Niestety zapomniałam ze są dni w które mój internet mnie nienawidzi i ponownie do cholery obraził się i opuścił mój laptop.
Na wszelki wypadek gdyby miał do mnie "wrócić" zapisałam rozdział w jakimś WordPadzie czy czymś innym na kompie, żeby później tylko skopiować go na bloga.
Internet niestety nie wrócił ;_;
Dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że tylko mój laptop jest jakiś nawiedzony, ponieważ na laptopie mojego brata internet działa tak jak trzeba xd
Szybko zgrałam rozdział na pendrive'a i weszłam na laptopa brata, genialna ja
Przykro mi, że musiałyście tak długo czekać ;c Gdyby mój laptop nadal byłby"niedysponowany" do pracy ze mną, będę pisać na nim jedynie rozdziały i przesyłać je na bloga z laptopa brata, więc bez obaw ;)
Miłego czytania i rozdział nieedytowany, ponieważ nie chciałam, żebyście jeszcze dłużej czekały :***
-Profesorze ? - rzekł zdziwiony Travis z
uniesionymi brwiami.
Odwróciłam głowę, by spojrzeć na Zayna
stojącego za mną z jakimś papierkiem w ręku, którym była zapewne recepta i
zobaczyłam na jego twarzy takie samo zaskoczenie, jakie czułam u siebie.
-Witaj, Travis. - przywitał się Zayn.
WIedziałam, że stara się zachować spokój, i przyszło mu to z lekkim trudem.
-Dzień dobry. - zmarszczył brwi - Emm, jest pan tutaj z
Julią ? - zapytał, patrząc raz na niego, raz na recepte trzymaną w jego dłoni.
-Tak, ponieważ... - zaczęłam i obróciłam
głowę w stronę Zayna, prosząc go w duszy o pomoc.
-Zajmuję się Julią od dnia naszego
wyjazdu z Selinsgrove.
-Rozumiem, ale... - nie potrafił się
wypowiedzieć.
-Travis. - powiedziałam z łagodnie -
Potrzebuję pomocy. Nie mam tutaj nikogo, a jestem przyjaciółką rodziny
profesora - rzuciłam w jego stronę szybkie spojrzenie - Więc zaoferował pomoc.
Nie mieszka również zbyt daleko, więc... - wzruszyłam ramionami. Oczywiście nie
wspomniałam nic o tymczasowym mieszkaniu u Zayna.
-Oh. - skinął głową i uśmiechnął się,
jednak wiedziałam, że z przymusu. - Cóż, cieszę się, że masz zapewnioną opiekę.
Muszę lecieć do kolegi, sprawdzę czy jest już gotowy. - spojrzał na Zayna - Do
widzenia. - zerknął na mnie - Gdybyś
czegoś potrzebowała to zawsze jestem.
I odszeł w stronę recepcji.
Gdy wracaliśmy nie rozmawiałam za dużo z Zaynem, ponieważ wciąż myślałam
o Travisie. Wyraźnie było widać, że sprawiłam mu przykrość.
-Hej.. - rzekł Zayn kładąc dłoń na mojej
nodze.
-Co ? - wzdrygnęłam się.
-Spokojnie. - uśmiechnął się z
rozbawieniem - Co się dzieje ?
-Nic.. - pokręciłam głową i spojrzałam w
okno. Nie chciałam poruszać tematu Travisa, zważając na to, jaką awanturę zrobił mi Zayn gdy pisaliśmy do siebie przyjacielskie emaile.
-Przecież widzę. I strasznie drażni mnie
to twoje "nic". - westchnął.
-Po prostu jest mi przykro.
Spojrzał na mnie, po chwili znów na
ulice.
-Dlaczego ? - zapytał zaskoczony.
-Przez Travisa. Właściwie to nie przez
niego, ale...To z nim związane.
-Powiesz mi o co chodzi czy nie ?
-Chodzi o to, że...No zaprzyjaźniliśmy
się, tak ? Powiedziałam, że do pomocy w Toronto mam tylko ciebie, poczuł się
odrzucony. - spojrzałam na niego.
Westchnął.
-Cóż.. - zaczął - Nic na to nie
poradzimy.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Jak to ? Mam mieć to gdzieś ?
-Nie rozumiesz. Jesteś pewna, że
opisaliśmy mu poprawny sposób w jaki ci pomagam ?
Zmarszczyłam brwi.
-Nie rozumiem.
-Słuchaj, Travis sądzi, że odwożę cię do
domu, robię ci zakupy, gotuję i przyjeżdżam gdy tylko czegoś potrzebujesz.
-No tak.
-Ale..?
-Ale... O jejku. - zmartwiłam się.
-Widzisz ? Myśli, że robię rzeczy, które
równie dobrze mógłby on też robić. A raczej nie oddam cię jemu byś u niego
zamieszkała na dwa tygodnie.
-Sądzę, że nie pozwoliłbyś mu nawet
ugotować mi obiadu.
-Racja, ale nie o tym mowa. Chyba nie
chciałabyś u niego zamieszkać ?
-Pewnie, że nie. - westchnęłam - Więc
dlatego nic na to nie poradzimy ?
-Tak, myszko. - stuknął mnie palcem w nos - Lepiej będzie,
jeśli trochę się posmuci, niż żeby dowiedział się, że u mnie mieszkasz. Nie
tylko dlatego, że ktoś z uniwersytetu może się dowiedzieć, Travis domyśliłby
się, że jesteśmy razem, a wtedy by chyba oszalał.
-Sugerujesz coś ? - zmarszczyłam brwi.
-Widziałaś jak na ciebie patrzy ? -
usłyszałam gorycz złości w jego głosie.
-Zabawny jesteś. - oparłam głowę o
siedzenie.
-To nie jest zabawne, Julio. Ty też go
lubisz.
-Oh, proszę ! Chyba nie uważasz, że
podkochuje się w Travisie !
-Powiedziałem, że go lubisz, tak ? I to
wystarczy, żeby może...
-Żeby co ?
-Martwię się, że kiedyś może mu się udać.
- wydusił.
-Myślisz, że może się z tobą równać ? Że
ktokolwiek może się równać z moim ulubionym wykładowcą ? - położyłam dłoń na
jego udzie i delikatnie pomachałam rzęsami.
-Jest jedna rzecz dzięki której mnie
ogrywa.
-Niby co ?
-Wiek. - zerknął na mnie.
-Wiek. - zerknął na mnie.
-O nie, nie wierzę... - zasłoniłam twarz
dłońmi.
-Julio, jestem od ciebie dziesięć lat
starszy. - spojrzał na mnie poirytowany.
-No i ? - zachichotałam.
Pokręcił głową i się nie odezwał.
Nachyliłam się i oblizałam wargi.
-A może ja lubię starszych panów ? -
szepnęłam.
Uniósł brew.
-To ci się udało. - uniósł kącik ust co
dało naprawdę uwodzicielski uśmiech.
Zachichotałam i wróciłam do swojej
normalnej pozycji.
-Jest jeszcze coś. - dodał po chwili.
Spojrzałam w jego stronę.
-Z nim stworzyłabyś normalny związek. -
westchnął i położył dłoń na mojej dłoni, tuż nad kolanem - I nie musiałabyś się
ukrywać.
Patrzyłam mu w oczy i z chęcią robiłabym
to o wiele dłużej, ale zabrał ze mnie wzrok i skupił się na jeździe.
Spuściłam wzrok na kolana. Ma racje...
Ale ja nie chcę innego. Chcę Zayna. Moją
miłość sprzed lat, która w końcu do mnie wróciła.
I przysięgłam sobie, że nie stracę jej
ponownie.
Czekałam w samochodzie i słuchałam radia, tymczasem, gdy Zayn kupował
leki przeciwbólowe w aptece. Czasami mogłam dojrzeć go w oknie małego budynku,
co oczywiście wystarczyło by dojrzeć jego szerokie ramiona, czarne, gęste włosy
i mięśnie ramion opięte pod materiałem skórzanej kurtki.
Gdy po jakiś dziesięciu minutach stanął
przed drzwiami wejściowymi i zatrzymał się na moment by rachunek i portfel
wrzucić do reklamówki z lekami, jak zawsze zaczęłam się w niego wpatrywać.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że oblizuje wargi i mocno zaciskam uda.
Gdy już myślałam, że wróci do auta, on
wyjął z reklamówki butelkę z jakimś gazowanym napojem wziął kilka łyków.
Niby nic, ale w między czasie patrzyłam
na jego boski profil, skupione oczy, którymi się właśnie w coś wpatrywał i
poruszające się "jabłko Adama" na jego szyi, gdy przełykał napój.
Zakręcając butelkę, nadal wpatrywał się w
to samo miejsce i oblizywał wilgotne wargi.
Mój Boże, jaki on jest...Oh.
W końcu wrócił do samochodu.
-Jest tam jakaś knajpka, możemy zjeść na
mieście jeśli jesteś głodna.
-Oj, jestem. - westchnęłam, wpatrując się
w niego.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że
ostatnio jedyne co robiliśmy gdy byliśmy nawet zbyt blisko siebie to czułe
pocałunki i przytulanie. Do tego z takim facetem, który najchętniej robiłby ze
mną niewyobrażalne grzechy, o których nawet wstydziłabym się potem myśleć.
Teraz sama chciałam ciut więcej.
-To chodźmy, to niedaleko.
Złapałam go za rękę.
-Zostańmy tu. - powiedziałam, zagryzając
wargę.
-Nie jesteś głodna ?
-Jestem. Bardzo. - po tych słowach
usiadłam na nim okrakiem.
-Chryste Julio, uważaj na stopę.
-Już mnie nie boli, dostałam
znieczulenie. - westchnęłam prosto w jego usta, a potem przeszłam do pocałunku.
-Mmm... - wymruczał, chociaż czułam, że
jest zaskoczony moim zachowaniem.
Gdy po dłuższej chwili w końcu wyjęłam
język z jego ust, chwyciłam w zęby jego dolną wargę i pociągnęłam za nią lekko.
Nawet nie wiedziałam, że potrafię się tak całować.
-Julianno. - westchnął zaskoczony, gdy
odsunęłam się na moment.
Uśmiechałam się szeroko i przygryzałam
dolną wargę. Mówił coś do mnie, ale go nie słuchałam, jedynie otarłam się o
jego krocze.
-Co robisz ? - zmarszczył brwi.
-Każda kobieta ma swoje potrzeby. -
mruknęłam i przejechałam zębami po jego żuchwie. - Mmm, gdybyśmy tylko mogli
to....Oh. - jęknęłam, krzywiąc się.
Zachichotał pod nosem uśmiechając się
niegrzecznie.
-Kusicielka.
-Ja ? - dyszałam. - To ty mnie uwodzisz.
Ty i te twoje uśmiechy, spojrzenia, gesty.. - zacisnęłam dłonie na jego
ramionach - Mięśnie, Chryste kiedy ty to zrobiłeś ? - pytałam, dokładnie
masując dłońmi jego napięte ciało.
-Zrobić ci pokaz moich ćwiczeń ? - powiedział
z rozbawieniem.
-Ile bym dała, żeby to zobaczyć. -
westchnęłam, ocierając się o niego - Nie mogę, jedźmy do domu.
-Co ? Już ?
-Nie chcę jeść. Proszę wróćmy.
-Julio, ale..
-Chcę to zrobić.
-Co ? - uniósł brwi.
-Weź mnie do domu. Chcę się z tobą po raz
pierwszy kochać.
No w takim momencie przerwać! Ty okrutna kobieto :D
OdpowiedzUsuńO ludzie! Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńNareszcie! :D
OdpowiedzUsuń