-Jeszcze nie wiem. Co myślisz Zayn ?
-Według mnie mucha. - powiedział, odkładając szklankę z drinkiem.
-Nie słuchaj go. Tylko geje i profesorowie noszą muchy. - odparł Austin, patrząc na brata z rozbawieniem.
-Dziwne, ty nie nosisz.
-Bo nie mam takiej dennej pracy.
-Bycie gejem to praca ?
-Dobra, dosyć ! - rzekła z westchnieniem Martha - Nawet po trzech latach niewidzenia się musicie sobie docinać ? - mówiła, nalewając sobie soku pomarańczowego. (Zrobiła go, bo wiedziała, że to mój ulubiony smak.)
-Ale mamo... - zaczął Zayn - Austin jedynie przyznaje się to swojej orientacji.
-Odezwał się nerd.
-Przepraszam, że skończyłem Harvard z wyróżnieniem.
Kiedy Martha wstała, położyła dłoń na moim ramieniu i rzekła:
-Nie bądź taki przy własnej uczennicy. - nachyliła się do mnie - Wspomnij o jego zachowaniu dziekanowi.
Zachichotałam i zerknęłam ukradkiem na Zayna.
Patrzył na mnie rozpalonym spojrzeniem, mówiącym wszystko. Poczułam jego dłoń na kolanie. Wzdrygnęłam się lekko, czując elektryzujące ciepło przepływające przez moje ciało. Jego ręka przesunęła się wyżej, na udo i zacisnęła je lekko, ale stanowczo.
-Jutro im powiem. - szepnął do mnie, nim przyłożył usta do szklanki z drinkiem. Patrzyłam nawet na ruchy jego gardła, gdy przełykał napój.
Zadrżałam i wbiłam wzrok w biały obrus.
-W porządku Julio ? - spytała Anabel, jedząc stek.
-Jasne. - uśmiechnęłam się.
Poczułam na sobie spojrzenie Jerry'ego, tymczasem gdy Zayn zaczął rozmawiać z Marthą.
Uśmiechnęłam się niepewnie do niego i niby zrobił to samo, ale jego oczy nie dawały mi spokoju.
Patrzył na mnie jakby chciał mnie uspokoić. Jakby chciał coś jednocześnie przekazać. Ojcowskie, czułe spojrzenie, które miało w sobie jednak coś więcej.
Tylko co ?
Po kolacji zmywałyśmy z Marthą i Anabel naczynia, Austin i Will rozmawiali w salonie a Jerry postanowił porozmawiać z Zaynem na tarasie.
-Przygotowałam ci pokój. Jest już skończony. - mówiła Martha, trzymając dłoń na moim ramieniu po czym pocałowała mnie w skroń - A tak z innej beczki, jak Zayn cię traktuje ? Zważając na to, że jesteś przyjaciółką jego rodziny. - zerknęła na mnie znacząco.
-Jest w porządku. Chyba zdążył mnie polubić. - przygryzłam wargę.
-Słucham ? - rzuciła Anabel -Mamo, on...
-Ann, proszę ! - otworzyłam szerzej oczy -Na początku się nie dogadywaliśmy, ale jest już w porządku. Zaprosił mnie na kolację w urodziny.
-Naprawdę ? - zdziwiła się Martha - To wspaniale !
-Bo ja mu kazałam. - wtrąciła śpiewająco Ann.
-Ale zabrał mnie do restauracji i kupił bukiet róż. - odpowiedziałam, uśmiechając się zadziornie.
-No to jestem pełna podziwu. - Ann puściła podejrzane oczko do Marthy, która uśmiechała się też jakoś dziwnie.
Hmm...
*
*
-Pamiętaj, by nie wykorzystywać jej w jakikolwiek sposób jako swojej studentki. - mówił Jerry.
-Nie zrobiłbym tego. Nie traktuje się tak studentek, zwłaszcza Julianny.
-Od kiedy się spotykacie ? - dodał Jerry, kończąc swoje cygaro.
-Kilka dni. - odparł Zayn, wzdychając i patrząc na las, chwiejący się pod wpływem delikatnego wiatru. - Wiesz, zawsze cię podziwiałem. Skąd wiedziałeś, że czujemy coś do siebie ? Sądziłem, że dobrze to maskowałem przez ten wieczór. - uśmiechnął się lekko.
-Niby tak, ale to pierwsza dziewczyna z którą wchodzisz do naszego domu i wybierasz się w tak długą podróż. - spojrzał na niego - I czy Julia namówiłaby cię na przyjazd tutaj, gdyby była tylko zwykłą studentką ?
-Nie jest tylko studentką. Jest wyjątkowa. Zależy mi na niej.
-Jesteś pewien ?
Spojrzał na ojca.
-Co masz na myśli ? Pewnie, że jestem.
-Zayn, znasz Julię i znasz siebie. - spojrzał na syna znacząco - Julia jest czysta. Nietknięta. O czystej duszy i przeszłości.
Chłopak spuścił głowę.
-Przeszłość to przeszłość.
-Ale wciąż w tobie tkwi. - wstał i położył rękę na ramieniu syna - To dopiero kilka dni. Poczekaj parę tygodni, a jeśli będziesz pewien co do swoich uczuć wobec Julii, powiedz jej co było. To dobre dziecko. Ale musisz zaczekać.
Patrzył jak jego ojciec wychodzi, po czym wbił wzrok w wysokie drzewa znajdujące się niedaleko przed nim. Bawił się pustą szklanką w dłoniach i myślał..
Parę tygodni to za wiele. Wiedział, że nie może tak długo czekać z chowaniem swoich tajemnic.
Powie wszystko Julii, nim całkiem się do niej przyzwyczai.
Kochasz ją.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Wstał szybko z fotela i wrócił do środka, a tam czekał spokojnie aż wszyscy pójdą spać.
*
Żałując, że nie mogę mieć pokoju z Zaynem leżałam w moim świeżo wyremontowanym pokoju o kremowych ścianach i meblach z jasnego, prawie białego drewna. Łóżko było o wiele większe niż moja kanapa w mieszkaniu w Toronto, ale nie narzekałam.
Pragnęłam jedynie by Zayn znalazł się obok i tulił mnie do piersi. Patrzyłam na zapaloną lampkę nocną, myśląc o moim lęku przed ciemnością i o tym, czy kiedykolwiek z tego wyrosnę, gdy nagle ktoś zapukał do moich drzwi.
Szybko zgasiłam lampkę i odwróciłam się do Zayna stojącego w progu. Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam, odruchowo poprawiając grzywkę.
-Co tu robisz ? - wyszeptałam.
Pokazał mi wyświetlacz swojego telefonu, na którym znajdował się most Świętej Trójcy we Florencji nocą. Most na którym ostatni raz Dante spotkał swoją Beatrycze.
Jednak nie o tapetę mu chodziło, lecz o godzinę.
-Dwie minuty po północy. - szepnął, chowając telefon do kieszeni ciemnej kurtki.
Znam tę kurtkę...
-Czyli ? - zapytałam.
-Czyli jest już 31 sierpnia. Dzień w którym przyszłaś tutaj, by mnie spotkać, a ja byłem po kokainie i kilku piwach.
-Och, no tak... - uśmiechnęłam się lekko - Cieszę się, że to pamiętasz. - westchnęłam - Ale...jest środek nocy. Dlaczego jesteś ubrany jak do wyjścia ?
Wyprostował się.
-Nie pamiętasz tych ubrań ?
-Tak samo byłeś ubrany tamtego dnia.
-Starałem się odtworzyć tamten obraz. - oblizał wargi - Jeśli chcesz mogę się upić dla lepszego efektu.
Zachichotałam cicho.
-Nie trzeba, teraz na trzeźwo też jesteś dla mnie dobry.
-Będę jeszcze lepszy, obiecuję. - nachylił się i pocałował mnie delikatnie w policzek.
-Nadal nie rozumiem co chcesz zrobić. - rzekłam, gdy się odsunął.
-Chodź. - wyciągnął rękę.
Chwyciłam ją i poszłam z nim do jego sypialni.
-Nie wiem czy już zdążyłaś obejrzeć mój stary pokój. - powiedział nieco głośniej po zamknięciu drzwi i podszedł do szafy.
-Bywałam tu częściej niż myślisz. - odparłam nieśmiało.
Odwrócił się i spojrzał na mnie.
-Naprawdę ?
-Mhm. - skinęłam głową - Martha pozwalała mi tutaj zaglądać. Oglądałam twoje trofea i medale z liceum. Czytałam wszystkie dyplomy aż nauczyłam się ich na pamięć.
-Nie wiedziałem, że aż tak...No wiesz.
-Byłam tobą oczarowana ?
-Można tak to ująć. - przeczesał palcami włosy. - Co jeszcze robiłaś ?
-Dożo rzeczy. - usiadłam na łóżku - Przymierzałam, a nawet wąchałam twoje ubrania. Czasami ucinałam sobie drzemkę w twoim łóżku.
-Julio, gdybym tylko o tobie wiedział... - pokiwał z rezygnacją głową - Przyjechałbym, wiesz o tym. Tylko po to, by cię zobaczyć.
-Anabel mówiła, że Martha opowiadała ci o mnie. A kiedy byłeś w moim mieszkaniu pierwszy raz nazwałeś mnie "tą dziewczyną".
Spuścił głowę i zasznurował wargi.
-Cóż... - usiadł obok mnie na łóżku - Po studiach musiałem iść na odwyk. Trzymali mnie w czymś w rodzaju psychiatryka i...jedynym pocieszeniem były rozmowy z Marthą przez telefon. Jej głos już nie wystarczał, więc zaczęła opowiadać mi o aniołku z sąsiedztwa o brązowych oczkach i kasztanowych włosach. - uśmiechnął się do siebie - Nie zdradziła twojego imienia. Tak czy inaczej myślałem o tobie całymi dniami. Martha poradziła mi wyobrazić sobie, że jesteś obok mnie i, że mnie pilnujesz.
-Rozumiem. - uniosłam kąciki ust. To miłe ze strony Marthy.. - Ale dlaczego trafiłeś to szpitala psychiatrycznego ?
Wzruszył ramionami.
-Miałem pewne problemy w młodości i.....Pojawiały się u mnie próby samobójcze.
-Chryste, czemu ? - ujęłam jego dłoń.
-Wiele przeszedłem, Julio. - spojrzał na mnie - Nie chcesz o tym słuchać.
-A jeśli chcę ?
Westchnął i pocałował mnie w czoło.
-Może kiedyś ci opowiem. - wstał, a ja razem z nim - Nieważne. Teraz chciałbym cię gdzieś zabrać.
-Oczywiście, gdzie ?
-Zanim ci powiem musisz się ubrać. Na dworze jest chłodno. - zaciągnął mnie do szafy z której wyjął ciemną bluzę. Pomógł mi ją założyć, po czym ubrał mi kaptur na głowę. - Ją też kiedyś obwąchiwałaś ? - zapytał z szerokim uśmiechem.
-Chyba tak. - spojrzałam na zbyt długie rękawy - Cieplutka.
-Nosiłem ją trochę czasu. - wyjął szalik, który obwinął mi wokół szyi. - A to dostałem na Harvardzie. Nikomu wcześniej nie pozwalałem go dotykać.
-Więc jestem zaszczycona.
Zaśmiał się i wziął mnie za rękę a następnie zaprowadził do kuchni do tylnych drzwi.
-Gdzie idziemy ?
-Do naszego Raju. - spojrzał na mnie.
-Do ogrodu ? - zatrzymałam się.
Zmarszczył czoło.
-Nie chcesz ?
-Jasne, że chcę, ale....Nie było mnie tam od trzech lat.
-Dlaczego ? - również się zatrzymał.
Stał jakieś dwa metry ode mnie.
-Przypominał mi ciebie. - do oczu naszło mi troszkę łez - Nie chciałam tam wchodzić wiedząc, że nie ma cię obok mnie. - spuściłam wzrok, zagryzając wargi.
-Teraz jestem. I zawsze będę - uśmiechając się lekko, wyciągnął do mnie rękę tak jak trzy lata temu - Chodź.
Po moim policzku popłynęła jedna łza. Odtworzył tę scenę tak samo jak tamtego wieczoru. Pięknego wieczoru, na którego mecie oboje napotkaliśmy okropny poranek.
Tak jak wtedy, bez wahania chwyciłam jego rękę i dałam wyprowadzić się na tył ogrodu.
Nogi mi drżały, lecz nie z zimna. Zayn szedł za to pewnie i bez skrępowania. Zatrzymaliśmy się przy t a m t e j altance.
Stanął naprzeciwko mnie.
-Wyciągnij koc. - uśmiechnął się.
-Ej, teraz nie jesteś pijany. - zachichotałam i tak jak nakazał poszłam do altanki po czerwony, kraciasty koc.
Rozłożyłam go w tym samym miejscu.
Usiadł na nim i wziął mnie na kolana.
-Teraz wszystko pamiętam - westchnął, a ja oparłam głowę o jego ramie, tymczasem gdy on opierał się o drewnianą ścianę altanki. - Nie jest ci zimno ?
-Nie. - wtuliłam się - Jest idealnie, dziękuję. - pocałowałam go w zarys szczęki.
-Nadal czekam na nasz pierwszy pocałunek. Który oczywiście oboje zapamiętamy.
Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy, które były oświetlane jedynie przez blask księżyca.
-Słyszałam, że jutro wyjeżdżasz. - powtórzyłam słowa, które już kiedyś raczyłam tu wypowiedzieć.
Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał. Po chwili aluzja do niego dotarła.
-Tak. - uśmiechnął się lekko - Pierdolony uniwersytet. - zaczął gładzić dłonią mój policzek.
-Będziesz profesorem ?
Skinął głową.
-W Toronto. - szepnął.
Uśmiechnęłam się, a łzy płynęły po moich policzkach.
-Teraz poszliśmy spać. - rzekłam, gdy ocierał moje łzy.
-Pamiętam. - szeptał - A powinno być inaczej.
Westchnęłam i zamknęłam na moment oczy.
-Skoro tak szybko wyjeżdżasz, może....może chciałbyś zostawić po sobie pamiątkę ? Dla nas obojga.
-Julianno, oczywiście.
Położył się na mnie na kocu, obejmując dłońmi moją twarz.
-Pięknie wyglądasz w blasku księżyca. - szeptał - Jak mała, śliczna Calineczka.
Gdy nachylił się do moich usta, zatrzymałam go.
-Obiecaj mi coś. - rzekłam. Moje policzki już wyschły.
-Co tylko chcesz.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Zanim pójdziesz rano po gruszki, obudź mnie.
Zaśmiał się.
-Przysięgam.
Po tych słowach jego ciepłe usta spoczęły na moich. Na początku było delikatnie, słodko. Pieściliśmy się nawzajem delikatnymi jak piórko pocałunkami, kiedy nagle rozchyliłam wargi a jego język wdarł się do moich ust. To było coś wspaniałego, coś romantycznego...coś namiętnego.
*
Obudziła w nim najgłębsze pragnienia, jakich jeszcze nie odczuwał.Chciał wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni, a tam pokazać jej, że może wielbić ją czymś więcej niż tylko ustami.
Ale teraz rozkoszował się tą chwilą. Leżał ze swoją Beatrycze na kocu w ciemnym ogrodzie smakując ją, oddychając tym samym powietrzem co jego ukochana.
Przejechał językiem po jej dolnej wardze, którą często lubiła przygryzać, aż sam chwycił ją lekko w zęby, ale tylko na moment.
Julia dyszała, ale on nie chciał by jej (możliwe) pierwszy pocałunek był tylko erotycznym tańcem języków. Położył dłoń na jej udzie, gdyż wierciła się pod nim niespokojnie.
Przytrzymał swoje wargi przy jej wargach, aż w końcu się uspokoiła i zaczęli smakować się na nowo, powoli i niespiesznie.
Kochasz ją.
*
Jęknęłam cichutko, gdy odsunął swoją twarz od mojej. Oblizałam szybko wargi i pieściłam dłońmi jego twarz, tonąc w jego spojrzeniu.
-To było... - dyszałam - Cudowne.
Pocałował mnie jeszcze raz.
-Dziękuję ci. - szepnął.
-Za co ?
-Za pierwszy pocałunek.
-Co ? O czym ty mówisz ? - zmarszczyłam brwi - To ja powinnam ci za to dziękować. - odgarnęłam włosy z jego czoła - Inne...kobiety cię nie całowały ?
Westchnął.
-Julio, ta chwila była czymś więcej niż tylko całowaniem. Była czymś słodkim i delikatnym, a ja....ja nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. To było pełne...
-Miłości ? - szepnęłam.
Spojrzał mi w oczy.
-Kochanie. - przytulił mnie mocno. Po chwili przewrócił się na plecy tak, że leżałam z głową na jego piersi.
Przycisnął usta do czubka mojej głowy.
-Pocałujesz mnie jeszcze jutro ?
-Tym razem nie wyjeżdżam, więc tak. I przysięgam całować cię każdego dnia.
-Dziękuję ci.
-To ja ci dziękuję. - czule masował dłonią moje plecy - Nie jest ci zimno ? Możemy spać w domu, jeśli chcesz.
-Jest dobrze, dziękuję. - zamknęłam oczy - Mamy rocznicę poznania się.
-Ciekawa nazwa.
-Kreatywna, co ?
Zachichotał.
Po dłuższej chwili, gdy byłam już na wpół przytomna, zapytałam:
-Czy Sophie ma coś wspólnego z twoją przeszłością ? - położyłam dłoń na jego piersi, tam gdzie pod materiałem koszulki znajdował się jego tatuaż.
-Tak. - odparł, a jego oddech stał się płytszy.
-Mówiłeś, że ją kochasz.
-Nadal kocham. - szepnął - Ale to inna miłość.
-Była twoją żoną ? Dziewczyną ? Mogę chociaż wiedzieć, gdzie się poznaliście ?
Westchnął ciężko i na moment zacisnął powieki, ale po chwili ponownie spojrzał na gwiazdy.
-Sophie to moja córeczka.
...
OdpowiedzUsuń