Jutro w końcu wielki dzień...
Cieszyłam się, że Zayn przekonał się na kremowy kolor ścian. Wszystko w pokoju było jasne; ściany, kremowe meble, biały dywan i ogromne łóżko z odrobinę ciemniejszego drewna, jednak pościel i poduszki leżące na niej były w tych samych kolorach co ściany i dywan. Na szafkach nocnych paliły się świeczki, które miały dać spokojny i przyjemny nastrój. Chciałam się nieco odprężyć, ponieważ dzisiaj w południe złapał mnie stres.
Od dwóch tygodni nie chodzę na uczelnie, więc dzisiejszy dzień również spędziłam z Marthą i Anabel, które dzisiaj nie rozmawiały już o przygotowaniach do ślub, tylko spędzały ze mną mile czas powtarzając, że wszystko jutro będzie dobrze.
Oczywiście, że będzie. Zostanę żoną Zayna.
Człowieka, który jeszcze w zeszłym roku za mną nie przepadał. Który mnie nie pamiętał. Którego mogłam oglądać jedynie na zajęciach.
A teraz ? Jest za drzwiami obok i bierze prysznic, a za chwilę zapewne będzie się ze mną kochał.
Uśmiechnęłam się na myśl o tym wszystkim. Wcześniej chciało mi się płakać na myśl o tym jak go straciłam, jaki kiedyś dla mnie był. Nie zasmucało mnie już to. Wprowadzając się do Filadelfii zaczęliśmy wszystko od nowa. A jutrzejszy dzień będzie dowodem na to, że już nigdy go nie stracę. Że już zawsze będę się budzić przy nim.
Nieważne czy w bogatym łóżku, czy na cienkim kocu w ogrodzie...
Usłyszałam otwierające się drzwi. Obróciłam głowę w bok.
-Jak się czujesz ? - spytał Zayn z uśmiechem na twarzy. Jego głos był ochrypły, ale ciepły, przyjemny dla uszu.
Zapragnęłam go natychmiast przy sobie.
Wyciągnęłam ręce w jego stronę, na co zareagował od razu i po chwili tulił mnie mocno, okrywając kołdrą.
Zaczął rozpinać guziki mojej koszuli nocnej całując mnie po szyi i schodząc coraz niżej.
-Oszczędzaj siły na jutro. - wydyszałam łapiąc go za rękę.
Spojrzał na mnie i pocałował delikatnie.
-Wsunę ci pierścionek na palec i przetańczę z tobą całą noc, dla mnie to żaden wysiłek. - cmoknął mnie w kącik ust - Sama przyjemność.
-Mówię o nocy poślubnej.
Zaśmiał się cicho.
-Racja. - przyznał - Ale nie wytrzymam.
Moja pierś unosiła się wysoko pod wpływem głębokich oddechów.
Sukienkę miałam już na sobie. Makijaż był perfekcyjny. Niezbyt wysokie, białe szpilki spoczywały na moich stopach i czekały aż zaprowadzą mnie do samego ołtarza. Wysoko upięty kok czekał na wszczepienie długiego welonu.
Było wszystko. Powinno być idealnie. Ale brakowało jednego.
Jednej osoby.
Sharon...
Wpatrywałam się ze łzami w oczach w zdjęcie mojej zmarłej mamy. Siedziała na kanapie w starym mieszkaniu, które teraz w Selinsgrove służy jako sklep lub magazyn.
Uśmiechała się. Pomimo wystających obojczyków i podkrążonych oczu prezentowała się naprawdę pięknie.
Dobrze widać, że zdjęcie było robione przez Johnny'ego, który dodatkowo ją rozśmieszał. Pamiętam ten dzień. Powtarzałam "jesteś piękna, mamusiu", gdy nie chciała być fotografowana. Stałam obok, tata robił zdjęcie nowym aparatem, który dostał w pracy. Powtarzał, że jest cudowna. Że jest szczęściarzem, że może ją mieć.
Łza spłynęła po moim policzku. W tym samym momencie na odsłoniętych barkach poczułam ciepłe dłonie.
Bardzo znajome dłonie.
-Jest tutaj. - głos Johnny'ego był cichy, opanowany, ale przejęty wzruszeniem - Jest z nami, Julio. I jest z ciebie bardzo dumna. - stanął obok i starł łzę z mojego policzka.
Po chwili dodał:
-No już, Anabel długo nad tym siedziała. - zaśmiał się wspominając o mojej przyszłej szwagierce, która właśnie do nas dołączyła trzymając w rękach welon.
-Gotowa ? - zapytała podchodząc z nim do mnie i stając za moim krzesłem.
-No jasne. - odparłam z uśmiechem.
Tata wystawił dłoń. W końcu to on zaprowadzi mnie do ołtarza.
Odetchnęłam jeszcze i w ułamku sekundy przemyślałam to jeszcze raz.
Po chwili ujęłam jego dłoń.
Oddychaj, oddychaj, oddychaj.
Muzyka organów odbijała się echem od ścian kościoła. Idąc wzdłuż wąskiego dywanu zamknęłam na moment oczy. Nie przewrócę się. Tata mnie podtrzymuję.
Jednak gdy otworzyłam oczy znowu zachciało mi się płakać. Byli wszyscy.
Martha, Jerry, Ann, , Travis, o mój Boże, Travis.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Zachichotałam cicho, oczywiście odwzajemniając uśmiech i przebiegłam wzrokiem po pełnym kościele. W końcu spojrzałam przed siebie.
Mina Zayna była bezcenna. Mój kochany, pewny siebie profesor, był w tamtym momencie tak zszokowany, tak zachwycony, że aż mnie samej zabrakło tchu.
A nie...to dlatego, że był zniewalająco przystojny.
No ale o tym to już wszyscy wiemy.
Gdy zdjął welon z mojej twarzy resztę czasu spędziłam na wpatrywaniu się w jego ciemne oczy okalanymi czarnymi kosmykami włosów.
Aż w końcu oboje powiedzieliśmy to na co czekaliśmy tak długo.
-I że cię nie opuszczę aż do śmierci. - dokończyłam cicho zaraz po tym jak na palcu Zayna zalśniła złota obrączka.
-Kocham cię. - powiedział bezgłośnie.
Jedyne co zdążyłam zrobić to uśmiechnąć się jeszcze szerzej, nim ksiądz pozwolił nam się pocałować a cały kościół wypełnił się gwizdami i oklaskami.
Wreszcie zaczęliśmy od nowa.
-Zatańczyłam ze wszystkimi. - westchnęłam głęboko opierając głowę o ramię Zayna który otwierał dom.
-Chodź tu. - pchnął drzwi i wziął mnie na ręce, tradycyjnie przenosząc przez próg.
-Nie obrażę się, jeśli zaniesiesz mnie do sypialni. - chichotałam - Wypiłam troszkę więcej.
Była piąta rano, słońce już wschodziło. Przetańczyłam większość czasu, byłam wykończona, ale oszczędziłam troszkę sił na resztę nocy.
Tą przyjemniejszą część nocy...
Mój kochany mąż położył mnie na łóżku i pomógł zdjąć baleriny, oczywiście sukienkę również.Gdy oboje byliśmy nadzy pieścił delikatnie ustami moją szyję i dekolt.
-Wymęczę cię jutro. Na razie chcę się nacieszyć tobą jako Julianną Malik. Moją żoną. - muskał opuszkami palców mój policzek.
Uśmiechnęłam się i przyjęłam ciepły pocałunek, który po chwili przerodził się w coś o wiele większego.
-Kocham pana, profesorze. - szepnęłam.
Przycisnął usta mocniej na nieco dłuższą chwilę.
-Ja ciebie również, Julianno. Mój aniele.
-Obudzę się jutro przy tobie ? - powtórzyłam pytanie które zadałam mu cztery lata temu w ogrodzie w Selinsgrove. Wtedy gdy się poznaliśmy.
-Oczywiście. Już zawsze będziesz się przy mnie budzić. - rzekł cicho.
I tak właśnie było.
3 lata później
-Ślicznie... - mówiłam cicho pochylając się dość nisko gdy malutkie paluszki zaciskały się na moich dłoniach.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Zayna siedzącego na kanapie z papierami na kolanach. Zdejmował okulary z nosa i z uśmiechem na twarzy spojrzał na prawie samodzielnie idącą w jego stronę córeczkę.
-Moje kochanie. - w końcu wstał i gdy byłyśmy tuż przy nim wziął Sharon na ręce.
-Tata. - zachichotała a jej okrągłą buzię okalały ciemne loczki.
-Czyż nie jest świetna ? - zapytał patrząc na mnie.
-Jutro dziadek weźmie ją na ryby. - pacnęłam dziewczynkę w nos.
-Chyba wolę, żeby robiła bukiety z Marthą. - stwierdził całując małą w usteczka.
Spojrzał na mnie.
-Moje aniołki. - objął mnie ramieniem i przysunął do siebie - Tak bardzo was kocham. - rzekł cicho z ustami przy mojej głowie.
-My ciebie razem jeszcze bardziej. - spojrzałam na niego.
Sharon zamknęła oczy i położyła główkę na silnym ramieniu taty.
-Chyba ktoś pójdzie spać. - powiedziałam, ale mój wzrok przykuło coś jeszcze, czyli oczy Zayna wpatrzone we mnie.
-Kocham cię, Zayn. - powiedziałam. Nie wiem dlaczego. Po prostu chciałam.
Minęły kolejne trzy lata odkąd się znamy. I były lepsze. Szczęśliwe.
Po chwili Zayn odparł cicho:
-Ja ciebie też, Julio. Już zawsze.
0-.
Koniec :>
Świetny rozdział i piękne zakończenie dziękuję za te wspaniałe chwile ;*
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie i wspaniałe,szczęśliwe zakończenie,dziękuję za kolejne doprowadzone do szczęśliwego końca opowiadanie ♥
OdpowiedzUsuń