wtorek, 2 czerwca 2015

Double Bliss, Rozdział 25

Siedzieliśmy w ciszy, gdy Zayn skończył mówić.
-Ja...Nie sądziłam, że.. - nie mogłam dokończyć zdania. Spojrzałam na nich.
Jaixy siedział zapatrzony w stół a rękami na kolanach, a Zayn przecierał podbródek palcami.
-Było, minęło. - rzekł Jaixy - Prawda ? - poklepał Zayna po plecach.
-Resztę opowiem ci kiedy indziej. - powiedział do mnie.
-Jest coś jeszcze ?
-Tak. Mniej ważnego, ale jest. - odparł Jaixy - Muszę lecieć, wieczorem mam rozmowę z detektywem, który zajmuje się sprawą wypadku.
-Smith ? 
-Ta. - skinął głową.
Chyba tylko ja nie wiedziałam o kim mówią.
-Mogę mieć do ciebie prośbę ? - zapytał Zayn brata - Za tydzień w poniedziałek mam ważne spotkanie, a jestem uziemiony przez psychiatrę i wózek, więc na nie nie pójdę.
-Mam iść za ciebie ?
-Jestem pewien, że byś tego nie schrzanił. 
-Miło, że we mnie wierzysz. - zaśmiał się - Pewnie, że pójdę. 
-To musi być naprawdę ważne. - zmarszczyłam brwi - Większość swoich spotkań olewasz.
-Racja. - uśmiechnął się lekko - Chciałbym wybudować kilka domów dziecka na przedmieściach.
Spojrzeliśmy na siebie z Jaixym.
-Skąd ten pomysł ? - zapytał.
-Nawet nie wiesz ile na ulicach tego miasta żyje niczyich sierot. - powiedział.
Telefon Jaixy'ego zadzwonił.
-Oh, to Smith. Muszę lecieć, zadzwonię jeśli czegoś się dowiem. - skierował się w stronę wyjścia i odebrał telefon.
Gdy usłyszałam, że drzwi się zamykają, zapytałam:
-Domy dziecka ? Czemu nagle teraz ? - nie rozumiałam jego zamiarów, chociaż był to bardzo domy pomysł.
Oparł ramiona o stół i spojrzał na mnie.
-Wyobraziłem sobie, że to nasze dziecko prosi o jedzenie na ulicy.  - powiedział. -I wykonałem jeden telefon.
Wzruszona tymi słowami, spojrzałam w jego piękne, ale przekrwione od nieprzespanych nocy oczy. 
I wtedy dotarło do mnie jak cierpi. Widziałam siedzący w nim ból i cierpienie przez jego kalectwo.
-To nie potrwa długo. - powiedziałam cicho i złapałam za ręce leżące na stole - Musisz być cierpliwy. - usiadłam na nim okrakiem i przytuliłam mocno.
-Ja nie potrafię... - jęknął i schował twarz na mojej piersi.
-Wygrałeś ze śmiercią, Z tym też wygrasz. Razem wygramy, tak ?
Przytulił mnie mocniej i zalał się łzami.



             Tydzień minął szybko, pomimo długich i ciężkich nocy.
Koszmary Zayna nasilały się, a tabletki uspokajające kończyły. Właśnie wchodziłam do domu, mijając się wcześniej z psychiatrą Zayna, Gabrielą.
Była szczupłą brunetką w podeszłym wieku, która pomimo zbliżającej się pięćdziesiątki świetnie radziła sobie z zaburzeniami psychicznymi wielu ludzi - w tym Zayna.
Cóż...do końca nic mu nie pomagało.
-Jestem. - weszłam do sypialni uśmiechając się szeroko - Jak było dzisiaj ?
-Czasem przeraża mnie ta kobieta.  - powiedział. Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit - Patrz - pokazał mi rękę - Dostałem zastrzyk. - uśmiechnął się szeroko.

-O Boże, nie.. - zasłoniłam twarz dłońmi.
Był to trzeci zastrzyk, który sprawiał, że Zayn po prostu odlatywał. Jak określił to Jaixy, wyglądał jakby był zlany w trzy dupy. 
Po ludzku - baardzo pijany.
Uklękłam obok niego na łóżku, tymczasem gdy nucił sobie coś pod nosem.
-Jennyyy... - uśmiechnął się szeroko - Kwiatuszkuuu.
-No już już. - pogłaskałam go po głowie - Słuchaj mnie uważnie. Mówiłeś Gabrieli o wymiotach ? - zapytałam, ponieważ zapomniałam zapytać o to, gdy spotkałam kobietę przed domem. Zayn od kilku dni często wymiotuje i nie wiemy czy jest to z powodu nerwów, czy zwykła grypa żołądkowa.
-Nie, nie, ćśśś. - zatkał uszy i zamknął oczy - Nie mów o tym.
-Nie bój się, nie zwymiotujesz teraz. - westchnęłam i położyłam się obok niego. 
-No chodź. - przewrócił się powoli na bok i objął mnie jedną ręką.
Wtuliłam się w niego mocno i wdychałam przyjemny zapach wody kolońskiej.
-Jest jeszcze coś. - powiedział cicho.
-Hm ?
-Czasem się czuję, jakbym gadał sam do siebie. Najdziwniejsze jest to, że nawet sobie odpowiadam.
Westchnęłam.
-Rozmawiasz wtedy z Jaixym, kochanie.
-Moja teoria jest bardziej prawdopodobna. 
-Musisz spać po zastrzykach, tak mówiła Gabriela. Spróbuj zasnąć.
-Nie mogę.
-Dlaczego ?
-Pilnuję cię.

Uśmiechnęłam się.
-Nic mi nie będzie. 
-Bo nie śpię.
Przytuliłam go mocniej.
-Zayn ?
-Mhm?
-Myślisz o tym dalej ? O tamtym Michaelu ?
-Od kiedy mam ciebie to nie.
I zasnął.



         Obudził mnie dzwoniący telefon.
-Jaixy ? Cześć, jak spotkanie ? - odebrałam zaspana.
Zayn również się obudził. Zastrzyk przestał działać i wrócił do normalności. Własnie przecierał zmęczone od snu oczy.
-Jestem na komisariacie, gdy zjawi się u was ochrona niech Jason cię przywiezie.
-Co ? Jak to, co się stało ?
-Napadnięto mnie. Myśleli, że ja to Zayn. - umilkł na moment - Doktor Cary nie żyje. 
Zamarłam.
-Co ?
-Zastrzelili go półgodziny temu. Byłem tam.
-Jezu, dlaczego ? I nic ci się nie stało ?
-Trochę dostałem, opatrzyli mnie przed chwilą. Trwa dochodzenie, ale ci goście to na pewno bracia Agnes. - słyszałam jak szybko powiedział coś do policjanta - Za dziesięć minut będzie u ciebie Jason z ochroną. U Zayna też zostaną, nie wiemy czy czasem nikt teraz nie kręci się obok waszego domu. 
-Boże, co ?!
-Bez paniki. Włącz głośno mówiący.
Zrobiłam co kazał i razem z Zaynem słuchaliśmy.
-Zayn, pamiętasz Martina ? Kolegę od czwartej klasy ?
-Pewnie, ale o co chodzi ?
-Za chwilę u ciebie będzie. Rozmawiałem z nim jakąś godzinę temu, jest w Nowym Jorku. Dowiedział się o tobie i wie co jest przyczyną paraliżu.
-Nie był nią wypadek ?
-Wszystko ci wyjaśni jak przyjedzie. Jenny, czekamy tu na ciebie. - i się rozłączył.


             Wchodząc do komisariatu miałam przed sobą Jasona, a po bokach dwóch "goryli" w ciemnych okularach, Nosili je nawet w ciemnym samochodzie i teraz, gdy jedyne co ich oświeca to lampy na suficie o które prawie zahaczają czubkami głów.
-Pani Jenny Peterson ? - podniósł się z metalowego krzesła wysoki mężczyzna w czarnej kurtce - Nazywam się Jacob Smith, zajmuję się sprawą związaną z wypadkiem pani męża.
-Dzień dobry. - podaliśmy sobie ręce - I Zayn nie jest moim mężem. Z resztą nieważne, co się tu stało ?
-Proszę usiąść. 
Zajęliśmy miejsce przy niewielkim stoliku nad którym paliła się żarówka. Goryle stanęli za mną pod ścianą i bacznie się w nas wpatrywali.
-Jaixy wracał ze spotkania w MalikTower, Został napadnięty i pobity przez dwóch mężczyzn. - wyciągnął dwa zdjęcia ciemnej karnacji facetów w średnim wieku. - Jasper i Ryan Ferguson. Kojarzy może pani ?
-Nazwisko. - przytaknęłam.
-Oh, zapewne. Są oni braćmi niejakiej Agnes Ferguson. Tak czy inaczej, po zaciągnięciu Jaixy'ego do opuszczonego magazynu mięsa i sprawdzeniu jego dowodu dotarło do nich, że trafili na złą osobę. Sądzili, że to Zayn. W magazynie był także doktor Cary Robinson. Został postrzelony w brzuch.
Złapałam się za serce.
-Ale dlaczego ?
-Nie mamy pojęcia. Podejrzewamy, że pracował dla wszystkich Fergusownów i co najgorsze, mężczyzny, który spowodował wypadek dwa tygodnie temu.
Z tego co mówi Jaixy, najpierw zabili doktora Cary'ego, a
 później sprawdzili jego dowód. Mówił też, że mężczyzna nie zdążył nic powiedzieć, więc nie doszliśmy jeszcze po co z nimi był.
-O Boże.. - złapałam się za skronie - Nic z tego nie rozumiem.
-Cóż, to wszystko co wiemy.
-A Martin ? 
-Martin Hamilton, doktor medycyny na uniwersytecie Kalifornijskim. - powiedział od razu - Zna przyczyny paraliżu pani męża. Podejrzewa również skąd pochodzą drgawki, brak snu i wymioty. To w ogóle nie jest związane ze stresem. - spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam ciepło w jego zielonych oczach - Z tego co wiem, dzięki pani w środku jest zdrów jak ryba. - uśmiechnął się i pokazał szereg białych zębów.
Zarumieniłam się i uniosłam kąciki ust.
-Czy mogłabym porozmawiać z Jaixym ? - zapytałam, nieco spokojniejsza.
-Jest teraz na prześwietleniu oka, dosyć mocno dostał.
-Niebieskiego oka ?
-Tak, jest bardzo naruszone odkąd ściągałem z niego rozzłoszczonego Zayna, który złoił mu skórę. - uśmiechnął się lekko.
-Był pan tam ?
-Jesteśmy przyjaciółmi od czwartej klasy. Martina też dobrze znam. I proszę mi mówić Jacob.
-Więc też proszę o mówienie mi po imieniu, Jacob.
-A ja proszę o zaproszenie na wesele. - uśmiechnął się szeroko.
-Jak zaplanujemy, to jesteś pierwszy w kolejce.



           Siedzieliśmy na komisariacie jeszcze przez dwie godziny. 
Policja dokładnie przeszukiwała magazyn, a Martin był już w drodze do nas.
W końcu zobaczyłam w drzwiach wysokiego blondyna w okularach. Zdjął je i założył sobie na głowę.
-Jenny ? - podał mi rękę.
-Tak. - wstałam - Co z nim ?
-Okazuje się - mówił do mnie, sierżanta policji, Jacoba i Jaixy'ego - Że organizm Zayna był wypełniony środkiem częściowo paraliżującym. Z tego co wyszło z moich badań był on podany około 14 lub 15 dni temu. Niestety..przez doktora Cary'ego Robinsona. Na jedno wychodzi. - westchnął - Jest on w organizmie zwykle przez około trzy tygodnie. Później organizm wyrzuca z siebie już nieużyteczny płyn w postaci wymiotów lub biegunki. Trwa to bardzo długo, sama Jenny pewnie zauważyłaś, że wymioty nie były obfite ale wykańczały chłopaka. Cóż, mogę przyznać, że się spisałem, ponieważ całkowicie go z tego oczyściłem.
Po krótkiej chwili Jaixy zapytał.
-Jak ?
Martin westchnął.
-Lewatywa, tabletki, patyki w gardło i po sprawie. - wzruszył ramionami. - Chce cię zobaczyć.
-Mnie ? - zapytałam.
-Tak. Zawiozę cię.



            Wysiadłam przed domem i jeszcze raz podziękowałam Martinowi za jego ciężką pracę.
Gdy weszłam do domu wszystkie światła były zgaszone, paliło się tylko na małych schodach prowadzących do małej sali piętro niżej, gdzie Zayn planował zrobić siłownie. Dochodziły stamtąd również jakieś "mechaniczne" dźwięki.
Szybko zeszłam po schodach i stanęłam w wejściu.
Widziałam Zayna w zwężanych spodniach i czarnym bezrękawniku biegającego na bieżni tyłem do mnie.
Zasłoniłam usta dłonią i zalałam się łzami. Boże, on chodzi.
-Zayn. - jęknęłam.
Odwrócił głowę w moją stronę i zatrzymał bieżnie. Następnie zszedł z niej i zmachany stanął obrócony w moją stronę.
-Ja też w to nie wierzę - dyszał - Ale czuję się jak nowo narodzony.

6 komentarzy: