poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Double Bliss, Rozdział 37

Stanęli na macie.
Ubrani w luźne podkoszulki i dresowe spodnie spojrzeli na siebie z lekkim uśmiechem.
-Nie chcę na to patrzeć. - matka chłopaków pokręciła z niedowierzaniem głową i zasłoniła oczy dłonią.
Spojrzałam z szerokim uśmiechem na Celeste.
-Na kogo stawiasz ? - zapytałam siostrę.
Uniosła brew.
-A który to mój ?
Wybuchnęłam śmiechem. Ona również się zaśmiała po czym wróciłyśmy wzrokiem do chłopaków.
-Czyja kolej ? - zapytał Jaixy.
-Już nie żyjesz. - odparł Zayn.
-Czyżby ?
Na ich twarzach ukazały się jeszcze większe uśmiechy. Opuścili sztywne ramiona i pochylili się lekko do przodu nie spuszczając z siebie wzroku.
-Uwaga... - zawołał siedzący obok nas ojciec mężczyzn.
Na dźwięk jego głosu wyprostowali się powoli stojąc jak na baczność.
-No chłopcy,liczę na was!
Po tych słowach rzucili się na siebie. Po chwili nie wiedziałam który do który, kto właśnie przerzuca drugiego przez ramię lub okłada na macie. Byli ubrani tak samo, nie w specjalne stroje do karate, ale na pewno kupili te ubrania w tym samym sklepie.
-Ach ci chłopcy... - westchnęła Celeste popijając drinka.
Patrzyliśmy jak tarzają się po ziemi i śmieją się głośno. Nagle Celeste powiedziała:
-Nie sądziłam, że po tym co przeszli mogą znowu się bić.
Spojrzałam na nią.
-Powiedział ci ? - zapytałam myśląc o Jaixym.
-Jakieś cztery lata temu. - spojrzała na mnie - Tęskniłam za wami, Jenny.  - dodała po chwili.
-Sporo się działo, gdy cię nie było. - przyznałam. - Wiesz, że nadal żałuję tamtego wieczoru...prawda ?
Wpatrywała się we mnie przez moment.
-Nie wiem czy wtedy nie zrobiłabym tego samego. - nachyliła się  - Mamy to po mamię. Nie pamiętasz ? Jeśli nie możesz się zdecydować, bierz oba.

          " Masz  d w a  zegarki.  D w a  laptopy.  Ostatnio kupiłaś  d w i e   sukienki, a była umowa na jedną..."
   "Zapamiętaj córcia: Jeżeli nie możesz się zdecydować, bierz oba. Tak jak twoja mamusia !"

Patrzyłam zaciekawiona na Celeste przypominając sobie moją rozmowę z mamą. Wiem, że to samo co mi powtarzała również jej. 
-Ona ma wszystko podwójne. - kontynuowała - To było coś w rodzaju....Podwójnej rozkoszy.
Parsknęłam.
-Dobry tytuł na jakąś książkę. - zauważyłam - Racja, powinnam napisać książkę.
Zaśmiała się i objęła mnie ramieniem. 
-A pro po mamy, pójdę pomóc jej z sałatką. Lubi wszystko podwajać, ale jeśli da podwójną porcję majonezu nie ręczę za siebie.
Zachichotałam a ona uśmiechała się szeroko. Patrzyłam na ten uśmiech szczęśliwa, że ją odzyskałam.
-Kocham cię, siostrzyczko. - powiedziała nagle - Cholera, kocham cię.
-I tego się trzymaj. - odparłam.
Puściła mi oczko i odeszła.
-No mała, miesiąc minął całkiem spokojnie. - u mojego boku nagle pojawił się Ethan. Usiadł sobie wygodnie na ławce i patrzył na śmiejących się chłopaków.
-Czyżby miało nastać szczęśliwe zakończenie? - położyłam głowę na jego ramieniu.
Spojrzał w niebo.
-Myślisz, że na mnie patrzą ? - zapytał.
Wiedziałam, że mówi o zmarłych rodzicach.
-Na pewno. - podniosłam głowę i położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
Spojrzał na mnie.
-Tęsknie za nimi.
-Wiem. - skrzywiłam się lekko - Ale są przy tobie. Zawsze i o każdej porze. I bardzo cię kochają.
Spuścił wzrok.
-Może nie tak o KAŻDEJ porze...cenię sobie prywatność.
Zachichotałam.
-Zakładam, że mówisz o sypialni. No już, kogo zaliczyłeś.
-O nie, to nie było zwykłe zaliczenie. - uśmiechnął się  - Chyba ją lubię. I może wprowadzi się na twoje miejsce.
-Masz dziewczynę ?
-Chyba tak. Nie wiem. - przetarł oczy dłońmi - Cholera, tyle się ostatnio działo.
-Prawda ? - westchnęłam i spojrzałam przed siebie. 
-Teraz chyba każdy jest szczęśliwy. Nawet ja się pozbierałem.
Uniosłam kąciki ust.
-To co, Jenny ? Happy end ?
Spojrzałam na uśmiechniętego Zayna. Nagle odwrócił głowę w moją stronę i jego wzrok złagodniał. Przepełniała go miłość i troska. Uśmiechnęłam się szerzej i odparłam:
-Happy end, przyjacielu.


    Spuszczam głowę, sącząc mojego szampana, który niestety się skończył. Zażenowana odkładam szklankę a po kilku sekundach ponownie zerkam w tamtą stronę.
Zniknął.
-Uff... - oddycham głośno i padam na oparcie krzesła.
-Ulga, no nie ?
Wzdrygam się i gwałtownie odwracam się w bok, widząc tę samą nieziemską postać w czarnym garniturze, z czerwonym krawatem pod szyją.
-Przyniosłem wino. - oblizuje wargi i przechyla głowę w bok - Słodkie wino dla słodkiej dziewczyny.
Odwracam głowę, a po chwili ponownie na niego patrzę.
-Pan....pan mówi do mnie ? - otwieram szerzej oczy.
Rozgląda się.
-Nie widzę tu innej słodyczy. - kładzie wino i siada na miejscu mojej mamy naprzeciwko mnie - Pomijając tego loda i ciast, które właśnie zajada twój chłopak.
-To nie jest mój chłopak. - zaprzeczam, patrząc jak poprawia krawat. - Przyjaciel i współlokator.
Unosi brew.
-Więc gdzie twój partner ? Widzę, że trzy miejsca są zajęte.
-Trzecie miejsce jest mamy. I nie mam chłopaka. A  właściwie, to nie jest pana sprawa.
-Dlatego na mnie patrzyłaś. - mówi, podpierając podbródek na dłoni i nie spuszczając ze mnie przenikliwego spojrzenia.
-Słucham ?
-Patrzyłaś na mnie.
-Wcale nie... - kurczę się pod jego spojrzeniem.
-Więc dlaczego zaraz po tym jak twój przyjaciel dotknął ustami twojej twarzy, spojrzałaś bezpośrednio w moją stronę jakbyś wiedziała, że tam jestem ?
-Ja... - otwieram usta by coś powiedzieć, ale zaraz po tym je zamykam. - W ogóle to kim pan jest, że zadaje takie dociekliwe pytania ?
-Nazywam się Zayn Malik. - odpowiada, chyba znając moją reakcję.
Mrugam zaskoczona. Mój szef wspominał o tym nazwisku. 
Malik jest szefem mojego szefa.
-A ty jesteś Jenny Peterson. Pracujesz dla Mike'a Meltona w S-quared. - nachyla się do mnie - Dziedziniec łączący się z Malik Tower.
O chuj. - myślę. 
Jeżeli powiedziałam coś nie tak, to mam przekichane, tracę pracę i reputację wśród rzeszy nowojorczyków.
Na twarz wpływa mi uśmiech Pokazowej Jenny.
-Miło mi pana w końcu poznać, panie Malik.


     (...)Patrzę na szary obraz przedstawiający kobietę tyłem, na wpół stojącą w mroku. Widać jej jeden pośladek oraz kawałek nagiej piersi. Ma ciemne włosy, sięgające do ramion.Głowę spuszczoną, więc nie widać jest twarzy.
-Cóż, są przepełnione erotyzmem. - stwierdzam śmiało. 
Nic nie mówi, więc kontynuuję.
-Projektant musi to kochać.
-Erotyzm ?
-Dokładnie. - odpowiadam.
-Niektóre obrazy sam namalował.
-Och, więc to musi być coś więcej. Może taka sztuka i malowanie jej po prostu jest dla niego czymś pociągającym ?
Patrzę na niego. Kącik jego ust drga.
-To mój brat. - mówi.
Otwieram szeroko oczy.
-Och... - mówię - Proszę mi wybaczyć...
-Spokojnie, ma pani rację. - wzdycha - Właściwie to jesteśmy do siebie bardzo podobni. Chciałbym podobny obraz powiesić w swojej sypialni.
-Więc zostaję tu z panem, by panu doradzić, tak ?
-To jeden z kilku powodów, dla których panią zatrzymałem.
-Jest jakiś jeszcze ?
Myśli przez moment.
-Chciałbym obraz, odwieźć panią do domu, dojść...
Zatrzymuję się.
-Dojść ? - powtarzam.
-Tak, Jenny. - staje naprzeciwko mnie - Chciałbym dojść. - muska kciukiem moją dolną wargę  - W twoich ustach. I nie przyjmuję odmowy.



    Uśmiecham się sama do siebie idąc w stronę Doubletree Hotel. Tego samego hotelu w którym miała miejsce sytuacja siedząca mi teraz w głowie. Uśmiechałam się na to wspomnienie, a do tego miałam na sobie tą samą czerwoną sukienkę. Nie wiem co Zayn zaplanował.
Spojrzałam jeszcze raz na liścik który zostawił u nas w sypialni na łóżku. Jest tam napisana godzina i adres pod którym mam się pojawić. Obok leżała właśnie ta sukienka.
Lokaj otworzył mi drzwi. Weszłam do hotelowej restauracji i rozejrzałam się.
-Zamknięte ? - zdziwiłam się widząc pustą salę.
-Proszę za mną. - zaprowadził mnie w stronę stolika.
Tego samego stolika przy którym siedziałam wtedy z mamą i Ethanem.  Tym razem są dwa miejsca, a nie trzy.
Więc Zayn tu jest.
Lokaj życzył mi przyjemnego wieczoru i zniknął za drzwiami. Zorientowałam się, że całkiem opuścił hotel.
No nieźle.
Rozglądałam się i zobaczyłam skończony przez Jaixy'ego obraz wiszący na środku głównej ściany tuż pod żyrandolem. Na nogach znajdowały się blizny . Ale nie przeszkadzało mi to. Patrzyłam na nie i się uśmiechałam. Dzięki Zaynowi zniknęły. I z mojej skóry i z serca. Będą mi przypominać o tym jak silna się stałam.
Jak silną uczynił mnie Zayn.
Nagle zobaczyłam zbliżającego się w moją stronę mężczyznę, który już zawsze będzie wywoływał u mnie motyle w brzuchu. Zaparło mi dech w piersiach gdy zobaczyłam elegancki, czarny garnitur który był mi dobrze znajomy i co najważniejsze; ten sam czerwony krawat.
Zayn zbliżył się do mnie i uśmiechnął. W dłoni trzymał butelkę wina.
-Ulga, co ? - zapytał unosząc kąciki ust.
Uniosłam brew.
-Powtarzamy tamtą sytuację ?
-Możemy. - otworzył wino i zaczął napełniać mój kieliszek - Ale w nieco milszy sposób. Skończy się namiętnym seksem w naszym domu, ale to później. - puszcza mi oczko i siada naprzeciwko mnie.
Stuknęliśmy się kieliszkami.
-Słodkie wino dla słodkiej dziewczyny. - westchnął i zaczął pić.
Uśmiechnęłam się.
-Zawsze będę miała z tym miejsce dobre wspomnienia.
-Dlatego je kupiłem. - powiedział i odłożył kieliszek.
-Co ?
-Hotel jest mój. - wzruszył delikatnie ramionami. Stąd wiszący tu obraz. - I mam nadzieję, że za niedługo coś jeszcze.
Patrzyłam na niego przez moment.
-Już jestem twoja. Odkąd cię poznałam.
Uśmiechnął się delikatnie.
-Kocham cię, Jenny. - rzekł cicho.
W moich oczach stanęły łzy.
-Ja... - urwałam gdy wstał i stanął przede mną.
Wyciągnął z kieszeni spodni małe, czerwone pudełeczko i padł przede mną na kolana.
-Wiesz po co teraz cię tu zatrzymałem ? - zapytał cicho ujmując moją dłoń.
Pokręciłam głową, a z moich oczu wyciekły łzy.
-Nie chcę obrazów. Nie chcę odwozić cię do domu. Nie chcę pieszczot w limuzynie. - otworzył pudełko a moim oczom ukazał się lśniący diament na srebrnej obrączce. - Chcę, żebyś za mnie wyszła. Jenny Peterson, czy po tym wszystkim co razem przeszliśmy zechcesz zostać moją żoną ?
Zaszlochałam cicho i powiedziałam bez zastanowienia:
-Tak. - uśmiechnęłam się szerzej.
Zayn odetchnął i wziął mnie w ramiona.
-Ulga, co ? - płakałam powtarzając jego słowa.
On tulił mnie mocno i nic nie mówił. Biło od niego szczęściem. Pragnęłam go pocałować. Bardzo, bardzo mocno i długo.
I zrobiłam to, zaraz po tym jak nasunął pierścionek na mój palec.
-Zayn... - rzekłam mu cicho do ucha gdy siedziałam mu na kolanach wciąż będąc w restauracji. 
Spojrzał na mnie.
-Jestem w ciąży. - uśmiechnęłam się.
-Co ? - zesztywniał.
Skinęłam głową.
-Będziesz tatusiem. - położyłam dłoń na jego policzku - I obiecuję, że bez ciebie nie wyjdę nigdzie z domu dopóki maleństwo nie przyjdzie na świat.
Zamknął na moment oczy.
-Tak bardzo cię kocham, Jenny. - przyłożył czoło do mojego czoła.
-Jest jeszcze coś.
Odsunął głowę i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
-To bliźniaki.
Otworzył szerzej oczy i zaśmiał się.
-O cholera... - przeczesał włosy palcami po czym przytulił mnie mocno. - Dziękuję ci, Jenny. Za wszystko.  - pocałował mnie w skroń - Kocham cię.
Zamknęłam oczy i z ulgą wdychałam jego zapach.
-Ja ciebie też. - powiedziałam cicho czując, że przepełnia mnie miłość.
Bujaliśmy się delikatnie i tuliliśmy do siebie. W końcu oboje byliśmy szczęśliwi.
I już nic nam tego nie zepsuło.



Koniec :)

sobota, 29 sierpnia 2015

His Inferno, Rozdział 46

Nieedytowany :) 
Miłego czytania :***

Patrzyłam z wyczekiwaniem na Melanii, aż nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Jej dolna warga zaczęła drżeć, odwróciła wzrok i wytarła policzki.
Wyjęła z jednej z przegródek w torebce chusteczki.
-Ja... - jęknęła - Okłamałam go. Chodzi o Sophie.
Zamarłam.
-Ale..to było jego dziecko. Prawda ? - zapytałam niepewnie.
-Tak. - szlochała - Na takie coś nigdy bym się nie odważyła. I nie było co do tego żadnych wątpliwości, tylko... - urwała, gdy do salonu wparował Zayn.
Zerwałyśmy się obie na równe nogi i spojrzałyśmy na niego wystraszone.
Zayn spojrzał na mnie wzrokiem w stylu " z tobą policzę się później" i odwrócił głowę do Melanii.
-Wynoś się. - warknął.
Zanim Will i Austin posyłając nam szybkie spojrzenia i udali się do górę, Jerry i mój tata zostali.
-Zayn, on tylko...
-Nie wtrącaj się. - rzucił do mnie ostro.
-Ej, ej. - wtrącił się Johnny - Jakim prawem odzywasz się tym tonem do mojej córki ?
Zayn zamknął na moment oczy i spojrzał na niego.
-Dla tego, że pańska córka wpuściła do naszego mieszkania chorą psychicznie kobietę. 
-Co... - jęknęła cicho Melanii.
-Zayn, ona jest w porządku. Nie przyszła niczego psuć, pogratulowała nam nawet zaręczyn. - zbliżyłam się do niego.
Spojrzał na mnie potem na Melanii. Już chciał coś powiedzieć, ale pierwsza się odezwała.
-Dwie minuty. - rzekła szybko - Proszę. 
-Po to przyszłaś ? Chcesz rozmawiać ? - rzucił.
-Chciałam ci coś powiedzieć, ale nigdy nie masz czasu, żeby do mnie przyjechać. Wtedy kiedy naprawdę potrzebuję rozmowy z tobą.
Zmrużył oczy po czym rzekł:
-Dwie minuty.


         Zerwałam się na równe nogi, gdy Zayn wypadł z jadalni a drzwi z trzaskiem uderzyły o ścianę.
-Co się dzieje ? - zapytała zszokowana Martha.
Wszyscy się podnieśli Zayn ze łzami w oczach przeczesywał dłońmi włosy.
Melanii stanęła w progu.
-Przepraszam...
-Wynocha stąd ! - wrzasnął - Nie chcę cię więcej oglądać !
-Zayn! - otworzyłam szerzej oczy.
Melanii ze szlochem odeszła w stronę windy.
-Stój! - zawołałam za nią i ruszyłam w niej stronę.
-Julio, na górę. - złapał mnie mocno za rękę.
Wyszarpałam się i dogoniłam ją przy windzie.
-Melanii, co mu powiedziałaś ?
-Prawdę. - jęknęła patrząc na mnie. 
-Gdzie teraz idziesz ? - pytałam szybko, gdyż winda nadjeżdżała.
-Na dole czeka na mnie przyjaciel i psychiatra. - powiedziała - Powiedz Zaynowi, że naprawdę mi przykro. To przez stratę Sophie. - patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, gdy nagle drzwi windy otworzyły się. 
Weszłam do środka i zasłoniła twarz dłońmi w tym samym momencie, gdy drzwi zaczęły się zamykać a ona zjechała na dół.
Gdy wróciłam do salonu było pusto. Paliła się jedna lampka. Dojrzałam Zayna płaczącego w ramionach Marthy. Szlochał głośno, a ona bujała się delikatnie i nuciła jakąś piosenkę. Gładziła go po włosach.
Bałam się, że to przeze mnie. Poczułam się winna biorąc stronę Melanii i idąc za nią. Martha odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło.
"Będzie dobrze" - czułam, że to mi chce przekazać. 
Ale Zayn płakał. W jej ramionach, a nie w moich...


      Leżałam na boku tyłem do Zayna siedzącego w fotelu przy kominku. Wpatrywał się w ogień opuchniętymi oczami. Jego policzki były czerwone, włosy zmierzwione. Nie był już idealny.
Ale wciąż piękny.
W końcu zdarłam z siebie koc i zeszłam w łóżka. Usiadłam w fotelu naprzeciwko i również spojrzałam w ogień.
Serce mnie bolało, gdy patrzyłam na niego.
-Śmiałem się sam z siebie wstawiając tu te fotele. - rzekł nagle cicho, bardzo ochryple - Nie sądziłem, że ktoś kiedykolwiek będzie na nich siedział razem ze mną. 
-Jak ja teraz ? - zapytałam cicho. Właściwie to już nie raz tak siedzieliśmy.
Uniósł kąciki ust w smutnym uśmiechu.
-Nawet nie marzyłem o tym, że ten anioł z ogrodu do mnie wróci i usiądzie ze mną przy kominku. - spojrzał na mnie.
Wzdrygnęłam się lekko. Wyglądał trochę strasznie. Spuściłam wzrok i przy jego nodze zobaczyłam wypitą butelkę whisky.
-Jesteś pijany. - powiedziałam cicho.
-Wiem. - wychrypiał - Zawsze gdy byłem pijany widziałem anielską buzię Julianny. Ale potem nastawał nowy dzień. A ciebie już nie było. 
Spojrzałam na niego.
-Teraz gdy się obudzisz będę leżeć w twoich ramionach. Jeśli tylko mi powiesz, o co chodziło z Melanii. Co takiego ci powiedziała.
Znowu spojrzał w ogień. Zasznurował wargi a z jego oczu wyciekły łzy. Zaszlochał zasłaniając twarz dłonią.
-Tyle lat się obwiniałem. - rzekł nagle - Tyle lat myślałem, że Sophie zmarła przeze mnie. Ze umierała dlatego, bo w jej krwi był narkotyk, bo to ja uzależniłem Melanii. A sam byłem zbyt odurzony by oddać jej swoją krew. - jęknął i odsłonił twarz. Wpatrywał się w nicość. - Tymczasem...Ona zmarła przypadkiem. Była kompletnie zdrowym dzieckiem. Uważałem się za mordercę, a... - parsknął - Umarła bo kompletnie trzeźwa i nie odurzona prochami Melanii spadła ze schodów. - wstał i przeczesał palcami włosy. Sięgnął po butelkę i dopił łyk - Za dużo wziąłem tamtej nocy, żeby nie uwierzyć. Nim tam dojechałem Melanii obiecała lekarzowi 20 tysięcy za to, jeżeli okłamie głupiego studenta. - rzucił butelką o ścianę a on rozprysła się na mniejsze kawałki. - Nie zmarła przeze mnie. Tylko przez upadek Melanii. Nie dość, że straciłem córkę to jeszcze przez jedenaście lat żyłem w przekonaniu, że to ja zabiłem moje własne dziecko. Padł na kolana i schował twarz w dłoniach. Z zaciśniętymi zębami ciągnął się za włosy i płakał. 
Nic więcej. Po prostu płakał.
Podeszłam do niego szybko i wzięłam w ramiona. Przytulił głowę do mojej piersi.
-Julianno, aniele... - mówił do mnie jak wtedy w ogrodzie, jak wtedy gdy mnie sobie przypominał - Nie odchodź. Potrzebuję cię. Tak bardzo cię potrzebuję... - szlochał - Nie chcę wracać do piekła.
-Nie wrócisz. - przytuliłam go mocniej  - Nie wrócisz, bo tutaj jestem. Tak ? Jestem z tobą Zayn. I cię kocham. Powinno ci ulżyć. To nie przez ciebie Sophie umarła.
-Ale...tyle lat. - jęknął - Wierzyłem w to tyle lat.
-I to było twoim piekłem. Tak samo jak alkohol i narkotyki. Tego już nie ma, tak ?
-Teraz jestem pijany. - rzekł bezsilny.
-Też mogę. To normalne, raz na jakiś czas. - wstałam i poszłam do kuchni po drugą butlę whisky i zaczęłam pić z gwinta. - Widzisz ? - wróciłam i usiadłam naprzeciwko niego. Upiłam kolejne kilka łyków. - Nawet anioły piją !
Uśmiechnął się rozbawiony. Jego łzy wysychały.
-A Sophie jest teraz tam. - wskazałam w górę - W lepszym miejscu. Z moją mamą.  - odstawiłam butelkę i objęłam jego twarz dłońmi - Może nie mogłeś pokazać jej jakim byłbyś ojcem. Ale pokażesz naszym dzieciom.  Tak ?
Skinął głową.
-Kocham cię, aniele. - szepnął z uśmiechem.
-Wiem. - przytuliłam go mocno - Jak Boga kocham, wiem.

piątek, 28 sierpnia 2015

His Inferno, Rozdział 45

Siedzieliśmy z mamą i Ann w kawiarni i popijałyśmy koktajle. Opowiedziałam im o moim zamiarze zmienienia kierunku studiów, tymczasem Martha ciągle dopytywała o wesele.
-Jeszcze nie wiemy.... nie zastanawialiśmy się. - odparłam bawiąc się rurką. - Chyba poczekamy z tym do lata. 
-Aż tak długo ? - skrzywiła się Ann - Tak, wiem, że jesteśmy z Willem zaręczeni od roku i jeszcze się nie pobraliśmy, ale wątpię, że Zayn będzie chciał czekać aż tak długo. Sama rozumiesz.
-Tak... - spuściłam wzrok.
Zayn mógłby składać przysięgę nawet zaraz. By zmienić temat postanowiłam zadzwonić do niego i zapytać jak im idzie malowanie.
-Słucham aniołku? - odebrał po pierwszym sygnale. Chyba czekał aż zadzwonię.
-Cześć. Jak idzie ? 
-Jak na razie dobrze. Kończymy naszą czerwoną sypialnie. - powiedział dając nacisk na kolor.
-Tylko przypadkiem nie pomaluj całego mieszkania. - wiedziałam, że Zayn uwielbiał ciemne kolory. Ale chyba dostałabym depresji gdyby ciągle otaczała mnie taka ciemność jak w jego apartamencie.
-Nie, nie, o to nie musisz się martwić. - wyczułam, że się uśmiecha.
-Potrzebujecie czegoś ? Jedzenie, picie ?
-Wszystko mamy. Gdzie jesteście ?
-W kawiarni na Bay Street. - powiedziałam i upiłam łyk koktajlu czekoladowego.
-Dobrze, objadaj się a ja wracam do malowania. - usłyszałam rozbawienie w jego głosie.
-Okej. - zachichotałam - O której będziecie ?
-Rozumiem, że za mną tęsknisz.
-Oczywiście. - odparłam szczerze.
-Koło 21:00. Chcemy zrobić dzisiaj jak najwięcej.
Wydęłam dolną wargę.
-Długo. - przyznałam.
-Damy radę. Baw się dobrze, słonko.
-Ty też, jeśli to możliwe.
Zaśmiał się krótko.
-Kocham cię. - powiedziałam.
-Bardzo dobrze.
-Ej! - zmarszczyłam brwi.
-Wiesz, że ja ciebie też. 
-Wiem, wiem profesorze. Miłego ciapania pędzlem.
Rozłączyliśmy się a ja wróciłam do "objadania się".

     -W dwa dni pomalować mieszkanie ? To w ogóle możliwe ? - dziwiła się Anabel siedząc w moim ulubionym fotelu przy kominku. Słońce już zaszło, Martha czytała gazetę a ja szykowałam dla nas drinki.
-Widocznie tak. W końcu jest ich tam pięciu. - wzruszyłam ramionami wyglądałam do nich z kuchni do której już się przyzwyczaiłam.
Jeszcze kilka miesięcy temu nigdy bym nie pomyślała, że będę robić drinki w kuchni najbardziej aroganckiego profesora jakiego znam.
Który teraz jest dla mnie taki słodki i ubrudzony farbą maluje nasze nowe mieszkanie.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wróciłam do dziewczyn niosąc na tacy trzy pełne szklanki. Położyłam je na stoliku do kawy i usiadłam na kanapie. 
-Potrzebujecie może więcej poduszek ? - zapytałam, gdyż ciągle upewniałam się o ich komfort. 
Jeryy i Martha spali w naszej sypialni, Ann razem z Willem w jednym pokoju gościnnym, a Austin w osobnym, nieco mniejszym w którym stało jedynie niewielkie, rozkładane łóżko, które na szczęście chłopak uznał za bardzo wygodne. Zakładam, że Zayn kupując ten apartament nie zamierzał nigdy zapraszać tu rodziny, do tego na kilka nocy, ale i tak udało się nam wygodnie wszystkich rozgościć.
-Julio, jest idealnie, naprawdę. - odparła Martha odkładając czasopismo - Martwi mnie jedynie jak wy tu śpicie. Mieścicie się na tej kanapie ? - zapytała wiercąc się na miejscu na którym siedziała, które przez ostatnie noce było miejscem spania dla mnie i dla Zayna.
-Tak, jest rozkładana.
-Ale twarda ! - zauważyła.
-Da się znieść. - wzruszyłam ramionami. 
Wszystkie łazienki były na górze, ale mam nadzieję, że nikt w nocy nie skradał się do kuchni choćby po coś do jedzenia, bo jeśli tak to z Zaynem zostaliśmy przyłapani na "nocnych pieszczotach". Zadbaliśmy o to, żeby żadne z nas nawet nie jęknęło, ale oboje byliśmy nadzy, a niestety salon jest połączony z kuchnią.
Sporo ryzykowaliśmy, ale z tym mężczyzną nie da się spokojnie przespać nocy.
Uśmiechnęłam się w duchu na to wspomnienie i zaczęłam sączyć drinka.
Mój telefon zadzwonił. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie uśmiechniętego, półnagiego Zayna. Moje serce zabiło szybciej.
-To Zayn. - powiedziałam i odebrałam - Hej, jak wam idzie ? Wracacie już ?
-Julio, wszystko w porządku ? - usłyszałam po drugiej stronie surowy, ale wypełniony troską głos Zayna.
-Co ? Tak, coś się stało ?
Przez moment nie odpowiadał.
-Halo, Zayn ?
-Jeśli zadzwonią z recepcji i powiedzą, że ktoś przyszedł, nie przyjmuj go, dobrze ?  - zapytał. Poczułam napięcie w jego głosie.
-Dlaczego ? 
-Nie wpuszczaj. Rozumiesz ? 
Zadrżałam.
-Wytłumacz mi o co chodzi.
-Julio, to nie jest...
Przestałam go słuchać, gdy odezwał się stacjonarny telefon. 
-Okej, w porządku. - powiedziałam - Kończę. Będziemy oglądać film. Kocham cię. - odłożyłam telefon i drinka i ruszyłam w stronę telefonu wiszącego na ścianie.
Sięgnęłam po niego i przyłożyłam do ucha.
-Halo ? - powiedziałam po chwili.
-Dobry wieczór, czy pan Malik jest w apartamencie ?
-Nie. O co chodzi ?
-Przyszła tu pewna kobieta i mówi, że musi się z nim spotkać. 
Zadrżałam.
-Emm...Jestem dziewczyną Zayna, nie ma go teraz. Mogę wiedzieć o jaką kobietę chodzi ?
-Mówi, że nazywa się Melanii Johnson. 
Otworzyłam szeroko oczy.
-Halo ? 
-Tak, tak.. jestem. - poczułam na czole pierwsze kropelki potu. Odetchnęłam głęboko - Może wejść. - odłożyłam telefon i wróciłam do Marthy i Ann. - Melanii tu jest. Kazałam ją wpuścić.
Patrzyły na mnie zdziwione.
-Czego chce ? Zayn mówił, że zerwali kontakt. - powiedziała Ann z wyraźnym zaniepokojeniem na twarzy.
-Widocznie nie. - kipiałam z zazdrości - Cholera, zaraz tu będzie.
-Po co ją wpuściłaś ? - zapytała Martha. - Może jest niebezpieczna. 
-Przecież ją znasz!  - powiedziałam spanikowana.
-Widziałam ją dwa razy na oczu dziesięć lat temu. - wstała i przeszła się po pokoju.
Usłyszeliśmy dzwonek świadczący o tym, że drzwi windy się otworzyły. Zamarłyśmy i usłyszeliśmy powolne kroki.
Odwróciłam się.
W wejściu do kuchni zobaczyłam wysoką, bardzo kształtną a nawet nieco otyłą kobietę o rozjaśnianych blond włosach do ramion. Jej oczy były podkrążone, ale mocno wymalowane, na ustach miała świecący błyszczyk. 
Pomimo otyłości, była piękna. Patrzyła na nas nieśmiało, po chwili spuściła wystraszona wzrok.
-Melanii ? - zapytałam podchodząc bliżej.
Spodziewałam się chudej lalki Barbie, a tu proszę. 
-Ty pewnie jesteś Julia. - powiedziała cicho i uśmiechnęła się delikatnie, bardzo ciepło. - Mogę wejść ?
Oblizałam wargi zanim odpowiedziałam:
-Tak, proszę. - wskazałam ręką na salon.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się niewinnie. Zaczęła mi przypominać Adele, nie tylko a z twarzy, ale także z postury. 
Zbliżyła się a ja zaproponowałam:
-Odwiesić ci płaszcz ? Bardzo tu ciepło.
-Dziękuję. - powiedziała i oddała mi czarny, długi płaszcz. - Dzień dobry pani. - powiedziała grzecznie do Marthy - Miło was znowu widzieć. Pięknie wyglądasz, Anabel. 
-Dziękuję. - rzekła niepewnie.
-Po co przyjechałaś ? - zapytała spokojnie Martha. 
Wróciłam do nich i zaproponowałam Melanii by usiadła. Miała na sobie długą, luźną sukienkę pod kolor płaszcza i botki na niewysokiej szpilce. 
-Coś do picia ? - zapytałam.
-Wody. Dziękuję. - skinęła z uśmiechem głową.
Przyniosłam jej szklankę wody i usiadłam na brzegu kanapy wpatrując się w nią dokładnie. 
-Chciałam porozmawiać z Zaynem. - odpowiedziała w końcu na pytanie Marthy - I pogratulować. - spojrzała na mnie - Jesteś piękna, Julio. Miał rację. Mam nadzieję, że wam się układa.
Zaskoczyły mnie jej słowa.
-Tak... - ściągnęłam lekko brwi - Oświadczył mi się.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Ojej, to wspaniale. Mogę ? - wyciągnęła kształtną rękę w stronę mojej dłoni.
Niepewnie podałam ją jej by mogłam przyjrzeć się pierścionkowi.
-Piękny. - stwierdziła i delikatnie puściła moją dłoń. - Moje gratulację.
Spojrzałam na Marthę która była nieco skrępowana i sama nie wiedziała jak się zachować. Wiedziałam, że nie żywi sympatii do Anabel. Ale wiedziałam też, że jej współczuła.
Tak jak  ja.
-Mogłabym porozmawiać z Julią na osobności ? - zapytała dziewczyn - Bardzo proszę. To nie potrwa zbyt długo.
-Oczywiście. - rzekła Martha i razem z Ann poszły na górę.
-Gdzie jest teraz Zayn ?
-Remontuje nasze nowe mieszkanie. Chcieliśmy zamieszkać tu ale... - pokręciłam głową - To skomplikowane.
-Rozumiem. - skinęła głową - Widzę, że dba o ciebie. To dobrze. - wciąż się uśmiechała, a jej spokojny głos prawie usypiał.
-Kochasz go ? - zapytałam po chwili.
Chyba zaskoczyły ją moje słowa.
-Nie. - zaprzeczyła od razu - Kiedyś żywiłam do niego coś głębszego. Może nawet i miłość, ale to stare dzieje. - sięgnęła po torebkę - Spójrz. - pokazała mi zdjęcie przystojnego bruneta, siedzącego na leżaku w jakimś ogrodzie i uśmiechającego się szeroko - Ma na imię Brandon. To mój chłopak.
Spojrzałam na nią.
-Naprawdę ?
-Tak. - skinęła głową - Jesteśmy razem już trzy miesiące. Poznaliśmy się na terapii. Jest terapeutą.
-Przystojny. - oddałam jej zdjęcie.
-Też tak uważam. - uśmiechnęła się i chyba lekko zarumieniła po czym schowała zdjęcie.
-Ale...dlaczego kontaktowałaś się z Zaynem skoro jesteś z nim ?  Sądziłam, że chcesz go odzyskać.
Spuściła wzrok a jej uśmiech zbladł.
-Nie kocham Zayna już od wielu lat. - powiedziała - Kontaktował się ze mną i pytał o zdrowie. Czasem odwiedzał...Ale to dlatego, że miał żal po utracie Sophie... - zasznurowała na moment usta - Lubiłam, gdy mnie odwiedzał, ponieważ przypominał mi ją. Nie widziałam jej na oczy...nie chciałam...Ale gdy był ze mną czułam też jej obecność. - westchnęła delikatnie - Później nie były mi już potrzebne jego wizyty. - wzruszyłam ramionami - Poznałam Brandona. Spodobał mi się. - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale...chciałam wyznać coś Zaynowi. Starałam się z nim kontaktować, ale nie chciał rozmawiać. Z resztą takich rzeczy nie przekazuje się przez telefon.. - zamilkła na moment - Chciałam, żeby do mnie przyjechał, żebyśmy o tym porozmawiali.  Ale gdy już u mnie był to tylko na dziesięć minut, a ja byłam odurzona lekarstwami i nie mogłam wydusić z siebie słowa. - spojrzała na mnie - Dlatego przyjechałam. 
-Uciekłaś ?
-Nie. - zaśmiała się krótko i cicho - Brandon wie, że tu jestem. Zna moją historię. Powiedział lekarzom, że tu przyjechałam, więc pewnie Zayn już wie.
Powierciłam się trochę na kanapie.
-Co takiego chcesz przekazać Zaynowi ?
Zamknęła na moment oczy po czym powiedziała:
-Coś...czego mi nie wybaczy. Czegoś czego ja nigdy nie wybaczę sobie.

środa, 26 sierpnia 2015

Double Bliss, Rozdział 36

Którejś nocy na jachcie obudziłam się w pustym łóżku.  Usiadłam i zauważyłam Zayna stojącego przy oknie z ręką we włosach a drugą trzymającą telefon przy uchu. 
-Okej. - mówił dysząc ciężko. - Wiem. Tak, poradzę sobie. Chciałem tylko...pogadać z tobą o tym. - po chwili zaśmiał się - Mówiłem ? A ty nie wierzyłeś. Moja teraz śpi. Kończę, bo muszę do niej wrócić.....Ja też. Dzięki za rozmowę.
Odłożył telefon i odwrócił się, gdy siadałam na skraju łóżka.
-Z kim rozmawiałeś ?
Patrzył na mnie przez moment.
-Z Jaixym. - oparł - Nie chciałem cię obudzić.
-W porządku. - zaziewwałam - Po co dzwonił?
-Nie, to ja dzwoniłem. Chciałem z nim pogadać o tym o czym rozmawiałem z tobą. - podszedł do mnie i usiadł obok. - Wspomniał o tym jak mówiłem, że będziemy mieli piękne dziewczyny. - uśmiechnął się lekko.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam.
-W porządku ?
-Tak. - objął mnie - Z tobą zawsze.
-Kocham cię. - szepnęłam.
-Wiem. 
-Kiedyś się zgodzę i...
-Nie, nie. - spojrzał na mnie - Nie mów o tym. Dobrze ? 
-Ale...
-Jenny.  - rzekł cicho - Kochanie.
-Chodźmy lepiej spać. - położyłam się i okryłam kołdrą.
Zrobił to samo przytulając się do mojej piersi.
-Zayn ?
-Hm?
-Mówiłeś, że pomagałeś Jaixy'emu jeśli chodzi o homoseksualizm. O co chodziło?
Przez moment nic nie mówił. Objął mnie mocniej i zaczął mówić:
-Między innymi o to, że ze mną sypiał. Czasami budziłem się w nocy a on leżał na mnie i...ocierał się o mnie.  Przez sen, oczywiście.  Chodzi o to, że nie zdejmowałem go wtedy z siebie. Wiedziałem, że powinienem ale on tego potrzebował. - umilkł na moment - Bałem się, że w przyszłości naprawdę może być gejem i to z moją pomocą...Akceptowałbym to, ale już wtedy tego nie chciał. Czułbym się winny.
Pogładziłam jego włosy dłonią.
-Dobrze, że tu jesteś. - westchnął.
-Do usług. - uśmiechnęłam się tuląc go mocniej.



       Patrzyłam na moje imię wypisane na jachcie trzymając w dłoni walizkę. Zayn objął mnie niespodziewanie w tali stając obok mnie.
-Wrócimy tu. Gdy będzie po wszystkim. - pocałował mnie w policzek.
Skinęłam głową.
-Wracamy do szarej rzeczywistości. - spojrzałam na niego.
-Nie takiej szarej. - uniósł kąciki ust - Cóż, mamy siebie, a dodatkowo świeżo wyremontowany dom.
-Wiem i bardzo się cieszę, ale... - spuściłam wzrok - Wciąż mamy wrogów. I ktoś chce nas skrzywdzić.
-Gdy będziemy razem na pewno mu się nie uda. - złapał mnie za rękę i ruszył w stronę wynajętego samochodu.


     Godzinę od lądowania Zayn dostał telefon. Popijałam wino, tymczasem gdy on rozmawiał z detektywem.
-Cześć Smith, co jest ? - oblizał wargi siadając naprzeciwko mnie na skórzanej kanapie. - Co ? Oboje ? Amelia też? - spojrzał na mnie.
-Głośnik! - szepnęłam.
Dał na głośno mówiący. Nasłuchiwałam przejętego głosu Jacoba.
-Jaixy to załatwił. Wszystkiego dowiecie się na miejscu. I nie martwcie się, są teraz w areszcie pod czujną obserwacją.
-Jaixy ? - zdziwiłam się - Ale jak ?

***

   -Tylko piśnij, a postrzelę cię w obie stópki. - mówił cicho Jaixy gdy Amelia wierciła się w jego ramionach. Zasłaniał jej usta dłonią i z bronią w drugiej ręce skradał się do sypialni jej partnera.
Mężczyzny, który spowodował wypadek Zayna.
Mieszkanie było zbyt małe, by włamało się do niego tylu ludzi ilu wynajął Jaixy. Tylko jedna osoba mogła się tam po cichu zakraść.
A nie mógłby być to nikt inny tylko on.
Gdy ujrzał mężczyznę leżącego w łóżku strzelił w sufit, dając tym samym znak reszcie.
Facet się zerwał, kobieta piszczała a przez okna i drzwi wpadło ośmiu uzbrojonych policjantów.
-Mam was. - szepnął z uśmiechem do ucha dziewczyny - Mas prawo zachować milczenie, suko.


 ***


    Z otwartą buzią słuchałam tego co mówił do nas Jacob. Nagle do sali wszedł Jaixy. Zayn zerwał się natychmiast i podszedł do brata.
-W porządku ? - zapytał - Stary, dlaczego to zrobiłeś ? Mogłeś zginąć.
-Najpierw ty wygrywasz, później ja. - powiedział z uśmiechem.
Zayn zmarszczył brwi jakby nie rozumiał.
-Rewanż za rączki Michaela.- szepnął Jaixy i puścił bratu oczko. - Teraz twoja kolej.
-Moja ?
-Dokopiesz jej mężowi.  - minął brata i podszedł do nas. Przywitał się ze mną ciepłym uściskiem.
-Jenny, posłuchaj. - zaczął.
-Gdzie Celeste ? Była z tobą ?
-Nie, jest u mnie. - pokręcił głową - Wszystko z nią w porządku. I chyba zaczyna mnie powoli lubić. - uśmiechnął się - Wracając...Mąż Amelii mówi, że cię zna.
-Co ? - zmarszczyłam brwi.
-Aktualne nazwisko kobiety to Adams. - rzekł Jacob. - Mówi ci to coś ?
-Adams? - zadrżałam.

-Jej mąż to Jack Adams. Twój były trener baletu. - rzekł w końcu Jaixy.


    -Dasz radę ? - pytał mnie Zayn, gdy stałam obok wejścia do izolatki Adamsa.
Skinęłam głową.
-Jest przykuty, a ja jestem obok. To przeszłość, tak ? Nic ci nie zrobi. Zmierzysz się z tym. 
-Dobrze..
Złapał mnie mocno za rękę i podszedł do wejścia, które otworzył nam policjant.
I weszliśmy.
Te same oczy. Te same włosy. Ta sama postura. Ta sama obrzydliwa ale jednocześnie przystojna twarz.
Aż czułam na sobie jego dłonie.
Wzdrygnęłam się.
Siedział na krześle, twarz miał delikatnie obitą a ręce związane z tyłu pleców. Podniósł na nas wzrok. 
-Jenny Peterson. - uśmiechnął się - Niewinne, białe łabędziątko.
Podeszłam do niego szybko i z całej siły uderzyłam twarz.
-Powinnam ci współczuć. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Co ? Dokopiesz mi ? A może twoja niedołężna siostra ?
Zacisnęłam szczęki.
-Celeste chodzi. Ty niestety za dziesięć minut już nie będziesz.
Odwróciłam się i stanęłam pod drzwiami krzyżując ramiona. Tymczasem Zayn ściągał kurtkę.
-Na pewno chcesz na to patrzeć ? - upewnił się a ja odebrałam ją od niego.
-Oh, ktoś się mści za rozwalenie autka ? - śmiał się Jack.
-Nie. - Zayn stanął przed nim - Nie znoszę pedofilów. A jeszcze bardziej nie znoszę, gdy ktoś kładzie łapy na mojej dziewczynie.
Wzdrygnęłam się, gdy z hukiem uderzył go w twarz.
Jack plunął krwią na ziemię i rzekł chrapliwie:
-Nie znałeś jej. Mogłeś jej pomóc będąc na tamtym występie. Ale wolałeś podrywać dojrzalsze panienki z bufetu. - spojrzał Zaynowi w oczy - Byłeś bezsilny.
Z zaciśniętą szczęką powoli odwrócił głowę w moją stronę.
-Jenny, proszę wyjdź. - powiedział bez tchu.
I tak zrobiłam. Miałam na to za słabe nerwy.
Gdy upuściłam izolatkę spojrzałam w bok, na drugie wejście.
-Wpuście mnie. - powiedziałam do strażników.
Natychmiast otworzyli drzwi. Weszłam do środka i podeszłam do wysokiej, atrakcyjnej brunetki.
Uderzyłam ją w ten wytapetowany pysk.
-To za podrywanie mojego męża. 
Znowu bum.
-To za uwzięcie się na nas.
W moich oczach stanęły łzy. Zacisnęłam dłoń w pięść.
-A to za moje dziecko, szmato. 
Usłyszałam tylko chrupnięcie i pisk Amelii. Wyszłam zostawiając ją ze złamanym nosem.