-Muszę jechać do biura. - powiedział i podszedł do mnie. - Muszę omówić wszystko z policją. Za niedługo będzie tu detektyw, sprawdzi pomieszczenia, w których mogła być Amelia przed porwaniem. Ma nadzieję, że trafi na jakiś trop.
Siedziałam przy szafie z kolanami podkulonymi pod brodę i wpatrywałam się w podłogę. Nie wydawałam z siebie dźwięku, a łzy po prostu spływały po moich policzkach. Dziwne, że w ogóle słyszałam co mówi do mnie Zayn.
-Nie chcę cię zostawić. - mówił ciepło - Ale muszę jechać, skarbie. Bądź silna, odzyskamy Zoe jeszcze dzisiaj. A policja ma nakaz postrzelenia Amelii.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Obiecaj mi, że nie wyjdziesz z apartamentu.
Spojrzałam na niego.
-Zadzwonię po twoją mamę i Nancy, żebyś nie była sama. - widać nie czekał na odpowiedź. Nachylił się i przyłożył usta do mojego czoła na długą chwilę. - Kocham cię.
Zacisnęłam dłoń na jego dłoni, ponieważ nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Ben jest w holu. Powiem, żeby przyszedł na górę. Wszystko będzie dobrze. - wstał i powoli puścił moją dłoń, po czym wyszedł z pokoju.
Nie wiem ile tak siedziałam. Podejrzewam, że około 20 minut, gdy nagle mój telefon zaczął dzwonić.
-H..halo ? - wybełkotałam.
-Jakie piosenki jej najczęściej śpiewasz, żeby zasnęła ? Mam nadzieję, że jadła i nie zacznie płakać zanim wyjedziemy z miasta.
Nim serce wyskoczyło mi z piersi, zdążyłam zerwać się na równe nogi.
-Oddaj mi moje dziecko, zdziro ! - warknęłam.
-Gdybyś nie wskakiwała do łóżka temu zboczeńcowi, ani mnie ani bachora by tu nie było.
-Gdzie jesteś, do jasnej cholery ?
-Masz całą noc na rozwikłanie tej zagadki. Wyjeżdżamy o świcie.
-Szukają cię najlepsze jednostki Nowego Jorku. Myślisz, że tak łatwo uciec FBI ?
-FBI ? Rzeczywiście, niezłą kasą dysponuje ten palant. - parsknęła.
-Oh, nie mówię tylko o FBI. - zagryzłam wargę - Masz do czynienia jeszcze ze mną. A ja na koniec świata za tobą pojadę, żeby tylko odzyskać Zoe.
-Czas pokażę, moja droga. A zanim ty zdążysz spakować swoje drogie łaszki i wsiądziesz do biznes klasy, ja będę już bardzo daleko.
-Mogę jechać do ciebie choćby zaraz.
-Nie wiesz gdzie jestem. - wybuchnęła śmiechem. Wtedy usłyszałam cichy, dziecięcy jęk.
Zoe - pomyślałam, a w moich oczach stanęły łzy.
Ma racje, nie mam pojęcia gdzie jest. Nowy Jork jest wielki, ale musiałam spróbować.
-Jakaś podpowiedź ? - zaproponowałam drżącym głosem.
-Ha! To kompletne odludzie, slamsy. Nie sądzę, że osoby o takim bogactwie jak ty bywają w takich częściach Brooklyn'u.
Brooklyn, to już coś - pomyślałam. Większość życia spędziłam na Brooklynie.
-No dalej, Amelio.
-Cóż, pusto, dosyć cicho. Widać dużo ćpunów, może uda mi się załatwić towar u którejś prostytutki. - zaśmiała się.
Ćpuny, prostytutki... - pomyślałam, zaciskając powieki.
-Rozumiesz, nie dla ciebie towarzystwo. - powiedziała z rozbawieniem.
-Dla mnie nie. - odparłam.
Ale dla Eliota to już co innego...
-Co jeszcze widzisz ? - zapytałam, starając przypomnieć sobie dzień, w którym odnaleziono Eliota. Wtedy opowiadał mi gdzie był i co widział.
-Oo, widzę coś po drugiej stronie ulicy. - dodała nagle - Oh, ale Zoe jest chyba jeszcze zbyt mała na plac zabaw ?
-Plac zabaw ?
Plac zabaw.
-Nie było cię od roku. Dlaczego nagle wróciłeś ?
-Pamiętasz ten plac zabaw na Brooklynie, na którym bawiliśmy
się w dzieciństwie ? Gdy go zobaczyłem (...) wróciły do mnie
wspomnienia.
-Wspomnienia... - wyszeptałam i zamknęłam oczy.
Huśtawka. Spadam i uderzam się w głowę. Ta ulica.
-Mamo, ta pani jest chora ?
-Nie patrz na nią, kochanie. Oh Richardzie, te dzieci tak kochają ten plac zabaw. Nie możemy zbyt często tu z nimi przychodzić, po drugiej stronie jest ta melina. A te kobiety, oh...zero szacunku do własnego ciała. Jak można się tak sprzedawać.
-Ostatnio musiałem tam biec po Eliota ! Nie wiem ile to biedne dziecko tam siedziało, i tak pewnie widziało zbyt wiele. Ci wszyscy narkomani, ach...Mam nadzieję, że to nie wpłynie na jego psychikę, ma dopiero 5 lat.
-O Boże... - zasłoniłam usta dłonią. Stąd nałóg Eliota. Gdy był mały widział tych ludzi i sam się taki stał.
Ale ulica. Boże, czy to na pewno ta ulica ?
Spojrzałam przed siebie.
-Mamusiu, chodźmy już!
-Jay, nie przebiegaj tylko przez ulicę !
-Ale tamten chłopiec przebiegł ! Mamusiu, patrz ! Zaraz wpadnie pod samo...
Krew. Krzyk dziecka. Głośny klakson tira.
I sny.
-Amy, ona to wszystko widziała !
-Ależ Richard, nie mów o tym przy niej. Tylko się wystraszyła. Było dużo krwi, a tego chłopca potrącił tir, nic dziwnego, że tak długo płakała.
-Mamusiu, czy z tym chłopcem coś się stało ?
-Wszystko jest dobrze, skarbie. Nie myśl o tym i śpij już. Słodkich snów.
BMW Zayna sunie po ulicy, nie zważając na czerwone światła czy nawet przechodniów. Mój telefon zaczął dzwonić. Wcisnęłam głośno mówiący.
-Jay, wszystko w porzą....Gdzie ty jesteś ? - zmartwiony głos Zayna obił się echem w mojej głowie.
-Przepraszam, Zayn. - odparłam z gulą w gardle, a łzy pociekły po moich policzkach.
-Aniołku....proszę nie jedź tam. - jego głos drżał - Jeśli coś ci się stanie, nie wybaczę sobie.
-Przykro mi. - odparłam - Muszę ratować swoją córkę.
Rozłączając się, rzuciłam telefon na siedzenie obok i wcisnęłam mocniej pedał gazu. Gdy przekroczyłam most Brooklinski telefon znowu zaczął dzwonić.
To Ben.
-Przepraszam, że się wymknęłam. - mówiłam, zaraz po odebraniu. - I obiecuję, że Zayn cię nie zwolni. Wiem, że miałeś zadbać o moje bezpieczeństwo.
-I ciągle dbam, pani Malik. Proszę spojrzeć na tylne siedzenie.
-O cholera. - rzekłam, gdy z tyłu zobaczyłam broń i kamizelkę kuloodporną. - Jesteś najlepszy. Genialnie wykonujesz swoją pracę.
-Odkąd pojawiła się Zoe, zrozumiałem, że to już nie praca, tylko czysta przyjemność. - wyczułam, że się uśmiecha - Zmieniała pani Zayna o 180 stopni. Nie wierzyłem, że może stać się kimś lepszym. - pierwszy raz usłyszałam, że mówi "Zayn" a nie "pan Malik".
Uśmiechnęłam się, czując kolejne łzy w oczach.
-Dziękuję ci, Ben.
-To ja dziękuję. I życzę powodzenia.
Wyszłam z samochodu prosto w ogarniającą mnie ciemność. Cicho zamknęłam drzwi samochodu i rozejrzałam się.
Tak. W tym miejscu bawiłam się z Eliotem i innymi dziećmi. Oczywiście teraz plac zabaw wygląda jak pobojowisko.
Spojrzałam na ulicę. Na tej właśnie ulicy stało się coś, co obróciło moje życie do góry nogami. A właściwie w połowie. Całkowity chaos wywołało poznanie Zayna.
Zayn..
A jeśli go już nie zobaczę ? Poczułam strach. Cholera, nie dam rady.
Idąc przed siebie zobaczyłam bloki oświetlone przez jedną uliczną lampę. Wyszłam na środek ulicy. Przeszedł mnie dreszcz. Tutaj się to stało...Ten tir..Chłopiec..
-Proszę, proszę.
Odwróciłam się gwałtownie. Musnęłam dyskretnie opuszkami palców kieszeń, by upewnić się, że mam tam broń.
Widziałam zarys chudej sylwetki postaci stojącej jakieś 14 metrów ode mnie.
Zaczęła się powoli zbliżać. W końcu stanęła pod światłem lampy ulicznej.
Amelia.
Jej długie, tłuste blond włosy były spięte w wysoki kucyk. Chuda twarz, sterczące kości policzkowe i podkrążone, duże oczy. O wiele za duże do całej twarzy. Miała na sobie czarny płaszcz i jakieś poniszczone kozaki.
W rękach trzymała różowy kocyk. Poruszał się. Gdy usłyszałam cichy płacz, znieruchomiałam.
-Ćśś ćśś ćśś.... - mówiła do dziecka.
-Zoe. - jęknęłam. Spojrzałam na kobietę - Amelio, oddaj mi ją. Czego chcesz, pieniędzy ?
-Chcę, żeby ten dupek cierpiał tak jak ja musiałam cierpieć przez niego. Dzięki tobie mogę podwoić jego smutek. - z uśmiechem podniosła rękę w której trzymała broń.
-Ach ! - mój krzyk odbił się echem od budynków, gdy padłam na zimny asfalt. Trafiła w ramię. Świat zawirował, a ja o mało nie zwymiotowałam.
Nagle zapaliły się światła. Wiele świateł. Okrążały nas wozy policyjne. Widziałam też dużo policjantów.
-Jay ! - usłyszałam krzyk. Ten głos. Boże, tak, to ten głos.
-Zayn..? - jęknęłam, półprzytomna.
-O, jeszcze ty ? - mówiła Amelia i wycelowała w mężczyznę - Cóż, powiem kiedyś Zoe, że jej rodzice smażą się w piekle ! - powiedziała z rozbawieniem.
I rozległ się kolejny strzał.
Zayn nie miał kamizelki. Zoe płakała. Bardzo.
Na całe szczęście w ramionach taty. Gdy Amelia padała martwa na ziemię, Zayn zdążył pochwycić dziecko.
-Jay ! - krzyknął i zaczął biec w moją stronę.
Broń wyleciała mi z ręki. Jak dobrze, że tato jest w policji i nauczył mnie celować.
-Prosto w głowę, szmato. - jęknęłam, patrząc z daleka na martwe ciało Amelii.
Potem straciłam przytomność.
Obudziłam się w wyremontowanej sypialni w naszym nowym domu.
Błądziłam wzrokiem po pokoju. Poczułam rurkę w nosie. Dotarło do mnie, że jestem pod kroplówką.
-Ach ! - jęknęłam, czując ogromny ból w ramieniu.
-Ćśś... - usłyszałam szept. Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę zaspanego Zayna - Siostro, obudziła się !
Do sypialni weszła czarnoskóra, młoda pielęgniarka z wielkim afro na głowie.
Zmieniła mi opatrunek, dała dwa zastrzyki i podała Zaynowi lód w woreczku, po to by przytrzymywał go przy mojej opuchniętej ręce, ponieważ sama nie dam rady.
Gdy wyszła Zayn zaczął mówić.
-Jak się czujesz ?
-Jestem w lekkim szoku. Gdzie jest Zoe ?
-W łóżeczku. - kiwnął głową w stronę kołyski w której spało moje szczęście - Uratowałaś nas oboje. - rzekł cicho.
-Za...zabiłam Amelię ?
Westchnął.
-Taki był zamiar, kochanie. Oboje już kogoś dla siebie zabiliśmy.
-Jesteśmy nietypową parą.
Zagryzł wargę. Dopiero teraz zauważyłam, że jest ubrany w błękitny sweter i znoszone dżinsy.
-Kocham cię, Jay.
-Ja ciebie też kocham. - uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i delikatnie zacisnęłam palce owinięte wokół jego dłoni.
-Gotowe ! - rzekłam, gdy wypakowałam już całe pudełko zdjęć.
-To co, pierwsza kolacja w nowym domu ? - zapytał Zayn, stając w drzwiach naszej sypialni. - Twoja mama się już niecierpliwi.
-Zaraz przyjdę. Tata już jest ?
-Tak, i wiesz, że przyszedł z dziewczyną ?
-No proszę, zaczyna układać sobie życie na nowo. - uśmiechnęłam się - Zaraz zejdę.
-Okej. - powiedział i zszedł na dół do gości.
-Puk, puk, puk ! - usłyszałam za sobą.
-Nancy ! - uśmiechnęłam się.
-Jak tam rana, goi się ? - poprawiła fioletową sukienkę i stanęła naprzeciwko mnie.
-Powoli, ale już jest lepiej.
-Śliczna ta suknia. - powiedziała - W końcu widzę cię w normalnym, tradycyjnym kremowym kolorze, a nie w czerwonych sukniach i szpilkach.
-Wiesz, przez ostatni rok tak musiałam ubierać się na bankiety, gdzie byłam partnerką samego Zayna Malika, który teraz jest ojcem mojego dziecka. - zachichotałam - I wspaniałym mężem.
-Cóż... - westchnęła, patrząc na mnie - To już chyba koniec naszej historii.
-Na ogół tak. - zgodziłam się - Ale sądzę, że wszyscy zaczynami nowy rozdział.
-Mam nadzieję, że przyjemny rozdział.
Uśmiechnęłam się. Po chwili powiedziałam:
-Nancy..
-Tak ?
-Byłaś ze mną, gdy to wszystko się zaczęło. To z tobą mieszkałam na Manhattanie. - uśmiechnęłam się ze łzami w oczach - Dziękuję ci, że mnie wspierałaś. Nawet gdy się wyprowadziłaś.
-Och, Jay... - przytuliła mnie - Masz racje, niunia. To był szalony rok.
-Chyba o kimś zapomniałyście. - usłyszeliśmy głos Eliota.
Stał na progu drzwi ubrany w czarny garnitur bez krawatu, a jego brązowe włosy jak zawsze były w nieładzie.
-Chodź do nas. - powiedziałam z uśmiechem.
-Och, jak miło !
Przytuliliśmy się w trójkę, śmiejąc się w najlepsze.
-Słyszałem, że to już koniec tej kontrowersyjnej historii ? - uniósł brew. - Happy End ?
Skinęłam z uśmiechem głową.
-Happy End, mój przyjacielu.
-Kto jest śliczny ? No kto ? No kto ?
-Oj, daj jej już spokój ! - śmiałam się z Zayna, który tulił Zoe do snu - Możesz ją już położyć, ucałowałam ją wcześniej.
-Okej. - położył Zoe do kołyski i wrócił do łóżka w samych spodniach od piżamy.
-Czy to te spodnie, w których podziwiałam cię tego pięknego, pierwszego poranka w twoim apartamencie ?
-Wtedy był jeszcze tylko mój. - pocałował mnie w policzek - Podoba mi się ta koszula.
Miałam na sobie koszulę nocną, sięgającą za kolano, w odcieniu bieli. Miała cienkie ramionka i spory dekolt.
-Jestem padnięta.
-Tym wszystkim ?
-O tak. WSZYSTKIM. - westchnęłam - Poznanie ciebie, Pokój Zabaw, kontrakt, pojawienie się Veronicki, Elena... - spojrzałam na niego - My.
Uśmiechnął się delikatnie.
-Możemy zacząć nową lepszą historię w naszym życiu.
Uśmiechnęłam się.
-Nic chyba nie będzie tak ciekawe jak ostatni rok.
Podparł się na łokciu.
-A chcesz się założyć ?
-Racja, z takim mężem nie mogę się nudzić. - cmoknęłam go, przesuwając się bliżej pod kołdrą - Każdy dzień jest coraz lepszy i ciekawszy. A teraz chodźmy spać.
Nie gasząc lampki nocnej, wtuliłam się w jego tors. Utulił mnie mocno i nakierował moją twarz w swoją stronę i pocałował mocno.
-Kocham cię, Zayn. - powiedziałam.
-Och Jay, ja ciebie też bardzo kocham. - ponownie mnie pocałował i przytulił do piersi - Słodkich snów.
I zasnęliśmy niedługo po tym, by następnego ranka obudzić się w nowym, lepszym rozdziale naszej pięknej historii i oczywiście długo wyczekiwanego, spokojnego - i co najważniejsze - wspólnego życia.
KONIEC
Dziękuję wam :") Jak ja będę za tym tęsknić.. <3
Nie wierzę, że to już koniec, ale jednak...
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wpieranie mnie i za czytanie naszego kochanego Sweet Dreams <3 <3 <3 <3
A Jay żegna się z wami osobiście :)
Słodkich snów :*
Słodkich snów :*
Jeju...Tyle miłych wspomnień,dziękuję ;*
OdpowiedzUsuńNie wiem co się z Tb dzieje,nigdy nie było takiej przerwy na blogu..
OdpowiedzUsuńKiedy ja nigdy nie wiem co napisać w komentarzu..Każde twoje opowiadanie jest moim zdaniem boskie..Sweet dreams też,choć przyznaje,że na początku mi się niezbyt podobało,ale potem było tylko lepiej :) Także szkoda,że się już skończyło ( choć dobrze,że było to szczęśliwe zakończenie )
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń