niedziela, 15 czerwca 2014

Sweet Dreams, Rodział 43

"Krzycz"
"Bądź cicho"
"Klękaj"
"Wstań"
"Krzycz głośniej".
Klaps, za klapsem.
Pejcz, kajdanki, szpicruty, laski do bicia....
Mam dość !
-Z-zayn... -  mruknęłam, budząc się. - Hmm...
Przetarłam oczy, czując na twarzy wschodzące słońce. Wciąż byłam w tamtym miejscu. Przez mgłę widziałam Zayna siedzącego na brogu łóżka i przecierającego zmęczone oczy. Był pół nagi. Nie wiem kiedy zdążył ubrać bokserki, najwyraźniej pospałam dłużej niż myślałam. 
Nie usłyszał mnie, więc wyciągnęłam rękę, którą cudem poruszyłam i przejechałam opuszkami palców po jego plecach. Odwrócił głowę i zmartwione spojrzenie w moją stronę...
Nie był już taki wspaniały jak kilka, może kilkanaście godzin temu. Jego oczy były przekrwione, jakby od płaczu. Włosy roztargane i jeszcze wilgotne od potu. Zaczerwieniona twarz świadczyła o jego zmęczeniu i o tym co znowu zrobiliśmy.
Co ON znowu zrobił...
-Nie....Nie przytulisz mnie ? - starając się uśmiechać, czułam jak resztki moich łez wypływają na skronie i na policzki.
-Chciałbym. - szepnął.
Przełknęłam ślinę i oblizałam suche wargi.
-Płakałeś ? - zapytałam piskliwym i zachrypniętym głosem.
Pokiwał twierdząco głową.
-M-miałeś koszmar ?
-Nawet dwa. - odpowiedział.
Przełknęłam resztki śliny i kontynuowałam.
-Opowiesz mi ?
-Znasz już jeden.
I wtedy zrozumiałam, że wcale o niczym nie śnił. Zapewne nawet nie położył się spać. Pierwszy koszmar; to co robił mi dzisiejszej nocy w Pokoju Zabaw.
-A drugi ? - dopytywałam.
Przełknął ślinę.
-Nie pamiętasz jak krzyczałaś ?
Podniosłam się i usiadłam, opierając o zagłówek łóżka. Czułam jak palą mnie wszystkie mięśnie.
-O czym mówisz ?
-Krzyczałaś przez sen. Płakałem razem z tobą.
-Musiało mi się coś przyśnić i...
-Mówiłaś, że mnie nienawidzisz.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego.
-Co ? - szepnęłam.
-I, że się mnie boisz.... - przerwał na moment - Nie mogłem cię uspokoić bo poznawałaś mój dotyk przez sen. Wyrywałaś mi się. Pierwszy raz czułem między nami tak wielki dystans, Jay.
-To tylko sen.
-Wiesz o czym one świadczą. Są częścią twojego życia.
-Zayn...
-Przykro mi, aniołku. - powiedział tak cicho, prawie niedosłyszalnie - Nie chcę cię więcej skrzywdzić. 
-O czym ty mówisz ?
-Posłuchaj mnie. - zamknął oczy i odwrócił głowę - Za parę dni wyjeżdżam do Kalifornii. Wtedy ode mnie odpoczniesz, a gdy już wrócę to...
-Zayn..
-...to będziemy się trzymać od siebie z daleka.
-Co...co ty mówisz... - czułam jak do gardła podchodzi mi żółć. 
Wyszłam spod kołdry, a gdy próbowałam się do niego zbliżyć wyciągnął rękę i powstrzymał mnie.
-Ben odwiezie się rano do domu. Oddasz mu pierścionek i....
Nie skończył, ponieważ usiadłam na nim okrakiem i owinęłam się wokół jego spoconego ciała tak mocno, że prawie nie mógł oddychać. Nie chciałam się już kłócić i zaprzeczać. Nie chciałam błagać. Nie chciałam o nic prosić.
Jedyne co mogłam zrobić w tamtym momencie to płakać. Jak małe dzieciątko, które potrzebuje miłości i czułości. Jeszcze nigdy tak nie płakałam. Dosłownie wyłam. Tak strasznie bolało mnie serce, jakby już nie było ze mną Zayna. Jakbym była sama w jakimś ciemnym pomieszczeniu, bez jedzenia, picia czy tlenu..Bez wszystkich rzeczy, które są niezbędne do normalnego funkcjonowania czy nawet życia.
To Zayn był moim życiem. Czym miałabym być bez niego ?
-Ko...k-kocham cię. - płakałam tak bardzo, że nie mogłam się wysłowić - Ko...kocham Zayn.
Nie mogłam się uspokoić. Zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, czy coś do mnie mówi, ponieważ nic nie słyszałam. W pewnym momencie wstałam i na ugiętych kolanach pobiegłam do łazienki uległych. Zdążyłam jedynie dobiec do zlewu, gdy nagle wczorajsza jajecznica ponownie znalazła się w moim gardle.
Gdy zaczęłam wymiotować zauważyłam krew. Po chwili podniosłam głowę i w lustrze zobaczyłam Zayna, który zatrzymał się w drzwiach na mój widok. Z nosa ciekła mi krew. Szybko opłukałam usta i zlew, a kiedy chciałam zabrać się za tamowanie krwotoku, mój narzeczony trzymał mnie w ramionach.
-Pochyl głowę. - powiedział spokojnie, chociaż czułam, że również jest wystraszony. - Oddychaj głęboko. 
Sięgnął po papier toaletowy i jakąś ścierkę, którą zamoczył w zimnej wodzie i położył mi na karku, a papier kazał mi trzymać przy nosie.
-Już dobrze. - szeptał.
Położył dłonie na moich ramionach i zaczął je delikatnie pocierać i masować.
Rzeczywiście się uspokoiłam...
-Nie mówiłeś mi, że jedziesz do Kalifornii. - zauważyłam tak samo cieniutkim głosem.
-To miała być niespodzianka. To właściwie wyjazd służbowy, ale chciałem, żebyś ze mną jechała, nie przeżyłbym tam bez ciebie...
-Więc zabierz mnie ze sobą..
Westchnął, objął mnie w tali i czule pocałował w czubek głowy, roznosząc po reszcie mojego ciała gorący dreszcz.
-Musisz ode mnie odpocząć.
-Wcale nie.
-Krzywdzę cię... Chcę, żebyś odpoczęła tę kilka dni.
-Zayn... - odłożyłam zakrwawiony papier - Mam zamiar spędzić z tobą resztę życia. Nie chcę od ciebie odpoczywać, no chyba że ty chcesz odpocząć ode mnie..
-Jay... - odwrócił mnie w swoją stronę i przytulił mocno, ale zarazem delikatnie, zważając na "uraz" mojego nosa. - Wiesz co mi się marzy ?
Owinęłam ręce wokół jego tali.
-Nie.. - wyszeptałam - Nie mam pojęcia.
-Czasami....Czasami myślę sobie jakby to było. - oparł policzek o moją skroń - Pusta wyspa z piaszczystymi plażami, cichy szum morza, gorące słońce....i my.
Kompletnie nadzy na jednej z plaż - szeptał - Co dawałoby mi możliwość wejścia w ciebie w każdej chwili, gdy tylko byśmy mieli na to ochotę. Rozumiesz mnie ?
Nic więcej nie byłoby nam potrzebne. Tylko jakaś bezludna wyspa z drewnianym domkiem. - wzruszył ramionami - Zero ludzi, Goldman Sachs, tych wszystkich kłótni i problemów...
Po chwili namysłu, gdy staliśmy w błogiej ciszy, położyłam dłoń na jego sercu.
-Mogłabym tutaj zostać ?
-Już cię tu raz zaprosiłem. - odsunął głowę by na mnie spojrzeć.
-A ja się nigdzie nie wybieram. - uśmiechnęłam się lekko - Lubię to serduszko.
-A ja lubię twoją pupę.
-Psujesz taki romantyczny moment. - zaśmiałam się i ponownie przytuliłam - Nie strasz mnie tak.
-Bo znowu obrzygasz mi zlew. - dokończył.
-Ej.. - zachichotałam, gdy nagle zaczęłam ziewać.
-Chodź. - wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę wyjścia.
-Idziemy rano do pracy, prawda ?
-Mamy jeszcze parę godzin. - wyszliśmy z Pokoju Zabaw i skierowaliśmy się do sypialni.
Nie sądziłam, że już zanim tam wejdziemy, ja zasnę w jego ciepłych ramionach...


     Trzeci dzień w pracy i trzeci dzień po niemiłym poranku w Pokoju Zabaw. Aktualnie byłam w swoim gabinecie i kończyłam uzupełniać ankietę, gdy ponownie odezwał się mój szef.
-Niech zgadnę. - mówił Brandon, poprawiając marynarkę - Kawa ?
-I ciastko. - odpowiedziałam, siadając za biurkiem.
Zaśmiał się.
-Nie ma sprawy. Wrócę do ciebie za dziesięć minut.
-Chwila. - zatrzymałam go - To TY jesteś moich szefem, więc to chyba JA powinna przynosić ci kawę i ciastko.
Machnął ręką.
-Jesteś jeszcze wykończona po minionym tygodniu, a spisałaś się dzisiaj na medal. - powiedział z uznaniem - Nadrobiliśmy dzisiaj  w s z y s t k o .
Klasnęłam w dłonie.
-Więc poproszę dwa ciastka.
-Ekstra. - puścił mi "przyjacielskie" oczko i zaraz po tym jak wyszedł, zaczął dzwonić mój służbowy telefon.
-Goldman Sachs,gabinet Jay Peterson. - odebrałam.
-Już nie mogę się doczekać aż będziesz mówić "Jay Malik".
Łagodny głos Zayna sprowadził mnie na ziemię. Zamknęłam oczy i padłam na oparcie krzesła, czując jak stado motyli buszuje teraz albo nawet rżnie się w moim podbrzuszu.
Kochaliśmy się przez cały tydzień, praktycznie bez przerwy nie wychodziliśmy z łóżka, byle tylko coś zjeść lub wziąć prysznic, a ja nadal chcę więcej.
-Jeszcze trochę, panie prezesie. - odpowiedziałam bawiąc się długopisem z logo Goldman Sachs - Bardzo za panem tęsknie, panie Malik.
-Och, ja za panią jeszcze bardziej. - mówił cicho - Mam nadzieję, że przegląda pani kreację na nasze przyjęcie.
-Do ślubu jeszcze daleko, proszę pana.
-Mówię o zaręczynach, głuptasku.
-Ach, więc mam na oku fioletową suknię, z czarnym paskiem. Pokażę ci w porze lunchu.
-Zjesz ze mną ?
-Jasne.
-Super. - przerwał na moment i powiedział coś do jednego z asystentów - Muszę kończyć, aniołku. Będziesz u mnie za pół godziny, tak ?
-Oczywiście, punkt 12:00.
-Okej, czekam na ciebie.
-Pa pa. - powiedziałam i odłożyłam telefon.
Minęło ledwie dziesięć sekund, gdy znowu zaczął dzwonić. Czego znów zapomniał ?
Pewnie powiedzieć, że mnie kocha.

-Goldman Sachs, gabinet Jay Peterson.
(I teraz, moje kochanie czytelniczki się na mnie ostro wkurzycie :D )
-No hej, laleczko.
Zerwałam się na równe nogi, słysząc głos po drugiej stronie słuchawki.
-Max ?
-A kto inny ? - zaśmiał się.
-O mój Boże, cześć ! - mówiłam energicznie - Co słychać ? Zapomniałam do ciebie zadzwonić po ostatniej imprezie.
-Luz, maleńka. Postanowiłem, że sam zadzwonię. Masz może czas, by się spotkać ?
-Cóż... - zerknęłam na zegarek. Przecież mam iść do Zayna... - Jasne.
-Super, kiedy ?
-Za pół godziny mam przerwę, więc może w jakiejś kafejce niedaleko mojego biura ?
-Spoko, prześlij adres.
-Okej, za chwilkę dostaniesz.
-Super, czekam !
-Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i po chwili zastanowienia wysłałam mu adres jednej z kafejek do której moglibyśmy iść i w której na pewno nie zobaczy mnie Zayn lub jakaś plotkara i papla z Goldman Sachs.
Przecież Zayn się nie wkurzy...Mogę jechać do niego wieczorem.
Postanowiłam napisać mu szybką wiadomość:

     "Przyjadę wieczorem. Nie złość się, coś mi wypadło. Kocham cię".

Chyba wystarczy. A Max jest muzykiem, pewnie nie ma za dużo czasu więc to jest świetna okazja by się z nim spotkać i powspominać.
A wspólnych wspomnień mamy razem...Sporo.
Bardzo miłych wspomnień...
Chyba dobrze, że się spotkamy, to nic wielkiego....Prawda ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz