Tego samego wieczoru kończąc zmywać naczynia po kolacji, cicho potruchtałam na górę i zajrzałam do sypialni.
Gdy przez długie godziny Zayn z chłopakami zachowywali się jak dzieci, nie dziwię się, że teraz leżał plackiem na łóżku jeszcze w ubraniach i nawet nie drgnął, gdy weszłam do środka nieco głośniej niż oczekiwałam.
Zatrzymałam się w pół kroku, gdy przeciąg dochodzący z otwartych drzwi balkonu zatrzasnął za mną drzwi. Podeszłam powoli do łóżka i wdrapałam się na nie.
Uchylił zmęczone oczy.
-Miałeś się nie obudzić. - szepnęłam i położyłam się na boku.
-Wyczuwam twoją obecność nawet przez sen. - wziął mnie w ramiona i naciągnął na siebie - Śniłaś mi się.
-Naprawdę ? - wtuliłam twarz w jego szyję.
-Mhm. - pocałował mnie w czubek głowy. - Nie pamiętam dokładnie co robiliśmy, ale na pewno tam byłaś.
Przejechałam opuszkami palców po jego ramieniu.
-Która godzina ? - zapytał, gdy skończył ziewać.
-Po pierwszej.
-Dlaczego nie śpisz ?
-Sprzątałam po kolacji. Wczuwam się w rolę, w końcu mam się wprowadzić.
-Więc muszę wynająć gosposię, nie pozwolę, żebyś pracowała w kuchni do późna, podczas, gdy ja się wyleguję. Powinnaś leżeć tu ze mną.
-Ale to była kwestia dziesięciu minut. A ty właśnie tyle tutaj leżysz. Szybko zasnąłeś.
-Nie dziwię się. Jestem wykończony.
-Czyli wyścigi samochodów do północy to jednak zły pomysł ? Już nie mówiąc o tym, że jesteś odwodniony po cudownym leczeniu Martina.
-Racja, to nie było przyjemne. - powiedział cicho, chyba nie było stać go na więcej.
-Mój biedny, tak cię wymęczyli.
-A ty byłaś najlepszym lekarstwem na to wszystko. Gdyby nie ty, już dawno bym nie żył.
Zadrżałam ze strachu.
-Ale tu jestem. - przytulił mnie, a ja się rozluźniłam - I mam was oboje. - położył rękę na moim brzuchu.
Nie minęły dwa tygodnie, a wszystko było jak kiedyś.
No prawie.
Mój brzuch był większy i, żeby czuć się komfortowo do pracy chodziłam na płaskiej podeszwie. Często zaglądałam do Malik Tower, do gabinetu przyszłego tatusia mojego dziecka, który namawiał mnie bym wróciła do domu i odpoczywała.
-Zanim wezwę Jasona albo sam zawiozę cię do domu, chcę ci coś pokazać.
Z uśmiechem przewróciłam oczami i patrzyłam jak idzie po coś do swojego biurka. Wrócił z białym brystolem zwiniętym w rulon.
-Co to ?
Odwinął ogromną kartkę, na której znajdował się...projekt pokoju dziecięcego.
-O jejku. - westchnęłam. - Ty to zaprojektowałeś ?
-Z dokładnością do jednego centymetra. - powiedział, patrząc na moją reakcję. - A kolory zostawiłem dla kobiecego oka. No i jeśli to będzie chłopczyk, nie zrobimy mu różowego pokoju, więc jeszcze trzeba zaczekać do pierwszego USG.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
-Tylko nie płacz, chciałem dobrze.
-I jest bardzo dobrze. - przytuliłam go - Dziękuję ci.
-To nasze dziecko, nie masz za co dziękować.
-No tak, ale powinieneś zając się czymś ważnym w pracy, jakieś spotkanie lub...
-Teraz wy jesteście najważniejsi. Cóż, ty byłaś zawsze, ale teraz jest was dwoje. - uniósł kąciki ust.
-A pro po USG, dzisiaj idę na pierwsze. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zobaczymy naszą małą kruszynkę.
Jedząc kanapkę w moim niewielkim gabinecie, który praktycznie dzieliłam z Mikiem, ponieważ oddzielała nas tylko szklana szyba jako ściana, dostałam smsa z obcego numeru.
Panno Peterson, jestem zmuszona przenieść wizytę na godzinę 19:00, ponieważ mój syn zachorował i muszę zając się nim przez kilka godzin. Piszę z prywatnego numeru,
Dr Isabelle Davis :)
Zdziwiło mnie to, że napisała do mnie z prywatnego telefonu. Spróbowałam do niej zadzwonić, ale nie odbierała, więc wysłałam tylko wiadomość, w której powiedziałam, że na pewno się zjawie.
Nie mogę się doczekać tej wizyty i zdjęcia USG, które od razu pokażę Zaynowi po przyjściu do domu, więc za nic nie odwołam tej wizyty.
-Nie jemy podczas pracy. - usłyszałam głos Mike'a, który otworzył drzwi. Uśmiechał się do mnie szeroko, a jego oczy błyszczały z podniecenia.
-Zakładam, że dostałeś jakiś miły telefon.
-Jem dzisiaj lunch z najpiękniejszą kobietą w Nowym Jorku, więc żegnam się na całą godzinę ! - zaśmiał się i zamknął drzwi.
Zachichotałam i wróciłam do kończenia kanapki.
Pojechałam do przychodni, która była już o dziwo pusta. Właściwie to adres i numer dostałam od Zayna, Isabelle jest przyjaciółką jego mamy według której jest ona najlepszym ginekologiem w całym mieście.
Cóż, potrzebne było mi jedynie USG mojego brzucha, a to chyba nawet najgorszy ginekolog potrafiłby zrobić, ale cóż, zgodziłam się.
Dr Davis kończy dzisiaj pracę o 17:00, ale wcisnęła mnie na 16:30, więc byłam jej ostatnią pacjentką. To bardzo miłe, że nie odwołała wizyty, tylko zgodziła się przyjechać później.
W całym budynku zostało jedynie kilka sprzątaczek. Poszłam na drugie piętro, gdy zadzwonił mój telefon.
-Jenny, gdzie jesteś ? - usłyszałam głos Zayna.
Był zły.
-Oh, nie chciałam ci przeszkadzać i nie dzwoniłam. Pani Davis przeniosła wizytę na 19:00.
-Przeniosła ? Jak to przeniosła ? Nic mi nie powiedziała.
-Ale napisała do mnie, to chyba wystarczy. Kto nosi dziecko, ja czy ty ? - zachichotałam. - Napisała, że musi zająć się synem, bo zachorował czy coś.
-Jenny, ona nie ma syna. - zamilkł - Kurwa.
-Co ? Jak to nie ma ?
-Natychmiast opuść przychodnię i wracaj do biura, jest bliżej.
-Zayn, co się dzieje ?
-To podstęp. Cholera, ta kobieta przecież nie ma dzieci..!
Usłyszałam jakiś hałas.
-Jenny ? Jenny jesteś tam ?
-Tak. - zadrżałam i skierowałam się w stronę schodów - Tak, ja..Już wracam do biura.
Potem poczułam jak ktoś bardzo mocno uderza mnie czymś w głowę. A ostatnie to schody, z których się sturlałam nim straciłam przytomność.
-Brunetka, wysoka brunetka...
-Jak była ubrana ?
-Ja...ja nie wiem doktorze, ratowałam tą dziewczynę. Ona uciekła, bardzo szybko zniknęła.
-Była sama ?
-Chyba tak. Nie wiem, Boże, nie wiem...
Słyszałam rozmowę jakiś ludzi, gdy powoli otwierałam oczy. Gdy zorientowałam się, że jestem w szpitalu, zadrżałam od ostrego bólu głowy.
-Ćśśś.... - ktoś złapał mnie za rękę i delikatnie dotknął policzka.
Ulżyło mi, gdy zobaczyłam burze czarnych włosów i duże ciało pochylające się nade mną.
Jęczałam z bólu i szoku, ale gorące dłonie na moich policzkach stopniowo mnie uspokajały.
-Zayn.. - szepnęłam.
-Jestem. - pocałował mnie w czoło - Już dobrze, nie bój się. Jesteś bezpieczna.
-Tak się bałam.
-Ćśś. - usiadł na krześle obok mojego łóżka.
Spojrzałam na niego. Zaczęłam już lepiej widzieć.
-Dlaczego płaczesz ? - zapytałam.
Jego oczy były czerwone, a policzki mokre od łez.
-Ach! - jęknęłam i złapałam się za brzuch. - Co ? Co się stało ? - byłam owinięta bandażem, na którym znajdowała się krew.
Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę Zayna.
-Jenny... - szepnął.
-Ja... ja.... - nie mogłam się wysłowić - P-poroniłam ? - zalałam się łzami.
-Nie płacz. - przysunął się i przytulił - Ćśś...Już dobrze, nie płacz. - szeptał.
-Kto...kto to zrobił ? - szlochałam - Kto zabił moje dziecko...?
Zayn również ponownie zaczął płakać i mocno tulił mnie do piersi. Teraz nie bolała mnie ani głowa ani brzuch.
Teraz cierpiałam, gdyż pękło mi serce.
Następnego dnia nadal byłam w szpitalu. Zayn nie wychodził z mojego pokoju nawet na pięć minut. Chyba, że do kuchni po jedzenie dla nas obojga, lub toalety, która była dosłownie obok.
-Kochanie, posłuchaj. - rzekł Zayn, gdy skończyłam jeść rosół. - Jest tu twoja mama. - mówił spokojnie, bardzo cicho - Chce powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Będziesz w szoku, ale obiecaj mi, że cokolwiek ci powie, nie będziesz ją o nic winić. Dobrze ?
-O co chodzi, Zayn ?
Uśmiechnął się.
-Nic złego. - odparł - Ale bardzo cię zaskoczy. Tak jak mnie.
-Ty wiesz ?
-Tak. - wstał - Za chwilę do ciebie przyjdzie. - pocałował mnie i wyszedł.
Po niecałej minucie była już u mnie mama. Właściwie była już tu z samego rana aż do południa, nie wiem tylko co takiego chce mi powiedzieć.
-Skarbie.. - usiadła na miejscu Zayna i złapała mnie za obie ręce. Jej gęste loki były spięte w kok na samym czubku głowy, oczy były załzawione - Wiem, że możesz mnie za to znienawidzić. Mnie i tatę.
-Tatę ? Jest tutaj ?
-Nie. Ale będzie w przyszłym tygodniu. - westchnęła - Posłuchaj mnie. Dwa lata temu, zaraz po wypadku byłyście z Celeste obie w szpitalu. Bałam się wtedy wszystkiego. Tego, że moje dwie córki będą na wózkach. Tego, że z Celeste będzie jeszcze gorzej, niż po pierwszym wypadku, gdy miała 14 lat a wasz ojciec jechał zbyt szybko i...Została kaleką. - wytarła jedną z łez - Wasz ojciec wpadł w depresję. Ty nie chciałaś obudzić się przez cały miesiąc, Celeste otworzyła oczy tuż po pierwszej nocy w szpitalu. Gdy minął pierwszy tydzień, bardzo obwiniała waszego tatę o to, że teraz skrzywdził ciebie, po tym co zrobił jej.
I podjął decyzję. Powiedział, że zabierze Celeste do Walii, tam znajdował się ośrodek rehabilitacyjny oraz wiele uzdrowisk. Powiedział, że nie wróci, póki Celeste nie będzie mogła chodzić. Rozmawiał z lekarzami. Byli pewni, że jeśli będzie ona czymś rozproszona, rehabilitacja pójdzie na marne. Oczywiście mówili o tobie. Cała rodzina była przekonana, że nie pogodzisz się z myślą, że twoja siostra jest gdzieś na świecie do tego tak daleko od ciebie.. - umilkła na moment - Zrobiliśmy nagrobek i...powiedzieliśmy ci, że Celeste umarła. I nie rozwiodłam się z twoim ojcem. Mówiliśmy tak, dlatego, żeby mieć wyjaśnienie na to, dlaczego do nas nie przyjeżdża.... - spojrzała na mnie - Twoja siostra żyje. - zalała się łzami.
A ja chyba znowu straciłam przytomność.
Normalnie Moda na sukces XD
OdpowiedzUsuńPo raz drugi xD dzięki xD
UsuńNie wiem czemu,ale moją pierwszą myślą było,że z tych schodów zepchnęła ją ta siostra..Tak jakoś xD
OdpowiedzUsuńKurde,niech ta siostra spada stąd :D
OdpowiedzUsuńDobrze że jej siostra żyje, od początku tej historo coś mi z tym nie grało. Ona musiała żyć :)
OdpowiedzUsuń