czwartek, 7 lipca 2016

Corpus, Rozdział 4

-Jestem ! - zawołałam wchodząc do domu, a w torbie miałam trzy sześciopaki piwa i dwie butelki wina. Bałam się, że to nie wystarczy nawet na dwa dni.
Położyłam zakupy w kuchni i wróciłam do przedpokoju, żeby zdjąć buty.
-Zayn, gdzie jesteś ? Kupiłam piwo, mam nadzieję, że ci wystarczy.  - mówiłam, gdy usłyszałam go w łazience. Zobaczyłam, że drzwi są uchylone, więc weszłam do środka - Nie wiedziałam dokładnie, jakie wino pijesz to... O mój Boże ! - zawołałam i zasłoniłam usta dłońmi.
Zayn stał pod prysznicem, kompletnie nagi, bokiem do mnie. Strumień wody spływał po jego ciele, głowę miał odchyloną do tyłu, oczy zamknięte.
W dłoni trzymał swoją potężną męskość, którą przez moment dano mi było już oglądać.
W skrócie, masturbował się.
-Ty świnio ! - pisnęłam i szybko wyszłam z łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Pochodziłam przez dwie minuty po salonie w tę i z powrotem, aż w końcu wróciłam do łazienki.
-Nie wstyd ci ?! Jesteś moim gościem i robisz coś takiego ?! Mógłbyś chociaż zamknąć drzwi ! - karciłam go, ale w ogóle nie zwracał uwagi na moje krzyki. 
Był owinięty ręcznikiem wokół bioder, a resztę ciała wycierał nieco mniejszym ręczniczkiem.
-To..to mój ręcznik. - jęknęłam. Spojrzałam w dół - I co tu robi moje mydełko w płynie ? I czemu jest puste ?! Jezu, nawet mi nie mów, że robiłeś to w mojej łazience.
Pokręcił głową.
-Nie. - odparł - Wszedłem na chwilę, bo uznałem, że tam naprawdę ładnie pachnie. Mam wyostrzone zmysły, poczułem to aż na dole. 
-I to był powód, żeby...robić to co robiłeś ??
-Odwróć się. - powiedział zdejmując ręcznik.
Zrobiłam to co kazał, potem znowu na niego patrzyłam. Stał jedynie w bokserkach.
-Nie mówię o jaśminie, to nadal ohydne. - rzekł, zakładając koszulkę.
-Więc co innego mogłeś wyczuć w mojej łazience ? - przewróciłam oczami.
-Węch Mistrzów Miecza na kilometr wyczuje znoszone, kobiece majteczki. - puścił mi oczko i pokazał różowe, koronkowe majtki.
Zamknęłam oczy.
-Czy ty grzebałeś w moim koszu na brudy ? - zapytałam.
-Przyznaję się, nie mogłem się powstrzymać. - powąchał moje majtki w miejscu gdzie zwykle znajduje się moja kobiecość - Nosiłaś je wczoraj, prawda ?
-Mój Boże. - oparłam się o ścianę i odetchnęłam głęboko. - I po co było ci moje mydełko ?
-Nie robię tego na sucho. - odparł obojętnie - I jest bardzo przyjemne w dotyku, zakładam, że ty też.
-O nie, bez takich. - pogroziłam mu palcem, gdy do mnie podszedł.
-Weź tego paluszka, albo włożę ci go tyłek. Dosłownie.
Przełknęłam głośno ślinę. Opuściłam rękę i zerknęłam na prysznic.
-Zrobię kolację. A ty, z łaski swojej, zmyj swój wytrysk ze ścian kabiny, bo jest tam chyba z trzy litry spermy.
Uśmiechnął się delikatnie, wpatrując się we mnie intensywnie.
-Dziękuję. - powiedziałam cicho i wyszłam z łazienki.



         -Co jemy ? - usłyszałam za sobą pełny, męski głos, od którego nadal miałam dreszcze.
-Robię lazanię. Będzie za jakąś godzinę. - powiedziałam krojąc owoce, żeby przygotować deser.
-Więc co mogę przegryźć ? - otworzył lodówkę - Masz może jakieś mięso dzika ?
-Słucham ?  - zapytałam zaskoczona - Takie coś na przegryzkę ?
-Rozumiem, że czasem jadasz takie rzeczy. - powiedział. Czułam, że stoi bliżej mnie.
-Oczywiście. - wzruszyłam ramionami. Moja mama często przynosiła dzika wracając z polowania.
-Widać. - szepnął mi do ucha i znowu uszczypnął mnie w pupę.
-Dasz mi spokój ? - odsunęłam się w bok.
Oparł się tyłem o blat i patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
-Co to ? - dotknął palcem mojego policzka.
-Co ? - również go dotknęłam, ale całą dłonią.
-Masz czerwoną skórę. I tu. Wcześniej też to miałaś, ale sądziłam, że masz tak z natury, ale to czasem znika i znowu się pojawia.
Zagryzłam wargę.
-Rumieńce. Chyba.
-To jakaś choroba ?  - uniósł brwi.
Zmarszczyłam brwi.
-Dziewczyny tak mają, gdy są onieśmielone albo się wstydzą. - powiedziałam z wahaniem.
-I..ty to masz ?
-Kiedy nagi mężczyzna paraduje mi po mieszkaniu, dziwnie, żebym nie miała.
Po chwili stanął za mną i oparł dłonie o blat po obu stronach mojego ciała. Byłam zamknięta w klatce jego silnych ramion.
-Teraz nie jestem nagi. - powiedział ochryple. 
A szkoda.
-Zauważyłam. - odpowiedziałam, starając się zachować trzeźwy umysł.
-Więc skąd te rumieńce ? 
Wzruszyłam ramionami.
-I odłóż ten nóż, trzęsą ci się ręce. - położył swoje duże dłonie na moich, co zmusiło mnie do odłożenia noża.
Splótł swoje długie palce z moimi.
-Przestań. - protestowałam, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. - Muszę skończyć sałatkę.
-Ale po co ? - zapytał, masując kciukami moje dłonie - Na deser mam ciebie.
-Przestań. - powiedziałam znowu.
-Co ja poradzę ? - odsunął się powoli i stanął obok - Fajna jesteś - sięgnął po winogrono i zjadł jedno.
-Nie na tyle fajna, żeby być wojowniczką jak mama. - westchnęłam.
-Jesteś za delikatna na wojownika. A twoja mama ma 180 centymetrów wzrostu.
-Masz z nią pewnie zebrania, co ?
-Rzadko. Ciągle jest na misji.  I ani trochę jej nie znam. - patrzył jak przesypuje pokrojone jabłko do dużej miski - Nie sądziłem, że ma taką córkę.
-Jaką ?
-Fajną. - uśmiechnął się.
Również to zrobiłam.
-Wiem, że... Pewnie nie miałeś w planach uczenia jakiejś ludzkiej dziewczyny zasypiania. Są ważniejsze misje. Ale mój ojciec jest strasznie zaborczy, domyślam się, że nie chciał nawet z tobą rozmawiać.
-Byłem za bardzo wkurwiony, wywalił mnie.  - westchnął - Nie zdążyłem się spakować, całkiem o tym zapomniałem.
-Jak będziesz grzeczny, pójdziemy jutro na zakupy. - uśmiechnęłam się.
-A jeśli nie będę ? - nachylił się do mnie.
-To z tobą nie pójdę.
Przewrócił z uśmiechem oczami.
-Myślałem, że odpowiesz z jakąś ripostą, chomiczku.
-No dobra. Skopie ci tyłek. - uśmiechnęłam się i poszłam po śmietanę.
-Chomiczek chce skopać tyłek Kapitanowi Mistrzów Miecza ? Oj, obawiam się, że to się źle skończy.
-Czyżby ? - zapytałam i oparłam się o ścianę obok lodówki, krzyżując ramiona.
-Nie kuś mnie bo..
-Bo co ?
-Przysięgam, jak ci zasadzę klapsa na tym wielkim tyłku to nie usiądziesz przez trzy dni.
-Tylko trzy dni ? I wypraszam sobie !
-Nosimy XL, co ? - powiedział rozbawiony.
-Dlatego nie lubię jak ktoś rusza moje majtki ! - pchnęłam go i wróciłam do owoców biorąc po drodze śmietanę.
-Czyli jakiś mężczyzna oglądał twoją bieliznę ? - uniósł brew.
-A co, zazdrosny ?
-Nie, mam to gdzieś. - stanął obok mnie - A ruszał ?
Parsknęłam.
-Nie. - zerknęłam na niego. - Szczęśliwy ?
Nic nie odpowiedział, tylko ruszył w stronę salonu.
-Czyli tak ! - zawołałam.
-Wkurzasz mnie. - runął na kanapę.
-Ej, nie połam mi mebli !  - zadrwiłam.
-Skoro nie złamały się pod ciężarem twojego tyłka żadna siła ich nie rozwali.
Rzuciłam w niego brzoskwinią którą złapał , a leżał odwrócony do mnie tyłem.
-Jak?! - powiedziałam do siebie.
-Mam wyostrzony słuch.
-Ty wszystko masz wyostrzone !
Usiadł i odwrócił do mnie głowę.
-Co, masz rentgen w oczach ? - przewróciłam oczami.
-Nie, sutki ci stwardniały. 
Spojrzałam na dół i ujrzałam brodawki prześwitujące przez materiał mojej różowej bluzki.
-O cholera. - zasłoniłam się szybko. Nie lubię staników, i zwykle gdy jestem w domu to ich nie ubieram, a jeszcze nie przyzwyczaiłam się do obecności tego oh jak bardzo aroganckiego wojownika.
Ubrałam bluzę wiszącą na wieszaku w kuchni.
-Dzisiaj mamy pierwszą lekcję. - powiedział, gdy się położył.
Uśmiechnęłam się.
-Miło że pamiętasz.
-Po to tu jestem. - parsknął.
Spuściłam wzrok. Zabolało mnie to.
Słyszałam, że wstaje, a po chwili był już obok mnie.
-Nie chciałem.
-Co ? Przenosić się tu ? Pomagać mi ?
-Sprawić ci przykrość.
Zaskoczyła mnie jego odpowiedź. 
-Wojownicy...Jesteśmy bezuczuciowi a ty...Jesteś miła i...To nie tak, że nie chcę tu być...
-Przeprosiny przyjęte. - znowu się uśmiechnęłam. - Siadaj. Za chwilę będzie kolacja.
Uniósł kącik ust. Po chwili patrzenia na mnie skierował się do kanapy.
-A i... - odwrócił się - Twój tyłek wcale nie jest zły. 
Zaśmiałam się.
-Już nic nie mów. I już więcej nie rozmawiajmy o mojej pupie, błagam.
-Naprawdę, podoba mi się. Gdybyś rozwaliła kiedyś kanapę, możesz usiąść na mnie, nie będę miał nic przeciwko..
-Zayn, proszę. - wciąż się śmiałam - Idź już. Jak więcej się nie odezwiesz dam ci lody przez lazanią.
-Okej. - uniósł kciuk i w końcu sobie poszedł.

3 komentarze: