Siedzieliśmy po turecku naprzeciwko siebie, a w rękach mieliśmy miseczki z sałatką grecką.
-Wiem, że nie jest tu zbyt wygodnie, ale...
-Jest świetnie, Julianno. - przerwał mi Zayn, uśmiechając się ciepło. - Skoro ci się tu nie podoba, dlaczego nie zamieszkasz w akademiku ? Albo poszukaj innego miejsca. Ja również uważam, że to mieszkanie jest dla ciebie zbyt małe. Ogrzewanie nie działa, okno się nie domyka, a twoja kołdra nie spełniłaby roli posłania dla psa. Już zaczął się wrzesień, zamarzniesz tutaj w grudniu.
Mówił tak oschle, że aż skuliłam się pod jego słowami. Miał rację, tutaj jest okropnie. Odstawiłam miskę, tymczasem gdy on nadal jadł, i podciągnęłam kolana do brody. Podniósł wzrok.
-Hej... - również odstawił sałatkę i usiadł obok mnie - Przepraszam. Nie powinienem tak oceniać tego miejsca.
-Nie stać mnie na nic innego. Żyję ze stypendium, które dał mi Harvard, a w akademiku nie ma już miejsca. - spuściłam wzrok i zagryzłam wargi.
-Rozumiem cię. - potarł mnie czule po plecach.
-Nie rozumiesz. Jesteś bogaty, masz wszystko.
-To tylko pieniądze. Zapewniają jedynie wygodniejsze życie. - posadził mnie sobie na kolanach, prostując nogi. - Znajdę ci nowe mieszkanie. U mnie zwolnił się apartament i...
-Co ? Nie, nie mogę tam zamieszkać. Nie mam tylu pieniędzy.
-Ale ja mam. - spojrzał na mnie znacząco.
-Nie, Zayn. - wstałam i zaczęłam chodzić po całym pokoju - To za dużo. Zapomnij o tym, okej ? Tu jest dobrze. Może nie ma ogrzewania...
-I prądu.
-Działa jednej kontakt, mam lampkę nocą. - poprawiłam go, krzyżując ręce na piersi.
Wstał, wzdychając ciężko i również skrzyżował ramiona.
-Nie potrzebujesz zbyt wiele do szczęścia, co ? - uśmiechnął się.
-Przyzwyczaiłam się do skromnych rzeczy. - wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. - Skromne mieszkanie, skromne ubrania...po prostu skromne życie.
Reagując na mój nagły smutek, podszedł do mnie powoli, wpatrując się we mnie intensywnie.
-A ja ? - zapytał, kładąc sobie moje ręce na ramionach - Też jestem skromny ? - uśmiechał się uwodzicielsko.
-Ty ?
-W końcu jestem twoim chłopakiem.
Otworzyłam szeroko oczy. Co on właśnie powiedział ?
-Julianno, chyba w to nie wątpiłaś. - zmarszczył czoło.
-Cóż...Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym.
-Powinnaś to wiedzieć. - przysunął mnie bliżej siebie, zmniejszając przestrzeń między nami - Od momentu, gdy znalazłaś mnie pijanego w kuchni: ja. już. byłem. twój. - nachylił się tak blisko, że nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry.
Zamknęłam oczy oczekując pocałunku, ale na marne.
Zayn przeniósł swoje usta wyżej, na czubek mojego nosa i tam cmoknął mnie delikatnie.
-Czekam na odpowiedni moment. - wyjaśnił, uśmiechając się znacząco.
-Rozumiem... - zarumieniłam się.
Po chwili powiedział:
-Dziękuję ci za obiad. Był pyszny, uwielbiam grecką sałatkę.
-Martha nauczyła mnie gotować. Mama zwykle nie miała czasu.. - spuściłam wzrok, krzywiąc się.
Gdy do oczu naszły mi łzy, uwolniłam się z jego uścisku i zaczęłam zmywać naczynia. Niestety w pewnym momencie przestałam odróżniać wodę od łez spływających na moje ręce.
-Julio. - usłyszałam tuż obok mojego ucha, tymczasem gdy ciepłe dłonie pieściły moje ramiona - Opowiedz mi o swojej mamie.
-Nie ma sensu o niej mówić... - szlochałam cicho - Znasz najistotniejsze fakty.
-Nie o to chodzi. Powiedz mi co lubiła, jaka była, czym zajmowała się na co dzień.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, zaczęłam szlochać jeszcze głośniej. Schowałam twarz w dłoniach, czując jak Zayn sztywnieje.
-Mężczyźni. - powiedziałam w końcu - Codziennie robiła to z co najmniej sześcioma. Nie pamiętam, by jej dzień wyglądał inaczej; seks, picie i narkotyki. Nie obchodziło ją to czy w lodówce jest jakieś jedzenie, czy poszłam do przedszkola, odrobiłam lekcje... - wycierałam łzy - Musiałam sama nauczyć się ubierać. Czasami pomagała mi wziąć kąpiel, ale gdy była pijana, musiałam sama nalewać sobie wody do wanny co zwykle kończyło się tym, że parzyłam się gorącą wodą, albo kąpałam się w zimnej.
Odwrócił mnie w swoją stronę i przytulił mocno do piersi.
-Moja biedna Julia... - szepnął, z desperacją błądząc dłońmi po moich plecach - Dlaczego mnie tam nie było...
-Byłeś za daleko. - jęknęłam, wtulając się. - Mieszkałam dwanaście kilometrów od Selinsgrove. Gdy miałam dziewięć lat babcia zabrała mnie do siebie, do domu obok waszego. Wtedy studiowałeś.
-A twoja mama ?
-Była w klinice. Taty nie było, babcia zmarła więc mama musiała się wprowadzić. Było mi łatwiej, ponieważ miałam twoją rodzinę. Martha była dla mnie drugą mamą, już po dwóch latach odkąd się wprowadziłam miała nade mną prawną opiekę.
-Jak poznałaś Marthę ?
-Przyjaźniła się z babcią. Spędzaliśmy razem każdą niedzielę. Bywałam tam częściej, ponieważ przyjaźniłam się z Anabel.
Posadził mnie na szafce i stanął pomiędzy moimi nogami.
-Więc twoja mama jednak wróciła ?
-Tak, ale na okrągło trafiała do aresztu lub więzienia. Mieszkałam wtedy u Marthy.
-Dlaczego nie zaadoptowała cię od razu ? - zmarszczył brwi.
-Mama by oszalała. Psycholog i sąd zdecydowali, że podczas nieobecności mamy będę u Marthy, ale gdy wróci do domu ja też muszę wracać.
-Idioci... - pokiwał głową, po czym parsknął.
-Nie ograniczyła picia ani narkotyków, ale nie sprowadzała już mężczyzn do domu. Kiedy miałam 12 lat nawet sobie kogoś znalazła.
-Naprawdę ?
-Tak. Okazało się, że był to brat mojego taty. Podobno od zawsze kochał mamę, nawet gdy była z tatą. Traktował mnie jak córkę. - uśmiechnęłam się do siebie - Troszczył się o mamę, gotował, sprzątał...A gdy jej nie było zabierał mnie na ryby. - zachichotałam - Miał na imię Jack. W zeszłym roku, gdy byłam jeszcze na Harvardzie wybrał się z kolegą na jeden ze swoich wypadów na ryby. Jechali wtedy motocyklami i....i jakiś pijany facet, który jechał w pobliżu stracił panowanie nad kierownicą.... - przełknęłam ślinę - Zginęli na miejscu. Mama była wtedy w więzieniu. Zapytałeś mnie czy była chora, pamiętasz ?
Skinął głową.
-Umarła, bo przedawkowała. Ktoś dostarczył jej kokainę i jakieś tabletki do celi. - wzruszyłam ramionami - I zostałam sama na świecie...
-Nie jesteś sama. Masz nas. Masz mnie. - objął moją twarz dłońmi.
-Też tak myślałam. Ale gdy poznałam cię takiego jaki jesteś na uniwersytecie, bałam się, że nie zaakceptujesz faktu, że jestem przyjaciółką twojej rodziny.
-Nie jesteś przyjaciółką. Jesteś częścią tej rodziny. Lecisz do nich w czwartek, prawda ?
-Nie mogę. Nie mam pieniędzy na bilet.
-Dlaczego nie wyleciałaś dzisiaj rano z Anabel ? Mówiła, że kupi ci bilet.
-Nie chcę jej pieniędzy.
-Więc ja to zrobię.
-Zayn, nie...
-Wiem, że chcesz tam jechać i ich zobaczyć.
Patrzyłam w jego ciemne oczy, zagryzając wargi. Miał rację, chcę jechać do Selinsgrove...
-Pod jednym warunkiem. - powiedziałam cicho. - Polecisz ze mną.
Spuścił głowę, zamykając oczy.
-Nie wiem czy chcą mnie oglądać. Na ostatnich urodzinach Marthy rozwaliłem Austinowi nos.
-I spotkałeś mnie. - uśmiechnęłam się.
Spojrzał na mnie.
-Proszę, Zayn. Martha będzie szczęśliwa.
-No nie wiem...Zjawiać się tak nagle po trzech latach ?
-Ja zjawiłem się po takim czasie w twoim życiu, więc ty też możesz.
Zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.
-A zostaniesz dzisiaj u mnie na noc ? - zapytał.
-Tak.
-Więc lecę z tobą.
-Tak, dziękuję ! - przytuliłam go, zarzucając ręce na jego ramiona.
-Ale robię to dla ciebie. - pocałował mnie w czubek głowy.
-Jasne, jasne.
-Naprawdę.
Przewróciłam z uśmiechem oczami.
-Niech ci będzie.
-Jak wino ?
-Przepyszne. - odparłam - Naleśniki też. Słodki syrop.
-Tu masz rację. - oblizał wargi - Można go w pewien sposób wykorzystać. - puścił mi oczko i zaczął pić wino, nie spuszczając ze mnie płonącego wzroku.
-Chyba nie rozumiem.
-Urocza jesteś. - zaśmiał się. - Pozwól.
Przysunął swoje krzesło do mojego i położył moją nogę na swoje kolana, bym była jeszcze bliżej. Wziął w dłoń butelkę z syropem.
-Co chcesz zrobić ?
-Spokojnie. - uśmiechnął się ciepło - To będzie...Przyjemne. Ale muszę cię przy tym trochę dotykać.
-O... - spuściłam wzrok.
-Jeśli się boisz lub nie chcesz to...
-Nie, nie. - odparłam, podnosząc na niego wzrok - W porządku. Ale...nigdy czegoś takiego nie robiłam.
-Nie musisz nic robić. - odkręcił butelkę - Po prostu się odpręż. - spojrzał na moje włosy - Zaraz wrócę.
Wyszedł z salonu, zostawiając mnie wpatrzoną w dwie czerwone palące się świeczki, spoczywające na stole. Dają naprawdę intymny nastrój, co pewnie podsunęło Zaynowi jakiś dziwny pomysł.
W pokoju pali się jeszcze jedynie lampa stojąca w kącie obok fotela. Wyobraziłam sobie tam Zayna z okularami na nosie siedzącego z gazetą i popijającego kawę ze śmietanką. Co jakiś czas oblizywałby swoje pełne wargi.
Kompletnie nagi...
Z prośnych myśli wybudziła mnie...muzyka.
Cichy, spokojny rytm czegoś w rodzaju stukania. Tak się zaczynała. Po chwili do salonu wrócił Zayn, a razem z nim rozbrzmiał cichy, dziewczęcy głos. Słowa piosenki były ciche, a cała muzyka naprawdę...
...zmysłowa.
Zrobiło mi się ciepło w brzuszku.
Zayn miał w dłoni gumkę do włosów, co bardzo mnie zaniepokoiło.
Skąd on ma gumkę, albo raczej która z panienek ją u niego zostawiła...?
-Jest moja. - wyjaśnił, zatrzymując się w miejscu.
Jakby czytał mi w myślach.
-Twoja ?
Poczochrał lekko czarne włosy.
-Czasami jest tu piekielnie gorąco i spinam je w kucyk.
-Serio ? - zachichotałam.
-Inaczej mam zapocony kark. - dodał z uśmiechem.
-Mogę to zobaczyć ?
-Co ?
-Jak wyglądasz, gdy je spinasz.
-W sumie to tak samo, tylko z tyłu głowy mam cztero-centymetrowego kucyka. - wzruszył ramionami.
-Pokarz mi.
-Nie teraz. - uśmiechnął się kusząco i stanął za mną - Na razie zepniemy twoje włosy.
Zamknęłam oczy, gdy palcami przeczesywał moje włosy i co jakiś czas muskał szyję.
-Piękne fale. - skomplementował - Jak kasztanowe morze.
-Kasztanowe ? Myślałam, że są ciemniejsze.
-Nie są. - nachylił się i zanurzył w nich nos - Pachną kokosem.
-To przez szampon.
-Więc nie przestawaj go używać. Podoba mi się ten zapach.
W końcu wziął moje włosy w dłoń i wciąż używając palców jako szczotki, spiął je w luźnego kucyka.
-Przypominam, że nie jestem fryzjerem. - cmoknął mnie w skroń - Ale to tylko na chwilę.
-Co będziesz robił ?
-Zobaczysz. - złapał za guzik mojej blado różowej koszuli - Mógłbym ją trochę rozpiąć ? Nie odsłonie twoich piersi.
-W porządku.
Wciąż stojąc za mną, rozpiął cztery pierwsze guziki, po czym pociągnął za kołnierzyk by odsłonić całe ramię.
Ponownie sięgnął po butelkę.
-Odchyl głowę w bok. - powiedział.
Zrobiłam co chciał, a po chwili delikatnie rozlewał syrop po mojej szyi. Muzyka wciąż grała. Nagle on nachylił się i musnął językiem moją skórę, oczyszczając ją z syropu. Zrobił to samo z resztą płynu, całując i ssąc moją klejącą się szyję.
-Jesteś pyszna. - wydyszał w moje ucho po czym przejechał po nim językiem. - Lubię czekoladę. - zerknął na butelkę - Ale ciebie zaliczam do ulubionych smaków.
Jęknęłam, gdy ponownie zaczął muskać językiem moją skórę. Nawet gryzł ją delikatnie...Mrr.
Kiedy byłam już czysta, ponownie podążył ustami do ucha:
-Mógłbym zostawić po sobie pamiątkę ? - przejechał lekko palcem po mojej szyi, gdy nagle nachylił się i wpił w nią usta, ssąc dosyć mocno. Po chwili odsunął się, oblizał tamto miejsce i usiadł tam, gdzie siedział na początku kolacji.
-Smacznego. - wydyszałam oszołomiona.
-Już jestem najedzony. - oblizał wargi, kiedy nagle burknął jego telefon.
Przeczytał wiadomość i pokiwał z rezygnacją głową. Coś go zdenerwowało.
-Coś nie tak ? - zapytałam, dotykając lekko dotknięte miejsce na mojej szyi, które było jeszcze wilgotne od jego śliny.
-Wszystko w porządku. - odparł z uśmiechem - Co powiesz, by wylecieć jutro przed południem ?
-Tak wcześnie ? A uczelnia ?
-To się da załatwić. - wzruszył ramionami.
-Nie jestem spakowana.
-Więc pojedziemy do ciebie jutro rano i pomogę ci się spakować.
-O której chcesz wylecieć ?
-O 10:00.
-Och.. - pomyślałam chwilę - No cóż, dobrze.
Uśmiechnął się szerzej.
-Świetnie. - rzekł, gdy nagle jego telefon zaczął dzwonić.
Rozłączył się, ale po kilku minutach zadzwonił jeszcze dwa razy, na co Zayn zareagował tak samo.
W pewnym momencie wstał, pilotem wyłączył muzykę i wyciągnął do mnie rękę.
-Lepiej chodźmy już spać. Jutro wcześnie wstajemy.
Gdy wstałam, pocałował zaróżowione miejsce nad moim obojczykiem.
-Przygotuję ci kąpiel, a potem posprzątam.
Po tych słowach zaprowadził mnie na górę.
Gdy wanna była już pełna, ja stałam przed dużym lustrem i wpatrywałam się w malinkę na szyi. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
iPhone Zayna leżał obok umywalki. Najwyraźniej musiał go tu położyć i zapomniał zabrać.
Wzięłam go w dłoń i spojrzałam na wyświetlacz.
Melanii.
-Halo ? - odebrałam, nim zdążyłam pomyśleć.
-Halo ? Kim jesteś ? - usłyszałam wściekły, kobiecy głos. - Gdzie jest Zayn ? Daj mi go do telefonu !
-Kim jesteś ? Jest teraz zajęty.
-Co, jeszcze nie doszedł ? - parsknęła - W tej chwili podaj mu telefon albo...
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon.
Cholera, kto to był ?
Świetny rozdział. Zayn był tu naprawdę słodki. Zastanawiam się czego chciała od niego ta kobieta. Z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń