sobota, 28 czerwca 2014

His Inferno. Rozdział 2

Pakując zeszyty do mojego różowego plecaczka, usłyszałam za sobą chłopięcy głos.
-Nie przejmuj się nim, coś go znowu ugryzło.
Odwróciłam się i napotkałam niebieskie oczy jakiegoś chłopaka. Jego włosy były krótko ścięte i brązowe. Ubrany był w biały t-shirt, a na nogach miał ciemne dżinsy i trampki, które wyglądały na o wiele droższe niż moje tenisówki.
-Travis Montoya. - wyciągnął rękę w moją stronę - A ty musisz być Julia Peterson.
Zarumieniona, uścisnęłam lekko jego dłoń, która (jak wszystkie inne) wydawała się gigantyczna w porównaniu do mojej.
-Miło mi cię poznać. - powiedziałam prawie niesłyszalnie.
-Hej, co ty taka przerażona ? - uniósł rozbawiony brew - Trochę pokrzyczy i da ci spokój.
-Jestem wrażliwa na czyjeś krzyki. - mówiłam, czując jak moje oczy robią się wilgotne - Lepiej już pójdę. Nie chcę, żeby wkurzył się jeszcze bardziej. - odchrząknęłam.
-Spotkamy się później ? Możemy pójść na kawę, lub coś w tym stylu..
Podniosłam na niego lekko zdziwiony wzrok.
-Nie chcę się narzucać. - powiedział pospiesznie - Po prostu...Cóż, już mija pierwszy semestr, a nie zauważyłem, byś kogokolwiek tutaj poznała, więc pomyślałem, że..
-W porządku, Travis. Dziękuję za zaproszenie. Nie wiem, czy znajdę dzisiaj czas, więc może jutro po zajęciach ?
Uśmiechnął się z wyraźną ulgą na twarzy.
-Jasne. Zgadamy się jutro.
-Do zobaczenia. - założyłam plecak na ramiona i nerwowo naciągając rękawy bordowej bluzy na nadgarstki, poszłam do gabinetu profesora.



Kilka razy zastukałam kostkami dłoni o drewniane drzwi.
-Wejdź. - rzucił ostro.
Wzdrygnęłam się. Wiedział, że to ja, pomimo tego, że przychodzę tu pierwszy raz.
Niepewnie weszłam do środka, zamykając za sobą uchylone drzwi i szykowałam się na wybuch. Profesor siedział przy swoim dużym biurku, o które podpierał się łokciami. Jego podbródek spoczywał na splecionych dłoniach.
-Chce mi pani coś powiedzieć, panno Peterson ? - zapytał, spod okularów.
Wiem co chciałam wtedy powiedzieć, ale się nie odważyłam...Jeszcze nie.
-Chciałam przeprosić za moje zachowanie na pańskim seminarium. Powinnam była uważać. - spuściłam głowę i wbiłam wzrok w swoje tenisówki.
Szlag, dlaczego tak szybko się rumienię ? Może tego nie zauważył ? W staromodnie urządzonym pomieszczeniu panował półmrok, który zapewne ukrył moje załzawione oczy, ale nie czerwone policzki.
Do podniesienia głowy zmusiła mnie jego dłoń, która właśnie uderzyła o blat biurka. Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Podniósł się, opierając rękami o biurko.
-Nigdy nie uważasz na moich lekcjach ! - podniósł głos i zdjął okulary, ukazując piękne, ale rozwścieczone oczy - Jeżeli jeszcze raz nie będziesz znała odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie, to...
-Rozumiem. - wtrąciłam, zamykając oczy - Przepraszam, panie profesorze. To się więcej nie powtórzy.
-Przerwałaś mi.
-Przepraszam.. - wyszeptałam i schowałam twarz w dłoniach, kryjąc mokre policzki.
Słyszałam, że do mnie podchodzi. Odsłoniłam oczy i widziałam, że stoi niecałe pół metra ode mnie.
-Oddaj mi ten zeszyt. - powiedział, nieco spokojniej.
Spojrzałam na niego.
-J-jaki zeszyt ?
-Ten, w którym co lekcje coś rysujesz.
-J-ja tylko robię notatki. Niczego nie rysuję.
Wyciągnął rękę.
-Zeszyt, panno Peterson. - rzucił ostro - I będzie mogła pani iść.
Trzęsącymi się dłońmi zdjęłam plecak z ramion i znalazłam mój szkicownik.
-Proszę, panie profesorze, ja nie che by pan...
-Bez dyskusji !
Przetarłam łzy.
Wziął do reki zeszyt.
-To wszystko. Do widzenia. - powiedział, odwracając się i kładąc mój zeszyt na biurku.
Zasłoniłam usta, by stłumić szloch i wypadłam z jego gabinetu prosto na Caroline Jenkins.
W ręku trzymała dwa kubki kawy.
-Uważaj, Peterson ! - po chwili na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, gdy zobaczyła moje łzy - Oj, widzę, że rozmowa z profesorkiem nie była przyjemna. - parsknęła - Cóż, idę poprawić mu humorek. - uśmiechnęła się zadziornie.
Spuszczając głowę minęłam ją i wyszłam z uniwersytetu prosto na gęstą ulewę.
Szłam chodnikiem, zastanawiając się co zrobi Malik gdy zobaczy to co kryje się w moim zeszycie.
Te wpisy, te wszystkie rysunki...
Przytuliłam mój plecaczek do piersi, potrzebując czyjejkolwiek bliskości.
Może na jakimś ciepłym kocu pod gwizdami...
Nie, nie myśl o tym. Nienawidzi cię, więc na pewno sobie ciebie nie przypomni.
Czy tylko dla mnie musi być taki ostry ? Teraz pije sobie kawę z tą lalą, a ja moknę tu na deszczu.
Przez niego spóźniłam się na autobus, a do domu mam za daleko, by iść piechotą. Do tego ten deszcz..
Mijające mnie samochody za każdym razem wjeżdżają w jaką kałużę, która moczy moje spodnie.
Jeden na szczęście zwolnił. Och, dzięki Bogu. Chwila, chwila, on się nawet zatrzymał.
Odwróciłam głowę w stronę czarnego jaguara słysząc, że szyba się osuwa.
-Wsiadaj. - usłyszałam.
Rozejrzałam się upewniając, czy to na pewno do mnie. A jednak. Bóg się zlitował.
Otworzyłam drzwi i usiadłam na skórzanym siedzeniu, które momentalnie się zabrudziły. Niepewnie zapięłam pas i ponownie wtuliłam się w mój plecaczek.
-Dziękuje, profesorze Malik.
-Czemu nie jechałaś autobusem ? - rzucił oskarżycielsko.
-Spóźniłam się.
Kątem oka widziałam, że zaciska szczękę. Och, czyżby poczucie winy, panie profesorze ?
-Gdzie mieszkasz ?
-Na Yorkville.
Starał się ukryć zaskoczenie. Pewnie dlatego, że Yorkville to dosyć bogata dzielnica.
Niestety ja bogato nie mieszkam. Znalazłam wolne mieszkanko w jakimś bloku, którego przeważnie nikt nie uwiecznia na zdjęciach tej dzielnicy.
-Sądziłam, że jest pan teraz z Caroline. - ludzie, dlaczego ja mówię tak cichutko ?
-Przesadza z dnia na dzień. - powiedział rozdrażniony - Nawet wie jaką kawę piję.
-Podkochuje się w panu. 
Zerknął na mnie z ukosa.
-Nie będę na taki temat rozmawiać ze swoją studentką. I tak źle zrobiłem, proponując ci podwózkę.
Spuściłam głowę na blade dłonie.
-Jeśli to dla pana problem, po prostu niech się pan zatrzyma i ja..
-Panno Peterson, proszę. - przewrócił oczami - Jestem pewien, że nie ma się pani komu o tym pochwalić, więc to nie problem.
Nóż w serce. Nawet on wiedział, że nie mam tu przyjaciół.. 
Spojrzał na mnie po czym zacisnął dłonie na kierownicy.
-Przepraszam. - pokiwał głową  - Nie powinienem...
-Ma pan racje. - mruknęłam i spojrzałam w okno.
W tym miesiącu Toronto było tak deszczowe, że nawet nie mogłam dostrzec ludzi na chodnikach. Ulewa była naprawdę intensywna.
-Chyba powinienem wypić tą kawę - powiedział po chwili - Może miałbym dzięki temu lepszy nastrój. - zatrzymaliśmy się pod moim blokiem.
-Cóż...Mogę pana zaprosić.
Zmarszczył brwi.
-Jeśli dobrze zauważyłam, Caroline miała kawę z sieci Costa Coffee. Też ją piję.
-Naprawdę ? - starał się, by zabrzmiało to obojętnie. 
-Mhm. - przytaknęłam z lekkim uśmiechem - To byłyby przeprosiny za to, że..
-O nie, to ja powinienem panią przeprosić.
Po chwili wahania ponownie odpalił silnik.
-Co pan robi ?
-Zapraszam panią do siebie na kawę. - westchnął, widocznie zniechęcony, ale sumienie kazało mu to zrobić: zaprosić mnie na filiżankę kawy.
-Chyba nie powinnam..
-Proszę się ze mną nie kłócić. - spojrzał na mnie - Ja też nie jestem za bardzo zadowolony, ale muszę pani wynagrodzić całe półrocze.
Powinieneś wynagrodzić mi całe 3 lata, kiedy cię przy mnie nie było...
-I sądzi pan, że kawa to wszystko załatwi ? - powiedziałam cicho, wpatrując się w ulicę.
Nie odezwał się. Przez resztę drogi żadne z nas nic nie powiedziało.



Mieszkał na Bay Street, jednej z najdroższych dzielnic Toronto pełnej drapaczy chmur, drogich butików, restauracji i muzeum. 
Pomijając oczywiście inne luksusowe miejsca jak teatry, czy pięciogwiazdkowe hotele.
Mieszkał w trzydziestopiętrowym wieżowcu, którego nazwy nie znałam. Nadal padało, więc zmokłam jeszcze bardziej w drodze do głównego wejścia. Gdy czekaliśmy na windę, zastanawiałam się, czy zajrzał już do mojego zeszyciku..
Nim zdążyłam to dwa razy przemyśleć, to pytanie wydostało się z moich ust.
-Jeszcze nie. - odparł chłodno - Ale zamierzam zrobić to dziś wieczorem.
-To moje prywatne sprawy. - zdziwiła mnie odwaga tych słów.
-Za każdym razem robisz coś w nim na tak ważnych zajęciach, jak seminaria, Julianno. Mam prawo sprawdzić, co jest ważniejsze od moich zajęć.
-Jeszcze nigdy nie przeoczyłam nawet jednego, jak może pan sądzić, ,że jest coś ważniejszego ? - wydukałam cicho, gdy nagle drzwi windy się otworzyły.
-Może sama mi powiesz ? - zapytał, wciskając "30". Nie spodziewałam się, że mieszka na samej górze.
Moją odpowiedzią był kolejny rumieniec.
-Więc sam to sprawdzę. - odparł.
Przygotował naprawdę pyszną kawę. Gdyby nie była tak gorąca zapewne wypiłabym ją jednym haustem, ale starałam się zachować umiar.
Jego mieszkanie było większe niż wszystkie z mojego bloku razem wzięte. Widziałam, że uwielbia włoską sztukę. W końcu to właśnie o niej były jego seminaria. Miał nawet kilka rzeźb, ale większość to obrazy najpopularniejszych artystów, np. "Dante i Beatrycze"  Holidaya. Nie jestem pewna co do tytuły, ale wydaje mi się, że zgadłam.
Siedzieliśmy przy blacie marmurowego barku. Zauważyłam, że profesor skończył już pić swoją kawę, gdy nagle otworzył teczkę i wyjął z niej mój szkicownik.
-Może wspólnie omówimy to, co znajduje się w środku.
Gdy chciał go otworzyć, filiżanka wypadła mi z ręki i roztrzaskała się na podłodze.
-O mój Boże.. - padłam na kolana i zaczęłam wszystko zbierać -Tak mi przykro, domyślam się, że była droga, ja nie chciałam...
-Panno Peterson, proszę wstać. - stanął nade mną.
-Wszystko pozbieram, tylko błagam niech pan nie otwiera tego zeszytu przy mnie, profesorze. 
-Julianno, wstawaj z tych kolan, natychmiast.
-Ale ja..
-Julianno ! - warknął, co zmusiło mnie do postawienia się na dwóch nogach.
Po chwili jego głos nieco złagodniał.
-Muszę otworzyć to przy tobie, ponieważ po to cię tu zaprosiłem i... - przerwał, gdy zauważył niepokój na mojej twarzy.
-Wiec...więc pan zaprosił mnie tu tylko po to, żeby ponownie opieprzyć mnie za mój zeszyt ?
-Nie chciałem na ciebie krzyczeć, tylko..
-Myślałam, że naprawdę jest panu przykro za to jaki był pan dla mnie okropny od samego początku.
-Nie jest mi przykro, Julianno. - rzucił - Ja...ja z natury jestem...Nie miły.
-To jest właśnie pana piekło ?
Zamarł. Spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Skąd wiesz, że...
-Muszę już iść. - zabrałam swój plecak i skierowałam się w stronę windy - Dziękuje za kawę, profesorze Malik. I proszę się nie martwić, nie mam przyjaciół, więc nikt się nie dowie, że spędził pan popołudnie ze zwykłą studentką.
Patrzył na mnie jeszcze, gdy drzwi windy się zamykały. W końcu zjechałam na dół, a go zostawiłam samego z moim zeszytem pełnym jego narysowanych portretów, wklejonych zdjęć  i wpisów w stylu "8 sierpnia. Profesor wygląda dzisiaj zabójczo".
Na pewno humor mu jutro dopisze...

2 komentarze:

  1. Boze...Wspanialy rozdzial ! :D Jestem ciekawa jak zareaguje na te rysunki Zayn :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, kobieto ten rozdział jest po prostu wspaniały...
    Dawaj mi tu szybko następną część! Umieram z ciekawości jak zareaguje Zayn na te wszystkie wpisy i rysunki! ;D

    OdpowiedzUsuń