sobota, 25 czerwca 2016

Corpus, Rozdział 2

Tak jak mówiłam, dodałam rozdział wczoraj ale ponownie nie dodał się on tak jak powinien i zobaczyłam to dopiero wieczorem.
Miłego czytania :**


Zafascynowana stojącą przede mną osobą, czując jak mój puls przyspiesza zdołałam wyrzucić z siebie jedynie:
-Ammm...... - z szeroko otwartymi oczami błądziłam po czarnej opinającej mięśnie koszulce, pod którą zapewne mogłabym się schować jak pod kocem - Ammm..... - powtórzyłam i nerwowo podrapałam się po łokciu.
-Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stać do wieczora ? - zapytał zachrypniętym, niskim głosem, który sprawił, że zawrzała we mnie krew.
-C-co ? - zamrugałam szybko.
Ciężko wzdychając, skrzyżował duże ramiona na piersi i odchylił głowę do tyłu.
-Chryste... - szepnął, a po chwili znowu na mnie patrzył - Rusz tyłek i wpuść mnie do środka.
-Ej ! - również skrzyżowałam ręce - Grzeczniej proszę.
Uniósł brew.
-Mhm. - zanim zdołałam cokolwiek zrobić jego ręka objęła moje nogi pod moimi pośladkami, a po sekundzie moje całe ciało leżało na jego dużych ramionach.
-Ej !
-Zamknij się. - nogą zatrzasnął za nami drzwi i wszedł do środka - Przytulna norka. - powiedział z uznaniem.
-To mój dom! - machałam nogami.
-Dla mnie to norka, chomiczku.
-Co ? Człowieku, puść mnie !
-Nie jestem człowiekiem. - poluzował uścisk, a ja spadłam na dywan - Ale jak wolisz. Gdzie śpię ?
Podniosłam się i oparłam plecami o ścianę w salonie, patrząc jak siada na moją kanapę.
-Śpisz ? 
-Problem ze słuchem ? - oparł ramiona na zagłówku sofy i zaczął się rozglądać.
-To znaczy...emm....Nie przygotowałam ci miejsca, ale na górze jest sypialnia, więc jeśli chcesz...
-Świetnie. - przerywając mi, podniósł się z kanapy i skierował w stronę schodów.
-Ej, dopiero sprzątałam, zdejmij chociaż buty ! - wołałam za nim, a po chwili czarne glany wylądowały u moich stóp. - Glany ? - zdziwiłam się.
-W tym zabijam Koszmary, chomiczku. Przygotuj coś do jedzenia, jestem głodny.
Czułam jak wszystko wewnątrz mnie buzuje z wściekłości. Pisnęłam po czym przytupnęłam.
-Nie jestem chomikiem !
Jego odpowiedzią był dźwięk zamykanych drzwi.
-Ughh ! - zła i zdezorientowana poszłam do kuchni.



      -Dziękuję ! - zawołałam za dostawcą chińszczyzny i zaczęłam rozglądać się za jego samochodem. 
Gdy chłopak wzniósł się ponad ziemię i odleciał, zrozumiałam, że auto nie jet mu potrzebne, ale za to dostałam zamówienie o wiele szybciej.
Miło, że ci z tamtego świata żyją tu i pracują jak zwykli ludzie.
Z uśmiechem zamknęłam za sobą drzwi i pobiegłam do salonu. Wyjęłam pudełka z reklamówki i położyłam na stoliku do kawy, gdy tymczasem dobiegł mnie głośny dźwięk czyiś kroków.
-No w końcu. - usłyszałam obok siebie i zobaczyłam Strażnika.
-Boże ! - pisnęłam i odskoczyłam. - Wiesz, mógłbyś się chociaż ubrać... - zasłaniałam oczy dłonią.
-Mam ręcznik. - mówiąc to, otwierał jedno z pudełek.
-Em.... - przełknęłam ślinę - Trochę krótki ten ręcznik.......Coś ci widać.
-Hmm...Rzeczywiście. Masz trochę większy ?
Spojrzałam na niego i znowu zaczęłam piszczeć, po czym rzuciłam się na kanapę i schowałam twarz w poduszce.
-Po co go zdjąłeś ?! Załóż go z powrotem, błagam !
-Jesteś lesbijką ?
-Co ?! Jasne, że nie !
-Więc, czemu boisz się nagiego faceta ? Nie zjem cię.
Po krótkiej chwili odsunęłam poduszkę i zerknęłam na niego.
-O cholera ! - znowu się zasłoniłam - To jest.... - znowu zerknęłam - Jaki wielki ! 
Parsknął.
-Masz jakieś ubrania ? - znowu owinął ręcznik wokół bioder, tym razem wszystko zasłaniając.
Powoli odłożyłam poduszkę i przyjrzałam mu się ponownie.
-Żyjesz ? - pomachał do mnie.
-Ee ? - z otwartą buzią patrzyłam na pracę jego mięśni przesuwających się pod złocistą skórą przy każdym jego ruchu.  
Był niewyobrażalnie potężny, rzeczywiście czułam się przy nim jak mały chomik. Jego gęste, czarne włosy były jeszcze wilgotne po kąpieli ( zaczęłam się zastanawiać jak zmieścił się w mojej wannie ) a pojedyncze kropelki wody spływały po niesamowitych mięśniach brzucha.
-Mamciu... - szepnęłam.
-Co ?
-Co ? - wzdrygnęłam się - T-tak, są tu jakieś ubrania. Mój przyjaciel coś zostawił, ale nie jestem pewna, czy będą dobrze leżały.
-Zobaczymy. - wzruszył ramionami.
-Ile masz wzrostu ? Dwa metry ?
-Trochę więcej. 
-No co ty ?
-210 centymetrów. - puścił mi oczko, co było zaskakujące i oszałamiające. - A ty ?
-165 centymetrów. - chyba zakręciło mi się w głowie.
-A twój przyjaciel ?
-190, ale może się jakoś wciśniesz. - wstałam i minęłam go, by dotrzeć do schodów. - Spałeś ? 
-Brałem kąpiel. Masz małą wannę. - mówił, gdy szliśmy na górę.
-Po co mi większa ?
Uszczypnął mnie w pośladek.
-Po to. Mieścisz go tam ?
-Ej ! - pacnęłam go w dłoń. - Nieważne, chodź. 
Weszliśmy do sypialni, a ja poszłam prosto do szafy. Przykucnęłam i otworzyłam dolną szafkę, z której wyjęłam czarne spodnie dresowe i szarą męską bokserkę. Domyśliłam się, że będzie odsłaniać sporo jego ciała, ale to chyba nie będzie mi przeszkadzało.
To będzie sama przyjemność.
-Proszę. - podałam mu ubrania i patrzyłam jak je ode mnie odbiera -Wypadało by podziękować.
Parsknął.
-To ty powinnaś dziękować, że tu jestem.
-Nie wydaje mi się. - usiadłam na łóżku, gdy tymczasem on zakładał bokserkę.
-Przyzwyczaisz się do mojej obecności. - chwycił za klamkę drzwi.
-Nawet nie wiem jak masz na imię.
Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na mnie przez ramię.
-Zayn.  - rzekł.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Judy Peterson.
Skinął głową.
-Lepiej ?
-Troszkę. - odparłam.
Zniknął za drzwiami i poszedł do łazienki, a ja zeszłam na dół by przygotować chińszczyznę.
To będzie długi dzień...

czwartek, 23 czerwca 2016

Corpus, Rozdział 1

Że tak to nazwę, oto moja wymówka.
Jutro następnym rozdział ;)


Prolog


Ziemia składa się z dwóch wymiarów.
 Świata, na którym jesteśmy my - ludzie, zwykłe istoty bez mocy, magii lub nadprzyrodzonych sił.
Oraz Świtu, zamieszkanego głównie przez Strażników Snów, który ma swoją ciemną stronę - Mrok. 
Miejsce, które jest murem między Jawą od Snem. 
Miejsce, które jest przepustką do Świata Ludzi. 
Miejsce, które niestety oddziela nas, ludzkie kobiety od najwspanialszych, najodważniejszych i zdecydowanie najseksowniejszych Strażników, nazywanych Mistrzami Miecza, którzy za wszelką cenę obronią nas przed największym wrogiem ciała i umysłu ludzkiego - Koszmarami.


Rozdział I


-Szum drzew, zapach kwiatów. Nie, nie....zapach fiołków. O tak, zapach ślicznych fiołków. Na polanie widać rzeczkę, dalej jest nawet wodospad, wiesz ? 
-Ethan....
-Małe skowronki pieszczą uszy naszej Judy..
-Ethan, wyjdź z mojego snu.
-Ej, no weź.... 
Sen rozmazał się niczym mgła, a moje oczy znowu się otworzyły. Ciemność zniknęła, a ja znowu byłam w swojej sypialni.
-Prawie się udało ! 
Poprawiając czarne dresy, Ethan Copeland, mój najlepszy przyjaciel z którym miałam zaszczyt się wychować, padł na mój fioletowy fotel i podrapał się po głowie, pełnej brązowych włosów. Jego zielone oczy wciąż były zaczerwienione po siedmiu nieprzespanych nocach, gdy próbował mi pomóc chociaż na parę godzin zapaść w prawdziwy Sen.
-Ethan... - westchnęłam, sięgając po leżącą na szafce nocnej gumkę do moich ciemno miodowych włosów i spięłam je w luźny kucyk - Mówiłam ci, że to nie pomoże. Nie martw się mną, daje sobie radę. - zapewniłam i starałam się uśmiechać.
Niestety obok fotela na którym siedział mój przyjaciel stało lustro o oprawie z ciemnego drewna. Zobaczyłam w nim na całe szczęście nie wychudzoną, lecz kształtną postać o oklapniętych włosach, podkrążonych brązowych oczach i bladej, jak moje ściany w pokoju, twarzy.
-Judy. - zaczął i oparł łokcie na kolanach - Wyjeżdżam na szkolenie Strażników Snów...
-Tak, tak, wiem... - przewróciłam oczami krzywiąc się, że musimy wracać do tej męczącej rozmowy.
-Muszę....powtarzam, muszę nauczyć cię normalnie zasypiać by jakiś inny Strażnik ci pomagał. Mnie nie będzie, kto inny da ci energię na każdy dzień ?
-Dam sobie radę.
-E tam. - machnął ręką jakby nawet mnie nie słuchał - Twój ojciec jest w Starszyźnie, na pewno coś wymyśli.
-Może przysłać do mnie mamę. - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Mama jest na misji, zapomniałaś ? Myślisz, że Starsi pozwolą, żeby najlepsza wojowniczka Strażniczek siedziała tutaj z tobą ?
Mój uśmiech zniknął.
-Jest... jest moją mamą.
-Judy, skarbie.... - schował twarz w dłoniach - Coś wymyślę, okej ? Dziś wieczorem będę już w Dolinie i...
-Chwila, chwila, czym jest Dolina ? - przerwałam mu.
-To takie miejsce w Świcie tak samo jak Mrok. Jedyne miejsce, gdzie Strażnicy mogą normalnie mieszkać i żyć.
-Och...przepraszam, wszystko mi się już myli.
-Mogę cię kiedyś poduczyć. - uśmiechnął się.
-Nie będzie mi to potrzebne.... - znowu posmutniałam, a zdradziło mnie pewnie drganie dolnej wargi -Nie będę Strażniczką jak mama.
-Wiesz, że nie masz odpowiedniego wzrostu.
-Mogłabym być kimś w rodzaju Hobbita. - uśmiechnęłam się.
-Czyli ?
-No wiesz, wkradałabym się w różne miejsca, nikt by nawet nie zauważył.
-Wiesz, nie sądzę, by twój tyłek zostałby niezauważony.
Rzuciłam go poduszką.
-No co ? Mówię jak jest.
Pokazałam mu język.
-Powinnaś się cieszyć jutrem, Judy. 
-Mhm...Urodziny spędzę z moim pluszowym misiem, a później sama sobie zaśpiewam Happy Birthday.
-Moim prezentem będzie list, w którym dokładnie opisze co wymyślił twój tata.
-Ciekawe czy to coś pomoże... - szepnęłam do siebie.
Ethan wstał i złapał za klamkę drzwi.
-To może płatki czekoladowe ? - zaproponował.
-Poproszę.- odparłam.
Wyszedł i zabrał się za robienie podwieczorku, a mnie zostawił samą w zamyśleniu.



6 godzin później.
Dolina. Świt.



  -Ty mu powiedz. - szeptał Connor do przyjaciela.
-Dlaczego ja ? Ty znasz go dłużej ! - wyszeptał Phil i spojrzał na przyjaciela ze strachem w oczach.
-Co mi z tego ? - podrapał się po blond brodzie - Boże, co Starszy Peterson kurwa wymyślił ? 
-Właśnie ! - syknął Phil , gdy nagle pasmo ciemnych włosów opadło na jego młodą twarz - I, że niby Kapitan Mistrzów Miecza ma opiekować się jego córunią co nie umie spać, do cholery !
-Ćśś ! - dużą dłonią zasłonił jego usta. - Ty. Mu. Powiesz.
-Ale czemu ja ? Ty jesteś z nim po imieniu, a ja...
-No właśnie ! - uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów - Powiesz mu i może zdobędziesz jakieś dodatkowe punkty, a ja postaram się, żebyś zdobył następny stopień Strażnika.
Brunet zacisnął powieki.
Connor zabrał rękę i klepnął przyjaciela w ramię.
-Poczekam w holu.
Nie minęła minuta, gdy blondyn był już w ogromnym holu i zacisnął pięści, czekając z niecierpliwością na Phila. Nagle usłyszał jak jego glany obijają się o marmurową posadzkę, gdy z palcami w uszach szedł do Connora. 
Stanął w wejściu, ponownie zacisnął powieki, gdy nagle oboje usłyszeli trzaskanie dużych drzwi i krzyk wściekłości.
-Kurwa mać ! - głęboki, męski głos odbił się od wysokich ścian budynku.
Zauważyli tylko jak szata Kapitana znika przez drzwi.
-Kapitanie, tam nie wolno...
-Spierdalaj !
-Kapitanie, proszę, tam nie wolno wchodzić... - mówił jeden ze Strażników, który chronił wejścia do Starszych.
-Peterson, do cholery !
Phil i Connor spojrzeli na siebie, gdy zorientowali się, że Kapitan zdołał wejść do siedziby Starszyzny i rozpoczął kłótnie ze Starszym Michaelem Petersonem.
-Więc.... - westchnął Connor - Jak to przyjął ?
Phil spojrzał na niego jak na głupka i wydawał się teraz o jakieś trzy wieki starszy od przyjaciela.
-A jak myślisz ? - parsknął i wrócił do swojej komnaty.





          Wszystkiego najlepszego, księżniczko. Twój tata naprawdę się postarał, już dzisiaj dostaniesz swojego nowego opiekuna. Sądzę, że tym razem to coś da, skoro wysyłają do ciebie samego Kapitana Mistrzów Miecza !
 Powodzenia. Skombinuje tu telefon i zadzwonię.
 Kocham cię,
 Ethan.

Otworzyłam szeroko oczy i przetworzyłam w głowie to co właśnie przeczytałam. Nie mogłam uznać tego jako prezent urodzinowy (czym na pewno nie był), ponieważ to byłoby za dużo. Ale nie przypuszczałam, że moim opiekunek może zostać ktokolwiek z Mistrzów Miecza, a do tego sam Kapitan. Do tego może się tu w każdej chwili zjawić...
Ciekawe czy się tu zmieści ? Podobno są naprawdę wysocy, a do tego umięśnieni, więc nie wiem czy zmieszczą się w moim małym domku..
Postanowiłam się na razie tym nie zamartwiać i wyciągnęłam z lodówki swój prezent. Czekoladowy tort położyłam na blacie, a z szafki wyjęłam świeczki w kształcie 21, gdy nagle usłyszałam, że ktoś puka i dzwoni do drzwi.
-Ojć... - zapaliłam szybko świeczki. - Sto lat, sto lat ! - westchnęłam i zdmuchnęłam świeczki, a maleńki dymek rozniósł się po całej niewielkiej kuchni połączonej z salonem.
Poszłam otworzyć drzwi, ale po chwili wróciłam i zamoczyłam palca w torcie.
-Mniam. - zlizałam czekoladę i pobiegłam do drzwi.
Otworzyłam je i.......fiu, fiu, fiu !
Moja głowa była na wysokości jego brzucha. Przebiegłam wzrokiem po długich nogach, piersi, szerokich ramionach, aż dotarłam do twarzy i burzy czarnych włosów.
-No hej.. - pisnęłam.
I dotarło do mnie, że to nie mit, że Mistrzowie Miecza są duzi i piękni, no ale ten tutaj przekraczał ludzkie pojęcie.
To lepsze niż czekolada.

piątek, 10 czerwca 2016

Sometimes, Rozdział 42

Zaciskając nerwowo dłonie w pięści ruszyłam razem z moją przyjaciółką za Ashtonem w stronę okrągłego stolika przy którym siedziała grupka dużych, uśmiechających się szeroko facetów.
Nie. Nie chłopców.
-To ma 17 lat? - szepnęłam do Rachel.
-Niektórzy. Większość jest z klas maturalnych.
-Oo. - przełknęłam głośno ślinę.
-Panowie, są nasze gwiazdy! - rzekł Ashton głośno do pięciu z nich siedzących przy czerwonym stole, identycznym jak podłoga i ściany tutaj.
Mimo kolorowych świateł i białego sufitu to pomieszczenie było naprawdę mdłe.
-No witamy, witamy.
Moim oczom ukazał się szereg lśniących, białych zębów, który mimo pozorów nie zwiastował nic dobrego.
-Miło mi was poznać. - rzekł wysoki brunet o ciemnej karnacji podając dłoń najpierw Rachel.
Gdy przeszedł do mnie, przedstawił się:
-Jason. - podał mi dłoń - Jason Haller.
Delikatnie zadrżałam na dźwięk tego imienia.
-Nam również jest miło. - powiedziałam z uśmiechem, gdyż wiedziałam, że przez następne kilka minut Rachel z wrażenia nie wydusi z siebie wani słowa.
Fakt, byli przystojni, sam Jason oszałamiający, ale ludzie, bez przesady.
-Coś do picia ? - zapytał, gdy usiedliśmy przy stoliku. Zajęłam miejsce obok wysokiego blondyna, tuż obok mnie była Rachel i Ashton.
-Zero alkoholu, dziewczyny prowadzą. - rzekł zakładając ramię na zagłówek kanapy, tuż za plecami Rachel co wewnętrznie doprowadzało ją do szaleństwa.
Ja jako przyjaciółka jedyna to dostrzegłam.
-To znaczy ja, Jay jest wolna. - poprawiła go gdy się otrząsnęła.
No nie.
-Czyli Jay wypije.  - rzekł i zanim się oddalił, zdążyłam powiedzieć, że rzadko piję i podziękowałam.
Oczywiście wszyscy wiemy, że to nic nie dało.
Po chwili miałam przed sobą wielką szklankę z drinkiem, kilkoma wielkimi kostkami lodu i limonką.
-O matko. - zmarszczyłam brwi biorąc napój w dłoń - Ogromne, nie wypije wszystkiego.
-Wypijesz, wypijesz. - rzekł jeden z chłopców, akurat blondyn siedzący obok mnie - To co, dziewczyny już są, zaczynamy grę ?

    Trzymałam się z boku, gdy dochodziła już 16:30. Te dwie godziny ciągnęły się w nieskończoność.
Zostałam zmuszona do wypicia dwóch ogromnych kufli drinków, ale nawet to mnie nie rozluźniło.
Haloo, alkoholu. Skoro już cię mam w żołądku dojdź do mózgu i spraw że na moment mój puls się uspokoi...
Przed 17:00 natarczywie sprawdzałam telefon modląc się, że nie dostałam wiadomości w stylu "Już po tobie" albo "Przygotowałem worek na zwłoki", kiedy nagle podszedł do mnie Jason.
-Jak tam? - zapytał opierając się swobodnie o wysoki blat z napojami przy którym staliśmy. - Dobrze się bawisz ? Bo twoja przyjaciółka już jest w innym świecie. - spojrzał na Rachel znajdującą się dużo dalej od nas w objęciach Ashtona.
-Taa. - westchnęłam - Ale tak, jest w porządku.
-Na pewno ? - wyprostował się stając naprzeciwko mnie, wlepił we mnie błękitne oczy i przymrużył je delikatnie - Wyglądasz na spiętą. - rzekł i opuszkami palców musnął mojego ramienia wspartego o blat.
Cofnęłam się delikatnie.
-Wiesz Jay. Wydajesz się naprawdę fajna. Nie mieliśmy okazji pogadać w cztery oczy, wiesz, bliżej si poznać, ale teraz chyb... - urwał w połowie zdania, gdyż zobaczył coś za mną. Zmarszczył brwi. - Przepraszam, to zamknięta impreza.
-Nie dla mnie.
Serce mi na moment stanęło. Na dźwięk głosu Zayna ugięły mi się kolana a cisza, która nagle nastała w całym ogromnym pomieszczeniu raniła wręcz moje uszy.
Odwróciłam się wystraszona. Pozostawiając za sobą szeroko otwarte drzwi szedł w moją stronę nie spuszczając wzroku z Jasona. W końcu spojrzał na mnie, lecz nie wiem czemu tak bardzo nie mogłam się tego doczekać.
Skuliłam się pod jego spojrzeniem. Widać, że dopiero co wrócił do domu. Miał na sobie koszulę z podwiniętymi rękawami i czarne szare spodnie od garnituru.
Widziałam, że z każdym krokiem coraz bardziej schodziło z jego twarzy napięcie, co oczywiście było tylko chwilową maską by nikogo stąd nie wystraszyć lub nie zirytować jednego z zawodników.
Wtedy któryś niefortunnie wylądował by w szpitalu, a tego nie chcemy...
-Zayn.. - jęknęłam. - Jejciu.