czwartek, 25 września 2014

His Inferno, Rozdział 18

Sobotę zaczęliśmy pakować się wcześniej niż oczekiwałam. Zayn chciał wrócić jak najszybciej do Toronto, ponieważ musiał popracować nad wykładem który ma wygłosić za kilka dni.
Nie byłam tego ranka zadowolona, ponieważ ani trochę się nie wyspałam, chociaż starałam się tego nie okazywać. Właśnie gdy zamykałam walizkę, do sypialni weszła Anabel. Stanęła w progu drzwi i ze smętnym uśmiechem obserwowała jak zdejmuję walizkę z łóżka.
-Miałam nadzieję, że zostaniecie jednak trochę dłużej. - rzekła smutno.
-Chciałabym. - odparłam, siadając na łóżku. - Zayn musi dokończyć przemowę.
-Jak zawsze ma coś lepszego do roboty. - pokręciła głową i zbliżyła się by usiąść obok mnie.
Wypowiedziała te słowa w taki sposób, że wolałam się nie sprzeczać i nie kontynuować tematu.
-O której macie samolot ? - zapytała po chwili wpatrywania się w podłogę.
-O jedenastej. - odparłam.
-Cóż.. - westchnęła - Obiecasz mi, że zadzwonisz jeśli mój braciszek coś ci zrobi ?
-Ann, proszę cię. - zachichotałam - Wszystko jest między nami w porządku.
-Spotykacie się od kilku dni ! - otworzyła szerzej oczy - Nawet nie minął tydzień. Nie da się poznać człowieka w tak krótkim czasie.
Poznałam go już wcześniej...
-Obiecuję. - odparłam by nie zacząć się z nią kłócić, gdy nagle do pokoju wszedł Zayn.
Uśmiechnął się ciepło do przyrodniej siostry i wskazał ręką drzwi.
-Tak, tak, wiem: "Wypierdalaj". - przewróciła oczami i wyszła z pokoju.
-Dziękuję. - rzekł i zamknął za nią drzwi. - O co chodzi ? - zapytał, zauważając moją smętną minę.
-O nic. - uśmiechałam się delikatnie.
Odkąd zaczęliśmy się spotykać nie wszystkie rzeczy się zmieniły; nadal jest moim o dziesięć lat starszym, seksownym profesorem przy którym ciężko mi się nawet oddycha.
Nachylił się i cmoknął mnie w czubek nosa. Niby niewinny gest, ale sprawił, że zaczęłam drżeć. Odkąd jego palce sprawiły, że przeżyłam orgazm życia czuję się jeszcze dziwniej.
-Powiedz mi. - usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Anabel jest przykro, że tak wcześnie wyjeżdżamy. - tak naprawdę nie chodziło mi o to, no ale chyba go nie okłamałam ?
-Możemy wrócić w każdej chwili. - rzekł, ale po chwili dodał - O ile znajdziemy na to czas.
-No właśnie. - spuściłam wzrok.
-Hej, hej.. - objął mnie w tali i posadził sobie na kolanach. - Nie smuć się. Wiem, że oboje mamy obowiązki, ale na pewno znajdzie się wolny tydzień i przyjedziemy do Selinsgrove.
Obowiązki.
W głowie pojawiły mi się rzeczy, które czekają na mnie gdy nie będę spędzać czasu z Zaynem; studia, nadęta Caroline, nauka, egzaminy, brak Rachel, brak wsparcia rodziny oddalonej o tysiące kilometrów, tęsknota za Zaynem do którego aż za bardzo się przyzwyczaiłam, puste i zimne mieszkanie...
Zalałam się łzami. Wstałam z jego kolan i poszłam do łazienki cicho szlochając.
Nawet nie słyszałam, że idzie za mną. Dopiero w lustrze zobaczyłam, że właśnie staje za mną i patrzy na mnie zmartwiony.
-Co się dzieje ? - stanął obok, objął mnie i starał się złapać moje spojrzenie, które odwracałam.
Zaczęłam się trząść. Przypomniała mi się moja depresja, którą miałam gdy chodziłam do gimnazjum. Na okrągło byłam sama, nie miałam w szkole włoskiego więc uczyłam się rzeczy, które nie były mi potrzebne w przyszłości. To mnie za bardzo przytłaczało. Do tego Nathan, mama w więzieniu...
Byłam wyśmiewana przez większość uczniów. Zawsze się od nich różniłam, zawsze byłam inna.
Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić po prostu odwróciłam się w stronę Zayna i wtuliłam się mocno w jego pierś. Objął mnie silnymi ramionami i pocałował w czubek głowy. Szybko powiedziałam mu to nad czym przed chwilą myślałam, zaciskając dłonie w pięści na jego podkoszulku.
-Skarbie... - szepnął całując mnie w skroń. - Nie będziesz więcej sama, rozumiesz ? - objął moją twarz dłońmi i spojrzał mi w oczy, ocierając kciukami łzy - Od teraz będziemy spędzać razem każdy dzień. I nie. Nie mów mi nawet, że to jest niemożliwe. - niepewnie wpatrywał się we mnie, aż w końcu przycisnął swoje wargi do moich warg i pocałował, długo i czule.
-Jesteś słodka. - wydyszał, lecz całował mnie dalej.
-Jadłam naleśniki z syropem, może dlatego. - odparłam.
-Nie mówię o tym. - przycisnął mnie do ściany i zaczął obcałowywać prawy policzek - Jesteś taka niewinna, bezbronna. - zsunął dłonie z moich pleców na pośladki i zacisnął je w dłoniach.
Trochę zbyt mocno.
-Nawet nie wiesz jak mi się to podoba. - szeptał - Czasami boję się, że stracę przy tobie kontrolę.
Otworzyłam szeroko oczy, na szczęście tego nie widział, ponieważ zajmował się pieszczeniem mojej szyi.
Co miał na myśli ?
Zesztywniałam i przestałam trzeźwo myśleć. Straci kontrolę ? Czyli co zrobi ?
Wyprostował się, wciąż masując dłońmi moje pośladki. 
-Mam cię dla siebie na całe dziesięć godzin. - uśmiechnął się łobuzersko, co doprowadziło do mojego chichotu.
-Już nie mogę się doczekać tej podróży.
Dopiero dzisiaj rano dowiedziałam się, że Zayn ma prywatny samolot. Właściwie to moglibyśmy wylecieć o każdej godzinie, ale Zayn wybrał idealną.
Nie mogę się chyba kłócić z perfekcjonistą.
-Nie leciałam nigdy prywatnym samolotem. - mówiłam podekscytowana, bawiąc się jego włosami osłaniającymi kark. Nagle wpadło mi coś do głowy - Czy jest tam gorąco ?
Zmarszczył brwi. Widziałam rozbawienie w jego oczach.
-Jest klimatyzacja, możemy sami ustawić temperaturę.
Zagryzłam wargę, by ukryć uśmiech.
-Więc ustawmy na najwyższą. - powiedziałam.
-Wtedy będę musiał się rozebrać bo będzie mi za gorąco. I tobie zapewne też, więc oboje będziemy nadzy. - uniósł brew, ale nie przestawał się uśmiechać.
-Hmm więc nasz lot stanie się jeszcze przyjemniejszy....Ale...
-Ale co ?
-Ale chodziło mi o coś innego.
Zmrużył oczy i spojrzał na mnie z ukosa.
-Poddaję się. - rzekł w końcu.
-Zepniesz włosy w kucyk ! - klasnęłam w dłonie, chichocząc.
Odchylił głowę w tył i wybuchnął śmiechem.
-O nie. - spojrzał na mnie znowu.
-Mam cię ! - w podskokach wróciłam do naszej sypialni.
-Nie uciekniesz mi tak łatwo. - szedł za mną.
-A jeśli ucieknę ? - uniosłam brew.
Gdy zrobił kolejny krok w moją stronę rzuciłam się do drzwi a następnie do schodów.
-Mała, uważaj bo się potłuczesz ! - wołał za mną.
-Spotkamy się w ogrodzie, profesorze ! - odwróciłam głowę gdy biegłam po schodach, ale nie widziałam za mną Zayna.
Myślałam, że jestem już na dole, ale okazało się, że zostały mi jeszcze cztery schodki i...
.....bam.
-Au ! - piszczałam - Moja kostka ! Aua ! ! 
Gdy upadałam dosłownie usłyszałam jak pęka mi kość. Drżałam z bólu i....z obrzydzenia.
Spojrzałam w dół na wykrzywioną stopę. Nie mogłam się ruszyć, zrobiło mi się ciemno przed oczami, myślałam, że zemdleję, albo zwymiotuje.


                                                                               *


Śmiał się gdy chichotała truchtając do drzwi. Patrzył jak biała spódniczka unosi się w podskokach i odsłania jej koronkowe, różowe majteczki, gdy nagle znikła z jego pola widzenia czyli wybiegła z pokoju.
Zatroskany zawołał by uważała. Rozejrzał się jeszcze za telefonem, gdy nagle usłyszał pisk co doprowadziło go do natychmiastowego ruszenia tyłka i pobiegnięcia do ukochanej.
Stanął na szczycie schodów i zauważył zapłakaną i wystraszoną Julię zaciskającą dłonie w pieści i krzywiącą się z bólu.
Przysiągłby, że jeszcze nic nie wywarło na nim tak silnego uczucia smutku, współczucia i troski.
Natychmiast zbiegł do ukochanej.


                                                                               *


-Zayn... - jęknęłam, odwracając się w jego stronę.
-Jestem, skarbie. - uklęknął obok mnie - Prosiłem, żebyś uważała.
-Przepraszam, ja....Au ! - pisnęłam, gdy dotknął mojej kostki która już zdążyła spuchnąć. - Boję się, to bardzo boli.
-Spokojnie. - wziął mnie na ręce i zszedł do kuchni.
-To obrzydliwe... - zacisnęłam powieki - Ja... chyba zwymiotuje.
-Wytrzymaj, pójdziemy do łazienki.
Posadził mnie obok muszli klozetowej i przytrzymał moje włosy, gdy naleśniki wydostały się z mojego żołądka.
Gdy skończyłam namoczył papier i delikatnie wytarł moje usta. Na moment zapomniałam o bólu, ale po chwili z moich oczu znowu popłynęły łzy.
-Jedziemy do szpitala. - rzekł Zayn i ponownie wziął mnie na ręce.


Lekarz nastawił kość i gdy właśnie kończył zakładać gips do gabinetu weszła Martha.
-Kochanie, w porządku ?
-Teraz tak. - spojrzałam na Zayna, który stał obok i przez cały czas trzymał moją dłoń.
-To nic poważnego. - rzekł mężczyzna w białym fartuchu - Za dwa tygodnie można już zdjąć gips.
-Dziękuję, doktorze. - powiedziałam i patrzyłam jak wychodzi.
Po chwili dołączyła do nas pielęgniarka i Anabel. Czarnoskóra kobieta miała w ręku dwie kule, które postawiła obok łóżka.
-Zdjęcie USG. - podała kopie Zaynowi, a następnie pomogła mi wstać z łóżka.
Pomimo nalegań Zayna wolała zrobić to sama, z czym się niechętnie zgodził.
-Jak to się stało ? - spytała Ann.
-Upadłam na schodach. Gdzie Jerry i Austin ?
-Jeszcze na zakupach. - odparła Martha. - Na którą przełożyliście lot ? - zapytała, gdy już byliśmy w drodze do samochodu.
-Raczej wylecimy po weekendzie. - rzekł smętnie Zayn.
-Co ? A twoja przemowa ? - zapytałam.
Wzruszył ramionami.
-Twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Najwyżej będę pracował wieczorami.
-Nie. - zatrzymałam się.
-Julio...
-Proszę. Chcę wrócić dzisiaj.
-Dopiero chciałaś zostać. - zmarszczył brwi.
-Ale zależy mi na tym, żeby twój wykład wypadł świetnie i, żebyś się wysypiał a nie siedział do późna nad laptopem.
-Ale twoja noga i...
-Dam radę polecieć dzisiaj. - powiedziałam z uśmiechem - Proszę.
Westchnął ciężko. 
-Dziękuję ci. - nachylił się i pocałował mnie mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz