.
Kładę jedną dłoń na jego policzku i przysuwam go bliżej, a później zaczynam namiętnie całować.
No chłopaki, rozbudziliście wewnętrzną Jenny...
Potem Jaixy przerzuca przez moje nogi swoją nogę i łapie jedną dłonią moją twarz i również zaczyna namiętnie całować. Oboje głośno dyszą, Zayn rozchyla moje poły i zaczyna obcałowywać moje nabrzmiałe piersi. Gdy pieści językiem mój brzuch, Jaixy bierze w dłoń moją pierś i muska kciukiem sutka.
Nie mogę się powstrzymać i zaczynam cichutko jęczeć. Jaixy odsuwa się i zdejmuje przez głowę koszulkę, za to Zayn zaczyna mnie całować i pieścić. Wsuwa język w moje usta, który zaczynam powoli ssać. Potem sam zaczyna się rozbierać, zdejmując sweter. Rzuca go na ziemię, a Jaixy ssie i przygryza mój sutek. Zayn robi to samo z drugim, doprowadzając mnie tym samym do niezwykłego, przyjemnego kłucia.
Odruchowo zaciskam uda, co mężczyźni zauważają. Zayn siada, łapie mnie za kostki i ciągnie w dół, żebym znalazła się nieco niżej. Łapie za wewnętrzną część mojego uda i zaciska ją lekko. Również położył się niżej, tak, że jego twarz znajduje się tuż na moim podbrzuszem. Jego brat kładzie się na tej samej wysokości i również łapie mnie za udo. Potem jednocześnie rozchylają moje nogi. Jaixy ostatni raz zerka na Zayna, potem patrzy na mnie, oblizując wargi i delikatnie wbija zęby w moją kobiecość, a następnie przejeżdża po tamtym miejscu językiem.
Prawie krzyczę, wyginając plecy w łuk. Potem oboje, nie wiem za cholerę jak, zaczynają mnie pieść, właśnie tam na dole. Nie tylko językami i ustami, a co jakiś czas czuję na łechtaczce czyjeś palce.
-Matko.. - dyszę, wsuwając palce we włosy i odrzucam głowę w tył.
W końcu nabieram na tyle odwagi by spojrzeć w dół. I nie żałuję.
Obaj co jakiś czas rzucają mi rozpalone spojrzenia spod długich rzęs, zapewne rozkoszując się tym jak im się poddałam. Pozwalam sobie na nieco więcej i łapie w dłonie piersi, pieszcząc je delikatnie. 
Czuję w sobie dwa palce.
Oddycham z ulgą. To Zayn.
Chociaż Jaixy nadal pieści górną część moich warg sromowych językiem...
I dobrze. Chyba nawet nie chcę żeby przestawał.  W pewnym momencie Zayn podnosi się nieco wyżej i kładzie się obok mnie, zaciskając w dłoni moja pierś.
Nie mogę uwierzyć, że jestem w posiadaniu tak przystojnych, dominujących i władczych mężczyzn.
Zayn pieszcząc palcami mojego sutka, całuje mnie głęboko, bardzo mokro.
O Jezu, jak tu się zrobiło mokro.
Tymczasem nie zdaję sobie sprawy z tego co robi Jaixy. Dokładnie to kładzie się pomiędzy moimi nogami, twarzą do mojej kobiecości i zaczyna delikatnie w nią podmuchiwać, wywołującym tym samym gorący dreszcz, huśtający moim ciałem na boki.
Gdy czuję w mojej wilgotnej głębi jego zwinny język, usta Zayna zaczynają być pełne moich jęków. Wykorzystuję to, że jest tak blisko i wplatam palce w jego włosy, pociągam za nie, głaszcze.
Chce mu przez to i przez pocałunki powiedzieć jaką rozkosz mi podarował.
Usta Jaixy'ego robią swoje, a Zayn odsuwa ode mnie głowę. Nasze usta są połączone lepkimi niteczkami złożonymi z śliny. Nasze oddechy się zmieszały, niestety nie chcą się wyrównać. Zayn zaciska palce jednej dłoni po dwóch stronach moich ust, zmuszając mnie do tego bym wynurzyła delikatnie swój język. Gdy to robię,  j e g o  język powolnym liźnięciem pieści mój. I tak jeszcze kilka razy, gdy moje ciało napina się niespokojnie.
-Oh.. - zaciskam powieki i gdyby nie dłoń Zayna na mojej twarzy odrzuciłabym głowę w tył.
Zamiast tego, ponownie obdarza mnie namiętnym pocałunkiem, a Jaixy przyspiesza ruchy dokładając do swoich pieszczot kciuka. Naciska nim na łechtaczkę, a to wystarczy bym eksplodowała, krzycząc w usta Zayna.
Orgazm trwa, a Jaixy przedłuża go, masując całą dłonią moją kobiecość. Zayn nagradza mnie delikatnymi pocałunkami, które są niesamowicie niewinne przy tym co było wcześniej.
Obaj kładą się obok mnie. Zayn, widząc jak bardzo jestem czerwona na policzkach, osłania moje piersi połami szlafroka i przerzuca przez moją talię ramię, całując w skroń.
Jaixy klęczy obok mnie, przeczesuje palcami włosy, również płytko oddychając tak jak my.
-Może... - Zayn przełyka ślinę - Zjemy kolację ? Jenny, zrobiłaś lazanię, prawda ?
-Hmm ? Oh, tak, tak. - kiwam głową.
-Z chęcią. - mówi Jaixy - Nie będę przeszkadzał ?
-Nie, nie. - mówimy jednocześnie. 
-Cóż.. - zaczyna Zayn - Pomogę ci pozbierać sprzęt.
-Dzięki. - mówi Jaixy, schodząc z łóżka.
-Nakryję do stołu i się przebiorę. - wstaję ze spuszczoną głową i wycieram palcami usta, a następnie idę do łazienki a stamtąd zabieram ciuchy i schodzę na dół.
W tym momencie nie wiem jak mam to wszystko skomentować. 
Będę czekać aż któryś z nich to zrobi...

wtorek, 4 listopada 2014

Double Bliss, Rozdział 9

Następnego ranka mam po prostu nieziemski apetyt i jem wszystko co mam pod ręką.
A stół, tak jak lodówka - jest pełny.
Nie sądziłam, że Zayn przygotuje dla nas śniadanie przypominające wigilię.
-Najedzona ? - pyta, patrząc jak zajadam się kolejną babeczką.
-Nie. - odpowiadam i biorę w dłoń szklankę z kakao. - Ale jestem głodna... - wzdycham, gdy kończę pić.
-Nie jesteś w ciąży ? - upewnia się,  przerywając jedzenie jajecznicy.
Chichoczę, gdy widzę jego przerażoną minę.
-Jasne, że nie. Mówiłam ci, że biorę tabletki.
Odetchnął z ulgą.
-A mam taki apetyt dlatego, że jestem przed okresem.
-Oh.. - mówi, marszcząc brwi. Jego wzrok utkwił w talerzu.
Drętwieję.
-Zbyt szczere wyznanie ? - krzywię się.
-Nie, nie, o to się nie martw. - kładzie dłoń na mojej dłoni, ponownie podnosząc na mnie wzrok - Chcę żebyś była ze mną całkowicie szczera.
-Więc skąd ta mina ? - wypycham dolną wargę.
-Że przez dobry tydzień nie będę mógł się do ciebie zabrać. - robi to samo co ja, chociaż jemu wychodzi to słodziej.
Zauważyłam, że Zayn czasami potrafi być naprawdę uroczy.
-Stresujesz się ? - pyta. 
-Przed czym ?
-Pozowaniem. 
-Ah, no tak.. - spuszczam na moment wzrok - Troszkę.
-Nie ma po co. - uśmiecha się ciepło - Wstydzisz się Jaixy'ego ?
-Nie.. - tak.
-Jenny. - szepcze, ujmując moją brodę w dłoń. - Spójrz na mnie. - prosi.
Robię co chce i uśmiecham się smutno, gdy już na niego patrzę.
-Jak mogę cię uspokoić i zapewnić, że nie masz się czego wstydzić ? - zapytał czule.
Odchrząknęłam.
-Cóż... - szepczę - Co powiesz na...
-No śmiało. - zachęca mnie.
-Hmm.. - patrzę na niego i myślę - Dziki seks pod prysznicem ?
-Hmm... - zastanawia się, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wzruszam niewinnie ramionami.
-To tylko sugestia. - mówię cicho - Uleczyłbyś mój ból. - zsuwam jego dłoń na moją pierś - Tu. W serduszku.
"Cycuszku" - myślę tak naprawdę.
Zaciska delikatnie dłoń.
-Lepiej ? - pyta.
-Troszkę. Ale nie wystarczająco. Chyba pozostaje nam kabina prysznicowa.
Wzdycha ciężko.
-Mam bawić się w lekarza ? - pyta mnie.
Kiwam twierdząco głową.
-Przydałby mi się nie tylko psychiatra, ale i ginekolog. - mówię "smutno".
-Rozumiem, że nikt od bardzo dawna nie zaglądał ci do majteczek.
-O tak, minęło sporo czasu....od wczorajszego wieczoru.
-Uuu. - krzywi się - Bardzo długo. Jak pani to zniosła ?
-Mam zabieganego partnera. Był wczoraj zmęczony i poszedł spać wcześnie. - oczywiście żartuję, tak naprawdę nie wychodził ze mnie do czwartej nad ranem, dlatego dzisiaj jesteśmy tacy padnięci.
-Oh, rozumiem. - mówi ze "współczuciem" wypisanym na twarzy.
Ja tymczasem powoli wstaję.

-Czy pani partner nie będzie oburzony, gdy zedrę z pani tą prześliczną koszulę nocną ? - pyta, gdy siadam na nim okrakiem.
-Oh, skądże. - kręcę głową - Ucieszy się, jeśli ktoś w końcu zaspokoi jego spragnioną partnerkę.
-Cóż, nie daje mi pani innego wyboru.



   -O słodki Jezusie... - wyginam ciało w łuk, a moje pięty napierają na pośladki Zayna. 
Mężczyzna trzyma mnie mocno za uda i wbija się we mnie raz za razem, coraz mocniej po sam korzeń swojej niebywałej męskości.
-Sądziłem, że jestem lekarzem, a nie Jezusem. - dyszy, tuż przy moim gardle.
Chichoczę, ale to sprawia, że moja pochwa zaciska się wokół niego i sprawia, że robię się ciaśniejsza.
Strumień wody, gorący jak ciało Zayna spływa po naszych ciałach i moczy nasze głowy, tworząc niesamowite połączenie: z przodu jestem otoczona męską parzącą skórą, tymczasem gdy moje plecy drażnią zimne kafelki na ścianie.
Coś czuję, że dojdę zbyt szybko.
-Oh, błagam cię ! - jęczę, nie powstrzymując uśmiechu.
-Lubię jak mnie błagasz. - uśmiecha się czarująco, wstrzymując ruchy.
Potem jednym, szybkim pchnięciem doprowadza nas jednocześnie na sam szczyt rozkoszy, z którego już nie ma ucieczki. Wbijam paznokcie w jego łopatki i owijam go mocniej nogami, pragnąc mieć go jeszcze bliżej, nawet jeśli jest to fizycznie niemożliwe.
Wykrzykując jego imię drżę oszołomiona intensywnością orgazmu, która z każdym razem nie słabnie.
Dzięki Bogu.
-Jenny... - dyszy Zayn w moje usta.
-Hm ? - jęczę, z rozchylonymi wargami, bo to jedyne co potrafię teraz z siebie wyrzucić.
-Jesteś moja...tak ?
-Tak.. - szepcze, i zatracam się w jego pocałunkach, przez, które czuję, że chce mi coś powiedzieć...



     -Jak się jechało ? 
Słyszę głos Zayna tuż po tym jak zamknął drzwi wejściowe. Siedzę niedaleko schodów i nasłuchuję rozmowy toczącej się na dole.
-Korki były mniejsze niż zazwyczaj. - wzdycha Jaixy, odkładając coś na podłogę. Po chwili zagwizdał z wrażenia - Nieźle się wybudowałeś. - mówi z uznaniem - A gdzie Jenny ?
-Szlag.. - szepczę do siebie.
-Na górze. Jenny ? - woła mnie Zayn - Jaixy już jest !
-Idę ! - wstaję i podchodzę do schodów.
Stamtąd widzę dwóch takich samych nieziemsko pięknych mężczyzn, rozmawiających ze sobą z uśmiechami na twarzach. Zayn ubrany jest w czarny, opinający sweter i ciemne, znoszone dżinsy. Jaixy za to ma koszulkę z krótkim rękawem w odcieniu ciemnej zieleni i podobne spodnie do brata. Na nogach ma również czarne buty sportowe, a jego włosy są niesfornie ułożone przez wiatr.
-Cześć. - witam się pierwsza, również się uśmiechając.
Oboje przenoszą na mnie wzrok.
-No witam. - szczerzy się Jaixy i bierze mnie w ramiona, tuląc przez moment.
Dreszczyk...
-Zdenerwowana ? - uśmiecha się unosząc brew.
-Emm...Nie. - kiwam głową i zerkam na Zayna - Możemy teraz..? - pytam niepewnie, zakładając pasmo włosów za ucho.
-Ah, no tak. - obejmuje mnie ramieniem i przysuwa do siebie, dodając mi tym otuchy. Potem zwraca się do Jaixy'ego - Jenny ma na nogach trochę blizn. Pamiątka z młodości, sam chyba rozumiesz.
-Miałaś chwile słabości ? - pyta mnie z troską w głosie. Teraz wiem, że mogę mu zaufać. Chociaż dziwne, że tak szybko zrozumiał.
-Tak, to...długa historia. - mówię, szybko mrugając by w moich oczach nie pojawiły się łzy.
-Cóż, będziemy mieli dużo czasu by porozmawiać, więc jeśli masz ochotę, zamieniam się w słuch. - uśmiecha się ciepło.
Zayn składa na mojej głowie delikatny pocałunek, a Jaixy zbiera swoje rzeczy.
-To co ? - pyta nas - Chyba czas cię ustawić.


   W pokoju jest ciepło, pomimo delikatnego wiatru, który wpełza do nas przez otwarte drzwi balkonu.  Stoję przy łóżku w szlafroku, dłuższym niż ten który kupiłam specjalnie na urodziny Zayna i zdenerwowana ugniatam palce.
Zayn kończy rozmawiać przez telefon, a Jaixy ustawia sztalugę pod odpowiednim kątem. Dotykam niedbałego koka z tyłu mojej głowy by upewnić się, że się nie rozpadnie pod wpływem powiewu wiatru, gdy nagle podchodzi do mnie Zayn, chowając telefon do kieszeni.
-Nie stresuj się - szepcze - Już nie mogę się doczekać, kiedy zawiśniesz nad naszym łóżkiem. - schyla się i tuli mnie do siebie, chowając twarz w moich włosach.
Powiedział "naszym łóżkiem". Przepełnia mnie radość i przez moment się uśmiecham, kiedy łapię spojrzenie Jaxy'ego.
Niby nadal dokręca coś w sztaludze, ale patrzy nie na nas, tylko na mnie. Jego źrenice są rozszerzone, a całe oczy przepełnione czymś czym bym się zapewne oparzyła.
O tak, jest bardzo gorące...I uwodzicielskie.
Uśmiecha się do mnie lekko, a potem spuszcza wzrok i zabiera się za wykładanie farb.
-Chcesz się czegoś jeszcze napić ? - pyta mnie Zayn, gdy się już odsuwa, jednak nadal trzyma dłonie na mojej talii.
-Nie, dziękuję.
-W razie czego najlepiej przyniosę sok. - całuje mnie lekko i wychodzi z sypialni.
Wracaj tu, błagam...
-Długo już malujesz ? - pytam Jaxy'ego, bo chcę zacząć rozmowę o czymś normalnym.
-Jakieś...13 lat. - mówi.
-13 ? - powtarzam z uznaniem. - Sporo czasu.. Czytałam, że wtedy Zayn porzucił sztuki walki.
Rzuca mi szybkie spojrzenie spod gęstych włosów.
-Obaj rzuciliśmy. - mówi, nie patrząc na mnie.
-Też trenowałeś ? - unoszę brwi. - Czemu przerwaliście ?
Wzdycha.
-Sam już nie pamiętam. - krzywi się. 
A ja wiem, że kłamie.
Wraca Zayn ze dzbankiem soku pomarańczowego i trzema szklankami.
-Jaixy, napijesz się ?
-Jasne, dzięki. - mówi i ociera ręce o spodnie.
Gdy kończę picie (bo jednak miałam sucho w gardle) nieco się uspokajam.
-Zayn, mogę cię prosić ? - pyta Jaixy, kładąc szklankę na podłodze obok siebie.
Zaczynają rozmawiać o tym jak Zayn chce bym była ustawiona. Jego brat oblizując wargi wpatruje się niewidzącym wzrokiem w podłogę i zastanawia się nad wszystkim.
-Okej. - skina głową.
-Musiałeś to sobie przetworzyć w głowie? - mówi Zayn z rozbawieniem.
-Nie jesteś artystą, nie zrozumiesz.
-Ale jestem twoim bliźniakiem. - klepie go po ramieniu - Rozumiem cię jak nikt inny. - odwraca się w moją stronę - Jenny, zdejmujemy szlafroczek. - wzdycha i podchodzi do mnie powoli.
-Gdzie dokładnie są te blizny ? - pyta Jaixy.
-Na udach, z obu stron. - mówię cicho, wstając.
-Okej. Zayn, mają być widoczne ?
-Nie. - wtrącam się.
-Tak. - mówi, obejmując mnie.
-Ale ja...
-Chcę cię taką jaka jesteś.  - szepcze. Po chwili składa na moim czole delikatny pocałunek. - Gotowa ?
-Stań obok Jaixy'ego. - proszę go.
-Dzielna dziewczynka. - przykłada usta do mojego policzka i tak jak prosiłam, staje obok brata.
Obaj krzyżują ramiona na piersi, tymczasem, gdy ja waham się przed zdjęciem szlafroka. Potem sprawnymi i szybkimi ruchami rozwiązuje pasek, rozchylam poły, a materiał ląduje u moich stóp.
Słyszę jak obaj wciągają powietrze przez nos. Znam reakcję Zayna, ale jakiej reakcji mam się spodziewać u jego brata ?
Patrzę na obydwóch.
Jaixy bada wzorkiem dokładnie każdy skrawek mojego ciała, zaczynając od szyi.
-Masz figurę klepsydry. - mówi z uznaniem.
Rumienię się. Ludzie, ja jestem naga...
-Spójrz na nas. - zachęca Zayn, ponieważ ciągle spuszczam głowę.
Podnoszę ją i ponownie na nich patrze.
-Jesteś...jesteś piękna, Jenny. - mówi Jaixy ze szczerością w jego ciepłym głosie - Nie masz się czego wstydzić. 
Uśmiecham się do niego delikatnie, czym mu jednocześnie dziękuję.
-Pozwolisz ? - pyta Zayna.
Skina głową, a Jaixy podchodzi do mnie.
-Spokojnie. - mówi, zanim łapie mnie za ramiona i odwraca delikatnie.
Cholera, mój tyłek..!
Jednak on nic nie mówi tylko prowadzi mnie do słupa wystającego z jednego z rogów łóżka, znajdującego się najbliżej drzwi balkonu. Delikatny wiatr powiewa przez przyczepione do nich śnieżnobiałe zasłony. Podobne zwisają z baldachimu łóżka.
-Apetyczne te twoje krągłości. - zauważa Jaixy, szepcząc cicho.
Spinam się.
On sięga po jedną z zasłon zwisających przy łóżku kładzie mi ją na pośladkach  tak, że widać jedynie ich dolną część, a koniec materiału daje na moją prawą pierś, przeciągając go delikatnie przez moją talię, aż dociera do biustu.
-Obrócimy cię odrobinę... - szepcze, a jego oddech drażni moje plecy i wywołuje przyjemny dreszcz. 
Odwraca mnie leciutko w lewo, tak, że po prawej stronie mam słup łóżka. Kładzie na nim moją prawą dłoń, jakbym się go podtrzymywała. 
To się dzieje z prawą częścią mojego ciała.
Lewa ręką jest za to zgięta i zasłania jedną z piersi końcówką zasłony. Druga pierś, również lewa, jest widoczna od boku.
-Spójrz na mnie. - mówi Jaixy, stając obok mnie, po mojej lewej. 
Robię, co mówi, odwracając głowę w jego stronę.
-Dobrze. Unieś podbródek. 
Wykonuje jego prośbę i przełykam ślinę.
-Zayn... - mówi, podchodząc do brata - Co powiesz ?
Wzdycham ciężko, szykując się na słowa mężczyzny.
-Jest przecudowna.