Nie byłam tego ranka zadowolona, ponieważ ani trochę się nie wyspałam, chociaż starałam się tego nie okazywać. Właśnie gdy zamykałam walizkę, do sypialni weszła Anabel. Stanęła w progu drzwi i ze smętnym uśmiechem obserwowała jak zdejmuję walizkę z łóżka.
-Miałam nadzieję, że zostaniecie jednak trochę dłużej. - rzekła smutno.
-Chciałabym. - odparłam, siadając na łóżku. - Zayn musi dokończyć przemowę.
-Jak zawsze ma coś lepszego do roboty. - pokręciła głową i zbliżyła się by usiąść obok mnie.
Wypowiedziała te słowa w taki sposób, że wolałam się nie sprzeczać i nie kontynuować tematu.
-O której macie samolot ? - zapytała po chwili wpatrywania się w podłogę.
-O jedenastej. - odparłam.
-Cóż.. - westchnęła - Obiecasz mi, że zadzwonisz jeśli mój braciszek coś ci zrobi ?
-Ann, proszę cię. - zachichotałam - Wszystko jest między nami w porządku.
-Spotykacie się od kilku dni ! - otworzyła szerzej oczy - Nawet nie minął tydzień. Nie da się poznać człowieka w tak krótkim czasie.
Poznałam go już wcześniej...
-Obiecuję. - odparłam by nie zacząć się z nią kłócić, gdy nagle do pokoju wszedł Zayn.
Uśmiechnął się ciepło do przyrodniej siostry i wskazał ręką drzwi.
-Tak, tak, wiem: "Wypierdalaj". - przewróciła oczami i wyszła z pokoju.
-Dziękuję. - rzekł i zamknął za nią drzwi. - O co chodzi ? - zapytał, zauważając moją smętną minę.
-O nic. - uśmiechałam się delikatnie.
Odkąd zaczęliśmy się spotykać nie wszystkie rzeczy się zmieniły; nadal jest moim o dziesięć lat starszym, seksownym profesorem przy którym ciężko mi się nawet oddycha.
Nachylił się i cmoknął mnie w czubek nosa. Niby niewinny gest, ale sprawił, że zaczęłam drżeć. Odkąd jego palce sprawiły, że przeżyłam orgazm życia czuję się jeszcze dziwniej.
-Powiedz mi. - usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Anabel jest przykro, że tak wcześnie wyjeżdżamy. - tak naprawdę nie chodziło mi o to, no ale chyba go nie okłamałam ?
-Możemy wrócić w każdej chwili. - rzekł, ale po chwili dodał - O ile znajdziemy na to czas.
-No właśnie. - spuściłam wzrok.
-Hej, hej.. - objął mnie w tali i posadził sobie na kolanach. - Nie smuć się. Wiem, że oboje mamy obowiązki, ale na pewno znajdzie się wolny tydzień i przyjedziemy do Selinsgrove.
Obowiązki.
W głowie pojawiły mi się rzeczy, które czekają na mnie gdy nie będę spędzać czasu z Zaynem; studia, nadęta Caroline, nauka, egzaminy, brak Rachel, brak wsparcia rodziny oddalonej o tysiące kilometrów, tęsknota za Zaynem do którego aż za bardzo się przyzwyczaiłam, puste i zimne mieszkanie...
Zalałam się łzami. Wstałam z jego kolan i poszłam do łazienki cicho szlochając.
Nawet nie słyszałam, że idzie za mną. Dopiero w lustrze zobaczyłam, że właśnie staje za mną i patrzy na mnie zmartwiony.
-Co się dzieje ? - stanął obok, objął mnie i starał się złapać moje spojrzenie, które odwracałam.
Zaczęłam się trząść. Przypomniała mi się moja depresja, którą miałam gdy chodziłam do gimnazjum. Na okrągło byłam sama, nie miałam w szkole włoskiego więc uczyłam się rzeczy, które nie były mi potrzebne w przyszłości. To mnie za bardzo przytłaczało. Do tego Nathan, mama w więzieniu...
Byłam wyśmiewana przez większość uczniów. Zawsze się od nich różniłam, zawsze byłam inna.
Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić po prostu odwróciłam się w stronę Zayna i wtuliłam się mocno w jego pierś. Objął mnie silnymi ramionami i pocałował w czubek głowy. Szybko powiedziałam mu to nad czym przed chwilą myślałam, zaciskając dłonie w pięści na jego podkoszulku.
-Skarbie... - szepnął całując mnie w skroń. - Nie będziesz więcej sama, rozumiesz ? - objął moją twarz dłońmi i spojrzał mi w oczy, ocierając kciukami łzy - Od teraz będziemy spędzać razem każdy dzień. I nie. Nie mów mi nawet, że to jest niemożliwe. - niepewnie wpatrywał się we mnie, aż w końcu przycisnął swoje wargi do moich warg i pocałował, długo i czule.
-Jesteś słodka. - wydyszał, lecz całował mnie dalej.
-Jadłam naleśniki z syropem, może dlatego. - odparłam.
-Nie mówię o tym. - przycisnął mnie do ściany i zaczął obcałowywać prawy policzek - Jesteś taka niewinna, bezbronna. - zsunął dłonie z moich pleców na pośladki i zacisnął je w dłoniach.
Trochę zbyt mocno.
-Nawet nie wiesz jak mi się to podoba. - szeptał - Czasami boję się, że stracę przy tobie kontrolę.
Otworzyłam szeroko oczy, na szczęście tego nie widział, ponieważ zajmował się pieszczeniem mojej szyi.
Co miał na myśli ?
Zesztywniałam i przestałam trzeźwo myśleć. Straci kontrolę ? Czyli co zrobi ?
Wyprostował się, wciąż masując dłońmi moje pośladki.
-Mam cię dla siebie na całe dziesięć godzin. - uśmiechnął się łobuzersko, co doprowadziło do mojego chichotu.
-Już nie mogę się doczekać tej podróży.
Dopiero dzisiaj rano dowiedziałam się, że Zayn ma prywatny samolot. Właściwie to moglibyśmy wylecieć o każdej godzinie, ale Zayn wybrał idealną.
Nie mogę się chyba kłócić z perfekcjonistą.
-Nie leciałam nigdy prywatnym samolotem. - mówiłam podekscytowana, bawiąc się jego włosami osłaniającymi kark. Nagle wpadło mi coś do głowy - Czy jest tam gorąco ?
Zmarszczył brwi. Widziałam rozbawienie w jego oczach.
-Jest klimatyzacja, możemy sami ustawić temperaturę.
Zagryzłam wargę, by ukryć uśmiech.
-Więc ustawmy na najwyższą. - powiedziałam.
-Wtedy będę musiał się rozebrać bo będzie mi za gorąco. I tobie zapewne też, więc oboje będziemy nadzy. - uniósł brew, ale nie przestawał się uśmiechać.
-Hmm więc nasz lot stanie się jeszcze przyjemniejszy....Ale...
-Ale co ?
-Ale chodziło mi o coś innego.
Zmrużył oczy i spojrzał na mnie z ukosa.
-Poddaję się. - rzekł w końcu.
-Zepniesz włosy w kucyk ! - klasnęłam w dłonie, chichocząc.
Odchylił głowę w tył i wybuchnął śmiechem.
-O nie. - spojrzał na mnie znowu.
-Mam cię ! - w podskokach wróciłam do naszej sypialni.
-Nie uciekniesz mi tak łatwo. - szedł za mną.
-A jeśli ucieknę ? - uniosłam brew.
Gdy zrobił kolejny krok w moją stronę rzuciłam się do drzwi a następnie do schodów.
-Mała, uważaj bo się potłuczesz ! - wołał za mną.
-Spotkamy się w ogrodzie, profesorze ! - odwróciłam głowę gdy biegłam po schodach, ale nie widziałam za mną Zayna.
Myślałam, że jestem już na dole, ale okazało się, że zostały mi jeszcze cztery schodki i...
.....bam.
-Au ! - piszczałam - Moja kostka ! Aua ! !
Gdy upadałam dosłownie usłyszałam jak pęka mi kość. Drżałam z bólu i....z obrzydzenia.
Spojrzałam w dół na wykrzywioną stopę. Nie mogłam się ruszyć, zrobiło mi się ciemno przed oczami, myślałam, że zemdleję, albo zwymiotuje.
*
Śmiał się gdy chichotała truchtając do drzwi. Patrzył jak biała spódniczka unosi się w podskokach i odsłania jej koronkowe, różowe majteczki, gdy nagle znikła z jego pola widzenia czyli wybiegła z pokoju.
Zatroskany zawołał by uważała. Rozejrzał się jeszcze za telefonem, gdy nagle usłyszał pisk co doprowadziło go do natychmiastowego ruszenia tyłka i pobiegnięcia do ukochanej.
Stanął na szczycie schodów i zauważył zapłakaną i wystraszoną Julię zaciskającą dłonie w pieści i krzywiącą się z bólu.
Przysiągłby, że jeszcze nic nie wywarło na nim tak silnego uczucia smutku, współczucia i troski.
Natychmiast zbiegł do ukochanej.
*
-Zayn... - jęknęłam, odwracając się w jego stronę.
-Jestem, skarbie. - uklęknął obok mnie - Prosiłem, żebyś uważała.
-Przepraszam, ja....Au ! - pisnęłam, gdy dotknął mojej kostki która już zdążyła spuchnąć. - Boję się, to bardzo boli.
-Spokojnie. - wziął mnie na ręce i zszedł do kuchni.
-To obrzydliwe... - zacisnęłam powieki - Ja... chyba zwymiotuje.
-Wytrzymaj, pójdziemy do łazienki.
Posadził mnie obok muszli klozetowej i przytrzymał moje włosy, gdy naleśniki wydostały się z mojego żołądka.
Gdy skończyłam namoczył papier i delikatnie wytarł moje usta. Na moment zapomniałam o bólu, ale po chwili z moich oczu znowu popłynęły łzy.
-Jedziemy do szpitala. - rzekł Zayn i ponownie wziął mnie na ręce.
Lekarz nastawił kość i gdy właśnie kończył zakładać gips do gabinetu weszła Martha.
-Kochanie, w porządku ?
-Teraz tak. - spojrzałam na Zayna, który stał obok i przez cały czas trzymał moją dłoń.
-To nic poważnego. - rzekł mężczyzna w białym fartuchu - Za dwa tygodnie można już zdjąć gips.
-Dziękuję, doktorze. - powiedziałam i patrzyłam jak wychodzi.
Po chwili dołączyła do nas pielęgniarka i Anabel. Czarnoskóra kobieta miała w ręku dwie kule, które postawiła obok łóżka.
-Zdjęcie USG. - podała kopie Zaynowi, a następnie pomogła mi wstać z łóżka.
Pomimo nalegań Zayna wolała zrobić to sama, z czym się niechętnie zgodził.
-Jak to się stało ? - spytała Ann.
-Upadłam na schodach. Gdzie Jerry i Austin ?
-Jeszcze na zakupach. - odparła Martha. - Na którą przełożyliście lot ? - zapytała, gdy już byliśmy w drodze do samochodu.
-Raczej wylecimy po weekendzie. - rzekł smętnie Zayn.
-Co ? A twoja przemowa ? - zapytałam.
Wzruszył ramionami.
-Twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Najwyżej będę pracował wieczorami.
-Nie. - zatrzymałam się.
-Julio...
-Proszę. Chcę wrócić dzisiaj.
-Dopiero chciałaś zostać. - zmarszczył brwi.
-Ale zależy mi na tym, żeby twój wykład wypadł świetnie i, żebyś się wysypiał a nie siedział do późna nad laptopem.
-Ale twoja noga i...
-Dam radę polecieć dzisiaj. - powiedziałam z uśmiechem - Proszę.
Westchnął ciężko.
-Dziękuję ci. - nachylił się i pocałował mnie mocno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz