Prolog
*
Dziewiętnastolatka szła do sąsiedniej, dużej posiadłości o czarnym dachu, białych ścianach z pięknym ogrodem i dróżką prowadzącą prosto do lasu.
Poprawiła wysokiego kucyka, podciągnęła czarne leginsy i weszła na patio, widząc, że drzwi są otwarte.
Pewnie Martha znowu sprząta - pomyślała o kobiecie, którą traktowała jak drugą matkę.
Przeraziły ją krzyki dochodzące ze środka. Marszcząc brwi, naciągnęła szarą bluzę na biodra, czując chłód nadchodzącego wieczoru i stanęła w drzwiach.
-Ty się zawsze, kurwa o coś przypierdalasz ! - słyszała, obcy jej głos.
Rozejrzała się po salonie.
Ujrzała swoją przyjaciółkę, płaczącą w ramionach swojego starszego brata.
Ale gdzie był najstarszy ? Miał dzisiaj przyjechać. Miał tu być. Chciała go w końcu zobaczyć, a nie codziennie wpatrywać się w zdjęcia, które dostała od Marthy.
-Anabel.. - podbiegła do dziewczyny - Co się stało ? - zerknęła na Austina, z pytaniem wypisanym na twarzy.
-Nie powinnaś tu teraz być. - odparł - Ty też, Anabel. - pomógł siostrze wstać i skierował się w stronę drzwi. - Chodź, Julianno.
-Ale....Ale, gdzie jest Martha ? - dopytywała, bawiąc się rękawami o wiele za dużej bluzy.
Bluzy, która należała do niego. Ją też sobie przywłaszczyła.
-Na górze. Jerry z nią jest, nic jej nie będzie.
-A co z...
-On nie powinien cię teraz obchodzić. Zabieram Anabel do hotelu, a ty Julio, powinnaś jak najszybciej wracać do rodziców.
Zatrzymała się w miejscu i gdy stała na patio, patrzyła jak jej przyjaciółka razem z bratem odjeżdżają starym samochodem Jerry'ego.
-I co, odjechał ? - usłyszała gdzieś za sobą rozbawiony głos.
Dopiero, gdy się odwróciła zorientowała się, że w salonie panuje kompletny bajzel.
Porozrzucane poduszki, przewrócony wazon z ulubionymi hiacyntami Marthy, rozbity stolik do kawy...
Z przerażeniem podniosła wzrok na drzwi kuchni. Zauważyła ruszający się cień.
Weszła do środka i ujrzała wysokiego mężczyznę stojącego przy oknie z butelką wina w ręku (kompletnie pijanego)
To on ! Boże, to on, nie tylko zdjęcie !
Promienie zachodzącego słońca sprawiały, że wyglądał, jakby stał w płomieniach...
-Julianna. - rozłożył ręce na powitanie, zapewne znając jej imię z historyjek jego młodszej siostry - Nie przywitasz się ze mną ? - spojrzał na nią z ukosa, unosząc brew.
Niepewnie podeszła do niego.
-Śmiało, Calineczko. - wykrztusił z łagodnym uśmiechem. Niewytrzymała i owinęła ręce wokół jego tali i wtuliła się w jego pierś. W końcu mogła go dotknąć. Poczuć jego zapach.
Tak bardzo była zafascynowana mężczyzną, którego znała jedynie z opowiadań jego matki ( Marthy ) bądź młodszej siostry.
-Co się tu stało ? Biliście się ?
Z lekkim śmiechem odchylił głowę do tyłu.
-Chodź ze mną. - pociągnął ja w stronę tylnych drzwi.
-Jesteś pijany...Gdzie chcesz iść ?
Nachylił się tak blisko, że ich usta prawie się stykały. Wstrzymała powietrze.
-Boisz się, że zgwałcę cię w lesie, Julianno ? - wymruczał - Boisz się obcego pana ?
Jego czarne włosy kusząco przysłaniały jego czoło i delikatnie brązowe oczy. Odgarnęła jeden kosmyk, który był tak długi, że mogła założyć mu go za ucho.
Zachichotał.
-Milutka jesteś. - przyznał z uśmiechem - No chodź.
Po chwili byli już na tyłach ogrodu, gdzie Julia próbowała usiąść na ławce, ale powstrzymał ją i pociągnął w stronę drzewa.
Posadził ją sobie na kolanach i oparł głowę o pień, w głębokim zamyśleniu.
Niepewnie oparła głowę o jego ramię.
-Pamiętam tę bluzę ! -powiedział nagle, ciągnąc za materiał jej ubrania - Zostawiłem ją tu kiedyś...Widzę, że ją sobie przywłaszczyłaś. - wyszczerzył zęby.
-Myślałam, że jej nie używasz....Martha mi ją dała.
Zmarszczył brwi jakby, nie rozumiał.
-Twoja mama. - mówiła spokojnie. Ciągle miała świadomość, że jest pijany.
-Ja nie mam już mamy, Julianno. - szepnął, intensywnie się w nią wpatrując - Miałem raz jedną, wiesz ?
Nie wiedziała co odpowiedzieć.
-Cóż... - poprawiła się na jego twardych nogach - Ja też mam jedną.
-Opiekuje się tobą. - nie wiedziała, czy było to pytanie, ponieważ przeraził ją to jak zniżył głos, a jego spojrzenie stało się ciemniejsze.
Zgwałci mnie, o nie, na pewno, Boże siedzę pijanemu na kolanach.
-T-tak..Opiekuje się mną. - wyjąkała.
Wzdrygnęła się, gdy uniósł rękę. Ciepłe opuszki jego palców powędrowały do jej policzka.
-Wyglądasz jak moja mama... - szepnął - Kiedy jeszcze żyła.
Zmusiła się do uśmiechu, Tak bardzo była zachwycona jego urodą. Tak wiele dobrego o nim słyszała, bardzo chciała go poznać...A teraz siedzi na jego kolanach.
-Cieszę się.
-Moja mama była piękna. - mruknął - Zaopiekujesz się mną ?
-A Martha ?
-Martha mnie adoptowała. - spuścił głowę na jej małe piersi - A ty możesz mnie tam wpuścić.
-Gdzie ?
-Tutaj - postukał palcem nad jej piersią - Twoje serduszko jest jeszcze małe, prawda ?
-Bardzo małe. Nie zmieścisz się.
Już cię tam wpuściłam...
-Czemu tak sądzisz ?
-Bo twoje serce jest zbyt duże.
Po krótkiej ciszy odpowiedział.
-Ja nie mam serca. - podniósł głowę. Na jego pięknej twarzy malował się smutny uśmiech. - Siedzę w piekle.
-Jakim piekle ?
-Moim piekle.. - westchnął...
Jego piekło.
-Wyciągnij mnie z niego, Julianno. - szeptał - Obiecaj mi.
Przełknęła głośno ślinę.
-Obiecuję ci. - delikatnie przeczesywała palcami jego miękkie włosy.
Mówił do niej tak czule, a znali się jakieś piętnaście minut...
Nie mogła uwierzyć, że w końcu go spotkała. Dwa lata temu Anabel postanowiła sobie powiesić jego zdjęcie w pokoju. Julia była tak nim zachwycona, że jej przyjaciółka wręczyła jej to zdjęcie. Od tamtej pory trzyma je pod poduszką w pokoju. Zakochała się w nim, ale widziała go jedynie na fotografiach, które Martha trzymała w albumie i na tym, które codziennie przytulała do snu.
A teraz był już przy niej.
-Słyszałam, że już jutro wyjeżdżasz. - powiedziała, gdy czuła, że chce jej się spać.
-Pierdolony uniwersytet. - wyjaśnił.
-Będziesz profesorem ?
-Mhm...Wyjadę do Kanady. - mówił, półprzytomny. - Znajdziesz mnie, aniele ?
Może wtedy wyciągniesz mnie z mojego piekła ?
-Nie wiem, czy mi się uda. - tak naprawdę za bardzo nie wiedziała o czym on mówi, ale wolała przytakiwać.
-Jesteś aniołem...Powinno ci się udać. - spojrzał jej w oczy - Wierzę w to.
Zadrżała, pod intensywnością jego spojrzenia. - Chodź, jesteś śpiąca.
Kazał jej z altanki wyciągnąć koc, po czym rozłożyć go na trawie.
Sam nie dałby rady..
Leżeli na łyżeczkę. Wtulał się w jej plecy, czując, że zaraz zaśnie...
-Będziesz tu gdy się obudzę ? - spytała, splatając palce swojej dłoni z jego palcami.
-Nie. - wychrypiał.
-Przykro mi..
-Nie wrócę zbyt szybko...
-Dlaczego ?
Parsknął.
-Pogrążę się wystarczająco.
Wolała nie kontynuować, więc zamknęła buzię.
-Znajdziesz mnie, mój aniele ? - zapytał ze smutkiem w głosie.
-Znajdę.
-Obiecaj mi. - czuła na szyi jego wilgotny oddech.
-Obiecuję ci, że cię znajdę.
-Dziękuję ci, Julianno.
Po tych słowach oboje zasnęli.
Następnego ranka obudziła się niby szczęśliwa, lecz po chwili dotarło do niej, że jest sama.
-Zayn ? - rozejrzała się - Zayn, nie... - padła na koc i zalała się gorącymi łzami.
*
-Panno Paterson, proszę powtórzyć.
Zerwałam się na dźwięk swojego imienia. Piętnastu studentów trzeciego roku odwróciło się i wpatrywało w moje wystraszone oczy.
Spojrzałam na profesora, czując jak narasta w nim wściekłość.
-O czym pani tak rozmyśla ? - skrzyżował duże ramiona i widziałam, że stara się powstrzymać wybuch.
-J-ja...ja tylko..
Co mam powiedzieć ? O tym jak wtulałeś się we mnie kilka lat temu ? Jak spaliśmy razem na kocu ?
-A więc po zajęciach zapraszam do mojego gabinetu. - warknął, zatrzasnął dziennik i wyszedł, a zaraz po tym rozległ się dzwonek.
Jaką miałam nadzieję przychodząc na te studia ? Że mnie pozna i powie, że mnie kocha ?
Zapomniałam pominąć fakt, że trzy lata temu w tamtą piękną noc w ogrodzie jego rodziców...
....był tak pijany, że już następnego dnia mnie nie pamiętał.
Bardzo, bardzo, bardzo proszę was o komentarze bo chciałabym wiedzieć co sądzicie :> <3
Hah ty juz znasz moją opinie ;) Zajebisty! To jest cos nowego, niesamowitego...Juz nie moge doczekac sie co bedzie dalej,jej ;) ;*
OdpowiedzUsuńJedno słowo: ocho
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite! Już to kocham *.*
OdpowiedzUsuńchcę już rozdział!!!