środa, 15 kwietnia 2015

His Inferno, Rozdział 28

Nieedytowany, miłego czytania ! <3



Moje mieszkanie było puste.
O ile można było nazwać to miejsce mieszkaniem.
Już zapomniałam jak okropnie się tu czułam. Wszędzie leżał kurz, nawet na krzesłach. Widać było go przez lekkie promienie słońca dobiegające zza koronkowej firanki. Gdy zapalałam światło,w duszy modliłam się, żeby żarówka jeszcze działała.
-Uhh... - zamknęłam oczy, gdy się zaświeciła.
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. 
Jakoś tu pusto..
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że siedzę w bogatym apartamencie.
A gdy je otworzyłam były pełne łez.
Gdy wmawiałam sobie, że u Zayna czuję się lepiej również przez to jak mieszkał, byłam w wielkim błędzie.
Nie potrzebowałam ciepłej wody. Dużych posiłków. Wygodnej wanny.
Rzeczy, których może pragnąć każdy przeciętny człowiek.
Ale ja mogłam żyć nawet na ulicy, byle mieć przy sobie jego. 
Usiadłam na chłodnej podłodze.Podkuliłam nogi i przytuliłam się sama do siebie.
Nie ma babci. Nie ma Johnny'ego. Nie ma mamy, mojej mamusi..
Nie ma Zayna.

       Trzeci dzień na uniwersytecie. 
Noga już nie boli, dotarło do mnie, że to całe skręcenie nie było aż tak poważne. Niecałe dwa tygodnie, a ja mogę nawet biegać.
Dzień był ciepły, słoneczny. Tak jak dwa ostatnie.
Tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju..
Oczywiście Zayn nie opuszczał mojej głowy. Ale dlaczego nie pojawił się w pracy ?
Ani wczoraj, ani przed.
Wpatrując się rozpiskę zajęć wiszącą na ścianie, myślałam o tym czy zamierza się dzisiaj pojawić.
Z resztą, to już nie moja sprawa.. Tak ?
Gdy tak sobie o nim myślę, ktoś nagle łapie mnie za ramię.
Boże, to on. 
Zayn.
-Travis. - uśmiecham się, w głębi duszy czuję rozczarowanie.
Chłopak uśmiecha się do mnie szeroko. Jego jasne oczy cieszą się do mnie razem z nim, a rozwiane, karmelowe włosy sprawiają, że wygląda schludnie i chłopięco.
Wziął mnie w ramiona i mocno uściskał.
-Brakowało mi ciebie. - rzekł, czułam, że nadal się szeroko uśmiecha.
Oh, Travis. Przynajmniej on tu jest...


      Piłam z Travisem kawę w "kampusowym barze". Było tam sporo studentów, ja zaczęłam spędzać tam czas dopiero dwa dni temu. Jakoś nie miałam z kim do niego zaglądać.
Minęło już dziesięć dni odkąd rozstałam się z Zaynem, a on nadal nie wrócił na uniwersytet. Z tego co słyszałam, pojechał na zastępstwo do innego miasta, niektórzy mówili, że odszedł na co zareagowałam dramatycznym płaczem w łazience. 
Uspokoiłam się tym, że to jedynie plotki i, że pewnie go jeszcze kiedyś zobaczę. 
I będę mogła patrzeć. I myśleć, że mógł być kiedyś mój.
Szybko wyciągnęłam zeszyt i napisałam moje słowa ołówkiem na górze jednej z kartek.
-Julio.
-Hm ? - uniosłam brew, patrząc na niego. Zamknęłam zeszyt. - Przepraszam. Jestem rozkojarzona.
-Dowiem się w końcu co ci jest ? - dopytywał - Martwię się.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Miło mi to słyszeć. - odparłam.
-Hej. - położył dłoń na mojej dłoni, spoczywającej na zeszycie. - Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć. Więc jeśli chcesz porozmawiać... - wzruszył ramionami - Wal śmiało. - uśmiechnął się szeroko.
-Dziękuję, Travis. Ale...na razie wolałabym o tym nie rozmawiać.
-Rozumiem. Poczekam. - odparł i stuknął mnie czule palcem w nos.
Zachichotałam, rumieniąc się i wróciłam do picia kawy.
Gdy śmiech ustąpił, przypomniało mi się jak bardzo chcę się schować w łóżku i nigdy z niego nie wychodzić.

   
       Dni mijały. Za nimi tygodnie. Pogodziłam się z myślą, że Zayn zmienił pracę.
29 dni. Nie wierzę jak udało mi się przez ten czas normalnie funkcjonować.
Dostawałam pieniądze od Marthy, w końcu się na to zgodziłam. Zrozumiałam, że bez tego nie pociągnę. Do tego mam za dużo nauki na prace.
Ale oprócz pieniędzy, żadnych wieści o Zaynie..
Wiele razy kusiło mnie, żeby do niego napisać lub zadzwonić. Na całe szczęście skasowałam jego numer...Tak, dobrze, że to zrobiłam.
Powoli zaczęłam szykować się do szukania promotora do napisania pracy magisterskiej.
Gdy w końcu odłożyłam książki postanowiłam przemyć twarz i zaspane oczy. Był późny wieczór, a ja jak zawsze czytałam.
Gdy stanęłam przed lustrem w łazience, spojrzałam na siebie. Twarz, włosy...
Jakoś nie mogłam znieść tego widoku. 
Przypomniał mi się moment, gdy stałam przed lustrem a Zayn całował moją szyję i policzki, stojąc tuż za mną.
Łzy zalały moje policzki. Sięgnęłam po nożyczki leżące obok łóżka i wróciłam do łazienki. 
Trzeba zmienić ten widok.


        Dwa dni później, znowu płakałam. Już nie wiem czy z powodu obcięcia włosów po same policzki, czy z tęsknoty.
Mój szloch przerwał dzwoniący telefon. 
-Cześć kochanie !  - ulżyło mi, gdy okazało się, że to wiadomość głosowa. Nie miałam ochoty na rozmowę, nawet z Marthą. Nie w takim stanie. - Mam teraz chaos i w domu i pracy, nawet nie wiesz ile ludzi zamawia teraz bukiety ! Istne urwanie głowy. No nic, chciałam żebyś przyjechała do nas jeszcze w tą sobotę. I Nie przyjmuje odmowy ! *śmiech*.  Oczywiście, kochanie...Nie zmuszam cię do niczego. Decyzja należy do ciebie. I pamiętaj, cokolwiek się stanie, cokolwiek postanowisz my zawsze będziemy cię kochać. Po prostu chcemy, żebyś była szczęśliwa....Tak czy inaczej, czekamy z niecierpliwością. Trzymaj się skarbie.


       Słowa Marthy totalnie namieszały mi w głowie. 
Do tego stopnia, że w sobotę rano byłam już w samolocie. W końcu było mnie stać na bilet.
Nerwowo bawiłam się krótkimi włosami. Przyznam, że fryzura nie wymagała nawet poprawki fryzjera, wyszło mi całkiem nieźle.
Desperacja i smutek doprowadzą do wszystkiego.
Nie mogłam spać, ponieważ śnił mi się Zayn. Nie mogłam nie spać, ponieważ o nim myślałam, a gdy to robiłam w oczach stawały mi łzy.
A za kilka godzin miałam znaleźć się w miejscu, gdzie kiedyś się poznaliśmy...


    Taksówka zawiozła mnie pod sam dom. Jak na październik w Selinsgrove panował okropny upał, dziękowałam Bogu za grube ściany w domu, klimatyzacje i pełno drzew które dawały sporo cienia.
-Jestem ! - zawołałam, wchodząc do domu.
Drzwi były jak zawsze otwarte, ponieważ zawsze ktoś przebywał w środku.
Po dokładnym przeszukaniu, dom okazał się pusty. Nie znalazłam żadnej kartki, do nikogo nie mogłam się dodzwonić.
Zakładałam, że nikt nie wrócił jeszcze z pracy. Usiadłam przy stole w kuchni, zjadłam miskę płatków i odpoczęłam po locie. 
Następnie stanęłam przy oknie. Słońce zachodziło, tylne drzwi było otwarte.
A przede mną sad. Pusty. Bez tulącej się pary. Bez miłości.
Od Travisa dowiedziałam się, że Zayn wyjechał na jakiś czas do Bostonu.
Jest tak daleko od naszego raju.
Z oka wypłynęła mi jedna łza.
Nie, ja muszę tam iść.
Droga ścieżką była naprawdę przyjemna. Gdy miałam gruszkowy sad, zerwałam kilka gruszek. Gdy dochodziłam do tego głównego miejsca, jadłam jedną z nich.
I oto jest.
Raj.
W tle gruszkowe drzewa. Ogromny kamień na którym zawsze siadałam. Oddalona od reszty drzew płacząca wierzba i....koc ?
Boże, to ten koc. Kraciasty, czerwony koc, na którym...Jezu.
Ale dlaczego tu leży ?
Jest tu wszystko. Wszystko, oprócz jednego...
Spuściłam wzrok. Wtedy usłyszałam za sobą dźwięk łamanego patyka, jakby ktoś się tu skradał.
Tyle przepłakanych nocy, a wszystko czekało na mnie tutaj. Mój raj. Moja miłość.
-Zayn. - rzekłam do zmierzającej w moją stronę postaci.
Ubrany w ciemne dżinsy i biały podkoszulek, stał przede mną z niepewnym wzrokiem i lekko rozchylonymi ustami.
-Jeśli zechcesz, na zawsze odejdę. - zaczął - Tylko proszę, wysłuchaj mnie.
Zadrżałam.
Przeczesałam palcami włosy. Przypomniałam sobie, że są one okropnie krótkie.
Mogę się założyć, że już nie jestem dla niego taka jak kiedyś. To tylko włosy, ale zmieniło się tak dużo. 
Ale tak, chcę z nim porozmawiać.
-Dobrze. - skinęłam głową.
-Julio ?
Podniosłam na niego wzrok. Boże, jak ja za nim tęskniłam.
-Jeszcze nigdy nie wyglądałaś piękniej. - rzekł cicho. 
Uśmiechnęłam się chyba lekko...Chyba.
-A teraz....chciałbym powiedzieć ci coś o sobie.
-O Sophie ?
Przełknął głośno ślinę.
-O wszystkim.



3 komentarze:

  1. Nareszcie! :D
    Oby im się udało są fajną parą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Twoj blog w libester blog awards szczegóły w linku Czytam oczywiście z zapartym tchem ale czeam na Double Bliss ;) http://malikowa1992.blogspot.com/2015/04/libester-blog-awards.html

    OdpowiedzUsuń