wtorek, 5 stycznia 2016

Sometimes, Rozdział 34

Siedziałam na szczycie schodów i patrzyłam w dół, na drzwi wejściowe i to jak Zayn pomaga mamie wnieść walizki do środka. Susan była ubrana w przewiewną, letnią sukienkę po kostki a tata miał jasne bojówki i hawajską koszulę, a na czubku głowy okulary przeciwsłoneczne. Ich skóra pokrywała ciemna opalenizna a na twarzach spoczywały szerokie uśmiechy.
Nie to co u mnie.
Wstałam i zeszłam powoli po schodach i w końcu zmusiłam się do uśmiechu. Chociaż po chwili dotarło do mnie, że pomimo wszystko tęskniłam za nimi. Nic mi przecież nie zrobili, kocham ich no ale...
Będzie brakowało mi pieszczot przy tych boskich śniadaniach.
Mama ucałowała mnie i przytuliła mocno.
-Ohh, tak tęskniłam. - westchnęłam głęboko tuląc mnie - Opaliłaś się.
-Ty też. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej po czym przywitałam się z Carlem.
-I jak San Diego ? - zapytał odkładając jedną z toreb.
-Ciekawie. - zerknęłam ukradkiem na Zayna, który odstawiał walizkę. 
Zamknął drzwi wejściowe i również się uśmiechnął.
-Zrobiłem obiad. - rzekł do Susan wchodząc do kuchni - Rozpakujcie się i przyjdźcie.
-Zjem później. Nakarmili mnie w samolocie, potrzebuję też drzemki. - mówiła wchodząc po schodach.
-A ja chcę kąpiel. Bardzo długą. - rzekł Carl i poszedł za nią nie mówiąc nic więcej.
Ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami poszłam za Zaynem do kuchni i usiadłam na wysokim stołku barowym przy blacie.
Oczywiście, nachmurzyłam się. I to jak bardzo.
-Hej. - rzekł cicho podchodząc do mnie - Wytrwaj do stycznia. - szepnął.
-Nie wytrzymam tylu miesięcy bez spania z tobą. - powiedziałam, i zabrzmiało to smutniej niż myślałam. 
Westchnął głęboko i oparł się plecami o blat myśląc nad czymś.
-Powiedz coś. - mruknęłam.
-Czekaj. - rzekł cicho i podniósł głowę, patrząc gdzieś przed siebie. - Mam pomysł. - spojrzał na mnie i nachylił się do mojego ucha - Zrobimy tak...



          -Najważniejsze, że wszyscy byli bardzo mili, a zwłaszcza pracownicy hotelu. - mówiła mama po czym włożyła widelec owinięty makaronem do ust - Tatę denerwowały za to upały, ja tam byłam ze wszystkiego zadowolona. - spojrzała szybko na Carla.
-Oh tak. - przyznał po przełknięciu - 35 stopni w cieniu, rozumiecie to ?
Zayn zmarszczył brwi.
-Tato. W Los Angeles jest 40. - mówił jakby nie rozumiał.
Z resztą ja też nie zrozumiałam taty.
-Tego miasta też nie znoszę, nadal jestem za tym, żeby wyjechać na Alaskę. - westchnął i jadł dalej.
-A co u was ? - powiedziała Susan  - Byliście tydzień ?
-Coś około. - rzekł Zayn.
Byliśmy zajęci czymś innym, niż liczeniem dni.
-W centrum nadal tłumy ?
-Tak, ale większość czasu byliśmy w domu. - powiedział, co było wielkim błędem.
Rodzice przestali jeść i spojrzeli na nas, po czym na siebie nieco zaniepokojeni.
Zagryzłam wargę. Domyśliłam się, że spodziewali się czegoś innego.
-Nie mieliście być w hotelu ? - zapytał Carl patrząc na Zayna.
-Po co skoro mamy dom ? - spytałam, ale nie patrzył na mnie.
Nie odzywał się, wciąż wpatrywali się w siebie z Zaynem.
-Cóż... - westchnął.
-Nauczył mnie grać w pokera. - powiedziałam z szerokim uśmiechem - I pływać. Pokazywał mi też stare zdjęcia, które zostały w San Diego. I rysunki sprzed lat. Nawet uczył mnie rysować. - spojrzałam na rodziców - Mówiliście, że kiedyś wygrywał dużo konkursów plastycznych w liceum. Też chciałabym kiedyś spróbować, dużo mi pokazywał.
-Tak, cały dzień babrała się w węgielkach. - zaczął zmyślać razem ze mną.
-Nie mogłam zmyć ołówka z palców w dzień wyjazdu, pamiętasz ? - wymusiłam chichot.
-Wybrudziła klamkę i drzwi jaguara. - dodał.
-Poza tym zbliżyliśmy się do siebie. Lepiej poznaliśmy. - wzruszyłam ramionami. - Sama mówiłaś, jest dla mnie obcym mężczyzną. Dosłownie.
Zayn z wyczekiwaniem wpatrywał się w swoich rodziców, a mówię "swoich" dlatego, że właściwie dla mnie również byli obcy, tak jak on.
Tata odłożył sztućce i oparł się, Susan ukrywała zakłopotanie.
-Cóż. - powiedziałam wstając - Deser ?
-Pewnie. - rzekł Carl z uśmiechem. Chyba mu przeszło...
-Pomogę. - rzekł Zayn i wstał.
-Zrobiłam jabłecznik. O właśnie, jeszcze nauczył mnie gotować ! - zawołałam gdy zniknęliśmy w kuchni. - O cholera... - oparłam się o ścianę i odetchnęłam głęboko - Będzie ciężko.
-Dzisiaj walczymy o wspólną sypialnię - obrócił się upewniając, czy nikt nas nie słucha - Dziś w nocy zrób dokładnie to co ci mówiłem.

4 komentarze: