środa, 30 września 2015

His Inferno, Rozdział 51

Soczek z rurką, ciepła bluza, kocyk i można pisać ^^
Miłego czytania ;*
Pierwszy akapit jest nieedytowany, ponieważ nie miałam zbyt wiele czasu i zainteresowałam się bardziej drugim :)



       Obudził mnie mocny zapach kawy i bekonu.
Gdy otworzyłam oczy przed sobą zobaczyłam talerz i kubek stojące na szafce nocnej. Nad nimi zobaczyłam unoszącą się parę, co świadczyło o tym, że i napój i jedzenie są jeszcze gorące.
Dopiero po chwili spostrzegłam, że przy moich nogach na skraju łóżka siedzi piękny, ale nieco poturbowany anioł.
By znowu nie stał się upadłym aniołem i nie trafił do piekła, którego tak strasznie się bał musiałam działać.
-Dzień dobry. - przywitałam się z ciepłym uśmiechem, pamiętając o tym, że wczoraj nie byłam dla niego zbyt miła.
Włosy miał w nieładzie, oczy podkrążone, a plecy zgarbione. Patrzył na mnie nieśmiało z takim nastawieniem jakbym miała zaraz uderzyć go w twarz.
Brakowało mu jedynie anielskich, czarnych skrzydeł.
-Jak się czujesz ? - wyplątałam się z kołdry i usiadłam obok niego.
-Lepiej. - rzekł cichym, zachrypniętym głosem.
-Pokaż oko. - dotknęłam palcami jego twarzy a on odwrócił głowę bym mogła zobaczyć jego siny, opuchnięty policzek i delikatnie przymknięte oko.
-Aj... - skrzywiłam się.
Spojrzał na mnie.
-Przepraszam... - spuścił wzrok - Za wszystko.
-Nie musisz. - dotknęłam dłonią jego "zdrowej" części twarzy i złożyłam pocałunek w kąciku jego ust. - To dla mnie ? - zapytałam patrząc na pachnący bekon.
Skinął głową.
-Martha i Ann są w swoich pokojach.
-A Jerry i reszta ? - położyłam ciepły od spodu talerz na swoich kolanach i wbiłam widelec w plasterek bekonu.
-Remontują. - spuścił głowę - Nie miałem siły z nimi iść. - spojrzał na mnie - No i nie zdążyłbym zrobić śniadania, a chciałem się odwdzięczyć za wczoraj. - przygryzł dyskretnie wargę.
-Zayn....
-Wiem, że nie wynagrodzę ci tamtego wieczoru zwykłym śniadaniem, ale chciałem, żebyś miała miły poranek. - rzekł zbyt smutno.
Przechyliłam głowę w bok.
-Nie musisz mi się za nić odwdzięczać. - powiedziałam z czułością - Zawsze będę ci pomagać, wiesz, że nie zostawiłabym cię tam samego. No i kiedyś ja będę potrzebować ciebie, też może będę się wstydzić ale... - wzruszyłam ramionami. Zabrakło mi słów - Kocham cię po prostu. - westchnęłam - I już. To ci chyba wystarczy.
Uniósł lekko kącik ust.
-Dziękuję. - rzekł cicho - Za pomoc.
-Nie ma za co. - delikatnie przeczesałam palcami jego włosy - Po śniadaniu umówię nas do lekarza i...
-Już to zrobiłem. Mam się zjawić na 16:00. - zerknął na mnie - Pójdziesz ze mną? - zapytał nieśmiało.
-Nie widzę innej opcji. - uśmiechnęłam się lekko - Jadłeś już ?
-Jeszcze nie.
Otworzyłam szerzej oczy.
-Musisz mieć siłę po wczorajszym wieczorze. - podłożyłam mu na widelcu plaster bekonu pod nos. 
Gdy wziął go do ust, zaczęłam mówić:
-Boli cię coś ?
-Trochę twarz. - przyznał po przełknięciu.
-Sukinsyn. - westchnęłam patrząc na wysokie budynki Toronto przez przeszkloną ścianę. - Mam ochotę mu przywalić... Zadzwonię dzisiaj do Melanii.
-Dała ci numer ? - uniósł brew.
-Nie, ale ty masz. Prawda?
-Skasowałem. - wzruszył lekko ramionami. Skrzywił się i zaczął masować prawy bark.
-Boli ? - sięgnęłam po kawę.
Skinął głową.
-Pamiętasz coś ? - zapytałam i odłożyłam pusty talerz.
Naprawdę byłam głodna, łał.
-Gdy skończyłem to co miałem zrobić poszedłem po whisky... - pomasował się po karku - I gdy butelka była pusta a mi się przysypiało usłyszałem trzask. Otworzyłem oczy, a on był już przede mną. Poznałem go, to na pewno był Rob. - pokręcił głową.
Rob Johnson. Tyle wiemy.
Gdy zakodowałam w głowie jego nazwisko Zayn kontynuował:
-Nic nie widziałem, ale... - parsknął - Tłuk mnie jak cholera. Byłem przytomny, chyba coś do mnie mówił.... - pokręcił głową - Zrobiło się cicho i głucho....potem usłyszałem twój głos i się ocknąłem. A gdy się nade mną pojawiłaś, wiedziałem, że jestem już bezpieczny.
Uśmiechnęłam się.
-Cóż, gdybym trafiła na Rob'a niewiele bym zdziałała.  - powiedziałam cicho.
Położył dłoń na mojej dłoni i zacisnął ją lekko.
-Przy tobie nigdy nie dzieje mi się krzywda. - pocałował mnie lekko w czoło.
Oparłam głowę o jego ramię.
-Przepraszam cię. - łza spłynęła po moim policzku.
Objął mnie i przytulił dość mocno, po czym rzekł:
-I ja też.


       -Okłady, gorące kąpiele na rozluźnienie mięśni i smarujemy cię tym trzy razy dziennie. - pokazałam mu maść którą wyciągnęłam z reklamówki. 
Wyszliśmy właśnie z apteki i szliśmy w stronę samochodu. Zayn obejmował mnie w tali a ja wpatrywałam się w karteczkę, którą dostałam od doktora.
-I zalecany jest masaż. - dodałam na koniec - Wyleczymy cię. O patrz, Costa Coffee ! - zobaczyłam budkę z kawą i goframi.
-Po kubku ? - zaproponował.
-Po kubku. Poczekam tam. - wskazałam na miejsce znajdujące się nieco dalej gdzie stało kilka stolików.
-Okej. - Zayn cmoknął mnie delikatnie i poszedł po kawy dla nas.
Costa Coffee...
Zmarszczyłam brwi gdy stanęłam przy stoliku i odłożyłam na niego zakupy.
Złe wspomnienia miałam z tym napojem.
A dokładniej sobie o nich przypomniałam, gdy usłyszałam ten jadowity, sukowaty głos:
-Julia. 
Z uniesioną brwią odwróciłam się i spojrzałam na obrzydliwy uśmiech Caroline Jenkins, niegdyś podrywającą mojego narzeczonego studentkę.
No tak.
Już pamiętam.
Po małej awanturze w gabinecie Zayna, gdy jeszcze nic nas nie łączyło wpadłam na Caroline. Szła wtedy do niego a w dłoniach trzymała dwa kubki tej właśnie kawy.
Gdy zobaczyłam, że są dwa aż zadrżałam. Wiedziałam, że będzie siedzieć w towarzystwie mojego kochanego chłopaka z ogrodu w Selinsgrove, tymczasem gdy ja w deszczu będę wracać piechotą do domu.
Oczywiście dowaliła mi jakąś chamską odzywką, a ja minęłam ją ze spuszczoną głową.
O nie. Skończyła się słaba Julia.
Uniosłam nieco brodę i spojrzałam na nią z pogardą.
-Caroline. - przywitałam się chłodno.
-Gdzieś ty się podziewała, hm ? - z głupkowatym uśmiechem skrzyżowała ramiona na małych piersiach ukrytych pod zielonkawym płaszczem. - Oh, słyszałam o Nathanie Robinsonie. Ciężka sprawa, co ? - parsknęła - Ale w końcu ktoś się tobą zainteresował. - wzruszyła ramionami.
Oh, za co ona mnie tak nienawidzi ?
Oczywiście wszyscy wiemy dlaczego ja nie znoszę jej.
-Ah, zapomniałam. Travis Montoya. - przewróciła oczami - Widzisz, Julcia ? Ktoś cię polubił.
-Za co próbujesz mi dogryźć ? - zapytałam unosząc brew wyżej.
-Łatwy z ciebie obiekt. - parsknęła - Ale wszyscy pamiętamy... - nachyliła się - Że nie tylko ja ci dogryzałam. - powiedziała ciszej.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się.
-Zmieniam kierunek. - odparłam w końcu - Profesor jest cały twój. Już mi nie będzie dogryzać. - wzruszyłam ramionami.
Zmarszczyła nagle brwi.
-Masz makijaż ? - zdziwiła się - Sądziłam, że beksy się nie malują.
-A ja jej za to powtarzam, że nawet bez niego wygląda pięknie.
Uśmiechnęłam się szerzej, gdy ku mojego boku zjawił się Zayn.
-Witaj Caroline. - uśmiechnął się sztucznie. Jego siny policzek akurat osłaniały pasma ciemnych włosów - Idziemy ? - zapytał patrząc na mnie.
-Pewnie. Umieram z głodu. - odebrałam od niego kubek Costa Coffee.
Dwa kubki, szmato ! - krzyczałam w duchu. - Dwa !
-Pamiętaj, lazania z podwójnym serem. - powiedziałam, gdy mijaliśmy zszokowaną dziewczynę - Do zobaczenia, Caroline ! - odwróciłam w jej stronę głowę.
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Peterson - 1, Jenkins - 0.
-Wkurzmy ją bardziej, nic na nas nie ma. - szepnął Zayn po czym objął mnie w tali i przysunął do siebie.
-Oh, jak ja pana kocham, profesorze. - westchnęłam i zaczęłam pić.
Zakładam, że Caroline nie zdążyła zrobić nawet zdjęcia, ponieważ po chwili znaleźliśmy się w samochodzie, a ona nadal stała na chodniku z opadniętą szczęką.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam to,że tak często na nas piszesz,mimo szkoły ♥

    OdpowiedzUsuń