Poczułam wielką ulgę, gdy zobaczyłam wysokiego mężczyznę o jasnych, krótko ściętych włosach, zmierzającego w moją stronę.
Poznałam, że to Mark Peterson, mój ukochany ojciec, gdy obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Po materiałem granatowej koszuli wyraźnie było widać szerokie ramiona i mięśnie.
Zdziwiłam się, bo nie sądziłam, że po rozwodzie z mamą nadal będzie utrzymywał w forme, pomimo tego, że już nie jest wojskowym.
-Cóż to za piękna kobieta ?
Gdy usłyszałam jego wesoły głos zalałam się łzami i rzuciłam się mu na szyję.
-Hej, powinnaś się cieszyć. - śmiał się, tuląc mnie mocno do siebie.
-Cieszę się.. - szlochałam - Tak bardzo tęskniłam...
Płakałam też dlatego, że w końcu mam przy sobie kogoś, kto nie jest zamieszany w to wszystko co mnie spotkało. Był oddalony ode mnie o tysiące kilometrów. Było mi z tym okropnie, ale jednocześnie cieszyłam się, że nie musi w tym uczestniczyć i widzieć w jakim jestem stanie.
-Tyle się wydarzyło, musimy wszystko nadrobić i porozmawiać. - mówiłam z uśmiechem, gdy odsuwałam się od niego.
-Na początek.. - mina mu spoważniała - wyjmijmy temat tej psycholki, która chce zabić moje dziecko.
Zamarłam.
-T-tato, o czym ty....
-Skarbie, nie. Wiem wszystko. I nie myśl, że tak to zostawię.
-Tato...
-Nie zapominaj też, że masz tatę policjanta. - skrzyżował ręce na piersi.
Rozejrzałam się.
-Porozmawiamy o tym w samochodzie. - wzięłam go pod rękę i razem poszliśmy w stronę czekającego na nas Toma.
-Skąd Zayn wiedział, że przyjedziesz ?! - dopytywałam się, zszokowana tym co usłyszałam -I skąd ma twój numer telefonu ?!
Padłam na oparcie siedzenia i wyjrzałam przez okno auta.
-Co jeszcze ci mówił ? - przewróciłam oczami.
-To już chyba wszystko. - wzruszył ramionami - Ale dalej nie wiem czemu się denerwujesz. Jestem mu za to wdzięczny, powiedział co jest grane i teraz wszyscy jesteśmy w gotowości. - położył swoją dłoń na moją - Nie pozwolę, by coś ci się stało.
-Nie chciałam, ci niczego mówić, bo miałeś tu odpoczywać, a nie martwić się o mnie.
Umilkł i również się oparł.
-Tato ? - zmarszczyłam brwi - Coś nie tak ?
-Gdy do ciebie zadzwoniłem i zapytałem czy mogę przyjechać na kilka dni.... - przerwał.
-Już wiedziałeś, co mi grozi ?
-O tym, że niejaki Roger Goldberg i Veronica Perez szantażują Zayna i usiłują cię zabić, dowiedziałem się pierwszy. Zadzwonił do mnie, ponieważ wiedział, że jestem z policji. Chce żebym mu pomógł, dlatego przyleciałem.
-Ale w czym masz mu niby pomagać ?
Wzruszył ramionami.
-To się okaże.
Odwróciłam głowę i postanowiłam nie kończyć tej rozmowy.
Jedząc obiad wsłuchiwałam się w rozmowę Eliota i taty na temat ostatniego meczu. Nie wiedziałam dokładnie o co chodzi, ale byłam uśmiechnięta podobnie jak oni.
-Och, przepraszam na chwilę. - odeszłam od stołu, wzięłam dzwoniący telefon i weszłam do przedpokoju. - Halo ?
-Cześć Jay ! - głos siostry Zayna obudził we mnie sprzeczne sygnały. Uspokoiłam się jednak, bo wiedziałam, że chce porozmawiać ze mną o jej jutrzejszych urodzinach. - Zayn mi mówił, że przyjechał twój tata !
-Tak, zatrzymuje się tu na kilka dni. - oparłam się o próg drzwi. - Co słychać ?
-Wszystko w porządku, dzięki. A wracając do twojego taty, czy mógłby przyjść razem z tobą i Eliotem na moje urodziny ?
-Mój tata ? - uniosłam brwi.
-Proszę ! Będzie też twoja mama !
No właśnie.
-Cóż....dobrze, jeśli chcesz. Zapytam go.
-Tak ! - śmiała się - Rozmawiałaś ostatnio z Zaynem ?
Przełknęłam ślinę.
-Nie. - odparłam.
-Tęskni za tobą.
-Samantho, to nie prawda. Wydaje ci się.
-Nosi twoje zdjęcie w portfelu !
Umarłam i trafiłam do nieba.
-Skąd to wiesz ?
-Widziałam, gdy dawał Elenie kartę kredytową. Kupowała sukienkę i jak zwykle on płacił. - westchnęła.
-Byłaś z nimi ?
-Niestety musiałam, bo mama nie miała czasu, żeby mnie zabrać na zakupy.
-Wiesz, sądziłam, że lubisz wychodzić gdzieś z Zaynem.
-Z Zaynem tak, ale nie z Eleną ! Myślałam, że mój brat jest rozsądny, przekonałam się o tym, gdy przyprowadził cię do nas, ale dalej nie rozumiem sensu waszego zerwania. Może ty mi powiesz ?
-Zayn kocha Elenę.
Parsknęła.
-Nieważne. Widocznie się nie dowiem. Do zobaczenia jutro, tak ?
-No jasne.
-No jasne.
Rozłączyła się.
-Dalej nie wiem czy to najlepszy pomysł.. - mówił tata, gdy jechaliśmy do willi rodziny Zayna.
-Dlaczego ? Będzie dobrze, wszyscy cię polubią. - pocieszałam go.
-Nie chodzi o to... - westchnął.
-Już wiem. - wtrącił się Eliot - Chodzi o Amy !
-Moją mamę ? - zmarszczyłam brwi i zerknęłam na tatę - Tato, nie mów mi, że chodzi o towarzystwo mamy.
-Można tak powiedzieć. - przyznał się - No i Richard ! Chryste, jak mogę spojrzeć mu w oczy ?
-Nie zna cię.
-No właśnie !
-Tato. - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Dobrze, przepraszam..Może po prostu trochę przesadzam.
-Może. - powiedziałam, gdy właśnie nasz samochód zaparkował.
Tom otworzył mi drzwi. Wszyscy wyszliśmy, prosto do wielkiego ogrodu.
-Jay ! - usłyszałam pisk.
Po chwili miałam w ramionach siostrę Zayna. Była ubrana w turkusową sukienkę sięgającą przed kolano z białym paskiem pod piersiami. Jak na piętnastolatkę wyglądała naprawdę kobieco. Jej obcasy sprawiły, że stała się o centymetr wyższa ode mnie.
Poniżające.
-Wszystkiego najlepszego, kochana ! - śmiałam się.
-Eliot !- zobaczyła stojącego obok mnie chłopaka i również go przytuliła.
-Sto lat, sto lat ! - gdy się od niej odsunął podał jej różowe, podłużne pudełko - Nie wiedziałem co wybrać. - wzruszył ramionami.
-Czy to jest COCO Channel ? - otworzyła szeroko oczy - Moje ulubione perfumy ! Dziękuję !- pocałowała go w policzek i ponownie przytuliła.
-Och Samantho, poznaj mojego tatę. - gestem dłoni wskazałam mężczyznę, który się do nas zbliżał.
-Dzień dobry ! Miło mi pana poznać. - podali sobie dłonie.
-Mnie również i wszystkiego najlepszego. - obdarzył ją przyjaznym uśmiechem.
Po chwili znaleźli się przy nas rodzice dziewczyny oraz moja mama z Richardem. Ku mojemu zdziwieniu rozmowa pomiędzy nimi przebiegła łagodnie.
Aż w końcu pojawiła się para wieczoru...
Elena ubrana była w czerwoną, długą suknię z długim wykrojem. Jej długie włosy, podobnie jak u Samanthy były spięte w kok.
Oczywiście Zayn prezentował się o wiele seksowniej, w czarnym garniturze i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Gdy otoczył ich tłum gości, postanowiłam podejść do stojącej z boku Samanthy. Nie mogłam w to uwierzyć: to był jej dzień, jej piętnaste urodziny, a i tak wszyscy byli zainteresowani Zaynem, Eleną i chodzącą za nimi jak pies Veronicą.
-Hej.. - stanęłam obok niej - Co to za mina ?
-Sama widzisz. - westchnęła smętnie i spojrzała na Zayna, po czym odwróciła się do mnie - Nienawidzę go. - szepnęła ze łzami w oczach - Zawsze musi wszystko spieprzyć.
Zauważyłam, że Zayn się nam przygląda. Spodziewałam się, że zaraz tu podejdzie.
-Przyjęcie się dopiero zaczyna. - objęłam jej twarz dłońmi i wytarłam łzy kciukami - Nie możesz płakać. To twój dzień.
-A wszyscy są zainteresowani Zaynem... - dokończyła.
-Wiesz, mnie jakoś w ogóle nie obchodzi. Ani on ani jego dziewczyna. Przyszłam tu dla ciebie.
Uśmiechnęła się lekko, ale z grymasem.
-I... - wyjęłam z torebki czerwone pudełeczko z białą kokardą - ...również mam mały prezent.
-O jejku... - zachichotała i otworzyła pudełko - O mój Boże, Jay....Są piękne.
Z podziwem patrzyła na dwa brylanty służące jako kolczyki. Musnęła jednego palcem, po czym spojrzała na mnie.
-Piękniejszych nie mogłam dostać, dziękuje. - przytuliła mnie, ale po sekundzie odsunęła się gwałtownie, gdy dobiegł ją wysoki głos.
-Samantha, kochanie ! - krzyczała Elena i rzuciła się jej na szyję - Wszystkiego najlepszego ! - całowała ją po policzkach, zostawiając jednocześnie na nich czerwone ślady szminki.
Zayn stał obok i w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Nasze spojrzenia się napotkały. Serce mi się zacisnęło gdy zobaczyłam tę troskę i czułość w jego pięknych oczach. Uśmiechnął się delikatnie, ale czar prysnął gdy stanęła obok nas Veronica.
-Eleno, czy pokazałaś Samancie kolczyki, które dla niej wybrałyśmy ? - zapytała, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi.
Na ramieniu poczułam ciepłą, ojcowską dłoń. Odwróciłam głowę w stronę twarzy mojego taty i uśmiechnęłam się lekko.
-W porządku ? - zapytał.
-Tak.
Spojrzał na Zayna. Dyskretnie skinęli do siebie głowami, co było troszkę dziwnie.
Coś planują ?
-Och, tak ! - Elena w torebce zaczęła czegoś szukać - Proszę bardzo.
Podała Samancie dosyć duże jak na kolczyki pudełko z dużą, złotą kokardką i patrzyła jak je otwiera. W środku znajdowały się długie, prawie do ramion, srebrne sznureczki, które przyczepione były do błyszczących kokard. Wydawały się ciężkie i zapewne o wiele droższe od tych, które j a dałam siostrze Zayna.
-Hmm... - mruknęły - Nie mój gust. - zamknęła pudełko i oddała je Elenie.
Zdziwiona otworzyła szeroko oczy.
-N-nie twój gust ? - zająknęła się. - Jedne z najdroższych. - upomniała.
-I pewnie mój naiwny brat musiał za nie płacić.
-Sam, przestań. - wtrącił Zayn.
-Nie rozmawiam z tobą. A poza tym dostałam już kolczyki. - wzięła mnie pod rękę - Od Jay. Okazało się, że zna mnie lepiej niż ty.
Zszokowana spojrzałam najpierw na Veronice, Elenę, a później na Zayna, który wyglądał na zranionego.
Dziwne...
Zmartwił mnie podejrzany, triumfalny uśmiech na twarzy Veronicki. Odwróciła się, gdy podszedł do niej jakiś mężczyzna. Położyła dłoń na jego ramieniu po czym pocałowała w policzek.
-Jay. - zwróciła się do mnie - Poznaj mojego partnera. - nastąpiła krótka cisza - Rogera Goldberga. - powiedziała bardzo wyraźnie.
Serce mi stanęło. Poczułam jak mój tata się spina. Odruchowo zacisnęłam jego dłoń gdy spojrzałam w przeraźliwie niebieskie oczy stojącego przede mną blondyna.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy zobaczyła moje przerażenie. Postanowiłam pozostać niewzruszona.
-Cóż, sądziłam, że sypiasz z dużo młodszymi od siebie. - odparłam.
Szczęka jej opadła.
-Mamo, o czym ona mówi ? - zapytała Elena, zdezorientowała całą sytuacją.
-O niczym córeczko...O niczym.
Przestałam słuchać co do siebie mówią, gdy mój wzrok przykuł podejrzanie wypukły brzuch Eleny. Był również zaokrąglony i....nadzwyczaj duży. Dostrzegłam to dopiero teraz, gdy opinał go obcisły materiał sukienki.
Pokręciłam głową i złapałam za rękę mojego tatę.
-Usiądziemy ? - zaproponowałam.
-Oczywiście.
Skierowaliśmy się w stronę stołów, gdy tymczasem zadręczały mnie myśli związane z wyglądem Eleny...
Zaraz po tym, jak skończyliśmy śpiewać Happy Birthday, czyjeś długie palce musnęły mnie w ramię.
-Za domem. - szept Zayna, przeszedł przez całe moje ciało i obudził każdą komórkę.
Uśmiechnęłam się dyskretnie i po chwili skierowałam za dom. Gdy byłam już na miejscu, zamarłam.
Stał tam. Tylko on. Cały mój...
Podeszłam bliżej i zaczęłam się lekko stresować. Wiadomo co będziemy robić, a myśl, że ktoś może nas przypadkiem zobaczyć, nakręcała mnie jeszcze bardziej.
-Lubimy ryzyko, co ? - położyłam ręce na jego ramionach, a gdy próbowałam go pocałować, gwałtownie mnie od siebie odepchnął.
Zmarszczyłam brwi i czekałam na wyjaśnienia.
-To koniec. - powiedział.
-No weź, znowu to samo ? - oparłam się o jakiś murek.
Rozłożył ręce.
-Nie mam podsłuchu Jay. - odrzekł.
Obróciłam się.
-Ktoś tu jest ? - zapytałam.
-Roger rozmawia z Christopherem, a Veronica i Elena są z moją mamą. Tym razem to nie żarty.
Zaczęłam się bać.
-O co chodzi ?
Wzruszył ramionami.
-Rzucam cię.
Zamrugałam, zdziwiona jego słowami.
-Dlaczego ?
-Nie kocham cię. Dzisiaj chcę oświadczyć się Elenie.
-Co ty mówisz ? - chciałam go przytulić, ale znowu mnie odepchnął, doprowadzając tym do mojego płaczu.
-Spójrz na siebie. - parsknął.
-Tak z dnia na dzień, tak ? Po tym wszystkim ?
-Zrobiliśmy to, zadowolona ? Myślisz, że czemu się spóźniliśmy ? Przeleciałem ją w limuzynie. To samo zrobiłem z tobą. Jesteś tylko jedną z wielu, Jay. Pogódź się z tym.
-Ale...ale, ty....powiedziałeś mi wszystko i... - szlochałam.
-Jedź do domu.
-Co ?
-Nie chcę cię więcej widzieć. A w szczególności tutaj. - wyminął mnie, jednocześnie szturchając mnie mocno ramieniem i odszedł.
Na zawsze.
-Głupia dziwko !- krzyczałam - Wszystko zawsze musisz spieprzyć ! - wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. W całej mojej sypialni walały się ubrania, które wyrzuciłam z szafy. Pościel i poduszki leżały obok łóżka. Nawet moja bielizna leżała na szafkach.
Zaszlochałam jeszcze głośniej gdy chwyciłam w dłoń mały wazonik z wodą i rzuciłam go w lustro,rozwalając je na kawałeczki.
-Kurwa mać !- padłam na kolana i zaczęłam dosłownie wyć.
Dobrze, że Eliot i tata nie postanowili ze mną wrócić. Wymówka "źle się czuję" poskutkowała..
Czułam się do dupy. Jak on mógł tak o wszystkim zapomnieć ? Kurwa, nie rozumiem tego..
Nagle usłyszałam otwierające się drzwi.
-Jay ! - usłyszałam głos Eliota.
Wybiegłam z sypialni i wpadłam do salonu. Zobaczyłam jego, rodziców i Richarda.
-Co się dzieje ?
-Amy, włącz telewizor, kanał drugi ! - mówił Richard.
-Boże, co się stało ? - zobaczyłam popalony garnitur Eliota.
-....na razie strażacy nie mogą nic zrobić. - mówiła dziennikarka w wiadomościach.
Odwróciłam głowę w stronę telewizora i zobaczyłam palącą się willę Malików. Otworzyłam szeroko oczy i wsłuchiwałam się w słowa redaktorki:
-Wszyscy goście są już bezpieczni. Pozostaję pytanie: Gdzie jest Zayn Malik i czy wyjdzie z tego cało ?
-Co, nie ma Zayna ?! - panikowałam. - Jak to ?!
-Cały dom zaczął się palić i...
-Nie obchodzi mnie dom, co z Zaynem ?!
-Jay, uspokój się. - Richard złapał mnie za ramiona.
-Nie...Nie ! Niech ratują Zayna ! Boże..
-Jay, spójrz na mnie.
-A jeśli mu się stanie ? Ja nigdy...
-Jay ! - szarpnął mną - Zayn nie żyje.
Zaczęłam płakać jeszcze mocniej.
-Nie wierzę wam !
-Gdzie ty idziesz ? - krzyczał za mną Eliot.
-On żyje ! - szlochałam i biegłam po korytarzu.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod hotelem. W niebieskiej sukience i bez butów pomknęłam w stronę samochodu Toma.
-Musisz mnie tam zawieźć. - otworzyłam tylne drzwi.
-Panno Peterson...
Strzeliłam go w twarz.
-Bez gadania ! Natychmiast wieź mnie do willi Malików ! - krzyczałam.
Jako, że kiedyś był w wojsku z moim ojcem, wyprostował się i zasalutował.
-Tak jest !
Po chwili byliśmy już w drodze.
Zaparkowaliśmy dosyć daleko palącego się domu.
-Jedź dalej ! Czemu nie jedziemy ?! - krzyczałam.
-Nie możemy, to niebezpieczne.
-Walić to.
Wysiadłam z samochodu i zaczęłam biec tak szybko, że Tom nie mógł mnie nawet dogonić. Czułam pod bosymi stopami szkła i kamienie ale nie zważając na to biegłam przed siebie.
Czułam, że powoli tracę przytomność. Zaczęłam biec wolniej i dyszeć o wiele głośniej. Zatrzymałam się przy wysokiej czarnej bramie, gdy w końcu padłam na ziemię....
A właściwie to w czyjeś ramiona. Ciepłe, duże i kojące. Ktoś przesunął mnie na bok, za krzaki i wziął na ręce.
-Moje maleństwo... - słyszałam głos Zayna.
Czułam również jego usta na moich.
-Zayn ? - zapytałam pół przytomna.
-To przeklęte miasto... - schował twarz w moich włosach. - Tak bardzo cię przepraszam. Zabiorę cię stąd.
-Ja...Ja nic nie widzę. Chyba zemdleje.
-Zaśniesz, kochanie. - poprawił mnie - Słodkich snów. - pocałował mnie w czoło.
Czułam jak gdzieś mnie zanosi. Potem było już tylko ciemno i głucho...
-Dalej nie wiem czy to najlepszy pomysł.. - mówił tata, gdy jechaliśmy do willi rodziny Zayna.
-Dlaczego ? Będzie dobrze, wszyscy cię polubią. - pocieszałam go.
-Nie chodzi o to... - westchnął.
-Już wiem. - wtrącił się Eliot - Chodzi o Amy !
-Moją mamę ? - zmarszczyłam brwi i zerknęłam na tatę - Tato, nie mów mi, że chodzi o towarzystwo mamy.
-Można tak powiedzieć. - przyznał się - No i Richard ! Chryste, jak mogę spojrzeć mu w oczy ?
-Nie zna cię.
-No właśnie !
-Tato. - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Dobrze, przepraszam..Może po prostu trochę przesadzam.
-Może. - powiedziałam, gdy właśnie nasz samochód zaparkował.
Tom otworzył mi drzwi. Wszyscy wyszliśmy, prosto do wielkiego ogrodu.
-Jay ! - usłyszałam pisk.
Po chwili miałam w ramionach siostrę Zayna. Była ubrana w turkusową sukienkę sięgającą przed kolano z białym paskiem pod piersiami. Jak na piętnastolatkę wyglądała naprawdę kobieco. Jej obcasy sprawiły, że stała się o centymetr wyższa ode mnie.
Poniżające.
-Wszystkiego najlepszego, kochana ! - śmiałam się.
-Eliot !- zobaczyła stojącego obok mnie chłopaka i również go przytuliła.
-Sto lat, sto lat ! - gdy się od niej odsunął podał jej różowe, podłużne pudełko - Nie wiedziałem co wybrać. - wzruszył ramionami.
-Czy to jest COCO Channel ? - otworzyła szeroko oczy - Moje ulubione perfumy ! Dziękuję !- pocałowała go w policzek i ponownie przytuliła.
-Och Samantho, poznaj mojego tatę. - gestem dłoni wskazałam mężczyznę, który się do nas zbliżał.
-Dzień dobry ! Miło mi pana poznać. - podali sobie dłonie.
-Mnie również i wszystkiego najlepszego. - obdarzył ją przyjaznym uśmiechem.
Po chwili znaleźli się przy nas rodzice dziewczyny oraz moja mama z Richardem. Ku mojemu zdziwieniu rozmowa pomiędzy nimi przebiegła łagodnie.
Aż w końcu pojawiła się para wieczoru...
Elena ubrana była w czerwoną, długą suknię z długim wykrojem. Jej długie włosy, podobnie jak u Samanthy były spięte w kok.
Oczywiście Zayn prezentował się o wiele seksowniej, w czarnym garniturze i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Gdy otoczył ich tłum gości, postanowiłam podejść do stojącej z boku Samanthy. Nie mogłam w to uwierzyć: to był jej dzień, jej piętnaste urodziny, a i tak wszyscy byli zainteresowani Zaynem, Eleną i chodzącą za nimi jak pies Veronicą.
-Hej.. - stanęłam obok niej - Co to za mina ?
-Sama widzisz. - westchnęła smętnie i spojrzała na Zayna, po czym odwróciła się do mnie - Nienawidzę go. - szepnęła ze łzami w oczach - Zawsze musi wszystko spieprzyć.
Zauważyłam, że Zayn się nam przygląda. Spodziewałam się, że zaraz tu podejdzie.
-Przyjęcie się dopiero zaczyna. - objęłam jej twarz dłońmi i wytarłam łzy kciukami - Nie możesz płakać. To twój dzień.
-A wszyscy są zainteresowani Zaynem... - dokończyła.
-Wiesz, mnie jakoś w ogóle nie obchodzi. Ani on ani jego dziewczyna. Przyszłam tu dla ciebie.
Uśmiechnęła się lekko, ale z grymasem.
-I... - wyjęłam z torebki czerwone pudełeczko z białą kokardą - ...również mam mały prezent.
-O jejku... - zachichotała i otworzyła pudełko - O mój Boże, Jay....Są piękne.
Z podziwem patrzyła na dwa brylanty służące jako kolczyki. Musnęła jednego palcem, po czym spojrzała na mnie.
-Piękniejszych nie mogłam dostać, dziękuje. - przytuliła mnie, ale po sekundzie odsunęła się gwałtownie, gdy dobiegł ją wysoki głos.
-Samantha, kochanie ! - krzyczała Elena i rzuciła się jej na szyję - Wszystkiego najlepszego ! - całowała ją po policzkach, zostawiając jednocześnie na nich czerwone ślady szminki.
Zayn stał obok i w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Nasze spojrzenia się napotkały. Serce mi się zacisnęło gdy zobaczyłam tę troskę i czułość w jego pięknych oczach. Uśmiechnął się delikatnie, ale czar prysnął gdy stanęła obok nas Veronica.
-Eleno, czy pokazałaś Samancie kolczyki, które dla niej wybrałyśmy ? - zapytała, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi.
Na ramieniu poczułam ciepłą, ojcowską dłoń. Odwróciłam głowę w stronę twarzy mojego taty i uśmiechnęłam się lekko.
-W porządku ? - zapytał.
-Tak.
Spojrzał na Zayna. Dyskretnie skinęli do siebie głowami, co było troszkę dziwnie.
Coś planują ?
-Och, tak ! - Elena w torebce zaczęła czegoś szukać - Proszę bardzo.
Podała Samancie dosyć duże jak na kolczyki pudełko z dużą, złotą kokardką i patrzyła jak je otwiera. W środku znajdowały się długie, prawie do ramion, srebrne sznureczki, które przyczepione były do błyszczących kokard. Wydawały się ciężkie i zapewne o wiele droższe od tych, które j a dałam siostrze Zayna.
-Hmm... - mruknęły - Nie mój gust. - zamknęła pudełko i oddała je Elenie.
Zdziwiona otworzyła szeroko oczy.
-N-nie twój gust ? - zająknęła się. - Jedne z najdroższych. - upomniała.
-I pewnie mój naiwny brat musiał za nie płacić.
-Sam, przestań. - wtrącił Zayn.
-Nie rozmawiam z tobą. A poza tym dostałam już kolczyki. - wzięła mnie pod rękę - Od Jay. Okazało się, że zna mnie lepiej niż ty.
Zszokowana spojrzałam najpierw na Veronice, Elenę, a później na Zayna, który wyglądał na zranionego.
Dziwne...
Zmartwił mnie podejrzany, triumfalny uśmiech na twarzy Veronicki. Odwróciła się, gdy podszedł do niej jakiś mężczyzna. Położyła dłoń na jego ramieniu po czym pocałowała w policzek.
-Jay. - zwróciła się do mnie - Poznaj mojego partnera. - nastąpiła krótka cisza - Rogera Goldberga. - powiedziała bardzo wyraźnie.
Serce mi stanęło. Poczułam jak mój tata się spina. Odruchowo zacisnęłam jego dłoń gdy spojrzałam w przeraźliwie niebieskie oczy stojącego przede mną blondyna.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy zobaczyła moje przerażenie. Postanowiłam pozostać niewzruszona.
-Cóż, sądziłam, że sypiasz z dużo młodszymi od siebie. - odparłam.
Szczęka jej opadła.
-Mamo, o czym ona mówi ? - zapytała Elena, zdezorientowała całą sytuacją.
-O niczym córeczko...O niczym.
Przestałam słuchać co do siebie mówią, gdy mój wzrok przykuł podejrzanie wypukły brzuch Eleny. Był również zaokrąglony i....nadzwyczaj duży. Dostrzegłam to dopiero teraz, gdy opinał go obcisły materiał sukienki.
Pokręciłam głową i złapałam za rękę mojego tatę.
-Usiądziemy ? - zaproponowałam.
-Oczywiście.
Skierowaliśmy się w stronę stołów, gdy tymczasem zadręczały mnie myśli związane z wyglądem Eleny...
Zaraz po tym, jak skończyliśmy śpiewać Happy Birthday, czyjeś długie palce musnęły mnie w ramię.
-Za domem. - szept Zayna, przeszedł przez całe moje ciało i obudził każdą komórkę.
Uśmiechnęłam się dyskretnie i po chwili skierowałam za dom. Gdy byłam już na miejscu, zamarłam.
Stał tam. Tylko on. Cały mój...
Podeszłam bliżej i zaczęłam się lekko stresować. Wiadomo co będziemy robić, a myśl, że ktoś może nas przypadkiem zobaczyć, nakręcała mnie jeszcze bardziej.
-Lubimy ryzyko, co ? - położyłam ręce na jego ramionach, a gdy próbowałam go pocałować, gwałtownie mnie od siebie odepchnął.
Zmarszczyłam brwi i czekałam na wyjaśnienia.
-To koniec. - powiedział.
-No weź, znowu to samo ? - oparłam się o jakiś murek.
Rozłożył ręce.
-Nie mam podsłuchu Jay. - odrzekł.
Obróciłam się.
-Ktoś tu jest ? - zapytałam.
-Roger rozmawia z Christopherem, a Veronica i Elena są z moją mamą. Tym razem to nie żarty.
Zaczęłam się bać.
-O co chodzi ?
Wzruszył ramionami.
-Rzucam cię.
Zamrugałam, zdziwiona jego słowami.
-Dlaczego ?
-Nie kocham cię. Dzisiaj chcę oświadczyć się Elenie.
-Co ty mówisz ? - chciałam go przytulić, ale znowu mnie odepchnął, doprowadzając tym do mojego płaczu.
-Spójrz na siebie. - parsknął.
-Tak z dnia na dzień, tak ? Po tym wszystkim ?
-Zrobiliśmy to, zadowolona ? Myślisz, że czemu się spóźniliśmy ? Przeleciałem ją w limuzynie. To samo zrobiłem z tobą. Jesteś tylko jedną z wielu, Jay. Pogódź się z tym.
-Ale...ale, ty....powiedziałeś mi wszystko i... - szlochałam.
-Jedź do domu.
-Co ?
-Nie chcę cię więcej widzieć. A w szczególności tutaj. - wyminął mnie, jednocześnie szturchając mnie mocno ramieniem i odszedł.
Na zawsze.
-Głupia dziwko !- krzyczałam - Wszystko zawsze musisz spieprzyć ! - wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. W całej mojej sypialni walały się ubrania, które wyrzuciłam z szafy. Pościel i poduszki leżały obok łóżka. Nawet moja bielizna leżała na szafkach.
Zaszlochałam jeszcze głośniej gdy chwyciłam w dłoń mały wazonik z wodą i rzuciłam go w lustro,rozwalając je na kawałeczki.
-Kurwa mać !- padłam na kolana i zaczęłam dosłownie wyć.
Dobrze, że Eliot i tata nie postanowili ze mną wrócić. Wymówka "źle się czuję" poskutkowała..
Czułam się do dupy. Jak on mógł tak o wszystkim zapomnieć ? Kurwa, nie rozumiem tego..
Nagle usłyszałam otwierające się drzwi.
-Jay ! - usłyszałam głos Eliota.
Wybiegłam z sypialni i wpadłam do salonu. Zobaczyłam jego, rodziców i Richarda.
-Co się dzieje ?
-Amy, włącz telewizor, kanał drugi ! - mówił Richard.
-Boże, co się stało ? - zobaczyłam popalony garnitur Eliota.
-....na razie strażacy nie mogą nic zrobić. - mówiła dziennikarka w wiadomościach.
Odwróciłam głowę w stronę telewizora i zobaczyłam palącą się willę Malików. Otworzyłam szeroko oczy i wsłuchiwałam się w słowa redaktorki:
-Wszyscy goście są już bezpieczni. Pozostaję pytanie: Gdzie jest Zayn Malik i czy wyjdzie z tego cało ?
-Co, nie ma Zayna ?! - panikowałam. - Jak to ?!
-Cały dom zaczął się palić i...
-Nie obchodzi mnie dom, co z Zaynem ?!
-Jay, uspokój się. - Richard złapał mnie za ramiona.
-Nie...Nie ! Niech ratują Zayna ! Boże..
-Jay, spójrz na mnie.
-A jeśli mu się stanie ? Ja nigdy...
-Jay ! - szarpnął mną - Zayn nie żyje.
Zaczęłam płakać jeszcze mocniej.
-Nie wierzę wam !
-Gdzie ty idziesz ? - krzyczał za mną Eliot.
-On żyje ! - szlochałam i biegłam po korytarzu.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod hotelem. W niebieskiej sukience i bez butów pomknęłam w stronę samochodu Toma.
-Musisz mnie tam zawieźć. - otworzyłam tylne drzwi.
-Panno Peterson...
Strzeliłam go w twarz.
-Bez gadania ! Natychmiast wieź mnie do willi Malików ! - krzyczałam.
Jako, że kiedyś był w wojsku z moim ojcem, wyprostował się i zasalutował.
-Tak jest !
Po chwili byliśmy już w drodze.
Zaparkowaliśmy dosyć daleko palącego się domu.
-Jedź dalej ! Czemu nie jedziemy ?! - krzyczałam.
-Nie możemy, to niebezpieczne.
-Walić to.
Wysiadłam z samochodu i zaczęłam biec tak szybko, że Tom nie mógł mnie nawet dogonić. Czułam pod bosymi stopami szkła i kamienie ale nie zważając na to biegłam przed siebie.
Czułam, że powoli tracę przytomność. Zaczęłam biec wolniej i dyszeć o wiele głośniej. Zatrzymałam się przy wysokiej czarnej bramie, gdy w końcu padłam na ziemię....
A właściwie to w czyjeś ramiona. Ciepłe, duże i kojące. Ktoś przesunął mnie na bok, za krzaki i wziął na ręce.
-Moje maleństwo... - słyszałam głos Zayna.
Czułam również jego usta na moich.
-Zayn ? - zapytałam pół przytomna.
-To przeklęte miasto... - schował twarz w moich włosach. - Tak bardzo cię przepraszam. Zabiorę cię stąd.
-Ja...Ja nic nie widzę. Chyba zemdleje.
-Zaśniesz, kochanie. - poprawił mnie - Słodkich snów. - pocałował mnie w czoło.
Czułam jak gdzieś mnie zanosi. Potem było już tylko ciemno i głucho...
Uwielbiam to jak piszesz ;)
OdpowiedzUsuń