-Okej. - mówił dysząc ciężko. - Wiem. Tak, poradzę sobie. Chciałem tylko...pogadać z tobą o tym. - po chwili zaśmiał się - Mówiłem ? A ty nie wierzyłeś. Moja teraz śpi. Kończę, bo muszę do niej wrócić.....Ja też. Dzięki za rozmowę.
Odłożył telefon i odwrócił się, gdy siadałam na skraju łóżka.
-Z kim rozmawiałeś ?
Patrzył na mnie przez moment.
-Z Jaixym. - oparł - Nie chciałem cię obudzić.
-W porządku. - zaziewwałam - Po co dzwonił?
-Nie, to ja dzwoniłem. Chciałem z nim pogadać o tym o czym rozmawiałem z tobą. - podszedł do mnie i usiadł obok. - Wspomniał o tym jak mówiłem, że będziemy mieli piękne dziewczyny. - uśmiechnął się lekko.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam.
-W porządku ?
-Tak. - objął mnie - Z tobą zawsze.
-Kocham cię. - szepnęłam.
-Wiem.
-Kiedyś się zgodzę i...
-Nie, nie. - spojrzał na mnie - Nie mów o tym. Dobrze ?
-Ale...
-Jenny. - rzekł cicho - Kochanie.
-Chodźmy lepiej spać. - położyłam się i okryłam kołdrą.
Zrobił to samo przytulając się do mojej piersi.
-Zayn ?
-Hm?
-Mówiłeś, że pomagałeś Jaixy'emu jeśli chodzi o homoseksualizm. O co chodziło?
Przez moment nic nie mówił. Objął mnie mocniej i zaczął mówić:
-Między innymi o to, że ze mną sypiał. Czasami budziłem się w nocy a on leżał na mnie i...ocierał się o mnie. Przez sen, oczywiście. Chodzi o to, że nie zdejmowałem go wtedy z siebie. Wiedziałem, że powinienem ale on tego potrzebował. - umilkł na moment - Bałem się, że w przyszłości naprawdę może być gejem i to z moją pomocą...Akceptowałbym to, ale już wtedy tego nie chciał. Czułbym się winny.
Pogładziłam jego włosy dłonią.
-Dobrze, że tu jesteś. - westchnął.
-Do usług. - uśmiechnęłam się tuląc go mocniej.
Patrzyłam na moje imię wypisane na jachcie trzymając w dłoni walizkę. Zayn objął mnie niespodziewanie w tali stając obok mnie.
-Wrócimy tu. Gdy będzie po wszystkim. - pocałował mnie w policzek.
Skinęłam głową.
-Wracamy do szarej rzeczywistości. - spojrzałam na niego.
-Nie takiej szarej. - uniósł kąciki ust - Cóż, mamy siebie, a dodatkowo świeżo wyremontowany dom.
-Wiem i bardzo się cieszę, ale... - spuściłam wzrok - Wciąż mamy wrogów. I ktoś chce nas skrzywdzić.
-Gdy będziemy razem na pewno mu się nie uda. - złapał mnie za rękę i ruszył w stronę wynajętego samochodu.
Godzinę od lądowania Zayn dostał telefon. Popijałam wino, tymczasem gdy on rozmawiał z detektywem.
-Cześć Smith, co jest ? - oblizał wargi siadając naprzeciwko mnie na skórzanej kanapie. - Co ? Oboje ? Amelia też? - spojrzał na mnie.
-Głośnik! - szepnęłam.
Dał na głośno mówiący. Nasłuchiwałam przejętego głosu Jacoba.
-Jaixy to załatwił. Wszystkiego dowiecie się na miejscu. I nie martwcie się, są teraz w areszcie pod czujną obserwacją.
-Jaixy ? - zdziwiłam się - Ale jak ?
***
-Tylko piśnij, a postrzelę cię w obie stópki. - mówił cicho Jaixy gdy Amelia wierciła się w jego ramionach. Zasłaniał jej usta dłonią i z bronią w drugiej ręce skradał się do sypialni jej partnera.
Mężczyzny, który spowodował wypadek Zayna.
Mieszkanie było zbyt małe, by włamało się do niego tylu ludzi ilu wynajął Jaixy. Tylko jedna osoba mogła się tam po cichu zakraść.
A nie mógłby być to nikt inny tylko on.
Gdy ujrzał mężczyznę leżącego w łóżku strzelił w sufit, dając tym samym znak reszcie.
Facet się zerwał, kobieta piszczała a przez okna i drzwi wpadło ośmiu uzbrojonych policjantów.
-Mam was. - szepnął z uśmiechem do ucha dziewczyny - Mas prawo zachować milczenie, suko.
***
Z otwartą buzią słuchałam tego co mówił do nas Jacob. Nagle do sali wszedł Jaixy. Zayn zerwał się natychmiast i podszedł do brata.
-W porządku ? - zapytał - Stary, dlaczego to zrobiłeś ? Mogłeś zginąć.
-Najpierw ty wygrywasz, później ja. - powiedział z uśmiechem.
Zayn zmarszczył brwi jakby nie rozumiał.
-Rewanż za rączki Michaela.- szepnął Jaixy i puścił bratu oczko. - Teraz twoja kolej.
-Moja ?
-Dokopiesz jej mężowi. - minął brata i podszedł do nas. Przywitał się ze mną ciepłym uściskiem.
-Jenny, posłuchaj. - zaczął.
-Gdzie Celeste ? Była z tobą ?
-Nie, jest u mnie. - pokręcił głową - Wszystko z nią w porządku. I chyba zaczyna mnie powoli lubić. - uśmiechnął się - Wracając...Mąż Amelii mówi, że cię zna.
-Co ? - zmarszczyłam brwi.
-Aktualne nazwisko kobiety to Adams. - rzekł Jacob. - Mówi ci to coś ?
-Adams? - zadrżałam.
-Jej mąż to Jack Adams. Twój były trener baletu. - rzekł w końcu Jaixy.
-Dasz radę ? - pytał mnie Zayn, gdy stałam obok wejścia do izolatki Adamsa.
Skinęłam głową.
-Jest przykuty, a ja jestem obok. To przeszłość, tak ? Nic ci nie zrobi. Zmierzysz się z tym.
-Dobrze..
Złapał mnie mocno za rękę i podszedł do wejścia, które otworzył nam policjant.
I weszliśmy.
Te same oczy. Te same włosy. Ta sama postura. Ta sama obrzydliwa ale jednocześnie przystojna twarz.
Aż czułam na sobie jego dłonie.
Wzdrygnęłam się.
Siedział na krześle, twarz miał delikatnie obitą a ręce związane z tyłu pleców. Podniósł na nas wzrok.
-Jenny Peterson. - uśmiechnął się - Niewinne, białe łabędziątko.
Podeszłam do niego szybko i z całej siły uderzyłam twarz.
-Powinnam ci współczuć. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Co ? Dokopiesz mi ? A może twoja niedołężna siostra ?
Zacisnęłam szczęki.
-Celeste chodzi. Ty niestety za dziesięć minut już nie będziesz.
Odwróciłam się i stanęłam pod drzwiami krzyżując ramiona. Tymczasem Zayn ściągał kurtkę.
-Na pewno chcesz na to patrzeć ? - upewnił się a ja odebrałam ją od niego.
-Oh, ktoś się mści za rozwalenie autka ? - śmiał się Jack.
-Nie. - Zayn stanął przed nim - Nie znoszę pedofilów. A jeszcze bardziej nie znoszę, gdy ktoś kładzie łapy na mojej dziewczynie.
Wzdrygnęłam się, gdy z hukiem uderzył go w twarz.
Jack plunął krwią na ziemię i rzekł chrapliwie:
-Nie znałeś jej. Mogłeś jej pomóc będąc na tamtym występie. Ale wolałeś podrywać dojrzalsze panienki z bufetu. - spojrzał Zaynowi w oczy - Byłeś bezsilny.
Z zaciśniętą szczęką powoli odwrócił głowę w moją stronę.
-Jenny, proszę wyjdź. - powiedział bez tchu.
I tak zrobiłam. Miałam na to za słabe nerwy.
Gdy upuściłam izolatkę spojrzałam w bok, na drugie wejście.
-Wpuście mnie. - powiedziałam do strażników.
Natychmiast otworzyli drzwi. Weszłam do środka i podeszłam do wysokiej, atrakcyjnej brunetki.
Uderzyłam ją w ten wytapetowany pysk.
-To za podrywanie mojego męża.
Znowu bum.
-To za uwzięcie się na nas.
W moich oczach stanęły łzy. Zacisnęłam dłoń w pięść.
-A to za moje dziecko, szmato.
Usłyszałam tylko chrupnięcie i pisk Amelii. Wyszłam zostawiając ją ze złamanym nosem.
Haha! I mają za swoje ! :D
OdpowiedzUsuńI tak trzymać! Oka za oko, ząb za ząb suki! :D
OdpowiedzUsuńI wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu :>
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze że policja na to pozwoliła :))
OdpowiedzUsuń