czwartek, 23 kwietnia 2015

His Inferno, Rozdział 30

Chciało mi się płakać.
Gdy przełykałam ślinę w gardle czułam ogromną gulę, która utrudniała mi oddychanie.  Tyle dni go nie widziałam, dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się jak przetrwałam ten okres.
Patrzyłam w zranione oczy Zayna, chcąc rzucić się mu na szyję i zadusić z miłości. Powiedzieć mu jak bardzo skrzywdził mnie tym, że gdzieś wyjechał. Jak bardzo skrzywdził mnie fakt, że go zostawiłam. Jakie moje życie bez niego jest puste.
-Zimno ci ? - zapytał, zdejmując z ramion cienką, czarną kurtkę.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Trzęsiesz się. 
Skrzyżowałam ramiona.
-Jest dwadzieścia stopni.
-Ale wiatr jest chłodny. - odparł.
-Może...zacznij już lepiej mówić.
Skinął głową, spojrzał w niebo i odetchnął głęboko.
-Miałem 21 lat. To był mój trzeci rok na Harvardzie. Miałem nauki po uszy, nie miałem na nic czasu a moim jedynym odprężeniem i odpoczynkiem od książek i zajęć...był seks. - wydusił to z siebie - Spałem...Cóż, z wieloma studentkami z kampusu.  - gdy to mówił, czułam jak ogarnia mnie złość i zazdrość. Jednak cierpliwie słuchałam. - Od początku studiów uczepiła się mnie niejaka Melanii.  - zamarłam, gdy usłyszałam to imię. Zayn mówił dalej. - Okazało się, że chodziliśmy razem do liceum. Po pierwszym semestrze powiedziała mi, że mnie kocha. - zadrżałam. On jednak obojętnie wzruszył ramionami - Oprócz niej, powiedziało mi to jeszcze kilka dziewczyn. Tak jak na ich, na jej słowa zareagowałem obojętnie. Nie wzruszały mnie jej miłosne wyznania. Zostaliśmy.... - westchnął - Przyjaciółmi od seksu. Nie spotykaliśmy się poza zajęciami. Przychodziła do mnie jedynie wieczorami. Nie pozwalałem jej zostawać na noc... Pod koniec drugiego semestru zacząłem brać różne używki. Między innymi LSD czy kokainę. - podrapał się po podbródku - Kokainy chyba najwięcej. - przyznał - Tak czy siak byłem uzależniony.  Melanii, żeby mi zaimponować, wciągała razem ze mną. Również dużo piła. - pokręcił z rezygnacją głową - Nadal jest mi wstyd. Wciągnąłem w to niewinną, czystą dziewczynę. Cóż, może nie tak czystą, oprócz mnie spędzała noc z kilkoma z moich znajomych, ale mniejsza. Oczywiście narkotykami i alkoholem nie wzbudziła we mnie swojego zainteresowania. - wzruszył ramionami - Nadal była mi obojętna. Na trzecim roku, któregoś z wieczorów.. - spuścił głowę - Przyszła do mnie zapłakana. Powiedziała, że jest w ciąży. - spojrzał na mnie.
Zamarłam.
-Melanii..? - szepnęłam.
-Tak. - oblizał wargi. Po chwili kontynuował - Wystraszyłem się. Zacząłem chyba panikować, pamiętam, że byłem wtedy na lekkim haju. Pozwoliłem jej zostać na noc, żeby się otrząsnęła. Spałam na łóżku, a ja na podłodze w innym pokoju. Nie chciałem na nią nawet patrzeć. Przez pierwsze miesiące jej ciąży nie docierało do mnie, że będę ojcem. Gdy w końcu się z tym pogodziłem, zacząłem dostrzegać lepsze strony... Po prostu pokochałem to dziecko. Nie widziałem go, nie trzymałem jeszcze w rękach, a czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. Wiedziałem, że w moim życiu w końcu pojawi się ktoś, kto wyciągnie mnie z tego bagna.
-...Piekła ?
Spojrzał na mnie.
-Tak. - przyznał. - Prawdziwego piekła. - westchnął ciężko - W ósmym miesiącu wracałem z imprezy. Kompletnie nawalony. Tak przynajmniej myślałem, ponieważ gdy zadzwonił do mnie kumpel i powiedział, że Melanii jest w szpitalu a poród się przyspieszył poczułem, że jestem kompletnie trzeźwy. Od razu pojechałem z nim do szpitala w którym była Melanii.  Dotarłem do niej po jakiś trzech godzinach od telefonu. W między czasie musiałem doczołgać się do akademika, chyba wymiotowałem kilka razy. - wzruszył ramionami - Myślałem tylko o dziecku. W końcu dotarliśmy do szpitala. Lekarz powiedział, że....że ono umiera. Rzekł, że któreś z rodziny musi oddać krew w ciągu najbliższych dwudziestu minut, ponieważ krew dziecka jest za bardzo zanieczyszczona. - po jego policzku popłynęła łza - Powodem były narkotyki. Przeze mnie krew Mealnii i tym samym mojego dziecka była brudna, nie do użytku... Ona nie mogła oddać krwi. Powiedziałem, że ja to zrobię, błagałem lekarza ale...  - pokręcił głową, cicho płacząc - Byłem wypełniony dragami po uszy. Może gdyby nie to, że wcześniej znów coś wziąłem...mógłbym dać mojej córeczce życie. Mógłbym sprawić, że Sophie byłaby zdrowa. - schował twarz w dłoniach i zaczął szlochać.
Płacząc razem z nim, rzuciłam mu się na szyję i tuliłam mocno.
-Nienawidzę się za to. - szlochał - Zabiłem moje dziecko. Zabiłem Sophie.
-Ćśś. - szeptałam mu do ucha i gładziłam jego włosy. - To nie twoja wina.
-Moja. To przez mój nałóg i głupotę. - szlochał.
Objęłam jego twarz dłońmi i spojrzałam w jego zapłakane oczy.
-Nie pokochałabym kogoś kto zabiłby dziecko. - szepnęłam.
Przełknął ślinę.
-Kochasz mnie ? - zapytał.
Założyłam pasmo włosów za jego ucho.
-Kocham. - odparłam.
Otworzył szerzej oczy. Patrzył na mnie zszokowany.
-Kocham cię, Zayn. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko.
-Więc...teraz nie boję się tego powiedzieć.
Zmarszczyłam brwi.
Zayn, wkładając dłoń do tylnej kieszeni ciemnych dżinsów, odsunął się o krok.
Zamarłam, gdy powoli uklęknął.
-Uczyń mi ten zaszczyt i pozwól troszczyć, kochać, zasypiać i budzić się obok ciebie do końca moich dni. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Julianno Peterson, kocham cię. - otworzył czerwone pudełeczko wyciągnięte z kieszeni spodni - Czy zostaniesz moją żoną ?
Otworzyłam z wrażenia usta. Zakładam, że mój rumieniec i mokre oczy błyszczały w promieniach zachodzącego słońca, tak jak piękny uśmiech Zayna i pierścionek w pudełeczku.
-Tak. - odparłam głośno i zaczęłam podskakiwać jak małe dziecko.
Zayn zaśmiał się i wstał by wziąć mnie w ramiona. Podniósł mnie i pocałował namiętnie, trzymając pudełko w dłoni.
-Jeszcze coś. - uśmiechnął się do mnie czule i postawił na ziemi. Z pudełka wyciągnął pierścionek, z śnieżnobiałym, błyszczącym diamentem. Nasunął go na mój palec, następnie objął dłońmi moją twarz i ponownie pocałował.
-Tęskniłem za tobą. - przyłożył czoło do mojego czoła.
-Nawet mi nie przypominaj. - objęłam go w tali i wtuliłam w jego pierś - Nie mogłam spać, płakałam niemal co noc. - spojrzałam na niego - I nie obwiniaj się o śmierć Sophie. Melanii ma swój rozum, gdyby nie chciała to nie brałaby narkotyków, nie zmuszałeś jej.
-Tak myślisz ?
-Jestem pewna. - pocałowałam go w podbródek - Właściwie, to co się teraz z nią dzieje ?
-Jest w zakładzie psychiatrycznym w Bostonie. Po Sophie, umarło jej dwóch mężów, jeden ją zostawił. Oczywiście wszystko zwala na Sophie i muszę dbać o to, czy ma lekarstwa i zapewnioną opiekę przez specjalistów, z racji tego, że byłem ojcem. - westchnął.
-Przykro mi.  - położyłam dłonie na jego ramionach - Ale...poradzimy z tym sobie, tak ?
-Ze wszystkim, kochanie. - nachylił się i pocałował mnie. - Jest jeszcze coś. - szepnął, nie odsuwając się.
-Tak ?
-Teraz ty musisz mi coś dać.  - wziął mnie na ręce i zaniósł pod płaczącą wierzbę. Patrzyłam na dom, za którym się znajdowaliśmy
 -Nikogo nie ma ?

-Będą jutro na obiad. Tata zabrał wszystkich na ryby. - puścił mi oczko.
-Uknułeś to ! - zachichotałam.
-Masz mnie. - posadził mnie na trawie i zaczął rozkładać koc.
-To drzewo było kiedyś mniejsze.  - zauważyłam, patrząc na długie gałęzie wierzby.
-Zdążyło wyrosnąć przez te lata - ponownie wziął mnie na ręce i położył na naszym kocu. 
-Co chcesz zrobić ? - zapytałam, gdy zaczął odsłaniać mój brzuch, odsuwając bluzkę ku piersiom.
-Pokażę ci jak bardzo cię kocham, Julio.  - złożył ciepły pocałunek na moim brzuchu. Zadrżałam.
Potem było już tylko lepiej.


       Ciepły wiatr muskał nagie plecy Zayna, gdy wbijał się we mnie powoli.
Wchodził i wychodził, raz za razem.
Wbijałam paznokcie w jego łopatki, a moje nogi ciasno obejmowały jego biodra. 
-Boli cię ? - dyszał.
Z uśmiechem pokręciłam głową.
Nasze usta się spotkały. Potem wargi Zayna zsunęły się niżej, na podbródek, szyję, dekolt...
-Ach... - jęknęłam nieco głośniej, gdy moje podbrzusze zaczęło niecierpliwie pulsować.
-Teraz uważaj. - wydyszał i zadrżał, a ja wypięłam plecy w łuk, napierając na niego piersiami, tymczasem orgazm wstrząsnął naszymi ciałami. Wierciłam się niespokojnie, Zayn muskał ustami moje piersi, uspokajając mnie.
Pot spływał z naszych ciał, a nasze nosy muskały się delikatnie.
-I po wszystkim. - szepnął. - Poczułaś coś ?
-Hm ? - zamrugałam rozkojarzona - Oj, tak.. - westchnęłam z uśmiechem.
-Pytam, czy cię bolało.
-Nie. - pokręciłam głową - Ani razu.
-Uh.. - uniósł kącik ust - Moje starania nie poszły na marne.
Zachichotałam, a on położył się na plecach i pociągnął mnie na siebie. Położyłam głowę na jego piersi i wtuliłam się mocno w jego gorące ciało.
-Hm...
-Co ? - zapytał, muskając palcami moje plecy.
-Zabawne. Nasz pierwszy raz, tak jak nasze pierwsze spotkanie, odbył się w tym miejscu.
-Teraz wiesz, dlaczego nie chciałem robić tego w Toronto.
-Czekałeś aż tu przyjedziemy ?
-Nie sądziłem, że sprawy potoczą się tak jak się potoczyły, ale tak, czekałem. A wiesz dlaczego ?
Pokręciłam głową.
-Bo kocham cię do szaleństwa i chciałem, żeby twój pierwszy raz był niezapomniany. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Spojrzałam na pierścionek.
-I będę. Razem będziemy.
Pocałował mnie w czoło.
-Kocham cię, Julianno. Śpij już, nikt nas tu nie zobaczy. - naciągnął na nas drugi, nieco grubszy koc, leżący za drzewem.
Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy.
-Zayn ?
-Tak, Julio ?
-Będziesz tu gdy się obudzę ? 
-Oczywiście. Już zawsze przy tobie będę.

4 komentarze:

  1. Ten rozdzial byl super zreszta jak wszystkie :) nie moge soe doczekac nastepnego ps uwielbiam czytac twoje opowiadania ten blog jest genialny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To moje ulubione opowiadanie :) Mam nadzieje,że będą mieli dzidziusia,a Zayn w ten sposób uwolni się od przeszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jest nareszcie,świetny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń