niedziela, 20 lipca 2014

His Inferno, Rozdział 9

Zawsze podczas solidnego kaca towarzyszył mu okropny ból głowy.
Tak samo było wtedy, gdy obudził się na ciepłym kocu pod gwiazdami, a w jego bok wtulało się miękkie ciało. Zerknął na swojego anioła, gdy nagle dotarło do niego, że nie może wyjechać. Musi zostać i starać się o jej względy, ale na początku przeprosić za swoje pijaństwo poprzedniego wieczoru.
Chęć pocałowania tych różowych, pełnych ust stała się silniejsza i ciało zwyciężyło nad rozumem; przyłożył swoje wargi do jej słodkich warg i pocałował ją delikatnie, w nadziei, że się nie obudzi.
I tak się właśnie stało.
Nadal spała, więc złożył na jej twarzy i ustach jeszcze kilka niewinnych pocałunków, gdy nagle usłyszał burczenie w jej brzuchu.
Wstał, łapiąc się za głowę i usiłując zachować równowagę. Wyprostował się i jeszcze raz zerknął na Calineczkę, której nagle imienia zapomniał.
Zmarszczył brwi. 
Juliet ? Jessy ? Jasmine ?
Pieprzony alkohol, pomyślał i poszedł w głąb ogrodu gdzie znajdował się sad gruszek. Pozbierał kilka, nie chcąc by dziewczyna była głodna, po czym wrócił z kilkoma owocami do swojego anioła.
Którego już nie było.


-Julianna ! - zerwał się, gdy wrócił do rzeczywistości a sen, który prześladował go co noc już minął - Ma na imię Julianna. Pamiętam. - spojrzał obok siebie, ale dziewczyny nawet tutaj z nim nie było.
Mógł przysiąc, że ją do siebie przytulał. Że czuł jej miękkie ciało pod dłońmi. Czuł jej oddech na piersi.
-Nie... - wstał, zrywając z siebie pościel - Julianno ! Julianno, gdzie jesteś ?
Ale dziewczyna nie odpowiadała. Przeszukał całe mieszkanie, w nadziei, że znajdzie ją czytającą gazetę, biorącą kąpiel lub jedzącą śniadanie.
I nic.
Z krzykiem uderzył ręką o ścianę w salonie po czym z rękami wplecionymi we włosy, oddychał głęboko, czując, że zaczyna panikować.
-Julia... - szepnął, wypowiadając jej imię, jakby było modlitwą. Jakby była jego muzą. Jego Calineczką. Drobną, malutką, Calineczką. - Moja Julia.
Padł na kolana, pogrążając się w ciemnościach własnego lokum i swej pustej, rozpustnej duszy.
Pozostał sam w swoim piekle.


*


-Ojcze nasz, któryś jest w niebie...
Szepcząc modlitwę i zaciskając w ręku medalik Matki Bożej na mojej szyi, powoli zbliżałam się do drzwi.
Była druga w nocy, więc byłam pewna, że teraz te ćpuny chcą napaść moje mieszkanie. W zeszłym tygodniu zaatakowali pana spod czwórki. 
Robili to samo co teraz; pukali głośno i szarpali za klamkę.
Czym mam się bronić ? Wiadomo, co te zboczeńce robią z takimi jak ja.
Nie chcąc popadać w panikę i od razu dzwonić na policję, wolałam się upewnić, czy to na pewno oni.
I było to błędem.

Gdy otworzyłam drzwi ciężkie ciało wpadło na mnie, zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na zamek.
Krzycząc, padłam na ścianę, gdy tymczasem facet przycisnął mnie do ściany i zasłonił dłonią moje usta.
-Uspokój się ! - syknął.
Znam ten szept. Wiem do kogo należy. Do mężczyzny, który niemal na każdym seminarium nachyla się do mojego ucha i karci mnie za to, że źle rozwiązałam zadanie.
-Wybacz. - odsunął się ode mnie, upewniając się, że mu nie ucieknę. Oparł dłonie po obu stronach mojego ciała, zagradzając mi drogę.
-Pan oszalał, profesorze ?! - mój głos był cichy, ale stanowczy. - Chcę pan, żebym zadzwoniła na policję ?! Prawie dostałam zawału, myślałam, że to włamywacze !
-Przykro mi. Nie chciałem cię wystraszyć, Calineczko.
Calineczko. Naprawdę mnie tak nazwał, czy nadal jest pijany ?
-Profesorze, ja...
-Nie nazywaj mnie tak. - przerwał mi - Chcę słyszeć jak wymawiasz moje imię.
Najeżyłam się i powiedziałam z sarkazmem:
-Myślałam, że tylko zasłużone kobiety mogą tak do pana mówić.
-Jesteś zasłużoną kobietą. Jedyną kobietą, która na mnie zasługuje.
-O czym pan mówi ?
-Nie jestem już pijany. Wiem kim jesteś. - westchnął i odwrócił się by zapalić światło.
Zasłoniłam usta dłonią, gdy go zobaczyłam.
Tak samo potargane włosy. Takie same blade usta. Tak samo podkrążone oczy i zaróżowiona twarz.
To był mój Zayn. Mój Zayn, którego spotkałam trzy długie lata temu.
-Opowiedz mi co się wtedy stało. Wtedy w ogrodzie.
Nie mogłam uwierzyć, że mówi do mnie błagalnym tonem. Jego wzrok był przepełniony strachem, który stał się aż namacalny. Trząsł się.
Dotarło do mnie, że muszę być naturalna, czyli łagodna.
I współczująca.
-Usiądziesz ? - wskazałam na kanapę - Może zrobić ci coś do picia ?
-Nie mów do mnie jakbym był chory psychicznie.
-Cóż, nie wiem czy jestem tej chwili bezpieczna.
-Jesteś. - powiedział niewinnie - Ze mną zawsze, Calineczko. Nie zrobię ci krzywdy.
-Byłam u ciebie wczoraj wieczorem.  - patrzyłam jak siada na kanapie, więc zajęłam miejsce na krześle w kącie.
-Wiem. Myślałem, że to sen, ale ty...ty mnie ocaliłaś. Nie wiem co bym zrobił. I do tego Caroline w Lobby.. - potrząsnął głową - Julianno, przebacz mi. Byłem dla ciebie okropny przez cały semestr.
-To nie semestr mam ci za złe. - mruknęłam.
Zmarszczył brwi, więc wyjaśniłam:
-Zniknąłeś na trzy lata, bez pożegnania. Do tego to JA szukałam ciebie, a ty o mnie zapomniałeś z powodu pijaństwa. Po prostu mnie zignorowałeś. Tamtego ranka obudziłeś się, ale widziałeś, że leżę obok. Co sobie myślałeś ? - moje oczy wypełniły się łzami - Byłam w tobie zakochana. I znalazłam cię, wypełniłam obietnicę. Ale co z tego, jeżeli ty mnie masz gdzieś ?
-Nie pamiętałem cię, Julianno. Twoja twarz była mi bardzo znajoma.
-Bzdura. Jak to się stało, że o mnie zapomniałeś ? Zayn, ja tam byłam tego ranka ! Leżałam obok ciebie !
-Poszedłem dla nas po coś do jedzenia. W sadzie rosły gruszki, więc zniknąłem na parę minut, ale gdy wróciłem ciebie już nie było.
-Co ? - otworzyłam szerzej oczy.
-Wróciłem do ciebie. Nie było mnie zaledwie przez moment, ale ty zdążyłaś zniknąć. Poszedłem do domu, ale zastałem tam jedynie rozzłoszczonego Jery'ego i Marthę. Zapomniałem twojego imienia, pytałem więc o Calineczkę.
-Jak mogłeś zapomnieć moje imię ! - zerwałam się na równe nogi - Znałeś je już wcześniej !
-Bo byłem naćpany ! - wstał gwałtownie - Byłem na takim haju, że dziwię się, że nie zdjąłem ci leginsów w tym ogrodzie !
-C....c-co ? - szepnęłam - Bierzesz narkotyki ?
-Już nie. - wypuścił powietrze z płuc - Chodziłem na leczenie, odkąd przyśnił mi się pewien anioł. - spojrzał na mnie z utęsknieniem - Od tamtej pory nie tknąłem kokainy. Chociaż myśl, że wezmę ponownie, a ty znowu mi się przyśnisz była kusząca. Jednak nigdy tego nie zrobiłem. Wierzyłem, że wrócisz. Że nie jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, Julianno.
-Trzy lata... - jęknęłam.
-Szmat czasu. - odparł.
Usiadłam, szykując się na strumienie łez.
-W każdą noc wyobrażałam sobie, że leżysz obok mnie. - głos mi się załamał, a łzy nie ustąpiły - Myślałam o tobie dzień w dzień. Tak bardzo różniłeś się od siebie jako profesor. To nie był Zayn jakiego zapamiętałam.
-Już więcej nie będziesz miała do czynienia z profesorem.
Spojrzałam na niego.
-Nie rzucę twoich seminarium. Są mi potrzebne do napisana pracy magisterskiej, a ten uniwersytet jest dla mnie bardzo ważny i nie możesz mnie z niego wrzucić bo ja bym...
-Julianno. - przerwał mi, szepcząc. - Będę twoim wykładowcą. Ale teraz masz mnie. Mężczyznę, który tulił cię do piersi w ogrodzie rodziców.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Wróciłeś do mnie ?
-Nie. - uklęknął przy mnie - To ty wróciłaś do mnie, mój aniele. Śliczny, brązowooki aniele.
Czułam jak róż wpływa mi na policzki. Nie przestawałam się uśmiechać.
-Mogłabym ? - wskazałam palcem na kosmyki włosów, przyklejone do jego policzka.
-Oczywiście.
Odgarnęłam je na jego ramiona, po czym patrzyłam jak wtula policzek w moją dłoń i zamyka oczy.
-Czy wczoraj robiłem coś niestosownego ? Uraziłem cię w jakiś sposób ?
-Chciałeś uprawiać ze mną seks w łazience. - widząc jego wzburzenie, kontynuowałam - Ale nic nie zaszło. Prawie mnie pocałowałeś, kiedy...
-Kiedy co ?
-Zwymiotowałeś.
-Na ciebie ?! Chryste, Julianno.. - zamknął oczy, chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam cię. Jestem ci wdzięczny za pomoc, nie wiem jak ci to wynagrodzę.
-Po prostu tu bądź. I nie odchodź więcej.
-To ty ode mnie dzisiaj odeszłaś. Zacząłem panikować.
-Przepraszam cię.
-Nie. - pokiwał głową - Nie przepraszaj mnie. Nie jesteś niczemu winna. Rozumiem, że mogłaś się bać. W końcu byłem pijany, a ty sama i bezbronna.
-Nie bałam się. Zawsze czuję się z tobą bezpiecznie.
Uśmiechnął się.
-Ale.... - zaczęłam - Nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać. Byłeś dla mnie okropny przez te półrocze. Upokarzałeś mnie przed uczniami. Caroline zawsze czuła się taka dumna, a twoja nienawiść do mnie sprawiała jej przyjemność. Była pewna, że cię zdobędzie.
-Po pierwsze, nie czułem do ciebie nienawiści. Tak naprawdę to nigdy nie zastanawiałem się czy lubię jakiegoś studenta czy nie.  Nie zdawałem sobie sprawy, że cię upokarzam. Nie chciałem tego, ale moje ego mi na to nie pozwalało.
-Dlaczego byłeś taki niemiły ?
-Bo jako profesor nigdy nie pragnąłem swojej studentki.
-Pragnąłeś mnie ?
-Tak. A moja praca jest częścią mojego życia. Wiedziałem, że jak będę czegoś z tobą próbował to mogę ją stracić. Nie zważałem na to, że mogę stracić coś ważniejszego. Że mogę stracić ciebie.
-Nie przypuszczałam, że możesz być...wrażliwy.
-Wiele przeżyłem, Julianno. Ale przez to całe życie nigdy nie rozmawiałem z kobietą o swoich uczuciach. Nawet z Marthą lub Anabel. Jesteś pierwsza.
-Naprawdę ?
-Przyrzekam.
-To...to słodkie. - powiedziałam, po czym zaczęłam ziewać, zasłaniając usta dłonią.
-Obudziłem cię. - powiedział do siebie, po czym wstał i zdjął kurtkę. - Chodź.
Wziął mnie na ręce, a jego szara bokserka sprawiła, że widziałam jak mięśnie jego dużych ramion napinają się. Wstrząśnięta tą nagłą reakcją na moje zmęczenie, czułam jak ściska mi się serce gdy kładzie mnie na łóżku i owija kołdrą.
-Julianno ?
-Tak ?
-Czy mógłbym cię pocałować ? 
Zawahałam się i spuściłam wzrok.
-Rozumiem. - powiedział, nim zdążyłam się odezwać.
-Wiesz, jestem w szoku po tym wszystkim i...
-Wiem. - uśmiechnął się, gładząc mój policzek. - Masz jeszcze jedną kołdrę ?
-Nie, tylko tą. Dlaczego ?
-Jest strasznie cienka. I nieprzyjemna w dotyku. Dostaniesz ode mnie nową.
-Jest w porządku.
Westchnął i sięgnął po kurtkę, którą również mnie okrył. 
-Teraz będzie ci cieplej. Spotkamy się jutro na seminarium.
-Już idziesz ?
-Nie. - usiadł obok mnie - Poczekam aż zaśniesz. Tylko nie wystrasz się znowu, gdy rano mnie nie będzie.
-Dobrze.
-Śpij już.
Po dłuższej chwili, powiedziałam:
-Zayn ?
-Tak, Julianno ?
-Cieszę się, że się odnaleźliśmy.
Nachylił się i pocałował mnie delikatnie w czoło.
-Ja również, Julianno. Śpij słodko, mój aniele.

3 komentarze:

  1. To nie deszcz, to moje łzy. Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam. Ten rozdział jest taki wzruszający. Podbiłaś nim moje serce <3 Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jejkuu.....jaki cudownyy! Wszystko się wyjasnilo, super

    życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń