-Dobra, co ty tu robisz do cholery ? - mówię rozzłoszczona.
Wpatruje się w przystojną twarz Malika i na moment spuszczam wzrok na jego usta.
Idealne, pełne, wyrzeźbione wargi, które jeszcze wczoraj wieczorem pieściły moją skórę.
-Pozwól mi wejść. - mówi.
-Nie chcę cię tu widzieć. - próbuję zamknąć drzwi, ale stawia stopę tuż przy progu i powstrzymuje mnie.
-Porozmawiajmy. - spuszcza wzrok na to co trzyma w rękach - Nie wiedziałem jakie kwiaty lubisz. Wiem jedynie, że kobiety lubią je dostawać.
-Oh, o kobietach na pewno wiesz najwięcej. - przewracam oczami i idę do kuchni, nie mając siły nawet go dłużej wypraszać.
Gdy odrzucali i wykorzystywali mnie inni mężczyźni za pierwszym razem czułam się dziwnie. Za drugim poczułam jedynie rozczarowanie, później nie było kolejnych razów.
Było coś innego, ale to już inna historia..
Tak czy inaczej szybko sobie z nimi radziłam. Z Zaynem było inaczej. Może poczułam wstyd, bo był on szefem mojego szefa ? Bo pracowaliśmy w tej samej firmie ?
Cholera, nie wiem. Po prostu było mi źle, że po zrobieniu mu loda wysłał mnie do domu i powiedział jedyne puste "dobranoc".
A może po tylu latach mam dość bycia odrzucaną ?
Nie mam pojęcia. Po prostu mnie zranił.
-Nigdy nie poniżałem się na tyle by dawać kobiecie prezenty i przepraszać ją za to, co kiedyś uważałem za normalne. - wchodzi za mną i kładzie kwiaty oraz czekoladki na stole.
-Przepraszasz, tak ? - odwracam się w jego stronę i krzyżuje ramiona - A za co, jeśli mogę wiedzieć ? - macham niewinnie rzęsami i czekam na jego odpowiedź.
Wypuszcza powietrze przez nos i przeczesuje palcami włosy.
-Nie wiem jak zacząć.
-Tak jak potrafisz. - wzruszam ramionami.
-Więc ja...Jest mi głupio.
-Niezły początek. Dlaczego głupio ?
-Sprawiłem ci przykrość. - patrzy na mnie - Widziałem, że byłaś s...smutna, gdy wsiadałaś do limuzyny.
-Która kobieta nie byłaby smutna po czymś takim ? I nie byłam smutna, tylko... - waham się - Upokorzona.
-Tak, wiem. I...
-I co ?
-I poczułem się przez to źle.
Zamieram.
-Naprawdę ? - przestępuję z nogi na nogę - Dlaczego ?
-Sam nie wiem. - mówi zniechęcony i siada na stołku barowym. - Pierwszy raz mam coś takiego. Cholera, nie spałem całą noc. - gwałtownie wstaje i podchodzi do mnie tak szybko, że cofam się i wpadam na ścianę za mną. - Ciągle słyszę twoje jęki. Czuje twój dotyk na moich palcach, twoje usta na moim...
-Jesteś za blisko. - dyszę, gdy mam tuż przed twarzą jego tors.
-Przez resztę wieczoru czułem twój zapach. - nachyla się i muska nosem moją szyję - Pachniesz różami, wiesz ?
-J-ja... - skomlę, ale nie wiem co powiedzieć. Pod bluzką nie mam stanika, pewnie zauważa moje stwardniałe sutki przez materiał ponieważ muska szybko jednego kciukiem.
-Zastanawiam się dlaczego nie rozebrałem cię w tamtym kantorze. Dlaczego nie pieprzyłem się z tobą wtedy w limuzynie, kiedy byliśmy sami. Nikt by cię nie usłyszał. - przejechał językiem po kąciku moich ust - Tylko ja. Byłabyś cała moja, taka mokra i śliska. - muska opuszkami palców moje biodra.
-Proszę. - jęczę gdy obejmuje dłońmi moje pośladki i całuje moją szyję.
Słyszę jak dyszy, jak ssie i liże moją skórę, która jest zbyt wrażliwa na jego gorący dotyk.
Zatracam się. Znowu.
Oh, on jest taki....taki inny. Tak bardzo mnie do niego ciągnie, nie mogę się powstrzymać i również zaczynam go dotykać.
Zaczyna od twardych pośladków, aż przechodzę na plecy i szerokie ramiona.
O tak, pragnę go, tak bardzo go pragnę.
-Sądziłam, że interesują cię pojedyncze numerki. - mówię cicho, wsuwając dłonie pod jego koszulkę z tyłu pleców.
O mój Boże.
-Ja sądziłem, że mnie nawet nie znasz.
-Poczytałam troszkę.. - wydostaje się z jego uścisku, pcham go na ścianę i staję na palcach by dosięgnąć jego ust.
Całujemy, dosłownie gryziemy nawzajem swoje wargi.
-Zaciekawiłem cię ? - pyta, gładząc dużą dłonią moją równie dużą pupę.
-Może trochę. - wzruszam ramionami, gdy tymczasem on całuje moje gardło.
-I co się dowiedziałaś ?
-Trenowałeś karate.
Zaśmiał się.
-To właściwie nie karate, tylko tajske isztuki walki. Coś mocniejszego.
-Mocniejszego, tak ? - unoszę brew.
-W karate potrzeba cierpliwości. Ja jej nie posiadam. - podnosi mnie i kładzie na stole- Dlatego nie mogę dłużej czekać na ciebie. Pragnę cię, Jenny.
-Nie skończyłam opowiadać o tym czego się jeszcze dowiedziałam.
-Zamieniam sie w słuch -opiera ręce po obu stronach moich bioder na stole i wpatruje się we mnie z pożądaniem wypisanym na twarzy.
Zapiera mi dech w piersiach, na szczęście potrafię jeszcze mówić.
-Miałeś wiele kobiet. I z żadną nie byłeś dłużej niż jedną noc.
-Hmm, rozumiem, że to zaciekawiło cię najbardziej.
-Chyba tak. Nie zdążyłam przeczytać więcej, bo ktoś zapukał do drzwi. - patrzę na niego znacząco.
-Wystarczy, że sam ci powiem. - przeczesuje palcami włosy - To prawda, nigdy nie trzymam kobiety dłużej niż co najwyżej jedną noc. Ale od kobiet pragnę jedynie zaspokajającego orgazmu, może dwóch, zależy ile mam na nie czasu. Ale teraz chcę więcej, Jenny. Chcę ciebie.
-Dlaczego ?
-Nie mogę o tobie nie myśleć. Ciągle mam w głowie twoją buźkę. Ty też mnie pragniesz, nawet jeśli tego nie mówisz. Twoje ciało wszystko zdradza. Kobieto, nikt mnie jeszcze tak nie całował.
-Ja... - waham się, tymczasem on wsuwa dłoń pod moje szorty.
Stop. To nie wyjdzie.
-Musisz już wyjść. - schodzę ze stołu, naciągając na uda spodenki i idę do drzwi.
-Jenny.. - podchodzi do mnie - Nie powstrzymuj się. - patrzy na mnie, chyba z troską w oczach.
-Dziękuję za kwiaty. I czekoladki. - otwieram drzwi - Proszę, idź już.
Patrzy na mnie niepewnie.
-Zayn.. - mówię błagalnie. Nagle otwieram szeroko oczy. - To znaczy, proszę pana.
-Nie, nie. - ucisza mnie - Tak jest lepiej. Dzięki tobie to imię brzmi lepiej. - zagryza wargę i wychodzi ze spuszczoną głową.
Jest mi przykro...Wypraszam go tak bez wytłumaczenia.
-Do widzenia. - uśmiecha się ciepło.
-Do widzenia. - odpowiadam i zamykam drzwi.
Dosłownie jak on zamknął wczoraj drzwi limuzyny. Potem usuwam się po drzwiach, ściągając z siebie spodenki.
Z oczu ciekną mi łzy gdy dotykam grubych blizn na udach, które wystarczająco oszpeciły moje ciało.
Nie chcę by ktoś tak idealny jak on to widział...
Następnego dnia wykorzystuje każdą przerwę w pracy na plany związane z nowym domem do którego wprowadzam się z Ethanem już jutro. Ogółem to pracujemy z Mikiem nad nowymi projektami wnętrz apartamentowców i willi z widokiem na ocean.
-Idealnie. - mówi Mike, po czym popija łyk kawy - Jak dobrze pójdzie wyrobimy się do środy.
-Nienawidzę takich dni jak dzisiaj. - mówię, siadając na krześle.
-Poniedziałków ? Chyba nikt za nimi nie przepada.
Uśmiecham się, ponieważ nie mam ochoty na śmiech, kiedy nagle włącza się radiowęzeł.
-Panna Jenny Peterson proszona do recepcji Malik Tower.
Mike patrzy na mnie zdziwiony. Jestem chyba bardziej zaskoczona niż on.
-Chyba wiem o co chodzi. - mówię po chwili.
-Iść z tobą ?
-Nie ma potrzeby. Po prostu zaparkowałam na miejscu, któregoś z pracowników Malik Tower i pewnie chcą bym przeniosła samochód. - idę do drzwi - Gdy nie wrócę za dwadzieścia minut, dzwoń.
-Masz to jak w banku.
Bierze się za przeglądanie notatek, tymczasem ja idę do drugiego, o wiele większego i bogatszego dziedzińca jakim jest Malik Tower.
Już same nazwisko przyprawia mnie o dreszcz.
-Dzień dobry. - zwracam się do czarnoskórego ochroniarza, który patrzy na mnie spod byka - Wezwano mnie. Stało się coś ?
-Pan Malik prosił by panią wezwano.
-Oh. - marszczę brwi - Coś się stało ?
Wzrusza ramionami i wskazuje mi windę do której mam iść. Muszę jechać na ostatnie piętro...
Bujam się na boki słuchając windowej muzyczki, gdy nareszcie drzwi się otwierają a ja wchodzę do prywatnej, pustej recepcji. Gdy drzwi rozchylają się całkowicie w pomieszczeniu rozlega się krótki dzwonek.
Staję i rozglądam się. Co to było ?
Nagle drzwi przede mną się otwierają. Widzę kilku mężczyzn ubranych w garnitury i idących w stronę windy za mną. Na przywitanie kiwają do mnie głową, inni się witają ale nie zaczynamy rozmawiać lub coś w tym stylu.
I dobrze. Jestem zbyt ciekawa co zaplanował na mnie Malik, że wzywa mnie do siebie tak wcześnie rano.
Nagle staje w drzwiach z którego wychodzili mężczyźni niby ubrani podobnie jak on sam, ale nie emanujący taką siłą i pewnością siebie jak Zayn.
No i oczywiście nie byli tak przystojni.
-Jenny. - wita się.
-Panie Malik.
-Jesteśmy tutaj sami. Winda jest zablokowana więc na pewno nikt nas nie odwiedzi.
-Więc...?
-Więc możemy zachowywać się swobodnie. - staje tuż przede mną - Tak jak robimy to od kilkudziesięciu godzin.
-Hm.. - spuszczam wzrok - Nie przyszłam tu by znowu przed tobą klękać.
-To co dla kobiety jest upokorzeniem dla mnie znaczyło coś więcej, niż ci się wydaje. Nie wykorzystałem cię.
-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz ?
-Bo cię pragnę. I ty to wiesz.
Prawda...
-Mam dla ciebie ofertę.
Marszczę brwi.
-Jaką ?
-Mówiłem ci, że chciałbym nowy obraz w swojej sypialni.
-No tak. Coś nam przerwało i nie mogłam ci doradzić. - unoszę brew.
Uśmiecha się cierpko.
-Zadecydowałem już.
-Świetnie. Co to będzie ?
-Ty.
Kurwa.
-Słucham ?
-Słyszałaś. Ty na płótnie, a później na mojej ścianie.
-Mam pozować ?
-Zapłacę ci.
Waham się, aż w końcu pytam:
-Ile ?
-Zacznijmy od miliona.
Chryste panie.
-Miliona dolarów ?!
-No tak. - wzrusza ramionami - Ale jest jeszcze coś.
Masuję dłonią mięśnie karku.
-Co takiego ? - pytam. Już nie jestem tak odważna jak wcześniej.
Rozbroił mnie.
-Przez ten czas, gdy artysta będzie malował obraz będziesz moja.
O tak, tak, proszę !
-Nie ma mowy ! - mówię - To jest...Chwila...J-ja...ja muszę to przemyśleć.. - chodzę w tę i z powrotem po całym pomieszczeniu i głowię się nad jego słowami - Na co mogłabym wydać te pieniądze ? To wielka suma no i...
-Mike mówił mi, że marzysz o założeniu własnej firmy. Milion dolarów idealnie by wszystko zapoczątkowało. A powiedziałem, że to na razie początkowa cena.
-Jest niewyobrażalnie wielka...I to tylko za obraz ?
-To nie obraz. To ty. - zbliża się do mnie, gdyż w końcu staję w miejscu - Właściwie to nie ma na ciebie ceny, Jenny. Milion dolarów to nic jeżeli rozmawiamy o tobie.
Rumienię się. To chyba miłe.
-Kto by mnie namalował ? - pytam po chwili.
-Mój brat.
Oh..
-To...naprawdę świetny malarz. - mówię, przypominając sobie obrazy jakie widziałam dwie noce temu w hotelu.
-Więc się zgadasz ?
-Nie wiem. - krzyżuję ręce na piersi - Te pieniądze by się przydały.
Żadne z nas się nie odzywa. Daje mi czas do namysłu.
-Musiałabym się rozebrać ?
-Tego pragnę najbardziej.
Blizny...
-Ja... - odwracam się - Ja chyba nie chcę. Muszę ci odmówić.
-Jenny, proszę. - odwraca mnie w swoją stronę - Tak naprawdę to gdy cię zobaczyłem pomyślałem, że wyglądasz jak z obrazka. Wtedy pomyślałem o tym by ktoś cię namalował specjalnie dla mnie.
-Nie mówisz poważnie.
-Przysięgam. - mówi stanowczo - Nie musisz być widoczna. Twoja twarz będzie odwrócona, pozostaniesz anonimowa.
-Zakładam pasmo włosów za ucho.
-Naprawdę chcesz właśnie mnie ?
-Przez ostatnie dwa dni tylko ty jesteś w moich myślach. Chcę. Ciebie.
Przełykam ślinę.
-Milion dolarów ?
-I ja do kompletu jeśli chcesz. - uśmiecha się zadziornie.
Zagryzam wargę.
-Jestem ciekawa jak prezentujesz się nago.
Śmieje się.
-Więc ? - pyta w końcu.
Wzdycham z uśmiechem.
-Niech będzie. Zgadzam się.
Skąd te blizny?
OdpowiedzUsuń