Dobra, jednak wracamy z Double Bliss ! :D
Jakoś dam radę ;>
Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to zapoznajcie się z nim a już niedługo drugi rozdział :>
Zapomniałam powiedzieć, że w nim będzie inny ważny wątek jakiego jeszcze nie było w innych opowiadaniach, no ale tego dowiecie się po kilku rozdziałach ;)
-Czerwień czy fiolet ?
Niezdecydowanie znowu przejęło górę i stoję jak głupia przed lustrem, zastanawiając się nad wyborem koloru sukienki.
Głowa mamy wychyla się zza drzwi, a jej mina zdradza jej nadchodzącą odpowiedź.
-Oba. - mówi i zabiera się za czyszczenie swoich czarnych szpilek.
Przewracam oczami, patrzę na tył jej blond afro składającego się z małych loczków.
-Jak to "oba" ? - pytam zirytowana, gdyż mogłam się tego spodziewać.
-Fioletowy szal, czerwona sukienka. Albo buty. Lub na odwrót. Tak czy siak kolory będą dwa. - uśmiecha się "słodko".
-Po pierwsze, niezły pomysł, ale te kolory się ze sobą nie mieszają. Po drugie, czy naprawdę według ciebie wszystko musi być podwójne ?
-Och, nieprawda. - chmurzy się, zakładając żakiet na wieszak.
-Serio ? - unosząc brew, opieram się o ścianę w swoim pokoju - Masz d w a zegarki. D w a laptopy. Ostatnio kupiłaś d w i e sukienki, a była umowa na jedną. Nawet miałaś d w i e córki i.... - urywam.
Smuci się i spuszcza głowę.
-Przepraszam... -kręcę głową. - Wiem, że... Celeste była...
-Wystarczy. - mówi dosyć ostro. Po chwili wypuszcza powietrze z płuc, prostuje się i puszcza mi oczko - A co do pozostałych rzeczy... - podchodzi do mnie, wzdychając i kładzie ręce na moich ramionach - Zapamiętaj córcia: Jeżeli nie możesz się zdecydować, bierz oba. Tak jak twoja mamusia ! - chichocze i wraca do składania ubrań na dzisiejszy wieczór - I lepiej zajrzyj do Ethana. Jamie dzisiaj do niego dzwoniła.
-I jak ?
Wzrusza ramionami.
-A bo ja wiem... - wzdycha - Wiesz co się stało. Sama rozmowa z jego siostrą niczego nie zmieni.
-A pro po Jamie, jak jej nowe mieszkanie ?
-A pro po mieszkania. - odkłada swoje rzeczy, które trzymała w rękach i patrzy na mnie znacząco.
-Jestem pełnoletnia, dom już załatwiony więc n i e , nie zmieniłam zdania co do wyprowadzki z Ethanem.
Macha szybko ręką.
-Nieważne. Idź już do niego.
Cichutko pukając w drzwi, modlę się w duchu by nie zastać mojego przyjaciela z pociętymi rękami lub zapłakaną twarzą.
-Ethanku ? - mówię pieszczotliwe i wchodzę do ciemnego pokoju.
Chłopak siedzi na krześle i patrzy w okno. Jego gęste, brązowe włosy są w nieładzie. Ma na sobie niebieską koszulę i spodnie od garnituru. Zapewne przymierzał strój, który ma ubrać dziś na kolację.
-Za dwie godziny wyjeżdżamy do Doubletree Hotel. - mówię spokojnie, podchodząc do niego aż siadam na łóżku obok jego krzesła. Twarz ma już suchą, tak samo jak zielone oczy - Lubisz ten hotel. I tą dzielnicę. Nowy Jork, wielkie miasto, łał. - staram się go pocieszyć.
-Mieszkamy w Nowym Jorku, mądralo. - patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem.
-Ale nie w tak bogatej dzielnicy. Jeszcze. - szturcham go lekko w ramię - Nie mogę się doczekać restauracji, a ty ?
-Nie mów do mnie jak do dziecka. - mówi cicho, chyba lekko rozbawiony - Wiem, że nie chcesz tam jechać.
-No taaak... - krzywię się. - Ale będzie fajnie. Baardzo fajnie. Chyba...
Chichocze i pociera twarz dłońmi.
-Gotowy na nowy domek ?
-Ta.. - wzdycha - Szkoda, że nie spędzę w nim za wiele czasu.
-Nie przejmuj się pracą.
-Cóż, lubię projektować wnętrza więc nie powinno to być aż tak męczące. Pomijając fakt, że będę musiał wyjeżdżać.
-Powinieneś się cieszyć. Też chciałabym wyjeżdżać, ale muszę zostać tutaj w S-quared z moim zrzędliwym szefem , który jest tylko o 3 lata starszy a traktuje mnie jak dziecko. Będziesz wyjeżdżać do bogatych biznesmenów i innych prezesów, projektował dla nich willę lub apartament, zarabiał dużo kasy, a dano ci na to szansę, ponieważ....?
-Ponieważ mam zajebiście uzdolnione dłonie i umysł, na tyle by zaprojektować każde najtrudniejsze cholerstwo ?
-Dokładnie ! - klaskam w dłonie - Będzie fajnie.
-Szkoda, że oni tego nie widzą. - spuszcza wzrok.
-Ethan... - zaczynam bawić się jego włosami - Rodzice są z tobą. Zawsze i wszędzie. Widzą cię i są z ciebie dumni. Nie chcieliby, byś załamywał się nad sobą.
-Wracali z Michigan... - mówi cicho i znowu zalewa się łzami- A tata nie mógł zapanować nad kierownicą...
Biorę go w ramiona i przytulam do piersi.
-Wiem jak to było, Ethan. - wzdycham- Wiem.
O 20:00 jesteśmy na miejscu. Z mamą i Ethanem siedzimy przy zarezerwowanym stole z kieliszkami i butelką szampana. Czekając na zamówienie, przeglądam kartę deserów.
-Tak ! - mówię uradowana.
-Co jest ? - pyta Ethan, który jest już sobą; wesołym, uśmiechniętym 24-latkiem.
-Mają lody czekoladowe !
Śmiejemy się, tymczasem gdy mama patrzy na dobrze zbudowanego kelnera.
-Mamo ! Skup się.
-Co ? Przecież już zamówiliśmy.
-Właśnie Jenny, facet jest całkiem niezły. - mówi do mnie mój przyjaciel, a następnie bierze łyk szampana.
-Oj tam... - macham ręką - Gdzie moje lody !
Mama wybrała się do toalety, a ja jedząc lody wypatruje z Ethanem zdesperowanych mężczyzn, podrywających supermodelki.
No właśnie, m o d e l k i ! W ogóle nie pasuje do tego miejsca, ale muszę przyznać że lody mają świetne.
-A ten ? - wskazuję na jednego z brunetów, który właśnie odchodzi od szczupłej blondynki.
-Chyba właśnie dostał kosza. - krzywi się Ethan - A tamten ? - pokazuje na mężczyznę w jasnym smokingu, szczerzącego się do jednej z kelnerek.
-Chyba opowiedział jej słaby dowcip. - stwierdzam - Czy ktokolwiek tutaj potrafi dobrze zagadać do dziewczyny ?
Nagle Ethan stuka mnie w ramię.
-Patrz tam. - wskazuje mi czarny garnitur - Ktoś jednak potrafi. - zaczyna pić swojego szampana, tymczasem gdy ja podziwiam nieziemski profil wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny ubranego w dwuczęściowy garnitur z czerwonym krawatem.
Czerwonym jak moja sukienka na którą się w końcu zdecydowałam.
Uśmiecha się uwodzicielsko do wysokiej brunetki w purpurowej, długiej sukni odsłaniającej plecy. Po chwili się oddala, puszczając do niej oczko i przeczesuje dosyć długie, czarne włosy. Po drodze za ramię łapie go urocza blondynka, szczerząca się do niego i wypychająca duże piersi w jego stronę. Uśmiecha się do niej równie czarująco co do poprzedniej szczęściary mogącej z nim przez moment porozmawiać. Następnie podchodzi jeszcze do kobiety w zielonej sukni i szepcze jej coś do ucha.
-Też tak chcę.. - smucę się, patrząc jak dużym ramieniem sięga po kieliszek szampana, wciąż rozmawiając z kobietą.
-Dalej na niego zerkasz ? - pyta Ethan, odwracając nagle wzrok - Czy tam jest piernik ? - wstaje gwałtownie - Cholera, pierniczki ! - patrzy na mnie - Za chwilkę wrócę. Ty wiesz jak ja lubię ciasta.
-Poczekam.
-Okej. - cmoka mnie w skroń i oddala się od naszego stolika, a ja od razu wędruje wzrokiem do tamtego mężczyzny, który....
....stoi wyprostowany, z wzrokiem wbitym w moją twarz. Czuję krwisty rumieniec wpływający na moje wypudrowane policzki.
Spuszczam głowę, sącząc mojego szampana, który niestety się skończył. Zażenowana odkładam szklankę a po kilku sekundach ponownie zerkam w tamtą stronę.
Zniknął.
-Uff... - oddycham głośno i padam na oparcie krzesła.
-Ulga, no nie ?
Wzdrygam się i gwałtownie odwracam się w bok, widząc tę samą nieziemską postać w czarnym garniturze, z czerwonym krawatem pod szyją.
-Przyniosłem wino. - oblizuje wargi i przechyla głowę w bok - Słodkie wino dla słodkiej dziewczyny.
Odwracam głowę, a po chwili ponownie na niego patrzę.
-Pan....pan mówi do mnie ? - otwieram szerzej oczy.
Rozgląda się.
-Nie widzę tu innej słodyczy. - kładzie wino i siada na miejscu mojej mamy naprzeciwko mnie - Pomijając tego loda i ciast, które właśnie zajada twój chłopak.
-To nie jest mój chłopak. - zaprzeczam, patrząc jak poprawia krawat. - Przyjaciel i współlokator.
Unosi brew.
-Więc gdzie twój partner ? Widzę, że trzy miejsca są zajęte.
-Trzecie miejsce jest mamy. I nie mam chłopaka. A właściwie, to nie jest pana sprawa.
-Dlatego na mnie patrzyłaś. - mówi, podpierając podbródek na dłoni i nie spuszczając ze mnie przenikliwego spojrzenia.
-Słucham ?
-Patrzyłaś na mnie.
-Wcale nie... - kurczę się pod jego spojrzeniem.
-Więc dlaczego zaraz po tym jak twój przyjaciel dotknął ustami twojej twarzy, spojrzałaś bezpośrednio w moją stronę jakbyś wiedziała, że tam jestem ?
-Ja... - otwieram usta by coś powiedzieć, ale zaraz po tym je zamykam. - W ogóle to kim pan jest, że zadaje takie dociekliwe pytania ?
-Nazywam się Zayn Malik. - odpowiada, chyba znając moją reakcję.
Mrugam zaskoczona. Mój szef wspominał o tym nazwisku.
Malik jest szefem mojego szefa.
-A ty jesteś Jenny Peterson. Pracujesz dla Mike'a Meltona w S-quared. - nachyla się do mnie - Dziedziniec łączący się z Malik Tower.
O chuj. - myślę.
Jeżeli powiedziałam coś nie tak, to mam przekichane, tracę pracę i reputację wśród rzeszy nowojorczyków.
Na twarz wpływa mi uśmiech Pokazowej Jenny.
-Miło mi pana w końcu poznać, panie Malik. - staram się zapanować nad sytuacją.
Unosi kącik ust.
-Mnie panią również.
-Sądziłam, że już mnie pan zna. - unoszę brew.
Powoli odsuwa się i opiera o oparcie krzesła.
-Znam. Widziałem panią cztery lata temu w Dallas na "Białym Łabędziu".
Marszczę brwi.
-Naprawdę ? Nie sądziłam, że tacy ludzie jak pan bywają na występach dla baletnic.
-Sędziowałem. - poprawia mnie. - Mało brakowało by zajęła pani pierwsze miejsce.
Macham ręką.
-Stare dzieje. Nie zależało mi na wygranej.
-Starałem się, by stanęła pani na szczycie podium. Była pani najlepsza. - wpatruje się we mnie intensywnie.
Zagryzam lekko dolną wargę i również patrzę mu w oczy, gdy nagle moja mama wraca do stołu z jakimś mężczyzną pod ręką.
-Tu jest razem z Ethanem..... - ucina gdy zauważa Zayna.
-Mike ? - dziwię się i patrzę na mężczyznę stojącego obok mojej mamy.
-No cześć Jay. - mówi - Twoja mama mówiła, że jesteś tu z przyjacielem i....O cholera. - mówi gdy zauważa Zayna, który wstaje z krzesła - To znaczy d-dzień dobry. Dzień dobry, panie Malik. - wyciąga do niego trzęsącą się dłoń.
-Mike. - Zayn skina głową i podaje mu dłoń, a następnie zwraca się do Rity, czyli mojej mamy - Proszę mi wybaczyć. - mówi po czym przedstawia się i podaje mojej mamie dłoń. - Domyślam się, że jest pani matką Jenny.
-Zgadza się. - uśmiecha się jak zawsze ciepło i patrzy na mnie nieco zdezorientowana.
Dziwna sytuacja. Ja, moja mama, szef i seksowny szef mojego szefa, którego chyba nieco zdenerwowałam.
-Mike, co tu robisz ? - pytam.
-Jestem na spotkaniu. Zobaczyłem twoją mamę i chciałem się przywitać i przypomnieć, że na 14:00 mamy spotkanie.
-Pamiętam o nim, dziękuję. - uśmiecham się sztucznie.
-Kochanie. - mówi mama kładąc dłoń na moim ramieniu - Źle się poczułam. Może już wrócimy do...
-Nie ma problemy. - mówię, ponieważ jak najszybciej chcę się stąd wydostać i znaleźć się co najmniej kilometr od Malika, który za cholerę nie chce spuścić ze mnie wzroku.
-Och, miałem nadzieję panno Peterson, że wyświadczy mi pani przysługę - mówi z lekkim żalem w oczach.
-Niestety, muszę przypilnować, by moja mama bezpiecznie trafiła do domu.
-A Ethan ? - pyta Rita. - Możesz zostać.
-Chcę wracać, dobrze ? - mówię, powstrzymując złość i stres.
-Jay. - warczy Mike przez zaciśnięte zęby. - Panie Malik, Jenny z chęcią panu pomoże. - patrzy na mnie - Tak ?
Wzdycham. Do cholery jasnej, nie jestem w pracy, mogę robić co mi się podoba !
-Oczywiście. - wykorzystuję uśmiech Pokazowej Jenny.
I nagle pojawia się Ethan z buzią pełną ciasta.
-Co jest ? - burczy, zasłaniając usta dłonią by czasem kawałek nie wypadł na podłogę.
Zamykam oczy i masuje skronie. Ta sytuacja dobija mnie, chciałam spędzić czas z mamą i przyjacielem a tu się pojawia Pan Potężny Miliarder Wszystko Mi Wolno.
Mama w skrócie mówi Ethanowi, że jeszcze zostaję ale ona musi wracać ponieważ struła się szampanem.
-Cieszę się, że mogę liczyć na pani pomoc. - mówi Zayn wyciągając do mnie ramię.
Ujmuje je, ale zanim odchodzimy zwracam się do Mike'a:
-Zostaję, pod warunkiem, że mnie odwieziesz.
-Niestety wychodzę za dziesięć minut. - wzdycha, patrząc na zegarek.
Dlaczego ten facet ma jedyne 27 lat, a zachowuje się jakby co najmniej był panem świata ? Naprawdę nie mógłby poczekać na mnie kilku minut ?
-To nie problem, zapewnię pani bezpieczny powrót do domu. - mówi Zayn.
Patrzę na mamę wzrokiem mówiącym "Pomocy!" ale ona nie reaguje.
-Do później, skarbie. Do widzenia panom.
I wychodzą, a ja zostaję z Zaynem i na całe szczęście (jeszcze) z Mikiem.
-Cóż. - wzdycha - Zostawiam was. Panie Malik, mam nadzieję, że Jenny nie sprawi żadnych problemów. - uśmiecha się serdecznie.
Cholera jasna, Mike !
-Nie mam pięciu lat. - odpowiadam grzecznie - Możesz już iść.
-Oczywiście. - uśmiecha się do mnie sztucznie - Dobranoc. - kiwa głową do Zayna i wychodzi.
My ruszamy w stronę jakiegoś korytarza, w którym nie ma już aż tak wiele osób. Znajdują się tam stoły z przekąskami, drinki oraz obrazy zaprojektowane przez właściciela hotelu.
-Są piękne. - stwierdzam, gdy idziemy po długim dywanie.
-Podobają się pani ? - pyta Malik, zerkając na mnie z ukosa.
-Cóż, wykonanie jest idealne.
-A sens ? Bądź to co przedstawiają ?
-Hmmm...
Patrzę na szary obraz przedstawiający kobietę tyłem, na wpół stojącą w mroku. Widać jej jeden pośladek oraz kawałek nagiej piersi. Ma ciemne włosy, sięgające do ramion.Głowę spuszczoną, więc nie widać jest twarzy.
-Cóż, są przepełnione erotyzmem. - stwierdzam śmiało.
Nic nie mówi, więc kontynuuję.
-Projektant musi to kochać.
-Erotyzm ?
-Dokładnie. - odpowiadam.
-Niektóre obrazy sam namalował.
-Och, więc to musi być coś więcej. Może taka sztuka i malowanie jej po prostu jest dla niego czymś pociągającym ?
Patrzę na niego. Kącik jego ust drga.
-To mój brat. - mówi.
Otwieram szeroko oczy.
-Och... - mówię - Proszę mi wybaczyć...
-Spokojnie, ma pani rację. - wzdycha - Właściwie to jesteśmy do siebie bardzo podobni. Chciałbym podobny obraz powiesić w swojej sypialni.
-Więc zostaję tu z panem, by panu doradzić, tak ?
-To jeden z kilku powodów, dla których panią zatrzymałem.
-Jest jakiś jeszcze ?
Myśli przez moment.
-Chciałbym obraz, odwieźć panią do domu, dojść...
Zatrzymuję się.
-Dojść ? - powtarzam.
-Tak, Jenny. - staje naprzeciwko mnie - Chciałbym dojść. - muska kciukiem moją dolną wargę - W twoich ustach. I nie przyjmuję odmowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz